Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Byłam po 6 ciężkich godzinach pracy, a moja głowa pulsowała od nadmiaru emocji. Okazało się, że robienie burgerów wcale nie było takim łatwym zajęciem, jak wydawać się mogło. Byłam padnięta, a smród krów został zastąpiony nieprzyjemnym zapachem smażonego miejsca. Na mojej białej koszulce widniały tłuste plamy. W budce było tak gorąco, że czułam, jak mój makijaż spływał po twarzy. Starałam się go ciągle poprawiać, jednak nie było na to czasu. Klienci przychodzili co kilkanaście minut. Chciałam zabić Johnsona za to, że załatwił mi tę pracę, a Cartera za to, że się na to zgodził. To było ponad moje siły. Jeszcze musiałam iść na to głupie ognisko ze znajomymi kuzyna. Chociaż były też pewne plusy. Na takich spotkaniach zawsze było mnóstwo alkoholu, więc można było się upić i nieźle zabawić. Po całym dniu ciężkiej pracy, do której nie byłam przyzwyczajona, wizja melanżu była jak zbawienie. 

Kiedy tylko wybiła 6.00 na zegarze, zdjęłam brzydki, żółto-czerwony fartuszek, powiesiłam go na wieszaku, nad którym widniała mała plakietka z moim imieniem i ruszyłam do wyjścia. 

- Cześć - mruknęłam w stronę Jacka. 

- Czekaj, pojedziemy razem na ognisko - zaproponował chłopak, a ja wywróciłam oczami. 

W ciągu tych kilku godzin zauważyłam, że był typem nachalnego człowieka. Ciągle mnie zagadywał i pytał o różne błahe sprawy. Zbywałam go lakonicznymi odpowiedziami i cichymi mruknięciami. Przez ten czas długo pisałam z Keylą, która oznajmiła mi, że Savannah prawdopodobnie się z kimś umawia. Byłam bardzo zaciekawiona nowym chłopakiem przyjaciółki. 

- Nie, Carter ma po mnie przyjechać. I muszę jeszcze pojechać do domu, przecież nie mogę pokazać się w takim stanie innym! - pisnęłam, kierując się do wyjścia. 

Nagle wpadłam na kogoś. Odwróciłam się zaskoczona i zobaczyłam grubszego faceta po trzydziestce. Ubrany był w szarą koszulkę oraz czarne spodenki. Mężczyzna miał rude włosy oraz tego samego koloru brodę. 

- Cześć szefie! - Pomachał lekko Jack. 

- Cześć, JJ. A ty musisz być Vanessa, tak? - spytał mężczyzna, a ja przytaknęłam. - Nazywam się Luke Jablonsky i jestem twoim nowym szefem. Jack przekazał ci papiery do podpisania?

- Tak, tak, mogę już iść? Skończyła się moja zmiana - powiedziałam zniecierpliwiona. 

- Jasne, nie będę cię zatrzymywał. Wiem, że JJ na pewno wszystko ci wyjaśnił. Twoja pensja - dodał Luke i wcisnął mi do dłoni trzy dziesięciodolarowe banknoty. Nie było to dużo, ale mogłam iść na zakupy i kupić sobie jakąś normalną koszulkę, np. od Calvina Kleina. Zakładając, że znalazłabym na tym zadupiu jakiś markowy sklep. 

Wyszłam bez słowa i ruszyłam w stronę chodnika. Musiałam jeszcze kupić sobie jakieś trampki, bo cholernie bolały mnie nogi w tych szpilkach. 

- Nessie, czekaj! - Usłyszałam za swoimi plecami. 

To znowu on?! 

- Tak? - mruknęłam zirytowana. 

- Mogę cię podwieźć do domu, mam po drodze. Carter i tak się spóźni - powiedział. 

Postanowiłam skorzystać z propozycji, chciałam szybciej dotrzeć do domu. Bez słowa ruszyłam za Jackiem do jego samochodu. Czarne BMW zrobiło na mnie niemałe wrażenie, jednak udawałam niewzruszoną. Wyjechaliśmy z parkingu i ruszyliśmy w stronę miasteczka. Wyglądałam przez okno w stronę jakiś markowych sklepów, jednak niczego nie zauważyłam. W oko wpadł mi jeden sklep, którego nazwę dobrze znałam. Postanowiłam iść tam następnego dnia, po kolejnej wypłacie i odstresować się. 

- Ile masz lat? Ja 21 - zaczął rozmowę z chłopak, a ja westchnęłam w duchu. 

- Jeszcze 19 - mruknęłam. 

- Serio? Wyglądasz na starszą. To przez ten makijaż. Przyjechałaś tu tylko na wakacje, prawda? To tak jak ja. Odwiedzam rodziców. Normalnie mieszkam w Los Angeles i jestem raperem. Wydałem parę piosenek razem z moim... 

- Słuchaj, nie bardzo interesuje mnie twoje życie prywatne - przerwałam chłopakowi, ciągle wyglądając przez okno. 

Jack już nie odezwał się do mnie podczas powrotu do domu, co ucieszyło mnie. Mogłam w ciszy odpocząć, a nie słuchać nudnej gadaniny człowieka, który mnie w ogóle nie interesował. W głowie siedziały mi składniki potrzebne na zrobienie konkretnego burgera, co było nienormalne. Wyjęłam telefon i napisałam do Brandona. Chciałam, żeby był tutaj ze mną i mnie pocieszył, pocałował, powiedział, że wierzy we mnie, że dam radę. Ale to były tylko wizje, niespełnione fantazje. 

Wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Nie powiedziałam nic. Weszłam do domu, przywitałam się z wujostwem i wkroczyłam do pokoju zmęczonym krokiem. Na łóżku leżała Kealia. Uśmiechała się do telefonu, lecz gdy mnie zobaczyła, mina jej zrzedła. 

- Cześć, jak było w nowej pracy? - spytała z nieszczerym uśmiechem. 

- Dobrze - mruknęłam. 

Wzięłam kosmetyczkę z kremami i ruszyłam do łazienki. Tam przemyłam twarz. Lekko zmyłam rozmazane części makijażu. Zdjęłam koszulkę i starałam się zmyć malutkie plamy po tłuszczu na dekolcie. Nie miałam niczego innego, a nie zamierzałam prosić Kealii o bluzkę. Nie mogłam zniżyć się do takiego poziomu! 

Wyjęłam suszarkę i szybko wysuszyłam bluzkę. Plamki widoczne były tylko po dokładnym przyjrzeniu się, więc postanowiłam ją włożyć. 

- Van, jesteś gotowa?! 

- Tak, już idę! - odkrzyknęłam. 

Schowałam moje rzeczy do wielkiej kosmetyczki i wróciłam do pokoju. Całkowicie ignorując kuzynkę, założyłam całą biżuterię i wyszłam. Carter czekał już w swoim samochodzie na drodze. Szybko weszłam do auta. Zaczęłam rozmawiać z kuzynem, jakby nasza wcześniejsza wymiana zdań nigdy nie miała miejsca. Można powiedzieć, że zawarliśmy niemy pokój. Chłopak był w stosunku do mnie przyjaźnie nastawiony, opowiedziałam mu o pierwszym, ciężkim dniu w pracy i ciągle mu się żaliłam, z czego się śmiał. On natomiast powiedział mi trochę o swoich kumplach. Była ich dziewiątka, jednak Aaron i Taylor wyjechali. 

Po kilku minutach dojechaliśmy na skraj jakiegoś lasu. Było kilka minut po 7.00, a słońce właśnie chowało się za horyzontem. Przez szybę samochodu dostrzegłam kilku chłopaków kręcących się wokół rozpalonego ogniska. Wysiedliśmy z samochodu, trzasnęłam drzwiami, co spotkało się ze wściekłym spojrzeniem Koreańczyka. 

- Ludzie! Poznajcie moją kuzynkę, Vanessę! - krzyknął Carter, zwracając uwagę chłopaków na mnie. - Van, to jest Jack Gilinsky, Cameron Dallas, Nash Grier, Matt Espinosa, Shawn Mendes, a Johnsona już znasz. 

- Miło mi - uśmiechnęłam się do chłopaków, a zwłaszcza jednego. Według Cartera nazywał się Cameron. Miał postawione na żelu ciemne włosy z rozjaśnionymi końcówkami, brązowe oczy oraz proste, białe zęby. Pociągła, opalona twarz oraz szeroki, uwodzicielski uśmiech. Przez białą koszulkę zobaczyłam jego bicepsy oraz mięśnie brzucha. Przygryzłam dolną wargę, spoglądając na chłopaka, ten jednak nie zwracał na mnie większej uwagi. 

- Chodźcie, wszystko jest już gotowe! - Machnął ręką chłopak o ciemnych blond włosach. Miał na imię Matt, chyba. 

Podeszliśmy do ogniska. Chłopcy usiedli na konarach drzewa. Niechętnie również na tym usiadłam, licząc, że moje spodenki się nie pobrudzą. "Przez przypadek" usiadłam obok Dallasa. Skądś kojarzyłam jego imię i nazwisko, musiałam go potem sprawdzić w Internecie. Chłopaki zaczęli rozmawiać o zmianach w swoich życiach, pracach, planach na przyszłość, a ja siedziałam cicho i smsowałam z dziewczynami. Byłam bardzo zawiedziona. Spodziewałam się litrów alkoholu, jakiejś muzyki... A chłopcy popijali tylko Pepsi. Chciałam potańczyć, zabawić się, zaszaleć. W Nebrasce ogniska całkiem inaczej wyglądały niż w Californii, ale czego ja się spodziewałam? Tutaj wszystko było inne. 

- A ty, Van? Jakie plany na wakacje? - zagadnął mnie Shawn. 

- Przetrwać dwa miesiące u Cartera, wrócić do San Francisco, a potem wyjechać na studia modowe do Nowego Jorku - odparłam wyniośle. 

- To całkiem fajnie - mruknął chłopak, a jeden z chłopaków zręcznie zmienił temat. 

Mój telefon zawibrował, więc wróciłam do pisania. Kayla przekazywała mi każde plotki z San Francisco, a ja żaliłam jej się, jak straszne jest to miejsce. Ruda zapewniła, że odwiedzi mnie razem z Savannah i Brandonem, co mnie ucieszyło, chociaż nie do końca w to uwierzyłam.

Cameron był bardzo przystojny, od razu wpadł mi w oko. Nie myślałam o Brandonie, miałam spędzić dwa miesiące bez niego, więc musiałam znaleźć sobie jakieś zastępstwo, a Dallas był idealnym kandydatem. Musiałam się do niego jakoś zbliżyć, w głowie już obmyślałam jakieś plany.

Nim się zorientowałam, zapadł zmierzch. Chłopaki spędzali ze sobą świetny czas, a ja się nudziłam jak mops. Chłopaki prowadzili kiepskie życia na wsi. Nic się tutaj nie działo. Nie opowiadali sobie, kto kogo zdradził, a kto z kim zerwał, co bardzo mnie zaskoczyło. Moje rozmowy z dziewczynami zazwyczaj zaczynały się od tego typu informacji. 

- Cam, a co u twojej dziewczyny? Czemu nie ma jej tutaj? Razem z tobą? - spytał Jack Gilinsky, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. 

Zajęty?! Cholera, to bardzo utrudniało mi zadanie, jednak nie zamierzałam się poddać. Dziewczyny nie było tutaj z nim, więc o czymś to świadczyło. 

- Jako modelka ma dużo festiwalów, więc nie mogła przyjechać razem ze mną. Ale 31 lipca znowu się zobaczymy - uśmiechnął się szeroko lekko zawstydzony chłopak, a reszta zaczęła się śmiać. 

Kochał ją. Ewidentnie ją kochał. Ale ja już obrałam go sobie jako cel. I nie zamierzałam się wycofać. 

Zadrżałam lekko podekscytowana nową przyszłą zdobyczą. 

- Zimno ci? - zapytał cicho Cam. 

- Troszkę - odpowiedziałam, kłamiąc. 

Chłopak zdjął swoją bluzę i założył mi ją na ramiona. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Ubranie pachniało męskimi perfumami, moimi ulubionymi. 

Cameronie Dallasie, będziesz mój. Czy tego chcesz, czy nie.

Potrzebowałam wódki, by uporządkować myśli. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro