Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

W końcu mogłam się wyspać. Wczoraj zebrałam kukurydzę na dzisiejszy dzień, więc pozwoliłam sobie na spanie aż do 9.00 rano. Chciałam dłużej, jednak Kealia bezczelnie obudziła mnie, szarpiąc moje ramię.

- Wstawaj, bo nie zdążysz do kościoła. A pewnie potrzebujesz tak z godzinki, by się umalować – powiedziała wrednym tonem.

- Nie idę do żadnego kościoła – mruknęłam w poduszkę. 

- Jest niedziela. My chodzimy do kościoła w każdą niedzielę, więc teraz ty też musisz – odparła.

- Nie idę do kościoła, jestem ateistką – oznajmiłam.

- Co?! Wow! – krzyknęła z niedowierzaniem.

Zrobiłam zdziwioną minę i podniosłam jedną brew. Co w tym było takiego nadzwyczajnego? Ci ludzie, ta miejscowość... Brak cywilizacji po prostu. 

- Ciekawe jak zareaguje twoja ciocia na taką wiadomość. No nieźle, powiem ci. U nas ateistka to prawie jak wróżka – zachichotała – Co na to twoi rodzice?

- A co ich to obchodzi? Moje życie, moje decyzje – odparłam, po czym wstałam z łóżka.

Korzystając z wyjścia kuzynki, szybko założyłam krótką do ud plisowaną spódniczkę oraz crop top, który odsłaniał mój blady brzuch oraz kolczyk w pępku. Długie włosy związałam w dwa długie dobierane warkocze. Zaczęłam robić makijaż, gdy usłyszałam wołanie cioci. Szybko skończyłam nakładać podkład i wyszłam z pokoju.

- Dziecko! Jak ty wyglądasz?! Chcesz iść tak do kościoła?! – krzyknęła przerażona ciocia.

- Nie idę do kościoła – odparłam, wzruszając ramionami.

- Oczywiście, że idziesz. Tak przystało na katoliczkę!

- Jestem ateistką, ciociu. Nie wierzę w Boga! – warknęłam zirytowana i skrzyżowałam ręce pod biustem.

- O Boże! Trzymajcie mnie! Jak to?! – Kobieta przytrzymała się regału, by nie upaść.

- Normalnie. Nie wierzę w kościół, w Boga, w Jezusa i te inne pierdoły. Idę się umalować.

Zostawiłam roztrzęsioną ciocię na korytarzu i sama wróciłam do pokoju, by dokończyć mocny makijaż. Przez drzwi słyszałam krzyki wujka, śmiech Kealii, lament ciotki, jednak ignorowałam to. Popadali w paranoję. Moja wiara była moją sprawą, a na tym świecie było dużo ateistów. Nigdy nie spotkałam się z taką rekację na moją wiarę, a raczej jej brak. To był dla mnie szok. W SF to było normalne, nikt się nie interesował cudzą wiarę, traktowano to jako sprawę prywatną. A tutaj? Jeszcze brakowało tego, by mieszkańcy tej wsi wybiegli na ulice z pochodniami i widłami, by mnie przepędzić, jak w starych, amerykańskich filmach.

Po kilku minutach usłyszałam głośne trzaskanie drzwiami, więc odetchnęłam z ulgą. Szybko wyszłam na dwór i nakarmiłam śmierdzące krowy. Bardzo głośno ryczały, co mnie irytowało, chociaż starałam się to ignorować. Każdego dnia szło mi to wszystko coraz lepiej, z czego byłam zadowolona.

Kiedy skończyłam, biegiem popędziłam do domu, by nie spóźnić się na mój ulubiony program o modzie. Wyjęłam z zamrażalnika miętowe lody z kawałkami czekolady i zaczęłam oglądać.

Po kilkunastu minutach usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Nienawidziłam, gdy ktoś przeszkadzał mi oglądać serial, ale zirytowana poszłam otworzyć drzwi. Na mojej twarzy pojawił się szeroki, seksowny uśmiech, a irytacja szybko zniknęła.

- Cameron, hej. Co ty tu robisz?

Chłopak wyglądał idealnie, jak zawsze. Włosy ułożył na żelu. Ubrany był w białą bokserkę oraz sportowe spodenki w czarnej barwie.

- Wpadłem do Cartera, ale chyba go nie ma – stwierdził, a ja zachichotałam.

- Trafiłeś w złą porę. Carter pojechał do kościoła, czemu ciebie tam nie ma? – zapytałam, otwierając szerzej drzwi, by wpuścić przystojniaka do środka. 

Przyjął moje zaproszenie, a ja przybiłam sobie mentalną piątkę. Szło idealnie.

- Eh, kościół jest nudny. Nie czuję potrzeby modlenia się w każdą niedzielę. Ale ty... Dziwne, że nie jesteś w kościele razem ze swoją katolicką ciocią – powiedział.

Usiadłam na kanapie i przesunęłam się, by zrobić trochę miejsca Dallasowi.

- Jestem ateistką – oznajmiłam kolejny raz tego dnia.

- To musiał być niezly szok dla cioci – powiedział Cam z lekkim rozbawieniem, a ja pokiwałam twierdząco głową.

- To cud, że nie dostała zawału – parsknęłam śmiechem – A tak zmieniając temat... Co cię sprowadza do Cartera?

Byłam prawie pewna, że Cameron kłamał. Z naszej rozmowy wynikło, że dobrze wiedział, iż ciocia była bardzo wierząca, więc pojechała z całą rodziną do kościoła, jak w każdą niedzielę. W takim razie dlaczego tu przyjechał? Na pewno nie do mojego kuzyna, to był tylko pretekst, by się ze mną spotkać, co bardzo mnie cieszyło.

- Pokłóciłem się z rodzicami i nie miałem do kogo przyjechać – westchnął, przeczesując dłonią włosy, co było bardzo seksowne.

- Och, o co poszło? – zapytałam zatroskanym głosem. Przybliżyłam się do chłopaka. 

Miał takie idealne usta. Cudownie czerwone, a zarazem jędrne. Aż chciało się je całować. I to ciało...

- Oni po prostu nie rozumieją mojej kariery – powiedział – Uważają, że jest niestabilna, jednego dnia mogę dostawać miliony, a kolejnego jestem bankrutem.

- Ciebie przynajmniej rodzice nie wysłali na wieś na całe wakacje, gdzie musisz zbierać kukurydzę i karmić krowy – mruknęłam, przewracając oczami.

- Zbierasz kukurydzę? Przecież to jeszcze nie jest sezon na kukurydzę – odparł zdziwiony.

- Kukurydzę, taką żółtą. Co masz na myśli, mówiąc, że to nie jest sezon? Przecież sobie tego nie wymyśliłam! Wujek każe mi to codziennie zbierać! – podniosłam głos lekko zdenerwowana.

Cameron zarzucał mi kłamstwo?!

- Spokojnie, nie denerwuj się. Pewnie twój wujek kupił specjalną kukurydzę dla krów, by miały odpowiednią dietę.

- Zaczynam już wariować od tych wszystkich informacji – jęknęłam, chowając głowę w nagłówku kanapy.

- To wszystko jest takie nowe, prawda?

Czy on mnie rozumiał? Naprawdę? Chociaż jedna osoba...

- Dokładnie tak! – zaczęłam – Muszę wstawać o 6.00 rano, zbierać kukurydzę, potem robić paszę dla krów. Jadę kilka kilometrów rowerem do pracy, siedzę w burgerowni sześć godzin, gdzie jest gorąco, śmierdzi tym jedzeniem i nie potrafię zapamiętać składników tych wszystkich burgerów! A kiedy wrócę, muszę sprzątać w domu, pomagać na polu! Nie ma żadnych imprez, alkoholu, zabawy! Jak idę po mieście, ludzie patrzą na mnie jak na jakąś dziwkę! Wszyscy ciągle plotkują i oceniają innych! To jest jakieś... - Brakowało mi słów, by to opisać.

- Uroki mieszkania na wsi, Van – uśmiechnął się pocieszająco Cameron i zaczął głaskać moje włosy dłonią. To było takie przyjemne. – Musisz się przyzwyczaić. Po jakimś czasie przestanie ci to przeszkadzać, pogodzisz ze sobą wszystko po kolei. A innymi ludźmi się nie przejmuj. Te stare mohery po prostu muszą się nagadać, wszystkich obgadać. Dopiero wtedy są w pełni szczęśliwe.

- Minął raptem tydzień, a ja już nie mam siły. Nie dam tak rady! – pisnęłam zrozpaczona.

Chłopak przytulił mnie mocno, starając się uspokoić. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Wszystko szło zgodnie z moim planem. Potrzebowałam jeszcze kilku spotkań, by pokazać Dallasowi, że to właśnie mnie pragnie. W mojej głowie już zaczął powstawać długi i skomplikowany plan, jak go zdobyć.

- Van, na pewno dasz radę. A jak będziesz czuła, że już tak nie możesz, to zadzwoń do mnie. Zawsze jestem do twojej dyspozycji.

- Dziękuję – szepnęłam.

- A jeśli chodzi o imprezy, to... Jadę dzisiaj na jedną z najbardziej hucznych imprez w Omaha, będzie mnóstwo sławnych ludzi, alkohol będzie lał się litrami. Może wybierzesz się ze mną? – zaproponował, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia.

- Impreza w niedzielę? Cameronie, to takie niekatolickie! – Zakryłam usta dłonią, udając zdegustowaną i zszokowaną.

- Co mogę powiedzieć na swoje uspawiedliwienie? – spytał – Mam nadzieję, że twoja katolicka ciotka mi wybaczy.

- Moja katolicka ciotka nawet się nie dowie. O której po mnie przyjedziesz? – zapytałam, a brunet zaśmiał się.

- Bądź gotowa o 6.00 wieczorem – oznajmił.

- Co? Przecież ja nie zdążę się ogarnąć! – pisnęłam.

Cameron wybuchnął śmiechem, myśląc, że żartuję, ja jednak mówiłam całkiem serio.

Ogarnęło mnie stare uczucie, które czułam zawsze, gdy szykowałam się na jakąś imprezę. Mieszanka szczęścia z ekscytacją. Nareszcie poczułam się tak, jak czułam się kiedyś. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro