Sugawara Koushi (7) ~ Pracowita dorosłość. [END] ✔
Sugawara Koushi (7) ~ Pracowita dorosłość. [END] ✔
Odetchnęłaś głęboko po raz kolejny sprawdzając czy w twoim sprawozdaniu nie było żadnego błędu. Czasami żałowałaś, że nie poczekałaś dłużej na ślub z Sugawarą. Kochaliście się jednak tak bardzo, że wszystko inne musiało poczekać.
Teraz...Mieliście drobne kłopoty finansowe, więc oboje dorabialiście na boku. Załapałaś się na pracę sekretarki i szczerze mówiąc...Nienawidziłaś jej.
— Wszystko w porządku? — usłyszałaś za sobą cichy głos, który działał bardziej kojąco niż chciałabyś się przyznać.
Koushi stał za tobą z kubkiem <ulubiony ciepły napój> i uśmiechał się pomimo zmęczenia, które widniało na jego twarzy. Sam dość niedawno wrócił z pracy.
— Tak — westchnęłaś. — Już kończę. Dziękuję. Jesteś aniołem — wzięłaś łyka napoju i poczułaś jak przyjemne ciepło rozprzestrzenia się po twoim ciele. — A z tobą wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej... — mówiąc to delikatnie cmoknęłaś go w policzek.
— Teraz już mi lepiej — zaśmiał się, przyciągając cię do siebie. — Jestem trochę zmęczony, ale na szczęście jutro mam wolne i spotykam się z Daichim.
Wtuliłaś się w niego, pachniał jak świeże stokrotki. Pocałowałaś go delikatnie w szyję, po czym ruszyłaś w górę, ku ustom. Poczułaś jego dłonie na swoich biodrach. Zakręciło ci się w głowie, a w brzuchu poczułaś przyjemne łaskotanie.
Oderwałaś się od niego spoglądając niepewnie w stronę sprawozdania. Koushi wyglądał na zawiedzionego.
— Jutro muszę pracować, ale przysięgam że całą niedzielę spędzimy tylko we dwoje — obiecałaś.
— Trzymam cię za słowo — mruknął, choć patrząc na iskierki w jego wzroku chętnie złapałby cię za coś innego...
Następnego dnia bardzo ciężko było ci wstać z łóżka. Siedziałaś do późna pracując nie tylko nad sprawozdaniem, ale także nad kilkoma pomniejszymi sprawami.
Sugawara spał obok ciebie w najlepsze, delikatnie pochrapując. Uroczo. Bardzo mu zazdrościłaś. W pośpiechu się ubrałaś i nałożyłaś delikatny makijaż by choć odrobinę zakryć cienie pod oczami.
Zabrałaś torebkę i wyszłaś z domu, zakluczając za sobą drzwi. Z doświadczenia wiedziałaś, że Sugawara ma bardzo mocny sen i nawet trzęsienie ziemi by go nie zbudziło, a co dopiero włamywacz.
Pogoda nie pomagała twojemu samopoczuciu, było chłodno i mgliście co tylko potęgowało senność. Dotarcie do pracy nie zajeło długo, co odrobinę cię zdziwiło, bo przeważnie w drodze do firmy były gigantyczne korki.
Szybko oddałaś szefowi sprawozdanie by mieć to z głowy i ruszyłaś na swoje stanowisko. Z daleka dojrzałaś zbliżającą się sylwetkę Rosity Pell. Była o kilka lat starszą od ciebie stażystką z Wilkiej Brytanii czym uwielbiała się chwalić.
Nie przepadałaś za nią szczególnie, a zwłaszcza za jej nudnymi opowieściami o coraz to nowych miłonych podbojach, które najczęściej kończyły się złamanym sercem.
Niestety kierowała się prosto na ciebie. Szybko wstałaś ze swojego miejsca i ruszyłaś w przeciwnym kierunku. Może i nie było to zbyt uprzejme, ale poczułaś że wystarczy tylko kilka słów z jej ust i zaśniesz na miejscu.
Postanowiłaś skorzystać z tej zrobionej sobie przerwy i zjeść kilka kanapek, które zabrałaś z domu. To powinno przywrócić ci energię.
Z przerażeniem zaczęłaś przeszukiwać swoją torebkę. Zapomniałaś kanapki.
— Moja szyneczka — mruknęłaś cicho sama do siebie, przecięgając sylaby.
Szybko wyciągnęłaś telefon i zadzwoniłaś do Sugawary. Odebrał po drugim sygnale.
— Cześć kochanie — mruknął wciąż delikatnie zaspany. — Coś się stało?
— Cześć — przez chwilę poczułaś się głupio prosząc go o przysługę, miał się dziś w końcu spotkać z przyjacielem. — Wiem, że dziś spotykasz się z Daichim, ale zapomniałam z domu kanapek a do piętnastej raczej umrę z głodu...
Po drugiej stronie słuchawki usłyszałaś cichy śmiech.
— Ty to zawsze musisz zepsuć niespodziankę. I tak miałem do ciebie wpaść bo Daichi chciał cię zobaczyć. No i nie mogę pozwolić by moja żona głodowała!
Uśmiechnęłaś się. Zawsze lubił podkreślać, że jesteś jego żoną co sprawiało ci niemałą satysfakcję.
Przez następną godzinę niecierpliwie czekałaś na Koushiego. Twój żołądek już zaczął wydawać odgłosy wściekłego wieloryba, więc z ogromną ulgą przeczytałaś sms'a, że Suga jest już na parterze.
Szybko zeszłaś na dół, lecz widok który zobaczyłaś przed tobą natychmiast cię zatrzymał. Rosita stała nad Koushim i Daichim jak dzika lwica chcąca pożreć swoje ofiary.
Biedny Koushi stał niepewnie z chlebakiem pełnym kanapek w ręku, rozglądając się niepewnie jakby w poszukiwaniu pomocy. Daichi również wyglądał na zmieszanego.
Rosita wpatrywała się w szyneczkę Koushiego i raczej nie chodziło tu o kanapkę.
— Cześć! — krzyknęłaś, dając o sobie znać.
Oboje mieli wypisaną ulgę na twarzy gdy tylko cię zobaczyli. Podbiegłaś do Koushiego i pocałowałaś go namiętnie tuż przed twarzą Rosity.
— Dziękuję ci MÓJ mężu za MOJE cudne kanapki — krzyknęłaś, podkreślając każde słowo.
Przytuliłaś Daichiego i poprosiłaś ich by już poszli, mówiąc że zobaczycie się później. Wymigałaś się dużą ilością pracy, ale tak naprawdę nie chciałaś by przebywali dalej w pobliżu Rosity.
— Wybacz, nie wiedziałam, że to twój mąż — zaczęła brunetka niepewnie.
— W porządku — wysyczałaś, choć twoja mina i ton świadczyły o czymś innym.
— Gdy tylko zobaczyłam jak na ciebie patrzył...Ujrzałam czystą miłość. Masz niesamowite szczęście, nie zmarnuj go — odeszła, nie mówiąc już nic więcej.
Po całym dniu pracy wróciłaś do domu. Nie mogłaś przestać myśleć o tym co się stało. Nigdy nie czułaś takiej zazdrości. Zawsze traktowałaś Sugawarę jako drugą połówkę, ale nigdy nie przeszło ci przez myśl, że mogłabyś go stracić. To było przerażające.
Rzuciłaś się na zaskoczonego Koushiego i pocałowałaś go namiętnie.
— Kocham cię.
— Jesteś urocza, gdy jesteś zazdrosna — zaśmiał się, a ty delikatnie trzepnęłaś go w ramię. — Chcesz coś zjeść?
Razem miło spędziliście wieczór. Postanowiłaś już nigdy nie brać niczego za pewnik, złaszcza kogoś tak cudownego jak Sugawara Koushi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro