Dzień czwarty: noc
Nie mogłem zasnąć. Pół nocy przeleżałem w łóżku myśląc o swoim losie po ślubie mojego ukochaneg i doszedłem do wniosku, że tego nie wytrzymam. Wziąłem telefon i dostrzegłem nową wiadomość od Johanna.
Misiu:
Zadzwoń jak znajdziesz czas. Proszę.
Spojrzałem na godzinę wysłania SMSa. 23:34. Trochę się spóźniłem, ale i tak postanowiłem wykonać połączenie. Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo, Daniel? Jest czwarta nad ranem, lepiej żebyś miał powód, by mnie budzić...
- Pisałeś, żebym zadzwonił, co się stało? - usłyszałem ciche skrzypnięcie łóżka.
- Mogę przyjechać? - spytał, a mnie zatkało. Oczywiście, że od razu się zgodziłem - Zaraz będę.
Wstałem z mebla i szybko się ubrałem, nie mogąc się doczekać, żeby go zobaczyć. Widziałem go wczoraj, a strasznie tęskniłem za jego widokiem. Uwielbiałem na niego patrzeć i nie wiem, czy wytrzymałbym, jakbym zobaczył go w garniturze stojącego przed ołtarzem. Na samą myśł mam ochotę wyjechać jak najdalej, ale nie mogę...
Ok. 4:12 usłyszałem pukanie do drzwi, więc poszedłem otworzyć. Gdy go ujrzałem, byłem w szoku. Wiedziałem, że jest mega przystojny, ale w środku nocy wyglądał o wiele seksowniej niż kiedykolwiek. Miał czarne rurki i biały t-shirt z nadrukiem kota czytającego gazetę. Włosy były roztrzepane, a oczy intensywnie niebieskie.
Chłopak po wejściu do mieszkania, mocno się we mnie wtulił, a mnie już całkiem odebrało wszystkie czynności życiowe. Objąłem go, wdychając jego zapach. Pachniał czekoladą i damskimi perfumami, ale i tak poruszał zmysły.
- Przepraszam, jeśli się narzucam... - spojrzał mi w oczy, a ja poczułem ogromną gulę w gardle.
- No co ty! Daj spokój - usiedliśmy na kanapie - O co chodzi?
- Ktoś mnie nęka telefonami... - powiedział - Ten od tego SMSa. Raz odebrałem, ale nikt się nie odezwał. Zobacz - wyciągnął telefon i nacisnął na numer, z którego do niego dzwoniłem. Odskoczyłem jak oparzony, kiedy urządzenie w szufladzie zaczęło wibrować.
Johann rozejrzał się po pokoju zupełnie zmieszany. Nie był głupi, już wie, kto to zrobił.
- Danny... - wstał - Co to ma znaczyć?
- Johann, ja... - podszedłem do niego strasznie zestresowany. Nie sądziłem, że wszystko się wyda. A nie mówiłem, że pomysły Stjernena zawsze źle się kończą?
- To miał być żart? Chciałeś rozluźnić atmosferę przed weselem? - skrzyżował ręce na piersi. Przełknąłem głośno ślinę, chyba zbyt głośno...
- Forfi, ja...
- No słucham!
- Jesteś pewny, co do tego ślubu? To wielka odpowiedzialność i... - jąkałem się jak ostatni debil. On patrzył na mnie wkurzony.
- No i co? Co takiego chcesz mi powiedzieć?
- Ze mną byłbyś szczęśliwszy, Johann. Dam ci wszystko, czego zamarzysz! Obiecuję - uklęknąłem przed nim.
- Szczęśliwszy?! No pewnie, bo teraz mam TYLKO kochającą rodzinę, wspaniałą pracę, cudownych przyjaciół i ani trochę nudne życie. Przecież mogę to wszystko rzucić, zostać gejem i być SZCZĘŚLIWY! To takie oczywiste!
- Johann - podniosłem się i złapałem jego twarz w trzęsące się dłonie - Nie rób tego błędu co ja. Nie zakochuj się bez wzajemności...
Brunet spojrzał na mnie i wpił się w moje wargi. Nie wiedząc, jak zareagować, oddałem pocałunek ...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro