6. przedstawisz mi się
- Czemu zawdzięczam tę przyjemność? - zapytał starszy, a chytry uśmieszek błądził po jego pięknej twarzy, gdy Taehyung pozwalał jego dłoniom stopniowo badać swe ciało.
Dotyk był czuły i uwodzicielski, leniwy, aczkolwiek nadal intensywny. Wzbudzał w nastolatku jakąś namiastkę pożądania, choć sam tłumił owo uczucie na wszelkie sposoby.
Ocknął się dopiero w momencie, gdy piosenka się urwała, a duża dłoń ścisnęła jego pośladek.
W jednej chwili odzyskał zdolność racjonalnego myślenia, a intuicja podpowiadała, że powinien jak najszybciej znaleźć się poza zasięgiem tego tajemniczego faceta.
Odskoczył od niego jak poparzony, lecz nikt zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Jungkook wbił w niego zaciekawione spojrzenie; rumieńce na twarzy szatyna zdradzały, jak łatwo było wstrząsnąć jego wyobraźnią, obudzić zmysły. Zamierzał jedynie poczekać, aż wreszcie go do siebie dopuści - na jego oko była to jedynie kwestia czasu.
Aczkolwiek ten niemy protest cholernie podniecił dilera.
Faceci to zdobywcy. Uwielbiają podejmować wyzwania, gonić za czymś nowym, co wymaga wysiłku.
Ten młodzieniaszek mógł być swego rodzaju wyzwaniem.
- O co tu chodzi? Czego chcesz od mojej siostry? - warknął tamten, stając ze skrzyżowanymi rękami i wgapiając się uparcie w twarz bruneta. Musiał nieco unieść brodę, był bowiem o kilka centymetrów niższy.
- Oh, mów mi 'hyung', słodziaku - mimo dystansu narzuconego przez chłopaka, Jungkook zrobił dwa ostrożne kroki w przód. - Jeon Jungkook - wyciągnął szczupłą dłoń, obwieszoną biżuterią, w stronę towarzysza, który wciąż mierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
Przez dłuższą chwilę nie zareagował na ten gest, więc już wtedy brunet sam chwycił jego rękę i złożył czuły pocałunek na wierzchu małej dłoni, która cudownie wpasowała się w jego, sporo większą.
Po chwili splótł ze sobą ich palce, wprawiając Taehyunga w osłupienie.
Chłopak jak zaklęty wpatrywał się w złączone dłonie, gdy z zamyślenia wyrwał go nieco ostrzejszy ton Jungkooka.
- Przedstawisz mi się. - Zdanie padające z jego ust z pewnością nie było pytaniem ani nawet prośbą. Coś w jego tonie dawało się we znaki; coś, co wzbudzało respekt. Coś jak niewypowiedziana groźba - sprawnie ukryta pod delikatnym uśmiechem zaciekłość i nikczemność.
- Kim Taehyung - wydukał wreszcie szatyn, nieco łagodniejąc pod wpływem hipnotyzującego spojrzenia tamtego.
Na tym właśnie polegało niebezpieczeństwo przebywania z tym specyficznym człowiekiem.
Jednym spojrzeniem potrafił rzucić drugiego na kolana.
Swym zniewalającym uśmiechem prowadził nieszczęśników przez drogę magicznych proszków aż do własnej alkowy.
- Tae... - szepnął wprost do ucha młodszego, wywołując u niego niekontrolowany dreszcz. Zadrżał, gdy Jungkook swym ciepłym oddechem owiewał wrażliwą skórę na jego szyi.
O mało nie stracił równowagi, gdy rozgrzane wargi zostawiły mokry ślad na jego policzku.
Jeon nagle się odsunął, pozostawiając nienasyconego nastolatka z rozchylonymi ustami, w które już w tamtym momencie tak cholernie pragnął się wpić.
- Chciałbyś pójść w jakieś - brunet sugestywnie uniósł brwi, obejmując gestem ręki ten cały tłok, który ich otaczał - ustronniejsze miejsce?
Młodszy zastygł w bezruchu i tylko jego wargi wciąż drgały, podczas gdy błyszczące oczy szukały wyjaśnienia na twarzy zadowolonego Jeona.
- W jakim...celu? - Zapytał niepewnie, gdy pokerowy wyraz twarzy tamtego zaczął go przerażać. Swoją mimiką wodził Taehyunga za nos i sprawiał że chłopak tańczył tak, jak mu grano.
- Naprawdę nie wiesz? - Jungkook leniwie oblizał wargi, gdy w jego spodniach zaczynał budzić się potwór. Niewinność chłopca totalnie go rozczulała, a i jednocześnie tak bardzo pociągała, że chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo pragnął zaciągnąć kogoś do sypialni, rzucić na łóżko i bez końca smakować niezastąpionej rozkoszy, jakiej zaznać można było tylko poprzez złączenie dwóch ciał w jedność, w synchronizacji oddechów, ruchów i odczuć.
Taehyung zmarszczył brwi; był rozproszony do granic możliwości, zdezorientowany, przerażony ciepłem, które rozlewało się w jego podbrzuszu, gdy chciwe, czarne oczy pożerały go wzrokiem.
- Muszę wracać do domu.
Było późno. Choć już dawno nie sprawdzał godziny, był święcie przekonany, że dawno minęła trzecia nad ranem.
- Cóż, szkoda. - Głos dilera znów brzmiał lodowato, ostro, strasznie.
Wzrokiem chyba mógłby zabić. - Pozdrów siostrę - obrzydliwy uśmiech, który nie miał w zasadzie nic wspólnego z dobrymi intencjami, przeszył na wskroś klatkę piersiową szatyna.
Niespiesznie dotarło do niego, że żadne pozdrowienie to nie było.
Ten facet właśnie zagroził jego siostrze. Z jakiegoś powodu owa groźba dość mocno zadziałała na bujną wyobraźnię troskliwego starszego brata.
- Niech Yoonah przekaże ci szczegóły, ja jestem zajęty. Powiedz jej, że ma się tu więcej nie pokazywać. Od tej pory chcę widywać tylko ciebie, Taehyung.
Wymówił jego imię tak miękko, uwodzicielsko, na swój własny sposób.
Dziewiętnastolatek nie do końca rozumiał, dlaczego miałby go słuchać.
Co takiego się stanie, jeśli nie zamierza więcej tu przychodzić?
Łatwo było logicznie przemyśleć sytuację, gdy miała ona miejsce w filmie, serialu - czyli w rzeczywistości nie istniała, lecz kiedy na własnej skórze doświadczył dziwnej znajomości z jeszcze dziwniejszym typem, nie dopuszczał do siebie faktu, że niebezpieczeństwo może być całkiem realne; przecież to nie żaden popieprzony film, w prawdziwym życiu takie rzeczy się po prostu nie dzieją.
Jeszcze przez chwilę stał całkowicie zaskoczony, wpatrując się w plecy odchodzącego bruneta.
Czy to możliwe, że zwyczajnie go zostawił? Odpuścił mu?
A to, co mówił wcześniej było głupim żartem?
Taehyung nie miał zielonego pojęcia o tym, że Jeon zostawiał tak wszystkich i jakimś dziwnym trafem każda z tych osób wracała po więcej, spragniona jego długich spojrzeń, ostrego tonu i malinowych ust, które najpiękniejszego kształtu nabierały akurat wówczas, gdy wydobywały się z nich, przykryte pierzynką elegancko dobranych słów, groźby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro