Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. so tell me what I wanna hear

notka i trochę organizacji pod rozdziałem!

Calum Hood sięgnął po swoje piwo i mógł przysiąc, że rękaw swetra przykleił mu się do blatu. To był obskurny bar, i nie wiedział, czemu Luke wybrał właśnie to miejsce na spotkanie, ale nie dyskutował. Calum pojawił się chyba za wcześnie, ale po namyśle i sprawdzeniu godziny stwierdził, że to Luke się spóźnia. Luke zawsze się spóźniał.

- No wreszcie. – mruknął Hood, spoglądając na przyjaciela zmierzającego w jego stronę. – Czemu masz to na sobie?

Luke szedł przez bar ubrany w koszulę w czarno-białą kratę. Nie nosił jej chyba od pierwszego roku w collegu. Hemmings jednak machnął ręką i wsunął się na wysoki, barowy stołek. Calum wybrał miejsce w rogu baru, w ocienionym kącie nie było opcji, żeby ktoś ich podejrzał, a od pewnego czasu byli coraz bardziej zdenerwowani. Oni wszyscy z jakiegoś powodu czuli ciepły oddech Roberta Bakera na karku.

- Mogliśmy naprawdę spotkać się u mnie. – stwierdził Cal, spojrzawszy na przyjaciela. – Co było tak bardzo niecierpiące zwłoki?

- Pamiętasz ruletkę? – spytał nagle Luke, a po plecach Caluma przebiegł dreszcz.

Oczywiście, że pamiętał ruletkę. To było popierdolone. Luke sięgnął w tym czasie do kieszeni spodni i wyjął telefon. Po chwili pokazał Calumowi ekran z kafelkami aplikacji i wskazał tą, której Cal najbardziej nie chciał zboaczyć.

- Po co to instalowałeś kretynie?

- To nie ja. – mruknął Luke. – Dostałem jakąś dziwną wiadomość, a potem kiedy chciałem wejść na instagrama zobaczyłem, że to tutaj jest. Znowu.

- Usuń to. Kurwa, Luke. Usuń to natychmiast.

- Sprawdź. – palnął Luke. – Sprawdź czy też to masz.

- Naprawdę, gdybym to miał, raczej bym się zorientował. – Calum z ociągnięciem wyciągnął telefon, ale nim zdążył cokolwiek sprawdzić, na ekranie pojawił się numer Mike'a. – Czekaj. – rzucił do Luke'a.

Calum odebrał, ale potem żałował, że to zrobił. Zupełnie tak, jakby to, że nie odebrałby telefonu miało jakkolwiek uratować gównianą sytuację.

- Cal? Wiem, że to dużo, ale musisz znaleźć Luke'a i pilnować, żeby nie zrobił jakiejś głupoty, dobra? – Michael wydawał się być rozdrażniony.

Calum spojrzał na Luke'a, a ten wpatrywał się w kran własnego telefonu marszcząc brwi. Jego twarz przyjęła wyraz silnego myślenia, jakby właśnie próbował rozwiązać zadanie z fizyki kwantowej.

- Co jest?

- Tracy dzwoniła. Ashton jedzie do Cambridge, ale nie mówisz nic temu kretynowi, dobra? Pilnuj, żeby nie wybrał się na żadna przejażdżkę. Chyba chodzi o Blair.

- To będzie łatwiejsze niż myślisz. W porządku. – Calum rozłączył się. – No dobra, stary, nie mam tej apki.

- To czemu ja ją mam? – mruknął Luke kręcąc głową. – Kto dzwonił?

- Corrine.

Ashton Irwin był z natury opanowanym człowiekiem. Uprawiał jogę, czasem medytował i starał się zachowywać spokój nawet w najbardziej patowych sytuacjach. Właśnie dlatego, w drodze do mieszkania Blair i Tracy powoli pokonywał schody, pilnując oddechu i mierząc każdy krok. Kiedy Tracy otworzyła mu drzwi, minę miała nietęgą. Przesunęła się tylko by go wpuścić i zaprowadziła do niewielkiego salonu.

Przez chwilę przed oczami Ashtona pojawiał się obraz Blair Hudson uczącej się do egzaminów. Miała taką samą, skupioną minę, ubrana była w podobne, bawełniane dresy i wyciągniętą koszulkę. Na jej nosie błyszczały okulary w gustownych oprawkach, których szczerze mówiąc nienawidziła.

- Jestem, o co chodzi?

Blair na dźwięk jego głosu uniosła wzrok, choć skupienia w nim nie było. Ash wiedział, że tak wygląda Blair w której głowie kłębi się za dużo pytań. Tak wyglądała Blair, która mogła za momencik wybuchnąć i niewiele jej brakowało. Odłożyła plik papierów obok siebie i otworzyła usta.

- Pora zacząć mówić, Ash. – rzekła jedwabistym, na siłę uspokojonym głosem. – Musisz być ze mną szczery. Co stało się w Oak Hill?

Ashton oblizał spierzchnięte usta. Czemu nagle postanowiła o to zapytać? Czemu właśnie w tej chwili, jej myśli uciekły w kierunku Oak Hill? Spojrzał na Tracy, poszukując o niej pomocy, ale ona tylko wzruszyła ramionami i mruknęła coś w stylu 'Lepiej powiedz', po czym wyminęła go i usiadła na fotelu. Ash rozejrzał się i zobaczył wielki napis 'AKTA SPRAWY 172-2629' na wierzchu brązowej teczki.

- Blair, czy naprawdę się do tego dokopywałaś? – spytał gardłowo.

- Nie musiałam. Profesor McNaan dostała tę sprawę i poprosiła grupę o pomoc. Nie ma tu waszych nazwisk, jesteście zapisani jako ponumerowane ofiary, dlatego... Dlatego tu jesteś. – w oczach Blair pojawiły się łzy.

Ashton niewiele z tego rozumiał. Po to tu był? Ach, czyli miała wszystko jak na dłoni. Ich zeznania, jego zeznanie... Że też nie byli tak mądrzy i nie zataili kilku faktów, które już na pewno poznała. Irwin westchnął ciężko, ale zanim otworzył usta, by coś powiedzieć, Blair wstała i podeszła do niego. Dzieliło ich ledwie pół metra, kiedy dziewczyna uniosła głowę i spojrzała w jego piwne oczy swoimi niebieskimi, przeszywającymi i zdradzającymi, że ona nie pozwoli mu się już wywinąć.

- Ash. – zaczęła spokojnie Blair. – Wiem kto złożył które zeznanie, bo wiem, jak się wysławiacie, okej? Wolałam pogadać z tobą, niż z którymkolwiek z nich, bo twoje zeznanie jest najpełniejsze. – Blair nie spuszczała z niego wzroku nawet na moment. – Dwie ofiary miały broń. Strzały zlały się w jeden, ale było ich kilka. Kto strzelał? Kto miał pistolet, Ashton?

Ashton poczuł falę gorąca przetaczającą się bezlitośnie przez jego ciało. Zacisnął usta w wąską kreskę i zdał sobie sprawę, że to już koniec maskarady. Istotnie, mówili ciągle, że w grupie przyjaciół nie mają przed sobą tajemnic, a faktycznie grzebali się w swoich sekretach, którymi nie dzielili się z więcej, niż jedną osobą.

- Nie wiem, dlaczego McNaan wybrała właśnie mnie, ale jeśli powiesz mi teraz, możemy to jakoś ukryć. Powiedz mi, kto? – oczy Blair szkliły się coraz bardziej. Broda jej drżała, z czym próbowała walczyć tak dzielnie, jak tylko mogła. – Ashton, czy to był Luke? Czy Luke miał wtedy broń?

Nagle Blair zacisnęła palce na jego koszulce o mało nie wbijając mu paznokci w skórę.

- Blair! – krzyknęła Tracy, kiedy Blair szarpnęła Ashtona. – Zostaw go.

- Kto? Ash, proszę. Powiedz mi, kto?

Ashton przełknął głośno ślinę obserwując łzy ściekające po policzkach Blair.

- Ja. Ja miałem broń. Nie pamiętam kto jeszcze, ale ja miałem pistolet i nacisnąłem wtedy spust.

Ashton obserwował emocje na twarzy Blair. Ulga mieszała się ze strachem. Czy właśnie powiedział, że to on był jednym ze strzelających? Czy to możliwe, że właśnie powiedział jej, że istnieje prawdopodobieństwo iż to on zabił Julię Baker?

- To będzie nasza tajemnica Ash. – Blair ostrożnie przesunęła po jego nagim przedramieniu opuszkami palców a potem złapała go za rękę. – Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Przecież to Robert Baker ją zabił no nie?

Blair naprawdę ulżyło, że to nie był Luke. Raczej Ashton by pamiętał, gdyby był to Luke. Oni zawsze pilnowali się nawzajem. Z drugiej strony pojawiła się obawa. Jeśli nie Luke, to który z nich? Calum czy Michael? Nie wyobrażała sobie Michaela z pistoletem, pociągającego za spust, mierzącego do kogokolwiek... A może?

- Oh Blair, w coś ty się wpakowała? – spytała swojego obicia w lustrze.

Stała boso na wilgotnych kafelkach łazienki. Woda ściekała jej z włosów i kropelki powoli podróżowały po skórze, by zaraz zniknąć pod jedwabną koszulką na ramiączkach. Rozczesała pasma i opuściła ciepłą, zaparowaną łazienkę na rzecz wychłodzonej reszty mieszkania. Tracy spała już w swojej sypialni a Blair nie mogła spać. Nie wiedziała, czy powinna w ogóle kłaść się i próbować zasypiać, ale wtedy ciche chrapanie Ashtona śpiącego na salonowej kanapie przyciągnęło jej uwagę.

Kiedy spał, znów miał siedemnaście lat i chude, długie ramiona. Zawsze bębnił w coś palcami. Czy to możliwe, żeby te palce pociągnęły spust i zabiły Julię? Blair potrząsnęła głową i odpędziła od siebie wszystkie mroczne myśli. To nie był żaden z nich. Na pewno nie.

Rano Blair zdała sobie sprawę, z faktu, że może ledwie drzemała pół godziny. Wypiła kawę i czując dreszcze na całym ciele zamknęła okno w kuchni, przy którym lubiła czytać książki.

- Będę leciał. – mruknął Ashton. – Hej, Blair...

- Tak, jak powiedziałam, Ash.

- Nie o to chodzi... Jest środa.

Blair przyjrzała mu się trochę nieprzytomnie. Oczywiście, że wiedziała. Został jeden dzień do wyjścia Bakera.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. – skłamała Blair. Pokonała odległość dzielącą ją od Ashtona i objęła go mocno szczupłymi ramionami. – Wszystko będzie dobrze, tak?

- Tak. – Ashton gładził jej włosy, a potem znowu spróbował się uśmiechnąć. – Wszystko będzie dobrze...

Huk wypełnił ich uszy i zatrząsł szybami w oknach. Blair odsunęła się od Ashtona i oboje rzucili się w stronę okna wychodzącego na ulicę. Ogromny słup ognia i dymu unosił się z miejsca, w którym Ashton jeszcze wczoraj zaparkował swoje camaro.

- Kurwa mać. – zaklął głośno sięgnąwszy po telefon.

Blair patrzyła na palące się auto. Huk wywabił z sypialni nawet zaspaną Tracy. Hudson nie skupiała się na tym, do kogo Ashton dzwonił, ale po chwili tylko usłyszała.

- Niemożliwe, żeby od tak wybuchł, Luke. Kurwa. Robert chyba właśnie wraca do żywych.

hej! akcja się dzieje, jak widać na załączonym obrazku! pracuje obecnie nad kilkoma rzeczami i układam mniej więcej harmonogramy!
oficjalnie, All Over Again będzie pojawiało się w niedziele i czwartki
mam nadzieje, ze będą to dostępne terminy dla wszystkich! na razie enjoy kochani, love y'all

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro