Accio#24
Obudziłaś się. Znowu to samo. Nic nie pamiętałaś. Nie pamiętałaś nic z książki. Ale nie dałaś za wygraną. Przypomniało Ci się, że wczoraj wydałaś Harrego. To było okropne uczucie. Zbiegłaś na dół. Przypomniałaś sobie jednak, że jesteś w piżamie, więc pobiegłaś do góry się ubrać.
- Witaj Wiktorio. - przywitała się z tobą matka wchodząc do pokoju.
- Cze...Witaj. - odpowiedziałaś.
Chciałaś powiedzieć ,,część'' , ale uznałaś, że to będzie nie odpowiednie.
- Część młoda! - powitał cię Draco ,,wbijając'' do pokoju.
- Yyy...to znaczy...Witaj Wiktorio. - poprawił się pod spojrzeniem matki i ci się ukłonił ze smiechem.
- Dzień dobry, Draconie. - odpowiedziałaś i również się ukłoniłaś.
- Jedziemy na pokątką.
- Co? - spytałaś równo z Draco.
- Przecież nie ma jeszcze Sierpnia! - dodałaś. - Po co nam zakupy szkolne?
- A kto mówił coś o zakupach do szkoły? Trzeba ci kupić suknie. Czarną. A tobie, Draco, przydałby się nowy garnitur.
- Ale nie krawat. Krawat mam od Wiki i jest super, więc nie chce innego! - krzyknął. Ty lekko się zarumieniłaś.
- W porządku. To idziemy. Tylko ubierzcie się teraz w coś...
- Czarnego. Tak, wiemy mamo. - wtrąciłaś i poszłaś do łazienki się przebrać.
Ubrałaś czarny sweter, spodnie oraz (oczywiście) czarne buty. Włosy polokowałaś, bo tak ci mama kazała. Wyszłaś z pokoju. Twój brat był już ubrany. Czekaliście tylko na matke.
- Pewnie znowu mi wybierze jakiś ciasny garnitur. - mruknął Draco.
- Ja też nie mam lekko. Matka mi sukienke wybiera. Mogę się założyć, że będzie długa, obcisła, brzydka i CZARNA!
Po chwili mama przyszła. Złapała was za ręce i teleportowaliście się na ulice Pokątną. Było tam ciemno i pusto. Nie było nikogo.
- Idziemy. - powiedziała stanowczo i ruszyła. Wy posłusznie poszliście za nią. Nie wiedziałaś do kąd was prowadzi. Nie znałaś tej okolicy. Sklep Madame Malkin już minął. Więc gdzie ona zamierza ci kupić suknie?
- Mamo...
- Tak?
- Gdzie my idziemy? - spytałaś.
- No po twoja suknię.
- Ale sklep Madame Malkin już omineliśmy. - wtrącił Draco.
- Wiem o tym. - odpowiedziała i szła dalej. - Idziemy do innego sklepu.
Nie musiałaś pytać jakiego. Przed tobą ukazał się wysoki, ciemny budynek. Drzwi były lekko uchylone, a na oknach wisiały pajęczyny. Na zakurzonej tabliczce udało ci się przeczytać napis ,,Madame Maxin. Szaty dla specjalnych''. Nie wiedziałaś o co chodzi z tymi ,,specjalnymi''. Matka zapukała do drzwi. Nikt nie odpowiadał. Zapukała jeszcze raz.
- Podejrzewam, że ten budynek jest już bardzo stary, matko. - powiedział Draco, a z jego oczu wyczytałaś ,,Nie pukaj. Nikt nie otworzy. Idźmy stąd.''
Drzwi się jednak otworzyły i ukazała się wam niska i lekko przygarbiona kobieta. Wyglądała na bardzo starą czarownice. Na głowie miała kapelusz, a pod nim siwe włosy, jednak nie wyglądała na ubogą. Miała suknie czarną w białe pasma i polakierowane buty.
- Oh...Narcyzo! Jak miło cię widzieć! - powiedziała i przytuliła twoją matkę.
- Witaj Maxin. Przyszłam znaleźć odpowiedni strój dla tych młodych ludzi. - powiedziała i wzkazała dłonią na was. Wy tylko niewinnie się uśmiechnęliście.
- Ah...tak. Czarny Pan znalazł sobię nowych sojuszników. Rozumiem. Wchodźcie dzieci. - powiedziała z uśmiechem. Wy weszliście do pomieszczenia. Było ciemno. Świeciło się tylko kilka świec. Pajęczyny były w każdym kącie. Gdy spojrzałaś na sufit zobaczyłaś nietoperza. Krzyknęłaś ze strachu i prawie wpadłaś na manekin.
- Przepraszam bardzo... - zwrócił się Draco do kobiety. - Skąd pani wiedziała, że Czarny Pan...
- Ahh. Nic nie wiesz. Narcyzka ci nie powiedziała? Ja też byłam Śmierciożercą. - powiedziała i podwinęła rękaw swojej sukni. Znajdował się tam mroczny znak.
- Była pani. To znaczy, że już nie jest?
- Ze starości. Za stara jestem, żeby walczyć. Śmierciożercą jestem, jestem. No tędy proszę. - zmieniła temat i prowadziła was dalej w głąb pomieszczenia.
- No dobrze. Kto będzie pierwszy? - spytała i spoglądała raz na ciebie, raz na Draco.
- No dobrze niech będzie ten dzieciak...- zdecydowała ze znudzeniem i pociągnęła Draco.
- No i jak? - spytał stojąc przy lustrze.
- Moim zdaniem jest okey. - powiedziałaś okrążając go.
- Nie! Zdecydowanie nie! Ten kolor! Nie! - krzyknęła Maxin.
- Ale przecież jest czarne! - odpowiedziałaś na jej krzyk.
- Ale zły kruj!
Zaczęła coś tam szyć, przycinać, zszywać. Draco stał bez ruchu i co jakiś czas krzyknął ,,ałł!'' gdy Maxin ukuła go igłą. Po kilku minutach garnitur był gotowy.
- Boże święty! - krzyknął Draco widząc sie w lustrze.
- No...nie jest źle...fajnie - powiedziałaś niezbyt przekonującym głosem.
- Jest wspaniale! - odezwała się Narcyza.
- Tssaa.
Przyszła twoja kolej. Stałaś tam z jakieś 40 minut zanim dała ci odpowiednią kiecke. Poszłaś się przebrać. Wróciłaś ledwo idąc.
- Mamo...to jest za...ciasne. - powiedziałaś. W każdym odstępie po między zdaniami (...) wzięłaś oddech. Nie mogłaś w tym oddychać.
- Oh nie przesadzaj. Wyglądasz ślicznie.
Draco parsknął śmiechem.
- A ty z czego rżysz? - spytałaś.
- Z ciebie! - odpowiedział próbując opanować śmiech. - Widziałaś się w lustrze?
- Tak! Mamo! Proszę!!
- No dobrze.
Twoja mama wzięła kilka tasiemek, nici i innych pierdułek.
- No...jjuż! - krzyknęła podziwiając swoje dzieło.
- Teraz wyglądam...
- Nie jest źle...- przerwał ci Draco
- Super. Teraz będziecie tak chodzić codziennie!
- CODZIENNIE?! - krzyknęłaś razem z bratem.
- A Hogwart...
- Mamo...
- Nie pasuje...
- Zlituj się...
- Daj żyć...
- Mamy mundurki...
- Jak będziemy wyglądać...
Krzyczałaś to ty, to Draco.
- Spokuj!! - krzyknęła. - Do szkoły będziecie chodzić w szatach. Ale na jakieś...wiecie co...to zakładacie to.
- Cudnie. Kto przyjdzie na mój pogrzeb? Bo zaraz się w tym udusze! - warknął Draco.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro