Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Accio #19 *

19. Minęły 3 godziny. Obudziłaś się. Obok twojego łożka nie było nikogo. Widziałaś swoje sine palce i mokre jeszcze włosy. Ciekawiło Cię gdzie inni mogą być. Postanowiłaś opuścić ten pokój i ich znaleźć. Ździwił Cię twój ubiór.Byłaś w innym stroju. Ktoś Cię przebrał.

EJ. Jak już mnie przebierają to w coś...znośnego. W dresach łazić nie będę!

Wyszłaś z pokoju. Nie wiedziałaś gdzie iść, ale postanowiłaś zaufać intuicyji. Szłas więc przed siebie. Pomyślałaś, że pewnie zastasz Zakon w kuchni. Jednak nikogo tam nie było. Nawet Pani Weasly. To było bardzo dziwne. W kuchni było lustro. Przejarzałaś się w nim i zobaczyłaś swoje włosy. Srasznie poczochrane. No, ale trudno.
- O! Wiktoria. Czujesz się już lepiej? - spytała Molly stojąca za tobą.
- Tak, dziękuję. - odpowiedziałaś. - A gdzie reszta Zakonu?
- Musieli wyjechać. Nie martw się. Dzieci zostały. - powiedziała i się uśmiechnęła na znak, że możesz iść na górę. Gdy byłaś już na schodach obejrzałaś się na Molly i spytałaś.
- A co z moim bratem?
- Jest w domu. Upierał się. Chciał zostać przy tobie, ale przekonaliśmy go. - odpowiedziała i zaczęła przygotowywać obiad. Ty pobiegłaś na górę. Weszłaś cicho do pokoju.
- Harry spokojnie. - słyszałaś jak Hermiona go uspokaja. Harry siedział na łóżku (tyłem do drzwi).
- Łatwo Ci mówić. Nie rozumiem jak możesz być taka spokojna! Przecież to twoja najlepsza przyjaciółka! - odezwał się. - A wszystko przez tą dziewuchę...
- To prawda. Gdy ją znajdę udusze ją! - powiedział Ronald. Łzy nabiegły Ci do oczu.

Jakich ja mam cudownych przyjaciół!

- Hej... - powiedziałaś cicho, a oni natychmiast się odwrócili. Harry bez słowa do Ciebie podbiegł i Cię przytulił.
- Wiktoria. - powiedziała również cicho Hermiona i również Cię przytuliła.
- Jak dobrze. - powiedział Ron i uczynił to samo. Usiadłaś na łóżku obok Rona.
- I jak się czujesz? - spytał Harry.
- Już lepiej. Tylko...- urwałaś pokazując im swoje dłonie.
- A no tak! Miałam Ci założyć opatrunek. Pani Weasly mnie prosiła. - powiedziała Miona i pobiegła na dół po maść i bandarz.
- Wiesz już kto to? - spytał Ron. - No wiesz... cię popchnął.
- Nie wiem. Na początku myślałam, że to mój brat. Ale on mi powiedział, że to ta dziewczyna co w tedy uciekała. Nie widziałam jej twarzy. Wiem, że miała lokowane, czarne włosy.
Harry i Ron spojrzeli na siebie.
- Myślisz o tym co ja? - szepnął Ron do Harrego. Ten skinął głową.
- O co chodzi? - spytałaś, a Hermiona weszła do pokoju z całym ,,zestawem''.
- Bellatrix Lastrange. - powiedział Harry. - To napewno ona.
- To się zgadza.- stwierdziła Hermiona smarując twoje sine palce jakąś maścią. - Tajemniczy goście, głupi żart...
- Lokowane włosy. - dodał Ron.
- No to już nie ma wątpliwości. -powiedziała Miona.

Co za menda! Znajdę to zabije!

- Mam nadzieję, że nie wrócę już dzisiaj do domu. - powiedziałaś i syknęłaś z bólu jak Hermiona zaciskała Ci bandaż.
- No ja myślę. Zresztą, Syriusz Ci nie pozwoli. - stwierdził Potter. Chciałaś spytać dlaczego jesteś w innym ubraniu, ale dotarło do ciebie, że żyjesz w świecie magii. Gdy Hermiona skończyła zakładać Ci opatrunek spojrzała na ciebie ze łzami w oczach i znowu Cie przytuliła.
- Oh, Wiktoria. Dlaczego wszystko co złe musi przytrafiać się tobie... - powiedziała Hermiona, a ty się lekko zaśmiałaś i oddpowiedziałaś:
- No...nie mam niestety takiego talentu jak Harry. Zawsze wplącze się w kłopoty, ale zawsze ujdzie cało. U mnie jest właśnie  odwrotnie. - powiedziałaś, a Harry się uśmiechnął.
- Wiecie jak tam z Dra...
- Wszystko dobrze. - odpowiedziała natychmiast Hermiona przerywając ci. Spojrzeliście po sobie, a Hermiona widząc to dodała zakłopotana.
- Jest u siebie w domu. Wymazaliśmy mu pamięć.
- Było to konieczne. Nie może wiedzieć, gdzie jest baza Zakonu, bo tak czy tak zostanie śmierciożercą.- dodał Ron.
- Właśnie, że nie!!! - krzyknęłaś razem z Mioną.
- Nie zostanie. Rozmawiał z ojcem.- powiedziałaś.
- Powiedział, że to się nigdy nie zdarzy. - dodała Miona. Ty spojrzałas na nią podejrzliwie.
- A ty to niby skąd to wiesz, co? - spytał Harry Hermiony.
- Yyy...no...
- Dzieciaki obiad!! - krzyknęła z dołu Molly. Wy wyszliście z pokoju.
- Ron. Zapomniałam się spytać. I jak z twoim tatą? Trzyma się? -spytałaś gdy schodziliście ze schodów.
- Tak. Z moim tatą w porządku. - odpowiedział, trochę przybitym głosem.

Następnego dnia była Wigilijna kolacja. Nie wiedziałaś co ubrać, ponieważ wszystkie twoje ciuchy były w domu.

Pech...

Cieszyłaś się jednak, że Cię w nim nie ma. Nie chciałaś poznać tych całych G-O-Ś-C-I. Wstałaś i wykonałaś poranne czynności. Ale jeden problem. W co masz się ubrać? Nie masz ubrań! Nagle ktoś puka do drzwi pokoju. Była to Thonks
- Cześć Thonks. - przywitałaś się.
- Hejka Wiki. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że twój kufer jest w szafie za tobą. Są tam książki, ciuchy i inne takie pierdoły. Jak już się ogarniesz to zejdź na dół na śniadanie. - powiedziała i wyszła. Ty otworzyłaś szafę. Była tak jak powiedziała Nimfadora. Była tam również twoja sowa. Wypuściłaś ją z klatki. Ubrałaś się i zeszłaś na dół. Gdy zjadłaś śniadanie poszłaś wybrać strój na wieczór. Chciałaś ubrać tą czerwoną sukienkę, co miałaś na Balu Bożonarodzeniowym, ale była już za mała. Wzięłaś więc krótką niebieską.
Przygotowałaś już wszystko gdy do pokoju weszła Hermiona. Była smutna.
- Hej Wiki.
- Hej. Co to za smutna mina? - spytałaś.
- Przykro mi, ale Zakon powiedział, że musisz już dziś wrócić do domu na święta.
- Ahh...szkoda. - wzdechnęłaś i przytuliłaś Hermione. - Niech zgadnę. Już na mnie czekają, abym zeszła na dół? - spytałaś na co Hermiona przytaknęła głową. Zamknęłaś Lily i zeszłaś na dół. Czekała już tam na Ciebie Nimfadora i Remus. Mieli Cię odwieźć (przeteleportować). Pożegnałaś się ze wszystkimi i się przeteleportowałaś. Nie myślałaś jednak, że te święta będą inne niż zwykle.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro