Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Po weekendzie wróciłam do pracy z nową energią. Oczywiście nie tak wielką jaką osiągała Molly, jej nie dało się pobić w tej kwestii. Pogoda stanowiła jednak demotywujący aspekt, od rana w prawdzie nie padał deszcz, ale było chłodno i ponuro. W takie dni nie wyobrażałam sobie opuszczenia mieszkania bez ciepłego szala wokół szyi i miękkich grubych skarpet.

Ten czynnik nie spowodował jednak, że opuściłam dzień pracy. Nie mogłam sobie na to pozwolić, jeśli chciałam nadal zostać w obecnym mieszkaniu.

Podjechałam pod kawiarnię i jak zwykle weszłam tylnymi drzwiami.

­– Jesteś już! – usłyszałam radosny głos Molly. Szybko poczułam owijające się wokół mojego ciała ramiona dziewczyny i jej charakterystyczne kwiatowe perfumy.

– Tak, jestem. Myślałaś, że cię zostawię? Jak mogłaś – mruknęłam z rozbawieniem w głosie.

Molly zaśmiała się cicho i poprawiła swoje rude, gęste włosy spięte w kok, po czym skierowała się na główną salę. Przywieziono już zamówione przez szefową bukieciki kwiatów.

– Wybierasz się dziś ze mną i Susan do kina?! – usłyszałam podniesiony głos rudowłosej, gdy zdejmowałam z siebie płaszcz. Szybko przewiązałam wokół talii firmowy czarny fartuszek.

– Nie – westchnęłam – Dziś jest rocznica i wiesz... chyba chciałabym pobyć sama – powiedziałam, spoglądając na dziewczynę.

– Może więc wpadnę do ciebie? Zabiorę ze sobą swoją kotkę, wiem jak ją uwielbiasz. – uśmiechnęłam się słabo na słowa dziewczyny. Molly uwielbiała zwierzęta, lecz ze względu na grafik pracy i mały metraż mieszkania mogła pozwolić sobie jedynie na kota.

– Jesteś kochana, ale dziś...naprawdę chcę zostać sama – szepnęłam, uśmiechając się delikatnie. Nie chciałam, aby dziewczyna czuła się źle mimo wszystko.

– Rozumiem – szepnęła dziewczyna, dotykając mojego ramienia. – Ale pamiętaj, gdyby coś było nie tak to dzwoń. Odbiorę zawsze, nawet jeśli miałabym przegapić punkt kulminacyjny filmu. – zaśmiałam się cicho na jej słowa, zabierając się za wycieranie kolorowych szklanek.

Dzisiejsze popołudnie chciałam spędzić sama w zupełnej ciszy zważywszy na przypadającą na ten dzień rocznicę, o której przypominała mi blizna na plecach.

Tuż po ósmej dzień pracy rozpoczął się jak każdy inny. Powoli przychodzili goście, niektórzy przysiadali na dłuższą chwilę przy stoliku, lecz większa część z nich decydowała się na zamówienia na wynos.

Wśród rutyny obowiązków co jakiś czas wybijały się myśli dotyczące tego bruneta, który co dzień przesiadywał w kawiarni. Do tej pory nie pojawił się jednak w lokalu co nieco mnie zmartwiło. Liczyłam, że będę mogła go zobaczyć, a może nawet udałoby mi się z nim porozmawiać. Przecież Ruby nie było dziś w pracy, a pogoda zachęcała do wyjścia z domu. Wręcz w każdej wolnej chwili mój wzrok kierował się na drzwi kawiarni, a gdy tylko słychać było dźwięk dzwoneczków moje ciało spinało się, a bicie serca znacznie przyspieszało. Jak się jednak okazywało za każdym razem – na darmo, gdyż chłopak nie przyszedł tego dnia do kawiarni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro