Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☘ ᴬᶠᵁᴿᴼ ᵀᴱᴿᵁᴹᴵ ☘

W Wielkiej, białej, murowanej willi, rozległ się niesiony echem huk.
To drzwi zatrzasnęły się, jednocześnie sugerując gospodarzom, że ktoś wszedł do domu.
Dość niski, bo ledwo sięgający do parapetu, blondwłosy chłopczyk, szybko zerwał się z łóżka.
Otworzył drzwi i nie oglądając się zbiegł po schodach.

-Mamo! - krzyknął, przytulając się do nóg kobiety stojącej w holu.

Blondynka pokręciła głową z rozbawieniem, i odstawiła torby z zakupami.
Spojrzała w bordowe oczy synka, i założyła mu włoski za ucho.

-Wyspałeś się aniołku? - spytała

Malec przechylił głowę.

-Tak... Ale tata miał do mnie przyjść - mruknął zawiedziony

-Tata ma dużo rzeczy na głowie - ominęła temat kobieta, zanosząc produkty służbie - Wiesz, że ciężko pracuje żebyśmy wieli wszystko czego chcemy...

-Przecież już mamy więcej niż inni - sapnął chłopiec

Niebieskooka kobieta westchnęła cicho, i popatrzyła kątem oka na synka zaglądającego do toreb z zakupami. Serce jej się krajało, ale żadne słowa nie docierały do jej męża. On już i tak jej nie słuchał po ostatniej rozmowie.

-Teru... - mruknęła do synka - A może chcesz jutro pójść gdzieś razem?

Młody Afuro poderwał głowę i przyjrzał się rodzicielce.

-Przecież masz pracę... - mruknął zdziwiony.

-Myślę, że bardziej potrzebujesz mojej obecności - mrugnęła do niego - To co Teru? Wesołe miasteczko i wata cukrowa?

Oczy chłopca rozbłysły radośnie, gdy poderwał się i przytulił do niej.
Tak mało trzeba by zobaczyć taki śliczny uśmiech.

-Oczywiście musisz zjeść warzywa na obiad - dopowiedziała.

-Tego nie było w umowie mamo - mruknął zniesmaczony - Poza tym jestem aniołkiem, a warzywa to dzieło szatana

Blondynka przypatrzyła mu się, unosząc brew.

-Miska sałatki - stwierdziła

-Ale to miska smutku i nieszczęścia!

-Teru bo dostaniesz karę na oglądanie bajek, pół miski sałatki

-No dobra... - mruknął chłopiec - Nie wierzę, że się na to zgodziłem - szepnął, dreptając do salonu.

Włączył telewizor i usiadł na kanapie.

-Terumi wyłącz te paradokumenty!

-Ale mamooo

-Nie mamuj mi tu, przełączaj

Blondyn niezadowolony przełączył kanał na jakąś bajkę.

-Profanacja dobrej rozrywki - westchnął

-Słyszałam!

-Mamo a pójdziemy na karuzelę?! - podskoczył blondyn, trzymając matkę za rękę - Proszę, proszę, proszę!

-No nie wiem... - uśmiechnęła się pod nosem.

-Mamoooooo - jęknął chłopiec.

-No dobrze, skoro tak prosisz - zaśmiała się i pociągnęła go za sobą w stronę budki z biletami.

-Poproszę dwa - uśmiechnęła się do kobiety za ladą, a następnie wsiadając do wagonika.

-Mamo, a czy tata będzie na moich urodzinach? - mruknął czerwonooki - Obiecał, że będzie pamiętasz?

-Pamiętam skarbie, ale tata ma dużo pracy...

-Tata ma wszystko oprócz czasu - burknął chłopiec, a w wagoniku zapanowała chwilowa cisza.

-Tata bardzo Cię kocha Teru, on tylko... Okazuje to nieco inaczej - przygryzła wargę i pogładziła synka po włosach - Nie przejmuj się nim...

Terumi westchnął cicho i spojrzał na nią kątem oka.

-No dobrze...

-Super - rozweseliła się kobieta - To teraz możemy iść na watę cukrową, co ty na to?

-A babcia przyjedzie? - wrócił do tematu chłopiec.

Kobieta westchnęła w myślach i powtórzyła samej sobie, że dociekliwość syn ma po niej.

-Tak aniołku będzie, ale dopiero wieczorem, bo opuźnili lot z Korei - powiedziała spokojnie.

-Babcia przyjedzie! - podskoczył chłopiec i jakby zapominając o czymkolwiek innym, wyskoczył z zatrzymującej się kolejki i  pobiegł w stronę sklepiku z watą.

-Dzieci... - pokręciła głową blondynka.

×××××××

Kilka godzin później...

-To był super dzień mamo! - krzyknął malec wchodząc do domu - Dziękuję!

-Nie ma za co skarbie - zaśmiała się, ale jej śmiech urwał się gdy zobaczyła jej męża stojącego w korytarzu z poważną miną.

-Gdzie byliście? - uniósł brew.

-Hej tato! - przywitał się chłopczyk i podbiegł do niego - Jak było w pracy? Chcesz może trochę waty?

Brunet spojrzał na niego, a jego spojrzenie widocznie złagodniało.

-Nie Teru, nie będę Ci podbierał słodyczy - uśmiechnął się lekko - W końcu masz jutro urodziny...

-Będziesz na nich?! - pisknął podekscytowany.

Mężczyzna przyjrzał się kobiecie stojącej za chłopcem i zmrużył oczy.

-Będę...

-To super! - krzyknął chłopiec i pobiegł do swojego pokoju.

Gdy tylko tupot jego kroków ucichł, mężczyzna podszedł do kobiety i chwycił jej podbródek tak by patrzyła w jego stronę.

-Tak pogrywasz Ayano? - mruknął.

-Nawet nie próbuj mieszać go w nasze sprawy - warknęła.

-Oczywiście, że będę to robił. Chcesz rozwodu, ale Terumi zostaje ze mną - mruknął, patrząc jej w oczy - Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno...

Teru stojący na górze szybko schował się do łazienki ze smutkiem patrząc w lusterko. Nie wiedział co to rozwód, ale jego rodzice się kłócili. Przeszła mu przez głowę myśl, że to jego wina. Ale on nie chce zostawać tylko z tatą, jego nigdy nie ma w domu.

-Terumi? - jego ojciec zapukał do drzwi - Pomóc Ci w czymś?

Pociągnął nosem i otworzył zamaszyście drzwi, przebiegając koło niego.

-Terumi, wracaj tu natychmiast - krzyknął za nim ojciec.

W przeciwieństwie do tego co myślał ojciec chłopaka, Terumiego wcale nie dało się tak łatwo przekupić na swoją stronę...

×××××××××××××××

Kilka lat później...

-Terumi? - ktoś zapukał do drzwi łazienki - Wszystko okej?

-Ta - mruknął długowłosy chłopak wychodząc z pokoju - Jak zwykle w czwartki

-Kochanie wiesz, że nie musisz tam jeździć - westchnęła kobieta.

-Tak - wywrócił oczami - A potem ojciec pójdzie do sądu, z pretensją, że nastawiasz mnie przeciwko niemu, jakbym był dzieckiem

-Masz tylko 15 lat młodzieńcze - zaśmiała się.

-AŻ! - krzyknął chłopak, i z lekkim uśmiechem zbiegł ze schodów - Wrócę jutro!

Nie usłyszał odpowiedzi, bo szybko zamnął drzwi i wszedł do auta stojącego przed domem.

-Znów kazał Ci po mnie przyjechać? - uniósł brew, widząc znajomego kierowcę.

-A jakże paniczu - westchnął Hitoshi  - Całe 12 kilometrów

-Nie narzekaj - machnął ręką - Ojciec znów ma stos pracy i nie będzie miał dla mnie czasu?

Hitoshi jakby mocniej zacisnął ręce na kierownicy.

-Nie... Tym razem ma czas... Tak jakby

-Tak jakby? - mruknął Terumi pod nosem, spoglądając na przesuwające się za oknem drzewa - Nie spodoba mi się to prawda?

-Nie paniczu - westchnął - Nie bardzo...

Dojechali do końca ulicy, a blondyn chwycił swoją torbę i wyskoczył z auta.

-Dzięki Hitoshi, trzymaj kciuki żebym przeżył!  - machnął mu ręką.

-Oj chłopaku - pokręcił głową mężczyzna - Szczęście Ci się przyda.

Terumi otworzył drzwi, i położył swoją torbę na ziemi.

-Tato?! - krzyknął.

-Ah już przyszedł! - usłyszał z salonu.

Skierował swój wzrok na drzwi zza których po chwili wyszedł jego ojciec, cały w skowronkach.

-I oto jest! - uśmiechnął się sztucznie do mężczyzny który wyszedł zza niego - Terumi proszę poznaj...

-Umiem mówić, dziękuję - uśmiechnął się krzywo czarnowłosy - Kageyama Reij, twój ojciec sporo mi o tobie mówił...

Blondyn zmierzył go wzrokiem i cofnął się lekko.

-Czyli co na przykład? - mruknął.

-Między innymi to, że grasz w piłkę... A wiesz - podał mu jakąś paczkę - Akurat tworzę drużynę...

-Przykro mi, ale mam swoich znajomych - spojrzał krzywo na strój, który trzymał w rękach.

-Może się nie zrozumieliśmy - zaśmiał się Kageyama - Nie pytałem Cię o zdanie...

-Co Pan sobie...

-Ciekawe ile osób musiałbym przekupić, żeby twoja matka straciła prawa rodzicielskie... - mężczyzna szepnął mu na ucho - Jeden przelew i po sprawie!

- Oh Pan Reij oczywiście żartuje - poklepał go po plecach zakłopotany ojciec - Co nie zmienia faktu, że to bardzo dobru trener i...

-Zgadzam się - mruknął szybko ze wzrokiem wbitym w mężczyznę.

Potrafił wyczuć kłamstwo. A on ewidentnie nie kłamał.

-Cudownie, zobaczysz, że jeszcze sam zapragniesz tego co mogę Ci dać - zaśmiał się - Przyjdź jutro na trening Aphrodi - powiedział podając mu butelkę z wodą.

-Aphrodi? - uniósł brew, przyglądając się cieczy.

-Ah tak - machnął ręką - W końcu moja drużyna musi być wyjątkowa...

Zamknął drzwi i uśmiechnął się chytrze.
Kolejny złapany, zostało dwóch.

Tymczasem Terumi, rzucił się biegiem do swojego pokoju.
Wyjął telefon, chcąc napisać do swojego przyjaciela, ale został uprzedzony.

-Zostałem napastnikiem Liceum Zeusa?! - przeczytał w szoku i opuścił telefon na łóżko
Nie dość że nachodzi go w jego domu, to jeszcze grozi jego matce.
Usiadł na łóżku i przyjrzał się paczce ze strojem, z której po chwili wyleciała jeszcze opaska kapitana.

- Hera w co oni nas wpakowali...  - mruknął.

Wypił wodę z butelki, po czym wyrzucił ją do śmieci, przeciągając się. Wziął strój i przymierzył go, przeglądając się w lustrze.
Nagle jego wzrok się wyostrzył, każdy   kolor był mocniejszy, ubranie delikatniejsze, a opaska na ramieniu bardziej zauważalna.
Po chwili to uczucie minęło, ale Terumi nie mógł odeprzeć od siebie wrażenia, że nie powinien być taki zadowolony z dołączenia do drużyny. Gdyby tylko wiedział wcześniej czym była zawartość butelki...

___________________

Wiem, że miałam wrzucić ten rozdział rok temu...
Ale lepiej późno niż wcale tak?!
*cykanie świerszczy*
Następny wrzucę szybciej, nie bijcie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro