1. alright, i am moving along
Blair Hudson nigdy nie narzekała na swoje życie. No dobra, Blair Hudson nigdy zbytnio nie narzekała na swoje życie. Wkurzała się tylko, kiedy ktoś porównywał ją do Blair Waldorf, bohaterki tego serialu „Plotkara", a potem zestawiał to jeszcze z nazwiskiem Hudson, jednocześnie będącym nazwą rzeki przepływającej przez stan Nowy Jork. Komiczne połączenie, ale ona urodziła się przed wyemitowaniem pierwszego odcinka i była naprawdę Bogu ducha winna, że tak nazwali ją rodzice. Blair Hudson ciężko pracowała i była jedną z najambitniejszych osób, jakie znała. Niemalże mieszkała w bibliotece szkolnej, podczas nauki w liceum, chcąc jak najlepiej przygotować się na studia. Przychodziła jako pierwsza, wychodziła jako ostatnia wynosząc jeszcze stosy książek na rękach. Potem te książki wciskała do swojego priusa i wiozła je do domu, by móc uczyć się jeszcze więcej. A przynajmniej tak myśleli jej rodzice.
Jej rodzice, wymagający i surowi ludzie, ledwie ją widywali, ale byli z niej bardzo dumni. Zawsze patrzyła na nich z pewnym dystansem i zdążyła już sobie zapamiętać jak wygląda jej dumny ojciec, kiedy mówi, że jego jedyna córka wśród trzech synów, Blair Joanne Hudson ma zamiar studiować prawo na Harvardzie. I faktycznie robiła wszystko co mogła, by dostać się na prawo, i kiedy w końcu jej się udało, rodzice zmienili śpiewkę na „Nasza kochana Blair dostała się na Harvard! Tak, jesteśmy z niej bardzo dumni!".
Blair Hudson w swojej perfekcyjnej otoczce córki idealnych rodziców miała jednak malutką skazę, zdaniem jej rodziców, nie dorastających jej do pięt znajomych i chłopaka, postrzeganego przez jej matkę jako najgorszy wrzód na tyłku. Choć matka Blair tyle razy robiła sobie liposukcję, że na jej tyłku nie było już absolutnie nic. Otóż, Blair na początku pierwszego roku liceum zaczęła spotykać się z Lukiem, wysokim blondynem o zawsze ułożonych włosach i przystojnej choć nieco chłopięcej twarzy, który do życia Panny Idealnej wniósł choć odrobinę zdrowego chaosu i kolczyk w dolnej wardze. Spotykali się ze sobą aż do końca pierwszego semestru ostatniej klasy, a potem w burzliwej kłótni trwającej miesiąc, po prostu się rozstali, dokonując podziału przyjaciół, niczym małżeństwo, dzielące się dziećmi i prawem do opieki.
Blair zrobiła to, co miała zrobić. Dostała się na cholerny Harvard, i chociaż Luke złamał jej serce (oboje połamali sobie serca, albo po prostu wyburzyli je ogromnymi kulami), stanęła na nogi. W końcu była licealistką i wtedy wydawało jej się, że to koniec świata, że jej życie skończyło się w tamtej chwili, kiedy Luke wyszedł z jej domu trzaskając drzwiami. Czasem, kiedy o tym myślała, chciałaby się przenieść do przeszłości, spojrzeć na zapłakaną Blair, i powiedzieć jej, żeby się nie martwiła bo Luke to frajer, i w końcu znajdzie swojego Romea. Dwudziestoletnia Blair go miała.
Anthony Brendt był spełnieniem marzeń państwa Hudson. Rok starszy student prawa na Harvardzie, kapitan drużyny wioślarskiej, zbierający wiele wyróżnień wysoki, dobrze umięśniony ciemnowłosy i ciemnooki chłopak o nienagannym obyciu i co najważniejsze, bez tego okropnego kolczyka w dolnej wardze, spełniał wszystkie oczekiwania na idealnego zięcia, choć Blair nie myślała o nim w tych kategoriach.
Blair już od dawna nie mieszkała w domu. Wynajmowała mieszkanie z dwoma sypialniami ze swoją absolutnie najlepszą przyjaciółką, którą dostała podczas podziału przyjaciół. Kochała Tracy Turner całym sercem, choć przyjaciółka była okropną bałaganiarą, a Blair okropnie nienawidziła nieładu, jakoś się dogadywały. Oczywiście, to nie tak, że Blair po prostu olała kumpli Luke'a. Z Ashem nadal spotykała się czasem na kontemplacje nad kubkiem kawy. Wtedy zdawał jej relację z życia chłopaków, omijając temat Luke'a jak tylko mógł, chyba że jego postać w jakiejś historii była kompletną koniecznością.
Blair Hudson wreszcie mogła powiedzieć, że była zadowolona ze swojego życia takiego, jakim było. Może z Lukiem nie wyszło i może straciła na niego swoje najlepsze, nastoletnie lata, ale co z tego? Świat przecież ciągle istniał i życie toczyło się dalej.
Czwartkowy wieczór jak zwykle było zarezerwowany dla znajomych i frytek w Boston Burger Company. To tam Blair Hudson i jej najlepsza przyjaciółka, Tracy Turner spotykały się z Anthonym Brendtem, który zawsze na powitanie całował Blair zdecydowanie zbyt długo, Jamesem Fanningiem, Lily Palmers i Vee Adler oraz Tommym McCulhenem. Zasiedli przy stoliku, który zwykli nazywać 'swoim' i złożywszy najdłuższe zamówienie tej nocy, nadrabiali zaległości z tygodnia.
- Gadałem z Richardsonem. – powiedział Anthony, zarzuciwszy ramię na oparcie krzesła Blair. Miał na sobie bordową bluzę z wielkim logo Harvardu na piersi, ale tutaj nie robiła na nikim wrażenia. Przecież oni wszyscy byli z Harvardu. – Stwierdził, że nie zaliczy mi tego eseju z prawa konstytucyjnego, bo jest „zbyt krótki" i „zbyt ogólnikowy", ale ja uważam, że po prostu się wkurza, bo pokonaliśmy Yale w ostatnich zawodach. Wiecie, że on jest z Yale, nie?
- Richardson nikomu nie zalicza esejów z prawa konstytucyjnego. – przypomniał James Fanning, rudowłosy dryblas z nosem pokrytym piegami tak gęsto, że aż był pomarańczowy. – No, przynajmniej nikomu, kto jest facetem.
- Pieprzycie głupoty. – Vee Adler, wysoka, smukła blondynka o nienaturalnie zielonych oczach zamrugała falbanami rzęs. – Jeśli piszecie beznadziejne eseje, to tak jest. U nas na roku zaliczył ten esej nawet facetom.
- Mówisz o tych dwóch gejach?
Blair odezwała się chyba po raz pierwszy tego wieczoru. Jeśli chodzi o jej ambicję, nie mogła narzekać a jeśli chodzi o jej wygląd, również była ponad przeciętna.
Nie była wysoka, raczej średnia, o szczupłych nogach, i raczej małym biuście, ale za to ładnym wcięciu w talii. Miała ciemnobrązowe włosy do ramion które jej fryzjerka rozjaśniła pasmami, nadając im różowego poblasku i niebieskie oczy, za które faceci dawali się pokroić. Nie lubiła swojego nosa i zbyt jasnej cery, pod którą kiedy nie nakładała makijażu, z łatwością dało się zobaczyć siateczkę żył.
- Mhm. – Vee pociągnęła łyk swojego piwa. – Wiesz, o Elonie i Yatesie, czaisz których?
- No tak. – zamiast Blair odpowiedziała Tracy. Często kończyły za siebie zdania, albo odpowiadały jedna zamiast drugiej. – Ja dostałam B+.
Takie rozmowy, głównie o studiach, towarzyszyły każdemu czwartkowi. Wychodząc z knajpy Blair i Tracy zwykle szły okrężną drogą do ich mieszkania, okropnie znudzone i wspominały trochę czasów liceum, kiedy biegały po Bostonie z grupką kompletnie wystrzelonych chłopaków. Czasem, ale już coraz rzadziej, Tracy zdarzało się wypowiedzieć imię Luke'a, i patrzyła wtedy na Blair, której twarz natychmiast zmieniała wyraz.
Tracy Turner, oprócz głupiego zestawienia imienia i nazwiska mogła powiedzieć, że nie ma żadnych wad. Miała śliczną, opaloną skórę i mogła bez skrępowania nosić krótkie koszulki i szorty, bo jej ciało przypominało idealną rzeźbę w Met. Czarne włosy do pasa lśniły, jakby zawsze były lekko wilgotne, a jej ciemnobrązowe oczy uważnie śledziły życie toczące się dookoła.
Tracy często martwiła się o Blair. Zwłaszcza zaniepokojona była, kiedy doszło do tego okropnego zerwania z Lukiem. To ją złamało. Tracy była przekonana, że sama Blair nigdy jej się do tego nie przyzna, ale to zerwanie zmieniło Blair Hudson najprawdopodobniej na zawsze. Ona po prostu zgasła. Kiedyś, oprócz tej chorej ambicji i nacisku rodziców, Blair śmiała się głośno, i zawsze uśmiechała się szeroko na widok Luke'a. Kiedyś Tracy czytała „Małego Księcia" i zapamiętała z tej książki jedną, istotną linijkę, która idealnie opisywała Blair z tamtych lat.
Jeśli będziesz przychodził przykładowo o czwartej, zacznę być szczęśliwy już o trzeciej.
I właśnie tak było. Kiedy Luke miał przyjść o czwartej, Blair zaczynała błyszczeć już o trzeciej, zbyt szczęśliwa by móc to pojąć. To chyba tylko dzięki niemu Tracy nadal miała przyjaciółkę. Nie, żeby nie wierzyła w umiejętność znoszenia presji przez Blair, ale przy nikim jej najlepsza przyjaciółka nie umiała się tak wyluzować jak przy nim.
- Słuchaj, Tracy. – słyszała wielokrotnie. – Mleko po prostu się wylało, dobra? Nie rozpamiętujmy tego, i lepiej siądźmy do tej analizy procesu Lincolna.
No i taka stała się Blair. Obowiązkowa. Ona nie rozpamiętywała, tylko po prostu szła dalej nie oglądając się za siebie. Przepłakała po zerwaniu chyba zapas łez na całe życie, a potem podniosła się, wytarła twarz i wróciła do szkoły, a potem poszła na pieprzony Harvard. Tracy trochę ją podziwiała, ale tęskniła. Tęskniła za nastoletnią Blair Hudson.
rozdział pierwszy, jakoś może się spodoba, akcja rozwija się powoli, taki mam styl, can't do anything about it! rozdziały będą sie pojawiały, kiedy będą się pojawiały (tak, takie jest określenie tego czasu), i fantastycznie!
to tak naprawdę test, czy pomysły o północy to dobre pomysły!
love y'all!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro