Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Accio#5

5. Krew, ...dużo krwi. Tylko to widziałaś.  Widziałaś jak giną dzieci, bez wsparcia rodziny. Widziałaś martwe ciała ludzi. Kiebiety, dzieci, mężczyźni i wszyscy ci którzy nie chcieli przyczynić się do śmierciożerców. Widziałaś jak jeden z nich wchodzi do każdego z domów i albo wychodzi z tymi którzy w tym domu byli, albo zielone światło rozbłyska w tym pomieszczeniu. Widziałaś zaciętą walkę po między dobrem, a złem. Zło wygrywało ze znaczną przewagą. Widziałaś, widziałaś to wszystko, jednak nic nie robiłaś. Dlaczego? Bo nie mogłaś...Obudziłaś się.

Widziałaś obok twojego łóżka, Hermione, Rona, twoją mamę i Harrego. Wszyscy patrzyli się na Ciebie z przerażeniem i ze smutkiem. Widziałaś Harrego który trzyma twoją rękę, a Hermiona głaska Cię po głowie. Rozejrzałaś się i to nie był twój pokój. Nie wiedziałaś gdzie jesteś, było ciemno w tym pomieszczeniu.
- Co sie stało? Gdzie ja jestem?
- Jesteś w domu Pana Weasleya. - odezwała się twoja mama. - powiedz nam. Czy wszystko dobrze?
- Tak...chyba tak. - odpowiedziałaś cicho.
- Jak dobrze że nic ci nie jest! - krzyknęła Miona i Cię przytuliła. - Bardzo się o Ciebie bałam. Jak pewnie my wszyscy. - i spojrzała się na Harrego i Rona.
- A dokładnie to...co ja robiłam. - spytałaś nie pewnie.
- Krzyczałaś i wierciłaś się na łóżku. Podejrzewamy, że miałaś jakąś wizję. - odpowiedział Ron siadając na łóżku.
- Widziałam... - wzięłaś głęboki oddech. - śmierciożerców, martwe ciała, mnóstwo krwi...- zaczęły Ci lecieć łzy z oczu.
- Ciii... - uspokajała Cię twoja mama przytulając Cię. - Już w porządku. Czy coś jeszcze widziałaś?
- Tylko zielone światło. Chyba było to zaklęcie uśmiercające. Ale...dlaczego to śniło się akurat mi? - spytałaś ze strachem.
- Nie tylko tobię...- odpowiedział Harry. - Mnie śniło się to samo. Tylko, że obudziłem się  wcześniej. - powiedział i mocniej ścisnął twoją rękę. Ron zapalił w pokoju światło. Dopiero teraz zobaczyłaś jaka jesteś spocona i Harry też.
- Która godzina? - spytałaś.
- Jest... 8:28. - odpowiedziała Hermiona. Jednak tobie nie chciało się spać. ,,No to fajne wakacje się zapowiadają...'' pomyślałaś.
- Ale...- masz kolejne pytanie.
- Spokojnie. - powiedziała mama. - teraz trochę odpocznij. I ty Harry również. - stwierdziła. - To była dla was ciężka noc.
Po tych słowach opuściła pokój.
- Harry idziesz? - spytał Ron podchodząc do drzwi.
- Nie. Wy idźcie. Ja jeszcze z nią zostanę. - i spojrzał się na Ciebie.
- Dobrze. - powiedziała Miona i szturchnęła Rona na znak, żeby już wyszli z pokoju. Gdy zostaliście sami Harry powiedział.
- Przepraszam. - i spuścił głowę.
- Ale za co? Nie rozumiem.
- To przeze mnie. To pewnie przeze mnie miałaś tą wizję. - powiedział Harry i z oczu poleciała mu łza. Ty ją wytarłaś i go przutuliłaś.
- Nie prawda. Nawet tak nie mów! To był przypadek. Może Voldemort też ma coś do mnie... - powiedziałaś to z przekonaniem cały czas tuląc Harrego. Czułaś się w jego objęciach bezpiecznie.
- Oby nie... -powiedział. Po dłuższej rozmowie zeszliszcie na dól. Nie czułaś się najlepiej i on również. Zresztą nie ma się co dziwić. Zjedliście szybkie śniadanie, ubraliście się i wyszliście na dwór.

Minęło kilka dni. W ten dzień jedziecie na mecz quidicza. Bardzo się cieszyłaś. W końcu sama miałaś już niedługo zagrać w drużynie. Chciałaś więc zobaczyć jak to robią zawodowcy.
- Super. - powiedział Ron. - to bedzie ekstra! A Wiki będzie się mogła dużo nauczyć.
- Tak. Szczególnie jak wylądować. - powiedziałaś i razem z Harrym się zaczeliście lekko śmiać.
- O co chodzi? - spytała Miona.
- A... o nic ważnego. - Harry spojrzał się na ciebie z uśmiechem, a ty znowu się lekko zaśmiałaś. Spakowaliście się i wyruszyliście w podróż. Podczas drogi trochę rozmawiałaś z Hermioną i trochę również z Panem Weasleyem, a najbardziej to z Harrym. Cudownie Ci się z nim rozmawiało. Jemu chyba też się podobało. Po drodze spotkaliście Cedrika.
- Hej Cedrik! Ty też idziesz na mecz? - spytała Miona przytulając chłopaka.
- Owszem. - odpowiedział z uśmiechem.
- Cześć stary...- odezwał się Ron wraz Z Harrym i równiez się przytulili. Potem Cedrik spojrzał się na Ciebie.
- A tej panienki jeszcze nie znam. - powiedział podchodząc do ciebie. Był bardzo wysoki, ale ty też nie byłaś za niska.
- Wiktoria Riden. Miło poznać. - i uśmiechnęłaś się przyjaźnie.
- Cedrik Diggory. Również bardzo mi miło. - powiedział i pocałował twoją rękę. Widziałaś lekko zazdrosną minę Harrego.
- Dzieciaki! Idziemy! - krzyknął Artur Weasly.
- Już idziemy tato! - odkrzyknął Ron i wszyscy poszliście za nim. Gdy dotarliście na miejsce zobaczyłaś ogromny stadion. Weszliście do środka. Gdy zaczepił was wysoki blondyn.
- Hej Potter! - krzyknął. - Jak tam wakacje u Rudych?
- Odwal się Draco. - odpowiedział normalnie i już chciał sobię pójść gdy przyszedł Pan Lucjusz.
- Witam Pana, Panie Potter.
- Witam.
-  Heh...nadal zadajesz się z tą Granger? Żal mi cię Potter! - powiedział Draco.
- Zamknij się, bo i tak Cię nikt nie słucha. - wtrąciłaś się.
- Ooo. No proszę. Nową dziewczynę sobię znalazłeś. Co? Pewnie kolejna szlama...
- Draco...wyrażaj się. - uspokajał go ojciec.
- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć to półkrwi, ale nie mam ochoty rozmawiać. - powiedziałaś i odeszłaś. Za tobą poszli pozostali. Gdy mecz się skończył wróciliście do waszego namiotu. Tam Fred i Goerge nabijali się z Rona.
- Hej. My się jeszcze chyba nie znamy...jestem Ginny. Siostra Rona - zwróciła się do ciebie rudowłosa.
- Wiktoria. - powiedziałaś do dziewczyny. Nagle usłyszałaś krzyki. To byli ludzie. Wyjżeliście z namiotu i zobaczyliście jak śmierciożercy podpalają cały teren. W takin tłumie niestety się zgubiliście. Widziałaś jak Pan Weasly walczy z jednym ze śmierciożerców. Hermiona mu lekko pomagała.  Inaczej by zginęła,jednak ty nic nie mogłaś zrobić bo nie znałaś jeszcze żadnych zaklęć. Robiłaś tylko szybkie uniki. Gdy sytuacja się opanowała od razu pobiegłaś szukać Harrego. Gdy go zobaczyłaś rzuciłaś mu się na szyję.
- O boże. Nic ci nie jest. - powiedziałaś z lekką zadyżką w głosie.
- Tak. Spokojnie. Z tobą jak widzę też wszystko dobrze. - powiedział. Spojrzeliście w niebo i zobaczyliście mroczny znak.
- Musimy stąd jak najszybciej uciekać. Już! - powiedział Pan Weasly, gdy zdążyło tu już się zebrać Ministerstwo.
- Co to ma znaczyć?
- To nie...to znaczy my... my tylko - próbowała wydusić Hermiona.
-  To tylko dzieci. Co one mogły zrobić? - usprawiedliwiał was Pan Weasly chociaż wy nic nie zrobiliście. Wy byliście OFIARĄ a nie SPRAWCĄ tego zdarzenia. Po jakimś czasie wróciliście do domu. To był naprawdę emocjonujący dzień. Hermiona stwierdziła, że nauczy Cię kilku zaklęć dla samoobrony. Zgodziłaś się i Pan Artur także. Ćwiczyłyście zaklęcia przez ok. 1 godzinę. Szło Ci świetnie. Polubiłaś bardzo zaklęcie Expeliarmus. Gdy wróciłyście do domu byłaś bardzo zmęczona więc od razu zasnęłaś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro