17
Pov Olivia
Następnego dnia z samego rana idę do Louisa. Niall miał coś do załatwienia, więc wzięłam auto Tomlinsona. W recepcji mnie informują mnie, że szatyn znajduje się na sali intensywnej terapii. Dostałam jednak zgodę na odwiedzenie go.
Zarzucam na siebie wierzchnie nakrycie, które każe mi założyć pielęgniarka. Wchodzę do środka i podchodzę do jego łóżka. On nie wygląda dobrze, nawet nie oddycha sam, tą czynność przejął za niego respirator. Ciężko patrzeć na niego w takim stanie.
Siadam na krześle obok jego łóżka. Delikatnie głaszczę też wierzch jego dłoni. Wiem, że wcześniej chciałam za wszelką cenę się od niego odsunąć, teraz czuję przez to tak wielkie wyrzuty sumienia, że jestem gotowa zaakceptować całą tę sytuację.
Jestem tak zamyślona, że nie zauważam nawet wejścia lekarki. Czuję jedynie jej rękę na moim ramieniu. Spoglądam w stronę około pięćdziecioletniej ciemo włosej kobiety.
- Nie musisz się tak bardzo zamartwiać - mówi do mnie. - Jego życiu już nic nie zagraża. Jak wydobrzeje to się obudzi, nie siedź tu.
- Wolę zostać tu.
- Twoje zadręczanie w niczym mu nie pomoże. Jak odzyska przytomność to do ciebie zadzwonimy - komunikuje mi i po chwili ręka Louisa zaczyna się poruszać. A jego powieki powoli się podnoszą.
- Wyjdź stąd - każe mi lekarka, a ja wykonuje polecenie.
Po około dziesięciu minutach kobieta opuszcza salę, a ja podchodzę do niej by wypytać o stan chłopaka.
- I co z Louis'em?
- Jesteś trochę słaby, ale szybko nabierze siły. Możesz do niego wejść - po tych słowach nie czekam ani chwili dłużej tylko wchodzę do szpitalnej sali. Zbliżam się też do Louisa. Nadal nie wygląda zbyt dobrze, ale nie ma już tej rurki w ustach tylko podają mu tlen przez małe kable do nosa.
- Bardzo mnie przestraszyłeś - mówię do niego i chwytam jego rękę.
- Przepraszam - chrypi. Ma bardzo słaby głos.
- Jak się czujesz? - wiem, że nie jest to zbyt oryginalne pytanie, ale muszę je zadać.
- Boli mnie gardło, ale sądzę, że to przez tę rurkę, którą dopiero ta baba mi wyciągała. To nie było przyjemne uczucie - na jego twarzy pojawia się grymas.
- Niedługo to powinno minąć. Nie musisz się tym przejmować.
- Długo spałem? - pyta, a ja uświadamiam sobie, że on nie ma pojęcia o tym co się wczoraj wydarzyło. Sądzi, że jest dopiero po operacji.
- Miałeś dość poważne komplikacje. Byłeś nieprzytomny około dwudziestu godzin - ma zdziwioną minę.
- Mówiłem, że mam złe przeczucia - przypomina mi. - Dobrze, że chociaż żyję.
- Nawet tak nie mów - zakazuje mu. - Bardzo się bałam. Miałam też wielkie wyrzuty sumienia, że cię zdenerwowałam. Teraz to już ci przysięgam na wszystko, że już nigdy nie spotkam się z Harrym. Skasuje też jego numer - lekko się uśmiech na moje słowa.
- Pocałuj mnie skarbie - prosi mnie, a ja nachylam się nad nim i całuje jego usta.
Liczę na waszą opinie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro