Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Weszłam do pokoju i padłam na łóżko. Była dopiero 11.00 rano, a ja wykorzystałam energię na cały tydzień. Już nigdy więcej nie wypiję krowiego mleka. Mała strata, rzadko piłam mleko, bo ma w sobie dużo tłuszczu. Za godzinę miałam jechać z Carterem do miasta, by znaleźć sobie jakąś pracę. Jestem w stanie zgodzić się tylko na etat w jakimś butiku z markowymi ubraniami. Mogłabym doradzać klientom, co powinni kupić, w czym wyglądają dobrze, a co zostawić w spokoju. Byłam w tym dobra, zawsze doradzałam Savannah oraz Kayli.

Po kilku minutach wstałam i skierowałam pod prysznic. Cała śmierdziałam tymi krowami, gdzie nie poszłam, czułam ten obrzydliwy zapach. Zużyłam połowę buteleczki truskawkowego żelu pod prysznic, próbując dokładnie umyć swoje ciało, jednak moje starania poszły na marne. Kiedy opuściłam łazienkę w samym ręczniku, ciągle czułam ten smród. Już wyobrażałam sobie kąpiel w mojej wannie w mojej łazience w moim domu. Ta wizja jednak była bardzo, bardzo odległa. 

Ponieważ jechałam do miasta, nie mogłam założyć brzydkich, modnych kilkadziesiąt lat temu ubrań kuzynki. Założyłam stanik push-up oraz stringi. Szybko obejrzałam moje dżinsowe spodenki w poszukiwaniu plamek. Nie znalazłam ich, więc postanowiłam je włożyć. Bokserka po wczorajszej podróży była przepocona. Moje ulubione perfumy Olympea zapakowałam do walizki, która zaginęła na lotnisku. Westchnęłam głośno, szukając jakiegoś pomysłu. Kealia wyszła, więc... Szybko przemknęłam w stronę jej komody i zaczęłam szukać jakiś perfum. Była dziewczyną, na pewno musiała je mieć! W końcu znalazłam parę podstawowych kosmetyków oraz małą buteleczkę perfum. Nie rozpoznałam marki, więc musiała to być jaka podróba. Psiknęłam sobie na rękę i poczułam mdły zapach, zupełnie nie w moim stylu. Nie miałam innego wyjścia, więc zużyłam trochę flakoniku na koszulkę. Założyłam ją, a następnie buty. Miałam jeszcze kilka minut, a kosmetyki dziewczyny wyglądały tak kusząco, że postanowiłam ich użyć. Przecież się nie zorientuje. 

W szpilkach pobiegłam do samochodu Cartera. Musiałam przyznać, że to nie było to, czego się spodziewałam. Kuzyn miał całkiem nowe, srebrne Audi. Chłopak musiał o nie bardzo dbać, ponieważ nie zauważyłam żadnej skazy. Byłam pewna, że będę musiała jechać jakimś starym rzęchem typu Opel Astra, który ledwo się poruszał.

- Spóźniłaś się - stwierdził kierowca, gdy wsiadłam do samochodu. 

- Życie - mruknęłam, próbując połączyć się z Internetem, by wrzucić nowe selfie na Instagrama. 

- Odwiozę cię do pracy, załatwię swoje sprawy, potem po ciebie przyjadę i pojedziemy na ognisko, gdzie poznasz moich przyjaciół - oznajmił Carter. 

- Czekaj, co?! Pracy?! Przecież ja miałam dopiero zacząć szukać pracy! - pisnęłam oburzona. 

Miałam cichą nadzieję, że nie łatwo przyjdzie mi znalezienie pacy, ale i w tym przypadku musiałam się pomylić. Ten wyjazd był gorszy z sekundy na sekundę. 

- Mój kumpel był tak uprzejmy dla ciebie, że załatwił ci robotę. Musisz mu potem podziękować - powiedział. 

- Co to za robota? - Westchnęłam głośno i opadłam na fotel.

- Burgerownia na plaży - uśmiechnął się chłopak. 

- Że co?! Burgerownia?! Na plaży?! Burgery?! O, nie! Ja nie mam zamiaru tam pracować! To nie jest dla mnie! - Zaczęłam krzyczeć i uderzać rękoma w plastikową półeczkę. 

Carte nagle zahamował z piskiem opon, jednocześnie zjeżdżając na pobocze. Nie byłam na to przygotowana, wcześniej nie zapięłam pasów, więc wyrwało mnie do przodu. Głową prawie uderzyłam w półkę. 

- Oszalałeś?! - wrzasnęłam wściekła, patrząc w lusterko, czy nic mi się nie stało. 

- Ogarnij się, dziewczyno! - krzyknął kuzyn - Kiedy stałaś się tą pustą lalką?! Praca w Burgerowni wcale nie jest taka zła! Zachowujesz się jak jakaś pieprzona księżniczka! Przyjechałaś na wieś z San Francisco i co?! "Tego nie zjem, tego nie zrobię, muszę się wykąpać, tu śmierdzi, złe ubrania"! Uważasz, że nie wiemy, o czym myślisz?! Jak patrzysz na nasz dom i pole z odrazą?! Wiesz, co czuje mama?! Jest jej cholernie przykro! Co się z tobą stało, księżniczko?! Kiedyś byłaś normalna, bawiłaś się ze mną i Kealią w kukurydzy, ganiałaś się z krowami na polu, a teraz co?! Nawet nie wiesz jak urwać kukurydzę! Świecisz nagością! Jesteś wulgarna! A na twarzy nosisz tonę tapety!

Chłopak zacisnął mocniej ręce na kierownicy i odjechał. Odwróciłam się w stronę szyby, by nie zobaczył jednej łzy, która spłynęła po moim policzku. Musiałam się uspokoić, nie mogłam pokazać, że te słowa mnie jakoś ruszyły. Nie ruszyły, to była codzienność, że ludzie nazywają mnie lalką bądź księżniczką. Było mi wszystko jedno. Nie musiałam się zaprzyjaźniać z Carterem, wystarczyło przetrwać obok niego jeszcze 61 dni, a potem zobaczę go za kilka lat i na bardzo krotki czas. On po prostu był przyzwyczajony do mieszkania na wsi, nie ruszał go smród, wiedział, jak odpowiednio urwać kukurydzę i nie martwił się o swoje zdrowie, co było dużym błędem. Ja jednak chciałam mieć idealną sylwetkę jeszcze na długi czas, a w San Francisco nigdy nie wiedziałam pól kukurydzy. I w moim mieście nie było żadnych śmierdzących krów. Chciałam wyjąć telefon i zadzwonić do rodziców, by mnie stąd zabrali, musiałam jednak myśleć bardziej przyszłościowo. To była moja jedyna szansa, by dostać się na wymarzone studia i zamierzałam ją wykorzystać. 

Carter zaparkował na plaży, a ja od razu dostrzegłam duży, neonowy szyld Burgerownia Luke'a. Westchnęłam głośno, otwierając drzwi od samochodu. 

- Hej, Van - zaczął chłopak. 

- Co? - mruknęłam ciągle wkurzona tym, co powiedział na początku naszej trasy. 

- Dobrze ci radzę, trzymaj się ze mną. I ogarnij się. Już nie jesteś pieprzoną księżniczką z San Francisco - dodał. 

Trzasnęłam drzwiami, a on odjechał z piskiem opon. 

Postanowiłam posłuchać rada kuzyna. 

W szpilach przebrnęłam przez piasek i stanęłam przed małą, drewnianą budką. Rozejrzałam się. Mimo upałów, na plaży nie było dużo ludzi, co ucieszyło mnie. 

- Co podać? - Usłyszałam głos chłopaka, więc odwróciłam się w jego stronę. 

Miał blond włosy, niebieskie oczy oraz kilkudniowy zarost. Uśmiechał się do mnie szeroko, przez co mogłam zobaczyć jego białe zęby. Od razu zauważyłam krzywą dwójkę, powinien nosić aparat ortodontyczny, zanim ta wada się pogłębi. 

- Ymm... Nic, ja nie jem takich tłustych potraw. Jestem tu... W sprawie pracy - wyjąkałam zawstydzona. 

- Przykro mi, ale nie szukamy pracowników - odparł pracownik burgerowni. 

- Ale... Ja jestem kuzynką Cartera! - dodałam szybko. 

- O, więc to ty jesteś słynną księżniczką z San Francisco? Wejdź! - Chłopak wskazał mi otwarte drewniane drzwi. 

Księżniczką z San Francisco? Czyli Carter zdążył już opowiedzieć swoim kumplom o mnie. 

Wdrapałam się po dwóch schodkach i weszłam do środka. Było bardzo duszno, czułam zapach smażonych steków, musztardy oraz ketchupu. We wnętrzu było bardzo mało miejsca. Na półkach stały produkty potrzebne do zrobienia burgerów. 

- Jestem Jack Johnson, przyjaciel Cartera - przywitał się chłopak. 

- Vanessa Reynolds - mruknęłam. 

- Szefa nie ma, więc ja ci wszystko pokażę - zaczął blondyn. 

Wiedziałam, że będzie to długa paplanina, więc oparłam się o blat i ziewnęłam niedyskretnie. 

- W naszej burgerowni podajemy 10 różnych rodzajów burgerów... - mówił Jack.

Nie chciało mi się słuchać gadania o rodzajach burgerów, kogo to obchodziło? Burger to burger, prawda? Johnson pokazywał mi, w jaki sposób działają wszystkie maszyny. Korzystając z jego nieuwagi, wyjęłam telefon i zaczęłam pisać z Savannah. Zaczęłam żalić się jej, jakie straszne sytuacje spotkały mnie w ciągu tych dwóch dni, ona jednak tylko zbywała mnie jakimiś krótkimi odpowiedziami. Pewnie była zajęta. Znając ją, zakuwała podstawy prawa. We wrześniu szła do collegu. Chciała studiować prawo, przez ostatni czas tylko o tym gadała. Nie do końca wiedziałam, dlaczego się z nią przyjaźniłam. Zaczęło się to w liceum, gdy musiałyśmy napisać jakieś wypracowanie, Sav odwaliła za mnie całą robotę, bo ja poszłam na imprezę razem z Keylą. Wtedy postanowiłyśmy przyjąć ją do naszej paczki, chociaż stanowiła nasze całkowite przeciwieństwo. Mimo wszystko, świetnie się dopasowywałyśmy. Ona robiła za nas wszystkie prace domowe, my wkręciłyśmy ją w fajne towarzystwo. 

- Nessie! - krzyknął chłopak, a ja podskoczyłam w miejscu. 

- Nessie? - powtórzyłam zdziwiona. 

- Tak, a co? Nie podoba ci się? 

- Nikt nigdy tak do mnie nie mówił. - Wzruszyłam ramionami. 

- Załapałaś wszystko? - spytał. 

- Tak - mruknęłam, kłamiąc. 

- Świetnie, bo idą klienci. Zrobisz im burgery, ja muszę zadzwonić - oznajmił. 

- Czekaj, co?! Ja nie jestem gotowa! - krzyknęłam, lecz Jack zdążył już wyjść z budki. 

Tupnęłam noga oburzona. Byłam prawie pewna, że zrobił to specjalnie. 

Z czym był wegetariański burger?

I czemu tu tak cholernie śmierdziało?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro