Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22- Wszędzie blond

Tak jak obiecałam. Dziś od dawna wyczekiwany rozdział o Natsu :D Jeśli zastanawiasz się co też się dzieje w jego różowej głowie. Odpowiedź na to pytanie i wiele innych znajdziesz w tym rozdziale. 



Natsu przez cały dzisiejszy dzień był niczym chmura gradowa. Wiedział, że jeśli potrwa to dłużej, to zostanie okrzyknięty nowym „postrachem" szkoły. Nie mógł jednak nic na to poradzić. Według niego ten dzień powinien wyglądać zupełnie inaczej.

Wstał w całkiem niezłym nastroju. Mimo, że po imprezie w ogóle się nie wyspał,  po wypiciu czarnej kawy ponownie wrócił do żywych. Wstał nawet wcześniej, niż było to konieczne, ponieważ chciał jeszcze przed wyjściem do szkoły poćwiczyć. Ostatnimi czasy zaniedbał trening i nie był zadowolony z rezultatów owej decyzji. Odnosił wrażenie, że mięśnie jego brzucha nie są już tak wyraźnie zarysowane jak były jeszcze do niedawna. Nie żeby wcześniej zwracał na to szczególną uwagę, lecz teraz z jakiegoś powodu zaczął to zauważać. Chciał prezentować się najlepiej jak tylko mógł przynajmniej wizualnie, skoro jego niewyparzona gęba z pewnością szybko narobi mu nowych wrogów.

Stał przed lustrem i przyglądał się swojemu „koledze" po drugiej stronie. Różowe, nastroszone włosy były już trochę przydługie i zasłaniały mu czoło, a także momentami wpadały do oczu. Ciemna karnacja była tak samo widoczna jak gdyby wczorajszego dnia był na słońcu, mimo tego, że pora roku uniemożliwiała opalanie. Czarne jak węgielki oczy spoglądały na niego z jakże rzadkim ożywieniem.

Ten typ urody zawdzięczał swojemu ojcu. Podobno miał jeszcze ciemniejszą karnacje od syna z tym, ze posiadał też krwistoczerwone włosy, nie wiśniowe jak Natsu.

Ponownie przyjrzał się swojemu odbiciu. Tym razem większą uwagę skupiając na swojej sylwetce. Był rozbudowany i umięśniony, ale w taki naturalny sposób bez zatruwania się jakimś hormonalnym badziewiem. Szerokie ramiona oraz plecy, umięśniona klatka piersiowa, na której dostrzec można było żebra. Jego tors kształtem przypominał trójkąt równoramienny, a dolny kąt tej figury znikał pod paskiem jego spodni. Umięśnione, aczkolwiek szczupłe nogi wynurzały się spod jego spodenek ¾.

Natsu nigdy nie marznął dlatego niezależnie od pory roku zazwyczaj ubierał się tak jak by było lato. No chyba, że pojawił się mocny wiatr lub śnieg. Wtedy mama nakazywała mu coś na siebie włożyć, a on zawsze marudził, lecz ostatecznie jej ulegał.

Uważał się za przystojnego, młodego młodzieńca przed którym jeszcze do niedawna wszystkie dziewczyny padały na kolana. Wystarczyło, by poświęcił im choć gram swojej uwagi. Nie narzekał na brak popularności w poprzedniej szkole, mimo, że był okrzyknięty tak zwaną „złą sławą". Wszyscy, którzy mu podpadli trzęśli się na samą wzmiankę jego imienia. I tak naprawdę nie musiał się jakoś specjalnie wysilać, by dostać taką opinie. Wystarczyło kilka plotek z jego udziałem, w większości przesadzonych, ale naiwni ludzie wszystko łykną.

Jednak wbrew temu co sądzi większość ludzi, nie urodził się tak dobrze zbudowany. Ciężko pracował nad swoją tężyzną fizyczną, by sytuacje z jego dzieciństwa więcej się nie powtórzyły. Jakże ciężko było wzbudzić w innych respekt i szacunek do niego, gdy ma tak oryginalny kolor włosów. Zamiast bać się innych wolał sam siać strach w ich sercach. Długoletnie doświadczenie nauczyło go, że tylko podążając tą drogą osiągnie zamierzony cel.

Kiedy jechał na motocyklu miał naprawdę dobry nastrój. Pozwolił nawet dwóm samochodom się wyprzedzić, mimo, że w normalnej sytuacji byłoby to niedopuszczalne.

Wczoraj udało mu się pogodzić z Lucy. Nawet ją przeprosił, a ona go nie wyśmiała, co uznał za dobry początek. Liczył na to, że od teraz ich relacja ulegnie zmianie, choć do końca nie był pewien czego tak naprawdę od niej oczekiwał. Wiedział jedynie, że nie chciał żyć z nią w niezgodzie i sądził, że po wczorajszym, może nawet uda im się porozmawiać bez krzyczenia jedno na drugie.

Zaparkował swój motor blisko wejścia i ściągnął kask. Zaczesał dłonią włosy do tyłu po czym zaczął spojrzeniem skanować okolice. Szukał blond włosów, a kiedy je ujrzał już planował do niej podejść. Jakie było jego zaskoczenie, gdy zza filaru przy wejściu, praktycznie znikąd wyłonił się czarnowłosy chłopak, który zarzucił ramię przez jej głowę, po czym razem weszli do środka.

Natsu stał tak przez chwile nie bardzo wiedząc czy powinien wierzyć w ten jakże „uroczy" obrazek przed swoimi oczami czy tylko coś mu się przywidziało. Po raz pierwszy zaklął na swój sokoli wzrok, bo w innym wypadku mógłby wmówić sobie, że widział inną blondynkę z innym brunetem.

Chcąc się jednak upewnić, ruszył już mniej żwawym krokiem w kierunku budynku. Minął swoich rówieśników na parterze i skierował się na pierwsze piętro. Wcześniej sprawdził swój rozkład zajęć, więc wiedział, że miał mieć pierwsze zajęcia z nowego przedmiotu- botaniki. Średnio chciało mu się siedzieć na tak nudnych wykładach, lecz uznał, że skoro są to pierwsze zajęcia, to przynajmniej dowie się z nich jakie minimum go obowiązuje by zaliczyć.

Wśród tłumu uczniów do jego uszu dotarł tak dobrze znany mu śmiech, więc zaraz spojrzał w tamtym kierunku, po czym zamarł. Scenka, która się tam rozgrywała była bardziej, niż drażniąca.

Lucy razem z Greyem stali przy ścianie. Chłopak się o nią opierał placami, natomiast blondynka otoczona jego ramionami opierała się o niego. Szczebiotała coś wesoło i z ożywieniem przez cały czas. Uśmiechała się do niego i co chwile wybuchała śmiechem.

Co jest do kurwy nędzy?!

Dragneel miał wrażenie jak gdyby przeniósł się w czasie do dnia pierwszego. Z tym, że tym razem było znacznie gorzej. Ta dwójka wydawała się być sobie bliższa, niż kiedykolwiek wcześniej. Ona uśmiechała się do niego szeroko i to był jej uśmiech. Ten sam, który jemu się tak podobał. Prawdziwy. Szczery. A nawet, gdyby miał co do tego wątpliwości to radosne iskierki w jej oczach nie kłamały.

Nawet się nie zorientował, że zagryzł zęby dopóki nie rozbolała go szczęka. Mierzył ją spojrzeniem przez całą długość korytarza, a ona jakby wyczuwając jego spojrzenie po chwili przeniosła na niego swój wzrok. Przez ułamek sekundy wydawało mu się, iż była zmieszana, lecz kiedy mrugnął uśmiechnęła się do niego serdecznie po czym pomachała mu. Po tym jakże „życzliwym" powitaniu ponownie spojrzała na swojego wybranka.

Co to kurwa ma znaczyć?!

Jego szczęka zacisnęła się jeszcze mocniej i nagle usłyszał trzask. Miał wrażenie, że właśnie poszedł jeden z jego zębów. Jeden uczeń, który niechcący na niego wpadł przeżegnał się przerażony widząc jego minę.

Sam miał wrażenie, że krew w jego żyłach się gotuje. Nie rozumiał swojej reakcji. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Po prostu momentalnie zrobił się tak wściekły, że miał ochotę coś rozwalić albo kogoś uderzyć, a najchętniej Greya. W odmętach jego umysłu echem odbijał się zgryźliwy głos kolesia z imprezy

 „ Z prawdziwą miłością nie wygrasz".

Nie wiedział skąd mu się to wzięło, ponieważ Fullbuster do tej pory mu nie podpadł. Nie zrobił nic co mogłoby spowodować, że trafiłby na jego czarną listę. Nie mógł powiedzieć, że pałał do niego sympatią od pierwszego wejrzenia zwłaszcza, gdy usłyszał jak ten dupek oskarżał go o to, że niby specjalnie ją wtedy przejechał tym motorem. Ale takiej niechęci jak w tej chwili, wcześniej do niego nie czuł.

Po rozpoczęciu zajęć jego nastrój wcale nie uległ zmianie. Wgapiał się w plecy Lucy przez cały czas i aż dziw bierze, że nie wywiercił jej na skórze dziury. Ona jednak zajęta swoimi sprawami nie posłała mu nawet jednego spojrzenia do momentu, w którym nie wytypował jej jako swojej partnerki do projektu.

Jej reakcja nie spodobała mu się. Nie była tak waleczna i zawzięta jak na zajęciach z dziennikarstwa, kiedy przy całej klasie przekomarzał się z nią. Tym razem miał wrażenie, że zrezygnowana zwyczajnie zaakceptowała to co przyniósł jej los. Była zawiedziona.

Ale dlaczego? Przecież się pogodziliśmy do cholery jasnej, czy nie?

Sam już nie był pewien co myśleć na ten temat. Tym bardziej, że wczoraj tak jakby jej obiecał, że jeśli będzie chciała porozmawiać z nim na temat wypadku to on się na to zgodzi.

Czyżby była tak zmęczona, że umknęło to jej uwadze?

Zachodził w głowę. Faktycznie nie była w szczytowej formie, lecz po tak upartej osobie jak ona oczekiwał, że zacznie go przepytywać w pierwszej chwili, gdy tylko go ujrzy. W końcu tak jakby dał jej zielone światło...no dobra żółte, ale to już jakiś postęp.

Kiedy zaczął bardziej wgłębiać się w temat doszedł do wniosku, że może dobrze się stało, iż odpuściła.

Znienawidziłaby mnie, gdyby poznała prawdę.

Uświadomił sobie jednak dość ponurą rzeczywistość. Bez tego tematu ona w ogóle nie miała potrzeby z nim rozmawiać, ani spędzać z nim czasu. Jeśli faktycznie postanowiła odpuścić, to on nie był jej do niczego potrzebny. Nagle poczuł ostry ból po lewej stronie klatki piersiowej. Nie trwało to długo, lecz nie dało się objawu zlekceważyć.

Czyżbym się dziś przeciążył na treningu?

Gdy tylko dzwonek oznajmił koniec zajęć, Natsu wypadł z auli nawet nie oglądając się za siebie. Uznał, że będzie lepiej jak to Heartfilia go znajdzie. Czy jej się to podobało czy nie, mieli ten projekt zrobić razem a znając ją będzie chciała jak najszybciej się za to zabrać.

Odpalił papierosa i wypuścił duży, szary kłąb dymu na akurat przechodzącą nieopodal uczennice. Zakasłała z dezaprobatą i pomachała dłonią przed nosem chcąc odgonić nieprzyjemny zapach. Obejrzała się przez ramię, zapewne chcąc zwrócić mu uwagę,lecz wystarczyło jedno spojrzenie, by zrezygnowała.

Myślał o rzuceniu tego śmierdzącego świństwa, ale dzisiaj potrzebował zapalić. Właściwie to potrzebował się też napić.

Może powinienem odwiedzić ten klub, który niedawno otworzyli na rynku?

Pomysł wydawał się bardziej niż kuszący.

Może jak wleje w siebie tonę alkoholu to przestane się czuć jak pieprzony wulkan na granicy wybuchu.

Miał naprawdę wielką ochotę zabrać się stąd w cholerę, ale w taki sposób nie da Heartfili nawet szansy na znalezienie go, a on nie wiedzieć czemu chciał by to zrobiła.

Musiał długo czekać, a powoli zaczynała kończyć mu się cierpliwość, kiedy wychodził ze stołówki. Minęły dwa wykłady, a ona NIC nie zrobiła. Wściekał się jeszcze bardziej, a przerażeni uczniowie schodzili mu z drogi. Wszyscy poza jedną osobą.

Był przygarbiony, a ręce schował z kieszenie. Patrzył w podłogę nie chcąc każdego napotkanego gromić wzrokiem. Prawie ją nadepnął, nim się zorientował, że zastawiła mu przejście.

Podniósł głowę i spotkał zatroskane i zdezorientowane brązowe oczy. Spoglądała na niego z trochę zdawać by się mogło zmartwioną miną.

- Natsu, wszystko gra?- zapytała jak gdyby nigdy nic, bacznie mu się przyglądając. Miał ochotę krzyknąć.

Nie, kurwa!

Lecz przecież ostatnie czego chciał to ją wystraszyć, więc przywdział maskę obojętności, tak by nie była wstanie nic z niego wyczytać.

- Bywało lepiej- odpowiedział jak by nie patrzeć zgodnie z prawdą.

- Czy coś się stało?

- Nie jestem w nastroju- prychnął- Za to ty wyglądasz na przeszczęśliwą- powiedział posyłając jej karcące spojrzenie.

- Tak...u mnie wszystko w porządku- odpowiedziała niepewnie na niego zerkając, zupełnie jak by wyczuła, że powinna być ostrożna.

- Właśnie widziałem- odburknął pod nosem, na co blondynka jeszcze uważniej mu się przyjrzała.

- Natsu, na pewno wszystko dobrze? Wydajesz się spięty- stwierdziła, po czym dotknęła jego ramienia. Jego mięsień napiął się pod wpływem jej dotyku jeszcze bardziej, a ona z wrażenie, aż cofnęła dłoń. Czuł jakby miejsce, którego ona dotknęła zajęło się ogniem, bo aż piekło. Dla pewności zerknął czy przypadkiem skóra nie była zaróżowiona, lecz nic takiego nie dostrzegł.

- Widzisz? Nawet twoje mięśnie samoistnie próbują zaatakować każdego, kto się do ciebie zbliży- zażartowała uśmiechając się do niego, lecz jemu nie było do śmiechu.

- Więc radze się nie zbliżać- warknął niekontrolowanie. Zauważył, że pod wpływem jego groźnego tonu wzdrygnęła się, lecz nie odsunęła nawet o milimetr.

- Ja tylko chciałam cie zapytać co zrobimy z tym projektem. Masz jakiś pomysł?

Właściwie to miał. Wiedział, że ich tematem miały być wyjątkowe rośliny, ale nie w znaczeniu, że rzadko spotykane, a takie, których właściciele darzą sentymentem. On sam nigdy nie bawił się w ogrodnika, ani nie zamierzał, lecz wiedział, że w ich domu rośnie paproć, którą jego matka pielęgnowała od zawsze. Ponoć jest w ich rodzinie już od trzech pokoleń. Kushina bardzo dbała o nią jak i inne grządki nieopodal ich domu. Dragnel czasem zachodził w głowę kiedy jego matka znajdowała na to czas skoro pracowała, gotowała i wykonywała wszystkie obowiązki domowe, a także wychowywała jego, co nie było łatwym orzechem do zgryzienia.

- Nie mam- odparł sucho, sam nie będąc pewnym dlaczego tak ją traktował. Lecz z jakiegoś powodu na nią także był zły, choć nie pojmował powodu. Jakimś „magicznym" sposobem wściekłość skierowana na jej chłopaka teraz częściowo przeszła na nią.

- Ok, w takim razie zdzwonimy się w tej sprawie, co?- ponownie na nią spojrzał choć w tej sytuacji było to ciężkie. Resztkami sił woli powstrzymywał się, by czegoś jej nie powiedzieć. Miał ochotę wydrzeć się na nią sam nie wiedząc czemu. Lecz kiedy dostrzegł wyraz jej twarzy, zacisnął jedynie mocniej pięści ukryte w kieszeniach spodni.

W pierwszej chwili pomyślał, że wyglądała na przestraszoną i był pewien jak nic, że jeśli teraz na nią ryknie to ją spłoszy. Jednak za drugim spojrzeniem dostrzegł, że się pomylił. To nie strach był widoczny w jej oczach, a niepokój. Nie rozumiał czego się obawiała, lecz tego, że poprawnie odczytał jej emocje był pewien. Czuł, że dłużej już nie wytrzyma. Kieszenie jego dżinsów błagały, by przestał i groziły potarganiem jeśli ich nie wyciągnie.

- Tak, zdzwonimy- rzucił w biegu i wyminął ją. Nie musiał się oglądać za siebie by wiedzieć jak bardzo skołowana musi teraz być.

Wyleciał ze szkoły jak z armaty. Wiedział, że nie wysiedzi ani jednej pieprzonej minuty w tym miejscu. Musiał się stąd wynosić jak najszybciej zanim zrobi komuś krzywdę.

Wsiadł na motor i odpalił. Jechał znacznie szybciej niż powinien, z pewnością szybciej, niż to dozwolone, ale szum w uszach powodowany wiatrem, uderzanie jego rozpiętej skórzanej kurtki o siedzenie, to było dla niego tak znajome. Tak kojące. Kiedy pędził z taką prędkością komuś mogłoby wydawać się to dziwne, ale on właśnie wtedy czuł, że miał nad wszystkim kontrole. Nienawidził jej tracić, a teraz tak właśnie się czuł. Nie panował nad niczym co działo się wokół niego, a na domiar złego nie potrafił zapanować nad własnymi emocjami i temperamentem.

Nie wiedział nawet gdzie jedzie. Na wypad do klubu było stanowczo za wcześnie. Było tylko jedno miejsce, w które mógł się udać będąc w takim nastroju. Miejsce,w którym zawsze potrafił się uspokoić. Przyspieszył.

Gdy dotarł na miejsce, zsiadł z motoru i usiadł na trawie. Znajdował się teraz w swoich osobistym azylu. Nie musiał się obawiać, że ktokolwiek będzie obok, ponieważ tutaj nigdy nikogo nie było, gdyż w tym miejscu nie było dosłownie niczego. Właśnie to Natsu uwielbiał w nim najbardziej.

Znajdował się teraz na dość wąskim odcinku porośniętym trawą. Dwa metry przed nim była wyrwa w ziemi ciągnąca się kilkanaście metrów w dół. Wyglądem przypominało to wąwóz, lecz tak jakby połowę z niego. Dlatego, że na dole znajdowała się mała rzeczka i gąszcze. Czasem, gdy stał na krawędzi i spoglądał w dół odnosił wrażenie, że tu tutaj znajduje się koniec świata. Tak też ochrzcił to miejsce.

Znalazł go przez przypadek jadąc na motorze. Pierwszego dnia po powrocie od ciotki strasznie pokłócił się ze swoją matką. Był cholernie wkurwiony na nią za to, że musiał się przeprowadzić i pożegnać z kumplami, a tym samym ze starym życiem. W ogóle nie podobało mu się to, że rodzicielka tak zarządziła, więc tak musiało być. Z jakiej racji w tym wieku miał jej słuchać?

W rzeczywistości to strach nim wtedy kierował. Strach i obawy. Jak to będzie mieszkać w małej mieścinie gdzie każdy zna każdego? Wiedział, że wystarczy, że wywinie jeden numer, a to będzie się za nim ciągnęło do usranej śmierci. Wcześniej mieszkał w dużym mieście, w samym jego centrum, a i tak wystarczyło, że raz, drugi... no dobra dwudziesty drugi coś wymodził, a wszyscy z sąsiedztwa patrzyli na niego jak na wariata.

Czy to naprawdę aż tak dziwne w dzisiejszych czasach, żeby wydrzeć się na menela na całe osiedle za to, że wychlał piwo? Na swoje usprawiedliwienie dodam, że to było MOJE piwo!

Po ogromnej awanturze z matką wsiadł na motocykl i pojechał, sam nie wiedząc gdzie zmierzał. Tam gdzie poniósł go wiatr oraz koła jego ukochanej maszyny. Pech albo szczęście- sam na początku nie wiedział- że benzyna mu się skończyła, a on był zmuszony się zatrzymać. Siedział tu przez pół dnia myśląc o wszystkim co się wydarzyło. Ochłonął i wrócił do domu po północy. Zrobiłby to wcześniej, ale musiał zatankować, co znaczyło iż był zmuszony z buta udać się na stacje benzynową oddaloną o osiem kilometrów, po czym wrócić z paliwem. To była długa i pamiętna wędrówka.

Ostatecznie jednak dała mu do myślenia. Po powrocie do domu przeprosił matkę i pogodził się z nią. Przemyślał swoje zachowanie i uświadomił sobie, że niesprawiedliwie ją potraktował. Doskonale wiedział, że powodem ich przeprowadzki wcale nie była praca, którą dostała w Magnolii mimo, że upierała się przy swoim. Tak czy inaczej to ona go wychowała. Wszystko jej zawdzięczał. A po dłuższym namyśle zrozumiał, że ona zwyczajnie się o niego martwiła, o jego przyszłość. Pragnęła go chronić. Czy nie to matki zawsze robią?

Tak czy inaczej jest jedyną kobietą w życiu, którą kiedykolwiek kochał, a tym samym nie ma dla niego nikogo ważniejszego od niej.

Chciał w jakiś sposób wynagrodzić jej starania, dlatego więcej nie powiedział słowa na temat nowego domu, szkoły, czy znajomych. Obiecał jej też, że tym razem będzie inaczej, a sytuacja z przeszłości więcej się nie powtórzy. By nie utrudniać jej jeszcze bardziej zadania jakim było wychowanie go oraz nie przysparzać jej więcej zmartwień.

Teraz usiadł na trawie i oparł się plecami o motocykl. Pragnął choć częściowo się uspokoić, bo nie chciał, by Kushina znowu musiała go oglądać w tym stanie. Oddychał głęboko i zamknął oczy. Powietrze tutaj było znacznie czystsze, pozbawione wszechobecnych spalin.

Nie potrafił zrozumieć jednego. Wcześniej obecność Lucy działała na niego kojąco i uspokajająco. Była niczym miękka chmura na której człowiek mógł położyć głowę. Ciepła i delikatna pozwalająca mu się rozluźnić i zrelaksować. Natomiast teraz odnosił wrażenie jak gdyby ta „chmurka" zmieniła się w burze z piorunami. Tym samym działając na niego drażniąco, powodując jego gniew i irytacje.

Jak to możliwe, by jedna osoba wzbudzała we mnie tak skrajne emocje? Przecież to nie jest normalne.

Zazwyczaj, gdy ktoś działał na Natsu jak przysłowiowa „płachta na byka„ niezależnie od tego co ta osoba robiła. Mogła się uśmiechać, śmiać, płakać, bez znaczenia. Taka osoba zwyczajnie działała mu na nerwy. Jeśli natomiast chodziło o działanie łagodzące nikt poza jego matką nie wpływał tak na niego. To z tego powodu polubił towarzystwo Heartfilii. Przy niej czuł się tak jak jeszcze nigdy przedtem. A teraz to zniknęło zupełnie tak jakby nigdy czegoś podobnego nie było. Nie rozumiał tego.

Nie był pewien tego ile czasu minęło, ale kilka godzin na pewno, ponieważ zaczęło się ściemniać. Spojrzał na zegarek. Było po dwudziestej co znaczyło, że spokojnie mógł udać się do klubu. Wsiadł na motocykl, ostatni raz spojrzał na tak dobrze działający na niego krajobraz po czym ruszył. Miał dwa wytyczone cele, które pomogą mu ogarnąć ten pieprzony mętlik w głowie. Musiał się upić i kogoś zerżnąć.


Zatrzymał się przed budynkiem, z którego nawet zza zamkniętych drzwi dobiegała głośna, dudniąca muzyka. Nocny klub znajdował się na końcu korytarza pod ziemią. Wstęp był darmowy, więc nie potrzebował kupować biletów.

W pomieszczeniu było gorąco i duszno. Z trudem przeciskał się przez tłumy tańczących, spoconych ciał. Kierował się w stronę baru, lecz dotarcie do niego zajęło mu kilka minut. Jakieś dwie obce dziewczyny próbowały porwać go do tańca. Całkiem atrakcyjne, musiał przyznać, ale w tej chwili nie był w nastroju.

Dopadł do baru i usiadł na jednym z wolnych krzeseł. Zamówił trzy shoty i wypił je niemal jednych duszkiem. Dopiero teraz rozejrzał się po klubie.

Sala taneczna była średniej wielkości dlatego ludzie mieli problem z pomieszczeniem się. Głośne bity powodowały, że nie słyszał nawet barmana, który co chwile krzyczał na jednego chłopaka, który zaliczył zgon przy barze na dodatek obrzygał połowę stołu.

W klubie było stosunkowo ciemno, poza fluorescencyjnymi światłami w różnorakich kolorach, które padały na tańczących z kuli dyskotekowej, która wirowała w najlepsze wokół własnej osi, niczym bączek, którego ktoś nakręcił. Na końcu sali po drugiej stronie znajdowała się niewielka scena z mikrofonem, a na ścianie wisiała plandeka, na której z rzutnika pojawiał się tekst podczas organizowania karaoke. Przed sceną stało kilka krzeseł.

Loże dla tak zwanych VIP-ów znajdowały się na piętrze do którego prowadziły strome schody po lewej stronie baru. Stoliki z krzesłami poustawiane były przy ścianach, by nie przeszkadzać nikomu na parkiecie.

Atmosfera tego miejsca była całkiem niezła, choć Natsu bywał z lepszych klubach. Im więcej wypił tym bardziej zaczynała podobać mu się zarówno muzyka jak i wystrój. Nie miał ochoty tańczyć, więc skanował pomieszczenie wzrokiem by wypatrzeć jakąś ładną sztukę, którą mógłby do siebie zabrać. Wiedział, że niezależnie od tego do której podejdzie każda będzie jego. Bez względu na to czy przyszła z chłopakiem, kolegą, czy choćby mężem. Dragneel potrafił być bardzo przekonujący.

W tym miejscu bawili się jego rówieśnicy oraz osoby młodsze, bądź starsze o kilka lat. Limit wieku skutecznie uniemożliwiał ludziom po dwudziestce piątce wstępu, co według niego było genialnym pomysłem.

W większych miastach rzadko kiedy jest limit wieku w takich miejscach. Ile razy musiał się użerać z dobrą trzydziechą, która uwiesiła się na jego ramieniu i próbowała go zachęcić do wspólnej zabawy. Twierdziła, że taka dojrzała kobieta jak ona może takiego chłopca jak on sporo nauczyć, na co Dragneel odburknął jej, że umiejętności nie liczy się w latach.

Sięgał właśnie po sam już nie widział, którego shota, kiedy poczuł na swoim ramieniu uścisk kobiecej dłoni. Obrócił głowę i chciał „grzecznie" odprawić namolną istotę i powiedzieć jej by nie wpierdalała się kiedy on pije, lecz gdy ujrzał znajomą twarz ściągnął jedynie usta w cienką linie.

Teraz lepiej przyjrzał się postaci. Była to drobna kobieta o krótkich białych włosach i świecących radością niebieskich oczach. Była ubrana w czarny odcięty przy biuście top oraz skórzaną czarną mini. Uśmiechała się do niego szeroko coś do niego mówiąc, lecz muzyka skutecznie zakłócała komunikację.

Pochyliła się bardziej nad jego uchem.

- Hej Natsu, co tu robisz?- spojrzał na dziewczynę spode łba. Miał ochotę krzyknąć.

Pije do diaska! Nie widać?!

Lecz nie chciał urządzać scen przed młodszą koleżanką ze szkoły. Zanim się zorientował, przysiadła się obok i zamówiła drinka. Nie skomentował tego, że jest niepełnoletnia i nie powinna pić. Co go to obchodziło? Sam już nawet nie pamiętał kiedy przeszedł inicjacje alkoholową, a patrząc na to z jaką wprawą dziewczyna wypiła pół szklanki, szybko zorientował się, że dla niej to nie pierwszyzna.

Po chwili przypomniał sobie jednak jak młoda reagowała na alkohol, więc przystopował ją. Ostatnią rzeczą jakiej pragnął było robienie za niańkę. 

Po jaką cholerę do mnie podchodziła?!

- Zatańczymy?- po chwili dotarły do niego jej słowa. W myślach szybko przeanalizował swoje opcje.

 Jeśli zostanę przy barze to ona zostanie ze mną. Z pewnością będzie chciała dotrzymać mi towarzystwa w piciu co nie skończy się dobrze. Mogę wyjść i ją zostawić, ale jeszcze nie zrobiłem tego co zamierzałem. Najmniejszą szkodę wyrządzi na parkiecie. Jest atrakcyjna, więc szybko znajdzie jakiegoś partnera, a ja w międzyczasie rozejrzę się za jakąś miłą koleżanką.

Po chwili podjął decyzje i pozwolił się jej wyciągnąć na parkiet. Przez pierwsze dwa kawałki tańczyli obok siebie, lecz Natsu ledwo zwracał na nią uwagę. Otoczony był przez trzy szczupłe kobiety. Blondynka tańcząca przed nim chwyciła go za dłoń chcąc porwać do wspólnych baletów. Wyrwał rękę z jej uścisku i groźnie zmierzył ją wzrokiem.

Z jakiegoś powodu nie miał ochoty przebywać w towarzystwie blondynki, mimo, że była atrakcyjna. Szczupła, wysoka z niebieskimi oczami. Uśmiechała się do niego uwodzicielsko, a jej długi koński ogon podskakiwał wraz z nią w rytm muzyki.

Cholerne blond włosy.

Tego wieczoru takiego zachowania ze strony Dragneela zaznała każda blondynka usiłująca się do niego zbliżyć. Nie wiedział dlaczego, ale zwyczajnie nie miał ochoty oglądać blond włosów. Ten kolor działał mu na nerwy. Nie przeszkadzało mu jednak towarzystwo brunetek czy szatynek.

W międzyczasie udało mu się gdzieś zgubić Lisanne w tym tłumie. Przez moment zastanawiał się jeszcze czy z dziewczyną wszystko było w porządku. Domyślał się, że mogła być jedną z najmłodszych uczestniczek zabawy, a ostatecznie nie był takim draniem, by chciał, aby stała jej się krzywda.

Jednak promile, które uderzyły mu do głowy skutecznie wyrwały tę myśl z jego umysłu. Zamiast tego skupił się na krągłościach czarnowłosej piękności, która przyciskała biust do jego ramienia. Zmierzył ją spojrzeniem z góry na dół.

Była wysoka, a w szpilkach praktycznie dorównywała mu wzrostu. Ciemne, gęste włosy falami okalały jej szczupłe ciało. Czarne jak noc oczy były zamglone pożądaniem, a kokieteryjny uśmiech nie znikał z jej ust już od dobrych kilku minut.

Nada się.

Złapał ją na rękę i zaczął ciągnąć w kierunku wyjścia. Nie opierała się tylko przylgnęła do jego pleców idąc na nim. Już po chwili oboje wypadli na chłodne, nocne powietrze. Nie śledził czasu, ale przypuszczał, że mogła zbliżać się trzecia w nocy.

Pierdolić szkołę! Zostaje w domu.

Nowa znajoma bardziej, niż chętnie usiadła na motorze za nim. Oplotła go swoimi długimi rękami, niczym boa dusiciel, a długimi paznokciami zaczęła drapać jego skórę na umięśnionym brzuchu. Przypuszczał, że miało go to pobudzić, lecz nie robiło na nim najmniejszego wrażenia.

Przez chwile wahał się jeszcze nad tym czy powinien prowadzić. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu pojawiła się groźna twarz jego matki grożąca mu palcem, lecz alkohol wciąż krążący w jego żyłach przyczynił się do tego, że szybko pozbył się wątpliwości.

Co się może stać?

Odpalił maszynę i ruszył pustą, ciemną ulicą w kierunku swojego domu.


Ledwo się poruszył, a jego głowę przeszył ostry ból. Miał zawroty głowy i sucho w ustach. Próbował otworzyć oczy, ale pierdolone pulsowanie nie ustępowało, wręcz przeciwnie przybierało na sile przy każdej jego próbie.

Po kilku minutach walki z samym sobą w końcu udało mu się otworzyć oczy. Pulsowanie nie ustępowało, a on w pierwszej chwili nie mógł sobie przypomnieć co mogło u niego spowodować tak koszmarny stan.

Z zakamarków jego wciąż otępiałego umysły pojawiły się obrazy wczorajszej nocy. Ujrzał Lisanne, kilka blondynek, które poprzedniej nocy się do niego przystawiały, twarz Lucy, a na koniec brunetkę z którą opuścił lokal.

- Czemu do kurwy nędzy widzę JEJ twarz?- wkurzony próbował się podnieść z łóżka, lecz po chwili jęknął- kurwa! Moja głowa!- po czym opadł ponownie na poduszki.

Nie rozumiał dlaczego przed oczami stanęła mu twarz Heartfilii, nie był aż tak pijany by nie pamiętać, że nie było jej w lokalu.

Zaczął dłońmi masować pulsujące od bólu skronie. Już dawno nie miał takiego kaca. Uniósł się lekko na łokciu i sięgnął po szklankę z wodą stojącą na szafce nocnej. Duszkiem wypił całą jej zawartość. Kiedy odstawiał ją z powrotem dostrzegł miganie diody powiadomień na swoim telefonie. Sięgnął po niego. Już na ekranie blokady ujrzał, która była godzina. Grubo po pierwszej po południu.

Nic dziwnego, że słońce tak jebie mnie w oczy.

Przetarł twarz dłonią i wszedł w nieprzeczytane wiadomości. Na jego wyświetlaczu pojawiło się imię przez, które na sekundę wstrzymał oddech otwierając wiadomość.

Hej Natsu, gdzie jesteś?

Miałeś oddzwonić w sprawie projektu.

Zadzwoń do mnie, musimy coś ustalić.

Wiadomość zawierała jedynie trzy zdania, a mimo to Natsu przeczytał ją z pięć razy. To była pierwsza wiadomość jaką od niej otrzymał. A przynajmniej taka, którą napisała z własnej inicjatywy i nie była odpowiedzią na zadane jej przez niego pytanie.

Mimowolnie kąciki jego ust nieco się uniosły, a tępy ból głowy jakby nieco zelżał. Położył się ponownie na łóżku przytykając dłoń do swojego czoła. A pod nosem mruknął

- Pierdolona Heartfilia


To był dla naszego ulubieńca dość ciężki dzień....a jeszcze ciężka noc. Wy zapewne domyślacie się co doprowadziło go do takiego stanu, ale on jest zdezorientowany. A co robiła Lucy w międzyczasie? Czy wie ja chłopak spędzał czas? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro