A Terrible Rival
Można było rzec, że dojrzałem do związku z mężczyzną, gdy poznałem Harry'ego. Doszedłem do punktu, w którym miłość staje się najważniejsza.
Wcześniej zajmowały mnie studia, potem praca, dużo też podróżowałem. Zawierałem przelotne, niewiele znaczące związki, ale w owym czasie prawdziwa miłość nie zagościła w moim sercu.
Harry'ego spotkałem w czytelni. Ciągle tam przesiadywał. Jaki pilny student – myślałem sobie – nieustannie pochylony nad książkami, bez reszty pochłonięty nauką. Gdy patrzyłem na jego wspaniałe, ciemne loki, ogarniała mnie fala czułości i ciepła. Miałem nieodpartą chęć zanurzyć w nich dłonie.
Pewnego dnia uniósł głowę i spojrzał na mnie. Poczułem dziwne ciepło ogarniające moje ciało. Wywołało je oczekiwanie, napięcie, tęsknota..
– Cześć - powiedział
– Cześć - odparłem, a moje serce zadrżało z radości.
– Ty.. ty też często tu przychodzisz, prawda? -zapytał, lekko się rumieniąc.
Roześmiałem się radośnie. Zauważył mnie!
– Tak, ale już niedługo. Już kończę studia.
– O, nie wiedziałem..
Poprawił okulary. Był lekko speszony. Odezwał się we mnie instynkt „macierzyński". Był taki bezradny. Z pewnością nie był doświadczonym łowcą serc niewieścich.
– Mam ochotę na kawę. -rzuciłem, by podtrzymać rozmowę – A ty? -dodałem ostrożnie.
Uśmiechnął się i zamknął książkę.
– Pytanie! Wypijam morze kawy. Odkąd tu przyjechałem, zużyłem już dwa ekspresy.
– Ja sam parzę -odparłem
– Tak? Czy wiesz, że kawa parzona tradycyjnie zawiera więcej cholesterolu?
– Nie.. O, czyżbyś studiował medycynę? -zażartowałem. Okazało się, że chłopak rzeczywiście był studentem medycyny i nazywał się Harry Styles.
Przesiedzieliśmy w stołówce parę godzin. Czas płynął niepostrzeżenie. Próbowałem zachować trzeźwy umysł. Przecież nie mogłem się go „uczepić" i zdradzić jak bardzo mi na nim zależy. Byłem zakochany po uszy. Czułem, że to dla mnie zupełnie coś nowego.
– Musimy się ponownie spotkać – zaproponował z powagą, gdy opuszczaliśmy studenckie miasteczko.
– Byłoby miło -odparłem ciepło
– Zapraszam cię na obiad w piątkowy wieczór -rzucił szybko i uścisnął mi dłoń. Spodobał mi się ten ciepły, przyjazny gest. Nie próbował się narzucać z ukradkowymi pieszczotami, pocałunkami, które bardziej mnie odstraszały niż przyciągały.
– Świetnie -uśmiechnęłam się – Będę na pewno, Harry.
– Do zobaczenia -powiedział niemal uroczyście – Trzymaj się, Lou.
***
Mam na imię Louis, ale wszyscy zwracają się do mnie Lou, lub Tommo. On wybrał ten pierwszy sposób zwracania się do mnie. To też czyniło go kimś wyjątkowym w moim oczach.
Obiad był wielką przyjemnością. Piliśmy wino i obaj byliśmy w doskonałych humorach. Harry opowiadał o sobie i o tym, że ma już dość studiów. Na szczęście został mu tylko rok.
Czule głaskał moją dłoń. W pewnym momencie mocno chwycił mnie za ręce, patrząc błagalnie.
– Nie wiesz jednej rzeczy, Louis. Nie opowiedziałem ci o Taylor..
Wyznanie podziałało jak kubeł zimnej wody. Miał dziewczynę?! Zdrętwiałem z napięcia i słuchałem opowiadania o dziewczynie, którą kochał przez wiele lat. Pochodzili z tej samej miejscowości. Jej rodzice byli właścicielami dużych sadów. Miała przejąć gospodarstwo i kształciła się w tym kierunku. Ale niestety, życie potoczyło się inaczej..
– Zachorowała na raka - rzekł cicho. Jego oczy zdradzały ból. Cierpienie i tęsknota były widoczne na jego twarzy. Serce ścisnęło mi się ze współczucia.
– To było dla nas bardzo bolesne. Taylor miała raka krwi. Lekarze rozkładali ręce. Czuwaliśmy przy niej pół roku, jej rodzice i ja. Do tej pory nie mogą się pogodzić z jej odejściem. Była ich jedynym dzieckiem i .. znaczyła dla nich tak wiele.. dla mnie też..
Czułem drżenie jego rąk. Wspomnienia były jeszcze zbyt żywe. W chwili, gdy mówił te słowa zrozumiałem, że bardzo go kocham. Był takim wspaniałym, uczuciowym chłopakiem.
Zaczęliśmy się spotykać. Taylor była ciągle obecna w naszych rozmowach. Tak się złożyło, że w dniu jej urodzin wybraliśmy się razem na kolację. Harry był w melancholijnym nastroju.
***
Tej nocy spaliśmy razem w jego wąskim łóżku. Nie kochaliśmy się. Leżeliśmy przytuleni. Wypełniała mnie miłość. „Nigdy cię nie opuszczę. Sprawię, że zapomnisz o Taylor"
W półmroku widoczne było jej zdjęcie. Wisiało nadal na ścianie. Miała drobną twarz o ładnych rysach. Proste włosy łagodnie opadające na ramiona. Jej oczy śmiały się do nas, ale w głębi ich czaiła się powaga. Dziewczyna miała taki wyraz twarzy, jakby znała swoją przyszłość. Rozumiałem doskonale, dlaczego Hazz nie zdjął tego zdjęcia. Przecież to było tak niedawno, a on tak bardzo ją kochał..
***
Nasz związek rozwijał się szybko. Byliśmy razem tak często, jak tylko było to możliwe. Harry stawał się coraz mniej apatyczny i jak by młodszy (jeśli tak to można określić). Potrafił śmiać się beztrosko jak mały chłopiec, a nawet tańczyć ze mną w takt ludowych melodii z jego rodzinnych stron. To było cudowne!
***
Zbliżało się Boże Narodzenie. Ustaliliśmy, że pojedziemy na święta do jego domu rodzinnego. Hazz znał już moich rodziców. W święta miałem urodziny, dlatego tuż przed świętami postanowiłem urządzić coś ekstra. Zaprosić na małą uroczystość najlepszych przyjaciół, koleżanki i kolegów ze studiów i oczywiście H. Planowałem, ze na tą okazję wynajmę jakąś mała restaurację. Nie codziennie kończy się dwadzieścia pięć lat!
– Jaki to dzień? - Harry zapytał, gdy w zimowe popołudnie jechaliśmy do niego. A gdy uzyskał odpowiedź, rzekła – To nie był najlepszy wybór. Muszę cię, niestety, odmówić..
– Niedobry dzień? - nic nie rozumiałem – O czym ty mówisz?
– Tego dnia umarła Taylor -mruknął cicho -Obiecałem jej rodzicom, że przyjadę. Pójdziemy na cmentarz, powspominamy..
Minęło chyba z pięć minut, zanim odzyskałem mowę. Byłem zaskoczony. Po pierwsze uważałem, że wyjazd H za czyste szaleństwo, po drugie byłem boleśnie rozczarowany odmową. Jak mógł przekładać tą dziewczynę nade mnie?! To niesłychane, z powodu wspomnień nie przyjść na moje przyjęcie!
– Czy oni nie mogą obejść się tego dnia bez ciebie? - zapytałem zdenerwowany – Czy rzeczywiście żądają, byś jechał tak daleko po to, by.. po coś tak bezsensownego?
– Co ty mówisz? - krzyknął, nie mogąc się opanować – Czy jesteś z kamienia? Naprawdę jesteś takim egoistą? Nie podejrzewałem cię o to!
– A Ty siedzisz i opowiadasz takie bzdury? -krzyczałem wściekły – Jechać taki szmat drogi, by usiąść i płakać? Odkopać stare cierpienie, podtrzymywać je? O nie, doskonale rozumiem, co się za tym kryje -rzuciłem twardo i brutalnie – Mówisz, że mnie kochasz, ale to tylko słowa. Jestem ci potrzebny, żeby utrzymać się na powierzchni, żebyś mógł zaspokoić swoje potrzeby. To ją kochasz, tylko że ona nie żyje! Pomyśl, czy to normalne?
– Nie mów tak, Louis! Nie możesz tak myśleć. Oczywiście rozumiem, jakie to trudne dla ciebie. Uważasz, że postępuję brutalnie, czy nieuczciwie. Pomyśl jednak, jak cierpią rodzice Taylor, jak straszne było ostatnie pół roku jej życia. Muszę tam jechać, Lou. Ja.. nic innego nie mogę zrobić.
– Nienawidzę was! - krzyknąłem zdławionym głosem. Miałem wielką ochotę zerwać zdjęcie Taylor ze ściany, rzucić na podłogę i podeptać. Dlaczego do jasnej cholery on je tu jeszcze trzymał?!
– Zdejmę je i schowam – odparł jakby czytał w mych myślach.
– Co to da? - krzyczałem – Ona w tobie istnieje, gdzieś tu, głęboko! Nie, Harry. - powiedziałem spokojnym lodowatym tonem – Zastanów się. Albo będziesz ze mną, albo dasz pogrzebać się z nią! - wskazałem głową na portret i wybiegłem z mieszkania. Myślałem, że między nami wszystko skończone. Bo jeśli nie wybiegł za mną i nie obiecał pojawić się na moim przyjęciu..
Nie widziałem go już później. Szalałem z rozpaczy. Przecież to nienormalne, przekonywałem sam siebie. Żaden rozumny chłopak nie zachowałby się tak jak Harry. To jest śmieszne, moją rywalką była nieżyjąca dziewczyna! Nie ma sensu z taką walczyć. Nic nie da się zrobić.
Od tamtej pory nie próbowałem się spotkać z H. W dniu imprezy byłem przygnębiony. Oczywiście z wielkiej uroczystości nic nie wyszło. Zresztą, co miałem świętować? Kochałem człowieka, którego przy mnie nie było i może już nigdy nie będzie. Siedziałem sam w mieszkaniu jak palce, z rozpaczy otworzyłem butelkę wina, jedną z tych przeznaczonych na urodziny. Wtedy zadzwonił dzwonek. Nie miałem zamiaru otwierać, ale ktoś mnie wołał. Była to moja młodsza siostra, Lottie. Pracowała w szpitalu jako pielęgniarka. Z westchnieniem otworzyłem.
– Siedzisz sam? - była bardzo zdziwiona – W tych ciemnościach? Powiedź szczerze, co się z tobą dzieje? - Wyglądała na zatroskaną.
Lottie wydała mi się taka dobra, przyjazna. Przełamałem wszelkie opory i opowiedziałem wszystko o Harry'm. Wylałem całą gorycz.
– Co mi radzisz? - zapytałem, nalewając sobie kolejny kieliszek wina – Myślałem, że jemu też na mnie zależy. Ależ z niego drań.
– Zastanów się, co mówisz -odparła – Czy rzeczywiście on jest takim egoistą? Przecież nie pojechał dla przyjemności – rzekła oschle.
Spojrzałem na nią z wściekłością. Ona też trzymała jego stronę? Gorzej być nie mogło..! Gdy znów próbowałem się żalić, poprosiła, aby jej wysłuchał.
– On nie ma zamiaru cię zdradzić. Nie zrobił żadnego głupstwa – mówiła spokojnym tonem – Pojechał uważając, że to jego obowiązek. Powinieneś się cieszyć. Jest kimś wartościowym. Co Ty wiesz o cierpieniu? Nic! Ale możesz być pewny, że ja widziałam wiele. Jak dotąd życie nasz oszczędziło. Widziałam jednak ludzi, którzy czuwali przy swoich najbliższych, w ich ostatnich godzinach. Wiesz mi, to nie łatwe..
Lottie wygłosiła piękną mowę. Chwaliła H i nie omieszkała wypomnieć mi nieczułości. Dała mi sporo do myślenia. Czy miała rację? Czy powinienem cenić w nim właśnie te wartości? Przewracałem się z boku na bok, nie mogąc spać. Wstałem szarym świtem przekonany, ze siostra ma rację. Powinienem był mieć tyle rozumu, by nie urządzać H scen zazdrości. Małostkowy, to słowo idealnie do mnie pasowało. Ujrzałem wszystko w nowym świetle..
***
Następnego dnia odwiedziło Harry'ego ''nowe, pokorne wydanie'' Louis'a.
Objął mnie blady i niepewny.
– Tak mi przykro, Louis – powiedział smutnym głosem – Dobrze się bawiłeś?
– Może nie najweselej, ale pożytecznie -odparłem, patrząc na niego z uśmiechem – Ten dzień wiele mnie nauczył, Harry..
– Nie wiedziałem, co mam robić – mówił z drżeniem w głosie, przytulając mnie tkliwie – Rozumiem, co czujesz, lecz.. nie mogłem zrobić inaczej. To rocznica jej śmierci.. spotykamy się każdego roku, zapalamy świeczki na jej grobie. Zdecydowałem jednak, że następnego roku już nie będzie. Powiedziałem im to..
– Och, Harry.. Harry – płakaliśmy oboje. H wyjął prezent dla mnie. Był to piękny złoty zegarek i.. kamienne serce.
– Czy wiesz, że znalazłem je na cmentarzu? - powiedział poważnym tonem – Jest jakby symbolem. Życie toczy się dalej, pełne miłości. Taylor z pewnością chciałaby6 mego szczęścia..
– Dziękuję – odparłem i pocierałem kamień w dłoniach, aż stał się ciepły – Będę go strzegł..
To ja powinienem prosić o wybaczenie. Taylor nie była dla mnie zagrożeniem. Dzięki niej poznałem dobre serce Harry'ego. Już nigdy tak się nie zachowam.
– Kocham cię, Harry – wyszeptałem, a on mocno mnie przytulił.
– Ja ciebie też kocham..
Mamy nadzieje, że się wam to spodobało
Za to wszystko dziękujcie Radziowi, bo to on, to napisał (mój kochany chłopak *-*)
Kamil & Radzio
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro