Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Cholernie bolała mnie głowa. Każdy hałas był dla mnie zabójczy, chciało mi się tylko leżeć w łóżku przez cały dzień i spać. Jednak moje życie nie było tak piękne, bym mogła sobie na to pozwolić. Kealia obudziła mnie o 9.00 rano. Była ewidentnie wkurzona. Gadała coś o krowach i nie wykonywaniu swoich obowiązków, lecz zbyłam ją głośnym jęknięciem. Czułam się fatalnie po wczorajszej imprezie i nie zamierzałam karmić tych głupich zwierząt. Miałam gdzieś wujka. Mógł się wkurzać, denerwować, krzyczeć, nawet mnie wyrzucić z domu. Mimo wszystko, nie żałowałam wczorajszej nocy. Po szybkim numerku w łazience z przystojnym Alexem, wróciłam na parkiet i bawiłam się do 3.00 nad ranem. Potem prawdopodobnie zgarnął mnie Cameron do domu. Nie byłam tego pewna, gdzieś po drodze urwał mi się film. Chłopak chyba nie był zadowolony z tego, co zrobiłam z łazience. Na pewno był zazdrosny. W mojej głowie siedziała scena sprzed klubu, w której się kłóciliśmy. On mówił coś do mnie podniesionym głosem, ja trzymałam ręce na jego szyi, byłam bardzo, bardzo blisko. Z pewnością zżerała go zazdrość i smutek z mojego powodu. Ale cóż... To była tylko i wyłącznie jego wina, że mnie wtedy zostawił. Cały tydzień się tak nie bawiłam, czego bardzo żałowałam. Musiałam pogadać z Dallasem, by zabrał mnie na kolejną taką imprezę.

Zdecydowałam się wstać, kiedy moja głowa była na krawędzi życia oraz śmierci. Wyciągnęłam z walizki małe pudełko, w którym znajdowały się wszystkie potrzebne leki. Wzięłam witaminy, a potem wsypałam saszetkę na kaca do szklanki wody. Dziękowałam siłom wyższym za stworzenie takiego leku. Zawsze gdy go brałam, od razu czułam się lepiej. Wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki. Wzięłam długi, gorący, orzeźwiający prysznic, by pozbyć się smrodu potu oraz alkoholu ze swojego ciała. Umyłam zęby miętową wybielającą pastą, a twarz tonikiem głęboko oczyszczającym i nawilżającym. Kiedy wróciłam do pokoju, założyłam krótkie czarne spodenki oraz białą bokserkę z głębokim dekoltem. Wypiłam kolejny napój zmieszany z saszetką na kaca, a w międzyczasie pomalowałam się. Na głowę założyłam materiałową opaskę w czerwonym kolorze z kokardką, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Przeglądając się w lusterku, stwierdziłam, że wyglądałabym jeszcze lepiej z pomalowanymi na krwistą czerwień ustami. Przy okazji dorobiłam sobie jeszcze dłuższe kreski przy oczach, by nadać im bardziej koci kształt. Założyłam czarne, skórzane muszkieterki na szerokim obcasie marszczone na nogach, które je wyszczuplały. Na ramiona zarzuciłam dżinsową kurteczkę, ponieważ dzisiejszy dzień był chłodny oraz deszczowy. Wyszłam z pokoju, a w jadalni zobaczyłam wujostwo, które siedziało na krzesłach z poważnymi oraz zdenerwowanymi minami. Obok nich siedział wkurzony Carter, a Kealia uśmiechała się złośliwie. 

- Ktoś umarł? - zapytałam zmęczonym głosem. 

Weszłam do kuchni i nalałam sobie trochę soku jabłkowego do szklanki. Na pewno nie był świeżo wyciskany, ale musiałam ugasić pragnienie w gardle. Po pracy z pewnością musiałam skoczyć do sklepu z ekologicznym i zdrowym jedzeniem, który znalazłam kilka dni temu w miasteczku. 

- Wiemy, co robiłaś zeszłej nocy - oznajmiła ciocia. 

- Byłam na imprezie z Cameronem - powiedziałam, odwracając się w stronę rodziny. 

Nigdy nie można było kłamać podczas takich rozmów, tylko pomijać niektóre elementy prawdy. Zdążyłam się tego nauczyć już kilka lat temu w czasie kłótni z rodzicami. 

- Wróciłaś do domu o 4.00 nad ranem! Całkiem pijana! Nie kontaktowałaś ze światem! Masz 19 lat! Nie przyjechałaś tutaj, żeby szlajać się po knajpach, wracać do domu nad ranem zalana w cztery dupy! - wrzasnął wujek, po czym uderzył dłonią w stół, przez co herbata cioci wylała się z filiżanki, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.

- Jestem młoda i mogę zaszaleć. Wujku, nie popadaj w paranoję, poszłam tylko na imprezę i się trochę napiłam. Robisz z igły widły, to normalne. Ale co wy możecie wiedzieć, skoro całe życie spędziliście na tym zadupiu... - Wywróciłam lekceważąco oczami.

- Uważaj na słowa, młoda damo! - Mężczyzna wstał zdenerwowany do granic możliwości, a ja myślałam, że wybuchnę śmiechem, kiedy mnie tak nazwał. Jakie to było żałosne!

- Vanesso, Carter pokazał nam wszystkie zdjęcia z tobą w roli głównej z tej imprezy. Zachowywałaś się jak... - Do tej śmiesznej rozmowy dołączyła ciocia.

- Jak dziwka - dokończyła kuzynka.

Spojrzałam na Cartera wkurzona. Wydał mnie, zdradził. A myślałam, że się polubiliśmy, że wszystko jest okej między nami. On natomiast patrzył na mnie ze złością, której nie rozumiałam. Przecież nic mu nie zrobiłam! O co mu chodziło? Oszalał? Wiedział, że wujostwo się wkurzy, jak się dowie o tej imprezie. Po co jeszcze dolewał oliwy do ognia, pokazując im te durne zdjęcia? A tak w ogóle co to były za zdjęcia? Musiałam się tego dowiedzieć, a potem zabić Cartera.

- Kealia, słownictwo! - upomniał ją ojciec - Ale moja córa ma rację. Zachowywałaś się jak dziwka! Jesteś rozpuszczona, wywyższasz się cały czas, w dodatku pijesz i to niemałe ilości alkoholu! Kto to widział, by tak się zachowywać w twoim wieku?! Przecież to skandal! Ja nie wiem, jak cię twoi rodzice, nie interesuje mnie to, ale ty nie będziesz się tak zachowywać pod moim dachem!

Założyłam ręce na piersi, a oczami wodziłam po suficie, by pokazać moją lekceważącą postawę, co zawsze robiłam. Musiałam jak najszybciej zadzwonić do taty i opowiedzieć mu o zachowaniu wujka. Przecież nikt nie będzie na mnie tak krzyczał!

- Spójrz na mnie, kiedy do ciebie mówię, do cholery!

- Co? - warknęłam.  Nawet nie zauważyłam, kiedy mężczyzna się do mnie przybliżył.

- Szacunku trochę, gówniaro! - krzyknął, po czym zrobił coś, czego w życiu się nie spodziewałam. 

Spoliczkował mnie. Na początku nie zorientowałam się, co się stało, dopiero gdy poczułam pieczenie na policzku, uświadomiłam to sobie. Ciocia gwałtownie wypuściła powietrze z płuc, Carter patrzył się zszokowany na nas. Nawet Kealia przestała się śmiać i zrozumiała powagę sytuacji.

- Jeremi! - krzyknęła zszokowana ciocia.

Popatrzyłam na wujka z wściekłością. Dumnie poprawiłam włosy i ruszyłam do pokoju. Wyciągnęłam walizkę i zaczęłam ją pakować. Same najpotrzebniejsze rzeczy, czyli kosmetyki i ubrania. Walczyłam ze łzami, które napływały do moich oczu. Musiałam być twarda. Nienawidziłam wujka za to, że mnie uderzył, cioci za brak reakcji, Cartera za wydanie mnie, a Kealii... Za to, że ciągle się ze mnie śmiała.

Usiadłam na łóżku. Nie mogłam wyjechać. Tu już nie chodziło o wymarzone studia modowe. Nie miałam pieniędzy. Z całej siły walnęłam walizkę czubem buta od Gino Rossi. Wzięłam telefon oraz trochę pieniędzy, po czym szybko wyszłam. Zaczęłam biec w stronę miasteczka, a kiedy trochę się oddaliłam do domu, zwolniłam tempa. Wybrałam numer do ojca, który odebrał po kilku sygnałach.

- Kochanie, nie mogę teraz rozmawiać - wysapał bez jakiegokolwiek powitania.

- Tato, nie wiesz, co się stało! - wykrzyknęłam zrozpaczonym tonem do słuchawki. W tle usłyszałam jakieś jęki, co mnie zdziwiło. Gdzie był tata? Co robił? I z kim?

- Vanesso, naprawdę nie mogę teraz rozmawiać - powtórzył podniesionym głosem, sapiąc.

Chyba zaczynałam podejrzewać, co robił.

- Mama jest z tobą? Dasz mi ją do telefonu? - poprosiłam, wiedząc, że moja rodzicielka na pewno mnie lepiej zrozumie niż ojciec. Ona nigdy nie lubiła swojego szwagra.

- Nie jestem teraz - Usłyszałam kobiecy jęk. - Z mamą, zadzwoń potem.

Po tych słowach nastąpiło pikanie oznajmiające zakończenie połączenie. Wiadome było, że zadzwoniłam do niego, gdy był w jednoznacznej sytuacji. Jeżeli ojciec nie był teraz z mamą, to oznaczałoby, że... Wrócił do tego. Roztrzęsiona wybrałam numer do mamy, lecz nie odebrała. Zapewne była na jakimś ważnym spotkaniu konferencyjnym. Zaczynałam wariować, znowu. Popadałam w paranoję. Połączyłam się z Internetem, w którym krążyły różne zdjęcia z wczorajszej nocy. Obejrzałam wszystkie. Fakt, byłam trochę wulgarna. Ale tylko trochę, bywało gorzej. Rozpoczęłam wideo rozmowę z Kay i opowiedziałam jej wszystko. Savannah była zajęta, jak zawsze.


Kiedy doszłam na plażę, pogoda się trochę polepszyła, ale i tak nie było nikogo. Budka była zamknięta, Jack jeszcze nie przyszedł. Usiadłam na schodkach, a głowę położyłam na kolanach. Przyjaciółka opowiedziała mi o tych wszystkich plotkach na mój temat. Brandon był wściekły, gdy widział moje zdjęcia na Snapchacie, chciał nawet przyjechać. Dobrze że Kay odwiodła go od tego pomysłu. Nie mogłam się uspokoić. Byłam wkurzona na wujka. Wkurzona, to za mało powiedziane. Miałam ochotę mu oddać, ale wtedy dopiero rozpętałabym wojnę.

- Hej. Pierwszy raz nie jesteś spóźniona. Jestem z ciebie dumny. - Usłyszałam nad sobą.

Jack uśmiechał się do mnie szczerze. Ubrany był w długie dżinsowe spodnie oraz białą koszulkę z małymi dziurami. Musiał być u fryzjera, bo już nie widziałam ciemnych odrostów w jego blond włosach.

- Cześć - mruknęłam markotnie.

- Carter do mnie dzwonił - zaczął, a ja westchnęłam mimowolnie - Opowiedział mi o tym, co się stało rano. Mówił, że ciocia się o ciebie martwi.

- A wujek nie? - warknęłam.

- Ej, nie wyżywaj się na mnie, ja ci nic nie zrobiłem. Dobrze się czujesz? - zapytał, siadając obok mnie.

- Tak - mruknęłam.

- Przecież widzę, że nie. Spokojnie, Jeremi już taki jest. Często ponoszą go emocje - dodał, obejmując mnie lekko ramieniem. Nie miałam siły, by się z nim o to kłócić, choć było nawet miło.

- Uderzył mnie. Poniżył - powiedziałam, znowu czując łzy w oczach - To było straszne, wiesz? Nikt mnie tak nigdy nie potraktował!

- Chodź do mnie. - Blondyn przytulił mnie mocno. - Ale... Trzeba przyznać wujkowi pewną rację. Te zdjęcia...

- Przestań! - krzyknęłam, szybko odsuwając się od niego - Ty też jesteś przeciwko mnie?!

- Nie, nie jestem. Ale... To nie ty. Wiem, że taka nie jesteś. Znalazłem twoje stare zdjęcia na Facebooku. Jeszcze trzy lata temu wyglądałaś całkiem inaczej. Miałaś śliczne blond włosy oraz szczery uśmiech. Roześmiane oczy pomalowane tylko tuszem do rzęs. Twoja twarz pokazywała prawdziwe kolory. Chodziłaś w ładnych, dziewczęcych ubraniach. Coś się stało w twoim życiu i się zmieniło. Co takiego? Powiedz mi o tym, proszę. Zaufaj mi.

Przez chwilę naprawdę chciałam mu o tym powiedzieć. O tamtym feralnym dniu, w którym wróciłam wcześniej ze szkoły i przez przypadek usłyszałam kłótnię rodziców, przez co dowiedziałam się za dużo. Ale potem uświadomiłam sobie, że nie mogę mu powiedzieć. Kim on był? Nikim specjalnym. Celowo chciał wykorzystać mój moment słabości, wydobyć ze mnie informacje, a następnie wszystko wygadać Carterowi. A na to nie mogłam sobie pozwolić. Nawet Brandon, ba nawet moje najlepsze przyjaciółki nie wiedziały, co się wtedy stało i jak wpłynęło na mnie. Nikt o tym nie wiedział. I tak miało zostać.

Kiedy blondyn uświadomił sobie, że nic mu nie powiem, westchnął i objął mnie ponownie.

- Wiesz co? Wątpię, żeby ktoś przyszedł dzisiaj na plażę i na burgera. Odwiozę cię do domu, uspokoisz się, porozmawiasz z wujkiem.

- To nie jest mój dom - wydukałam - Nie chcę tam wracać.

- W takim razie... Może pojedziemy do mnie? Obejrzymy jakiś film, co ty na to? - zaproponował.

- Okej - przytaknęłam bez przekonania i entuzjazmu.

Jack wstał i podał mi rękę. Otrzepałam spodnie z piasku i, trzymając się za ręce, ruszyliśmy do samochodu. Nie mogłam wrócić do domu, po prostu nie mogłam! Ponieważ nie miałam gdzie się podziać, postanowiłam skorzystać z propozycji Johnsona. Miałam tylko nadzieję, że nie wygada Carterowi, że do niego pojechałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro