alexithmia
dobry wieczór, speedrun był robiony. krótki vasmonakles, bo zamiast się uczyć, piszę fanfiki.
miłego czytania~
___
Gregory czuł się niechciany w niektórych momentach swojego życia, ale jego chłopacy zawsze utrzymywali go w przekonaniu, że tak nie jest. Czas jednak płynął, ciężkie czasy nadeszły i gdy każdy z nich skupiony był na napadach, chwile pieszczot i miłości zaczynały znikać na rzecz szukania potrzebnych przedmiotów i nieprzespanych nocy. Zwykle Gregory niemiałby z tym problemu, lecz brak czułości w związku dotyczył tylko jego. Erwin i Vasquez wydawali się zapomnieć o nim i przez to zaczynał czuć się jak piąte koło u wozu.
Jego chłopacy na pewno go kochali, był tego pewien. Nawet, jeżeli Erwin na niego nakrzyczał, bo chciał się przytulić, a Vasquez odepchnął go przy próbie pocałunku, dalej był pewien, że gdzieś tam jest uczucie. Mieli być na zawsze, prawda?
Tylko, że szatyn zaczynał wątpić w ich miłość. Erwin i Vasquez pracowali ciężko i Montanha był jedyny w domu, który utrzymywał ich przy życiu. To on sprzątał, robił zakupy i gotował dla swoich kochanków, podczas gdy oni się rozwijali. Czas w Los Santos przeważnie spędzał sam, jeżeli nie był na służbie – kiedyś był to czas z przynajmniej jednym z nich. Coraz częściej łzy spływały mu po policzkach, chociaż nie powinny. Powinien być wdzięczny, że ma dwóch kochających go chłopaków. Najwidoczniej każdy potrzebował przerwy w uczuciach.
Każdej nocy zostawał sam w swoim pokoju, nie było już ciepłych ramion na jego talii. Gregory był niemal stuprocentowo pewny, że para przestępców spała razem w pokoju Erwina. Rankami udawało mu się przyłapać Vasqueza wychodzącego z jego pokoju. Nie miał jednak z tym problemu – musieli mieć powód, dla którego nie chcieli z nim spać. Dni zaczynały robić się gorące i spanie w trójkę mogło być niewygodne.
Ale dlaczego to tak bardzo bolało? Ciemnooki nie chciał myśleć o smutnych rzeczach, nie chciał, aby ludzie wokół niego czuli potrzebę poprawiania mu humoru. Dlatego nosił sztuczny uśmiech, zanosił posiłki swoim chłopakom, sprzątał i czuł się coraz gorzej z samym sobą.
Chociaż wątpliwości narastały, nie pozwolił sobie na najgorsze myśli. Dalej miał nadzieję, że gdy wyścig o napad się skończy, ich związek powróci do normalności.
Szykował się na samotną misję, o której nie wiedział tak naprawdę wiele. Poinformował Erwina o swoich planach i chociaż ten nie spojrzał na niego ani razu, dalej wiedział (lub chciał wiedzieć), że oboje z jego kochanków nie będą się martwić, wiedząc gdzie jest. Jednym z powodów, dla których postanowił się zgłosić, była ciekawość. Czy zauważyliby, że go nie ma? Ciekawość zżerała go od środka, ale i tak nie chciał martwić Erwina i Vasqueza. Mieli teraz ciężki czas i nie powinni skupiać się na nim.
Wziął ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy i wyszedł z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Spojrzał jeszcze raz na swój plecak, do którego spakował potrzebne przedmioty. Trochę jedzenia na powolną podróż, sprzęt elektryczny i niewielkie zdjęcie całej trójki razem. Chmury deszczowe zbierały się na niebie, idealnie odwzorowując jego humor. Westchnął i wsiadł na swojego samochodu. Następnie ruszył w stronę komendy.
W tym samym czasie Erwin dalej pracował nad nową recepturą na jeden z ładunków wybuchowych, które miał zamiar wykorzystać podczas napadu. Starał się jak mógł, aby osiągnąć swój cel. Potrzebował tego ładunku – ułatwiłoby to im pracę. Już tyle razy próbowali dostać się do Union Depository, że powoli tracili morale. Jednak nie poddawali się, napędzani myślą o łupie.
Niebieskooki wszedł powoli do pokoju Erwina, podchodząc do chłopaka siedzącego przy biurku. Skończył swoją pracę na dzisiaj i chciał spędzić czas z Gregorym, ale nie mógł go nigdzie znaleźć.
— Erwin, czy wiesz gdzie jest Grzesiu? Dawno go nie widziałem...
Złotooki spojrzał na niego, zaskoczony jego obecnością. Nie zauważył wejścia chłopaka do pokoju.
— Coś mi mówił, ale nie słuchałem. Przepraszam, powinien być gdzieś na mieście. – Głos siwowłosego drgał z zawstydzenia. Na co dzień był bardziej uważny, ale teraz był bliski zrobienia ładunku wybuchowego i naprawdę nie mógł pozwolić sobie na przerwę.
Vasquez pokiwał głową i zaczął bawić się włosami złotookiego. Osoby, które znajdowali na mieście zaczynały z nimi handlować, praca Erwina również kierowała się ku końcowi, więc brak czasu miał niedługo zniknąć. Vasquez i Erwin planowali wyjechać na wakacje, robiąc przy tym niespodziankę szatynowi. Czuli się trochę nie fair w stosunku do najstarszego, pomagał im w każdym momencie ich życia i nawet teraz, gdy nie mieli czasu dla niego, był wyrozumiały.
Nie wiedzieli, że Gregory wylewał codziennie masę łez. Nie wiedzieli, że Gregory przestawał czuć się kochany.
***
Misja przeciągała się. Spędził już wiele czasu samotnie, na tyle by nie czuć się źle będąc sam. Zanim się spostrzegł, nie było go już tydzień. Znajdował się daleko od swoich kochanków i chociaż tęsknota zżerała go od środka, nie chciał wracać. Dom zaczął kojarzyć mu się z bolesnym odrzuceniem i miał już dosyć ciągłego rozczarowania.
Obserwował Cayo Perico. Dostawali wiele zgłoszeń na temat handlu bronią i każde śledztwo kierowało ich na tę wyspę. Miał jedynie obserwować teren i w razie problemu uciec, ale gdy poruszał się do przodu, nie umiał się wycofać. Dlatego po rozbiciu prowizorycznego obozu, spędził masę czasu obserwując lornetką centrum wyspy. Noce były zimne, ale przyzwyczaił się już do tego. Może i kiedyś każdej nocy otaczały go dwie pary ciepłych ramion, ale teraz został już sam.
Na samą myśl o swoich partnerach ogarniał go lekki smutek. Chciał tak bardzo ich przytulić, pocałować i spędzić z nimi czas. Zanim się spostrzegł, nie mógł już oddychać, wizje zasłoniła mu mgła, a ciało trzęsło się niekontrolowanie. Chciał wrócić, chciał się przytulić, chciał znowu być kochany.
Czas minął, noc zrobiła się ciemniejsza niż zazwyczaj, a jego prowizoryczne schronienie nie dawało mu poczucia bezpieczeństwa. Słyszał szelest liści, tupot ciężkich butów i ostre uderzanie metalu o metal. W tym momencie chciał wrócić do swojego domu. Zastanawiał się tylko, co tak naprawdę może nazywać swoim domem.
Nagły huk sprawił, że szybko podniósł się z prowizorycznego łóżka. W ostatniej chwili zdążył zrobić unik, a wybuch rozbrzmiał kilkanaście metrów od niego. Zaczął panikować – jego ostry krzyk sprawił, że osoby na wyspie zwróciły na niego uwagę. Tupot stawał się głośniejszy, szelest rozbrzmiewał niebezpiecznie. Kilka kul wystrzeliło w jego stronę. Próbował je uniknąć, jednak nie zauważył osoby za sobą. Wystrzeliła, i trafiła idealnie w ramię Gregoryego. Mężczyzna syknął z bólu i upadł. Szybko chwycił za swój pistolet i zaczął się bronić. Szybko się poddał. Jego jedynym wyjściem była ucieczka do łódki, co szybko zrobił. Cieszył się, że udało mu się uciec. Dawno nie czuł takiego strachu.
***
Przez natłok obowiązków ani Vasquez ani Erwin początkowo nie zauważyli braku szatyna. Dopiero po kilku dniach, gdy mieli dzień wolny, zauważyli, że ich najstarszego kochanka nie było w domu. Na początku myśleli, że wyszedł spotkać się z Hankiem, jednak, kiedy nie wrócił, niepokój zaczął w nich narastać. Gdy niebieskooki postanowił wyjść poszukać ich chłopaka, siwowłosy postanowił wejść do pokoju Montanhy, który był kiedyś ich wspólnym pokojem. Gregory miał największe łóżko, więc zazwyczaj razem spali właśnie tam, ale ostatnio to się zmieniło. Erwin razem z Vasquezem załatwili łóżko dla całej trójki i ze smutkiem stwierdzili, że ciemnooki nie spał z nimi. Nie wiedzieli, dlaczego, ale skoro ten czuł się lepiej samemu w swoim pokoju, nie mogli nic na to poradzić. Teraz myśląc o tym Erwin doszedł do wniosku, że prawdopodobnie zapomnieli powiedzieć mu o zmianie miejsca spania. To wyjaśniłoby, dlaczego nie spał z nimi.
Knuckles z przerażeniem stwierdził, że ostatnio mogli zaniedbywać policjanta. Mężczyzna miał wiele razy wątpliwości co do ich związku i przeważnie on albo Vasquez wybijali mu je z głowy, ale teraz żaden z nich nie zwrócił uwagi na sygnały, jakie dawał. Gregory mówił Erwinowi gdzie się wybiera! Tyle, że nie słuchał i teraz mieli kłopoty.
Pokój szatyna nie wyglądał tak jak zawsze. Pościel powoli przestawała nim pachnieć, pomieszczenie wyglądało jakby nikt w nim nie mieszkał. Na myśl o tym złotookiemu zrobiło się niedobrze. Chciał, aby jego wątpliwy chłopak wrócił, aby mógł go obsypać miłością. Na co dzień Erwin nie był czułą osobą – trudno było mu okazywać uczucia. Jednak myśl o tym, że Gregory nie czuł się kochany, sprawiała, że chciał płakać.
Położył się na łóżku i dopiero, gdy zaciągnął się lekkim zapachem policjanta, poczuł jak bardzo za nim tęsknił. Ból powoli narastał w jego piersi, czekał tylko na powrót swoich kochanków.
Vasquez szybko odwiedził najpopularniejsze miejsca w Los Santos. Nikt nie wiedział gdzie jest Gregory, ale dzięki Capeli dowiedział się, że wyruszył na jakąś misję. Był zły na siebie, że pozwolił sobie na zignorowanie swojego kochanka.
Wrócił do domu i szybko zaczął szukać Erwina. Gdy znalazł go w pokoju najstarszego, złotooki spał, jego twarz zapłakana, a oddech niespokojny. Podszedł do niego i położył się obok. Pościel była przyjemna w dotyku, ale serce Vasqueza bolało na myśl, że Gregoryego nie ma z nimi.
***
Gregory obudził się z wielkim bólem w ramieniu. Spojrzał na zegarek i odetchnął z ulgą, gdy zauważył, że jest już poranek. Wyszedł z łódki, wcześniej poprawiając mokre ubrania. Mógł już wracać do domu, chociaż nie chciał tego robić. Powrót do szarej rzeczywistości nie brzmiał idealnie. W nocy udało mu się względnie opatrzeć ranę, ale nie wiedział czy wdało się zakażenie. Nie czuł się najlepiej, ale musiał dojść do miasta, aby odpowiednio zająć się swoją raną.
Odetchnął świeżym powietrzem. Słońce dopiero wstawało, co oznaczało, że przy odpowiedniej szybkości będzie mógł dojechać do miasta przed południem. Miał tylko nadzieję, że uda mu się włamać do jakiegoś samochodu i nie będzie musiał iść na piechotę. Ruszył w stronę drogi i uśmiechnął się, gdy zobaczył, że samotne samochody stały na parkingu.
Był zmęczony i obolały, chciał położyć się na swoim łóżku. Zastanawiał się, czy w domu będą czekać na niego. Mimo że mówił Erwinowi, że wyjeżdża, ten nie wyglądał jakby się tym przejmował. Ba! Wyglądał jakby go w ogóle nie słuchał.
Gregory był już w połowie drogi, gdy zauważył niewielki sklep. Spojrzał na swoje ramie, z którego dopiero niedawno przestała sączyć się krew i uznał, że chwila przerwy nie zaszkodzi. Zatrzymał się i wysiadł z auta, ciesząc się, że miał przy sobie trochę gotówki. Mógł kupić zwykłą wodę i bandaże. Po zakupach zdjął koszulkę i delikatnie przemył ramię, od razu czując się trochę lepiej. Wytarł się starą koszulką i ubrał nową bluzę. Chciał wrócić do domu w wygodnych ubraniach, lecz przede wszystkim chciał ukryć swoją ranę. Nie chciał, aby jego partnerzy martwili się o niego.
Gdy zaczął widzieć początki budowli, strach pojawił się w jego oczach. Nawet nie zwracał uwagi na to jak bardzo był zmęczony. Powoli zwolnił, chciał delektować się widokiem budynków w mieście, w którym mieszkał. Zawsze czuł sentyment do tego miejsca, czuł się niezwykle mogąc być w tym mieście.
Powoli dojeżdżał do domu. Wziął głęboki oddech i choć chciał skręcić i pojechać do Hanka, nie zrobił tego. Musiał być dzielny i musiał skonfrontować się ze swoimi kochankami. Nie czuł się już kochany, nie chciał też wracać do mieszkania, aby zobaczyć jak Erwin i Vasquez spędzają razem czas i są szczęśliwi bez niego.
Unormował oddech i wysiadł z samochodu, zostawiając go na parkingu. Nie należał do niego i nie miał co z nim zrobić, a brak telefonu nie pozwolił mu na wezwanie lawety. Ostatni raz spojrzał na niebo i ruszył w stronę apartamentowca. Cicho otworzył drzwi i zanim mógł porządnie wejść do domu, zaatakowały go znajome ramiona.
— Grzesiu, kochanie, gdzie ty byłeś? – Usłyszał cichy szloch.
Erwin trzymał go w swoich ramionach. Było przyjemnie i miło, ale jego myśli szybko przejęły kontrolę. Powiedział mu gdzie się wybiera, więc jego przekonania okazały się prawdziwe. Odsunął się, więc od złotookiego i chociaż widział ból w jego oczach, nie ugiął się. To nie on zawinił.
— Mówiłem ci gdzie się wybieram, ale wy mnie odrzucaliście od tygodni! To nie moja wina, że mnie nie słuchacie. – Odwrócił wzrok i odsunął się w stronę swojego pokoju. Nie zdążył jednak dojść do drzwi, siwowłosy złapał go za zranione ramie, przez co szatyn syknął z bólu. Na ten dźwięk, Vasquez wychylił się z łazienki myśląc, że Erwinowi coś się stało – jego zdziwienie wzrosło, gdy zobaczył Gregoryego. Strach szybko pojawił się w jego oczach, gdy podbiegł do zranionego mężczyzny, zdejmując z niego bluzę. Oczy Erwina zaszły mgłą, gdy zauważył okropną ranę na ramieniu swojego chłopaka.
— Co się stało? – Vasquez zapytał, gdy szatyn usiadł na kanapie.
— Ciężka noc, nic szczególnego.
— Nic szczególnego? Masz okropną ranę na ramieniu! Ktoś cię postrzelił, a ty mówisz, że to nic szczególnego?! – Erwin podniósł głos, zdenerwowany.
— Co was to obchodzi? Ignorowaliście mnie od kilku tygodni, a teraz, gdy poddałem się w walce o waszą uwagę, zauważyliście mnie. Nie wiem, o co wam chodzi, ale nie ma już siły.
Vasquez otworzył szerzej oczy słysząc słowa ciemnookiego. Nie wiedział, że ten czuł się tak źle. Nie chciał nigdy sprawić, aby jego starszy chłopak czuł się niechciany.
— Grzesiu, jesteś dla nas najważniejszy. Nawet, jeżeli czujesz, że tak nie jest, nic nie zmieni naszych uczuć do ciebie – niebieskooki podszedł do mężczyzny, kładąc dłonie na policzkach starszego.
Gregory poczuł, jak łzy płyną mu po policzkach. Vasquez już dawno oczyścił i zabandażował jego ranę. Chciał się przytulić, chciał masę słodkich pocałunków i chciał spędzić czas ze swoimi chłopakami.
— Dlaczego więc przestaliście spać ze mną? Czułem się taki wykluczony.
— Czy nie powiedzieliśmy ci, że kupiliśmy nowe łóżko? Jest teraz w pokoju Erwina i myśleliśmy, że nie chcesz z nami spać – odparł.
— Dlaczego miałbym nie chcieć z wami spać? Żaden z was nie powiedział mi o tym, jak miałem znać powód, dla którego zostałem sam w łóżku? Nie czułem się kochany, nie chcieliście spędzać ze mną czasu. – Łzy dalej lały się po policzkach szatyna.
Vasquez podniósł Grzesia i zaniósł go do swojego pokoju. Erwin poszedł zaraz za nimi, aby usiąść na łóżku. Niebieskooki położył go na materacu, ułożył się obok i delikatnie przytulił. Siwowłosy zaraz się do nich przyłączył, delikatnie całując kark najstarszego.
— Grzesiu, kochamy cię i nigdy o tym nie zapominaj. Możemy być słabi w okazywaniu tych uczuć, ale one nigdy się nie zmieniają. Przepraszamy za bycie takimi paskudnymi chłopakami. – Erwin wyszeptał mu do ucha.
— Tak, ja też was kocham chłopaki, proszę, nie zostawajcie mnie już nigdy.
— Nie mamy nawet takiego zamiaru, Grzesiu. Jesteś nasz i nie myśl o opuszczeniu nas. – Vasquez spojrzał mu głęboko w oczy i pocałował go delikatnie.
A tego wieczoru te dwa słodkie słowa krążyły na okrągło nad trzema mężczyznami, którzy nareszcie zasnęli w swoich ramionach. Gregory w końcu czuł się jak w domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro