6
Siedziałam na łóżku i przyglądałam sms. Dostałam ich dziesięć. Osiem było od Diany, a dwa od numeru nieznanego. Przeczytałam pierw te od przyjaciółki, wróć... byłej przyjaciółki.
Diana: Gdzie jesteś?
Diana: Wstałam rano i nie znalazłam cię ani w domku ani nad jeziorem.
Diana: Już po ciebie jadę.
Diana: Twoja mama mi powiedziała, że pojechałaś odwiedzić daleką rodzinę, ale ja w to nie wierzę, bo byś mi o niej opowiedziała.
Diana: Lynn, martwię się.
Diana: Dlaczego mi nie odpisujesz?
Diana: Co się stało na tym ognisku?
Diana: Odezwij się. Buziaki.
Kiedy czytałam te wszystkie sms'y z moich oczu poleciało kilka łez, wyobraziłam sobie, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie będzie żadnych wyjazdów, pogaduszek czy wspólnych imprez. Otarłam kciukiem łzy które miałam na policzku i spojrzałam na kolejne sms'y od nieznanego numeru.
Nieznany: Co się stało na ognisku, że uciekłaś? Byłem aż tak pijany, że postanowiłaś się od nas zerwać?~ Nial
Nieznany: Odpisz mi lub Dianie, bo bardzo się martwimy o ciebie ~Nial.
Czyli on niczego nie pamiętał? Czyli mogłam nie wyjeżdżać? Zaraz, nie. Musiałam wyjechać. A jakby powtórzyło by się to gdzieś na mieście, albo jakby byli trzeźwi? Podjęłam słuszną decyzję. Mam taką nadzieję. Moje rozmyślania przerwało głośne pukanie w drzwi. Boże, a to co? Zwariował do reszty. Po co tak walić?
- Już idę!
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież, brunet nie czekając na zaproszenie po prostu wszedł do środka. Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
- Aha, aha dobra.- wyszeptałam- śmiało wejdź.
Chłopak usiadł na moim łóżku i zaczął się na mnie patrzeć.
- A więc o co ci chodziło z tym ,,nikomu tego nie pokazuj" - powiedziałam mu dokładnie to, co powiedział mi on kilka godzin temu.
Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę i w końcu się odezwał.
- To co ty zrobiłaś, nikomu się jeszcze nie udało. Znaczy, tylko nielicznym.
- Wybacz, ale dalej za bardzo nie rozumiem.
- Poczekaj- wstał i podszedł do parapetu, po czym ściągnął z niego doniczkę z pięknym zielonym kwiatem. Podszedł do mnie i położył mi go na kolanach.- teraz przyłóż dłoń do ziemi.- popatrzyłam się na niego krzywo. O co mu chodzi? Panuje nad wodą, a nie nad ziemią.
- Posłuchaj. Ashton, tak? Nie wiem o co ci chodzi, ale jak dobrze wiesz to ja nie potrafię panow... - oczywiście, jak wszyscy nie dał mi dokończyć.
- Uwierz mi.
- Nawet cię nie znam, a ty każesz mi- wskazałam na siebie palcem - żebym tobie- wskazałam na niego palcem - uwierzyła.
Ashton popatrzył na mnie tymi swoimi ślicznymi oczami, i wiedziałam, że gdybym teraz stała to kolana by się pode mną ugięły.
- Ugh. Dobra.
Położyłam dłoń na zimnej, mokrej ziemi. Dlaczego ona jest mokra? Pewne dlatego, że jak jeszcze spałam to Tris podlewała kwiatki? Nieważne.
- Co dalej? - spytałam bez jakichkolwiek emocji, bo wiedziałam, że nie ma szans, żeby to się udało.
- Podnieś rękę lekko i powoli do góry, ale zaciśniętą w pięść.
Zrobiłam to co mi kazał. I... nic. Kiedy miałam się odezwać przerwał mi machnięciem ręki.
- Czekaj, nie poddawaj się. Spróbuj jeszcze raz.
Zrobiłam to o co mnie prosił, ale wciąż bez rezultatów.
- Widzisz? Nic się nie dzieje.
- Do trzech razy sztuka. Tak?
- Ostatni raz.- wyszeptałam.
Położyłam dłoń na ziemi i zacisnęłam ja w pięść po czym powoli podniosłam do góry. Nie patrzyłam na to, tylko na zegar, który wisiał na ścianie, żeby połapać się która godzina. Lecz zanim zdążyłam załapać gdzie jest duża wskazówka, a gdzie jest mała odezwał się chłopak.
- I co nie mówiłem?
Popatrzyłam się na niego nie zrozumiale, a on tylko kiwnął mi głową w kierunku doniczki. Spojrzałam na nią i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu unosiła się nad nią ziemia.
- Ej, dobra nie rób sobie ze mnie jaj.
To on na pewno ją podniósł. Byłam tego pewna, do czasu aż on podniósł ręce w geście obronnym, pokazując mi tym samym, że nic nie robi z rękami.
- Co!?- kiedy to zauważyłam podskoczyłam z łóżka. Straciłam panowanie nad ziemią i ona wylądowała na chłopaku.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać. Ashton skarcił mnie spojrzeniem po czym sam wybuchnął śmiechem. Śmialiśmy się przez dobre dziesięć minut. Kiedy się uspokoiliśmy brunet zaczął strzepywać z siebie ziemię.
- Trzeba to posprzątać.-wymamrotałam.
- Przydało by się. - oznajmił.
Poszłam do rogu pokoju po miotłe i szufelkę, ale kiedy się odwróciłam to już nie było potrzebne, bo chłopak sprzatnął to za pomocą mocy.
- Pfff.. - fuknęła na niego i odstawiłam miotłę na miejce, na co brunet tylko się zaśmiał.
Próbowałam iść z poważną miną w stronę łóżka, trzymając głowę uniesioną do góry i przez to nie zauważyłam czarnej walizki, która stała przed moimi nogami i runęła bym na podłogę, gdyby nie silne dłonie Ashton'a na mojej tali. Przez chwilę czułam mrowienie na skórze, ale zniknęło ono w momencie, gdy brunet postawił mnie na nogi i wypuścił mnie ze swoich objęć. Staliśmy wyjątkowo bardzo blisko siebie. Tak blisko, że nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Brunet patrzył głęboko w moje oczy, aż jego wzrok zjechał z nich na moje usta. Nie powiem, że też o tym pomyślałam, ale nie mogę, po prostu nie mogę. Dlatego musiałam się od niego kawałek odsunąć.
- Dzięki.
Wtedy on jak gdyby się otrząsnął i zaczął masować kark.
- Tak, nie ma za co.- uśmiechnął się do mnie pokazując przy tym rząd białych zębów. - na mnie już pora.- powiedział speszony.
- Dzięki za dzisiaj.- odprowadziłam go do drzwi, które swoją drogą były bardzo blisko.
- Ale pamię.... - weszłam mu w słowo.
- Tak wiem, nie mówić nikomu. -Na te słowa chłopak tylko się uśmiechnął.
- Spotkajmy się jutro po lekcjach. Nauczę cię więcej.
- Okey, aha i jeszcze jedno. Skąd wiedziałeś?
- Intuicja.
- Ahh.. ona nigdy nie zawodzi.- uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił. Patrzyłam w jego brązowe oczy, mogłabym się w nie patrzyć godzinami. O kurde! Przecież miałam iść jeszcze dzisiaj do kobiety.
- No to do jutra.
- No, cześć. - kiedy zaczął odchodzić zamknęłam szybko drzwi i założyłam na ciebie czarną kurtkę, po czym spięłam włosy w luźnego koka i wyjrzałam przez drzwi.
Nikogo nie było na korytarzu, nic dziwnego skoro za 30 minut będzie cisza nocna. Wyszłam z pokoju, zamykając je przy tym na klucz i poszłam w stronę lasu. Po pięciu minutach byłam już na miejscu. Zaczęłam się rozglądać dookoła, żeby znaleźć kobietę, ale na próżno. Kiedy już miałam dać sobie spokój i wrócić do akademii pojawiła się.
- Jednak przyszłaś.- powiedziałam.
- Jakie pytania?- wyszeptała.
- A więc od razu do konkretów? Dobra. Czy mogę tobie ufać?- spojrzałam na nią poważnie, ale jak poprzednio patrzyłam się tylko na jej usta, bo więcej nie było widać.
- Tylko ty zdecydujesz czy możesz mi zaufać i czy możesz mi wierzyć.
- Okey, a więc inne pytanie. Czy mogę ufać Ashton'owi?
- Ptak siedzący na gałęzi nie boi się, że spadnie, bo jego gałąź się słamie. On nie pokłada ufności w gałęzi, on wierzy w swoje skrzydła.
- Dobra. Udajmy, że rozumiem. Mam ostatnie na dzisiaj.
- Słucham.
- Dlaczego potrafię władać nad dwoma żywiołami?
- Na te pytanie nie mogę ci odpowiedzieć, ale mam list dla ciebie, od matki.
- Jaki list?- zauważyłam, że kobieta wyciąga w moją stronę żółtą kopertę, wzięłam ja od niej i czekałam, aż mi odpowie, ale najwidoczniej nie miała takiego zamiaru
- Przyjdę jutro.
- Będę czekać.- powiedziawszy to zniknęła, a ja wróciłam do pokoju.
Było już dziesięć minut po ciszy i wszyscy powinni już siedzieć w swoich pokojach. Przekradłam się do swojego po cichu i w nim zostałam śpiąca zielonowłosą. Przynajmniej nie będę musiała się dzisiaj tłumaczyć. Wzięłam w rękę swoją czarną piżamę i poszłam do łazienki. Zamknęłam się od środka po czym ściągnęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Nalałam sobie do ręki mojego ulubionego żelu waniliowego i zaczęłam się nim smarować, kiedy byłam w nim już cała spłukałam się wodą i zaczęłam myć głowę. Po dobrych piętnastu minutach wyszłam z łazienki położyłam się na łóżko i przykryłam kołdrą. Położyłam się na prawym boku i od razu odpłynęłam w krainę Morfeusza.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
No i jest 1315 słów, mam nadzieję, że jak na razie się podoba. Dodaje drugi rozdział w ramach ,, przeprosin" za spóźnienie z poprzednim. Trzymajcie kciuki i motywujcie do pisania.😍
⭐?/📃?
~🦄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro