Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień drugi

:)) ach ten titanic. 

_________________________________________________________

11kwietnia 1912 Queenstown. 4 dni do katastrofy

Ranek przyszedł szybko, dobiliśmy do kolejnego portu i nie wiedząc czemu kilkanaście osób wysiadło w popłochu. Nie przejąłem się tym zbytnio, bo u mojego boku pojawił się Zayn, poprawiając swoją pogniecioną koszulę.

- Miałbyś ochotę na spacer Niall? Pogoda jest wyśmienita – zaproponował, a ja już stałem na nogach.

Spacerowaliśmy wolno, rozkoszując się promieniami słońca, wsłuchiwałem się w opowieści Zayna, zachwycając się każdym szczegółem. Był taki szczęśliwy i wolny. Prowadził beztroskie życie nie martwiąc się jutrem, nie musiał słuchać niczyich rozkazów.

- Chciałbym chociaż na chwilę poczuć się wolny – rozmarzyłem się. - Móc iść na targ, bez oddechu ochroniarza na mojej szyi, móc napluć na chodnik, nie przejmując się nieprzychylnymi spojrzeniami starszych dam. Spać do południa i jeść tak dużo aż rozbolałby mnie brzuch.

- Czemu tego nie zrobisz? - zapytał, zaciągając mnie za jeden z czterech kominów.

- Moja matka... 

- Och chrzanić twoją matkę Niall! Musisz żyć swoim życiem – dotknął mojego policzka. - Jesteś taki piękny Niall... tak bardzo piękny – szepnął.

Powietrze wokół nas stało się ciężkie.

- Nie jestem – zarumieniłem się. - Ty jesteś piękny.

- Chcę cię pocałować – powiedział, nachylając się nade mną – mogę?

- Tak – odpowiedziałem słabo, zarzucając mu ręce na kark.

Mój mózg eksplodował, gdy tylko jego miękkie wargi zderzyły się z moimi. Poruszał nimi delikatnie, chyba świadomy tego, że nie byłem w tym zbyt dobry. I było mi cholernie wstyd, bo on w przeciwieństwie do mnie – całował idealnie. Poczułem jego ciepły język muskający moją dolną wargę, prosząc o wstęp do mojej buzi. Z cichym jękiem na to pozwoliłem i pozwoliłem kolejnemu wylecieć wraz z westchnięciem. Pieścił moje usta delikatnie, jakby bojąc się, że mnie wystraszy, zachęcająco trącał mój język, zapraszając mnie do zabawy.

Myślałem, że eksploduje.

Oderwałem się od niego z mlasknięciem, gdy moje płuca nie nadążały łapać powietrza.

- Dziękuje– powiedział, cmokając mnie ponownie.

Uśmiechnąłem się lekko, ponownie złączając nasze usta.

W ciągugodziny dowiedziałem się o nim wielu rzeczy, ile miał lat – tylko dwa więcej niż ja – skąd dokładnie pochodził i gdzie spędził dzieciństwo.

Czułem się jakbym znał go całe życie!

- Mogę o coś zapytać? - podjąłem, kilka godzin później.

- Oczywiście.

- Jak udało ci się zdobyć bilet? Nie bądź proszę zły, ale nie wydaje mi się, żeby kosztował krocie.

- Chcesz wersje prawdziwą czy tą którą powiedziałem kontrolerom?

- Prawdę.

 -Wygrałem go w karty - piętnaście minut przed wypłynięciem. Blefowałem, dlatego mi się udało. Z tego żyje. Z blefowania – wytłumaczył – ale też rysuje.

- Pokażesz mi? - zapytałem z nadzieją, a on zaśmiał się delikatnie.

Wyciągnął z materiałowej torby mały szkicownik i mi go podał.

W większości malował ludzi: kobiety, dzieci, mężczyzn, było tam też kilka aktów, od których moje policzki płonęły.

- Francuzki kochają się rozbierać – powiedział, pokazując na szkic nagiej kobiety.

- Byłeś we Francji?

- Wiele razy. Mają najlepsze kolejki górskie na świecie – słyszałem podekscytowanie w jego głosie.

-Nigdy na nich nie jeździłem, moi rodzice nigdy mi nie pozwolili. Odmówili mi nawet nauki jazdy konno – sapnąłem nieszczęśliwy.

-Nauczę cię jeździć konno, zabiorę cię na kolejkę górską, ba! Nawet nauczę cię plucia jak prawdziwy facet!

- Plucia? To obrzydliwe! - zachichotałem.

- Skarbie, uwierz mi w niektórych sytuacjach – zaczął powoli – plucie jest seksowne.

Znowu pokryłem się rumieńcem, cholerne hormony!

- Niall!Co Ty tu jeszcze robisz? Kolacja za trzy godziny! - zawołał mój ojciec.

- Muszę iść, widzimy się wieczorem?

- Oczywiście piękny, nie mogę się doczekać.

Miałem ochotę znowu go pocałować. Zachichotałem cicho, kierując się w stronę wejścia, odwróciłem się zerkając na Zayna, który obdarzył mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Westchnąłem.

Czemu los zesłał mi go dopiero teraz?

Ubrałem się w czarny smoking, a moje wiecznie postawione włosy zostały okiełznane. Na drżących nogach zacząłem schodzić po schodach i nagle zapomniałem jak się oddycha. Zayn stał tam, oparty o barierkę bacznie mi się przyglądając. Miał na sobie identyczny garnitur, jego włosy zostały pięknie uczesane w quiffa. Wyglądał tak elegancko i arystokratycznie. Serce o mało nie wyskoczyło z mojej piersi.

Chwycił moją dłoń i ucałował mnie lekko.

Dżentelmen.

- Zawsze chciałem to zrobić – szepnął, uśmiechając się łobuzersko.

- Panie Malik – przywitałem się, dygając.

- Panie Horan, wygląda Pan olśniewająco!

- Pan również – szepnąłem, ściskając jego dłoń.

Arystokracja przyjęła go jak swojego, nawet gdy moja matka przypomniała wszystkim, że Zayn sypia w kajutach trzeciej klasy. Ale on zaimponował wszystkim swoją pewnością siebie, opowiadał o swojej pasji malowania, o krajach które zwiedził. Rzucił kilka żartów, które rozśmieszyły wszystkich oprócz mojej matki. Nie przejmował się jej nieprzychylnymi komentarzami, a za każdym razem kiedy wspominała moje zaręczyny z Lee, dyskretnie łapał moją dłoń pod stołem.

Chciałem go całować.

Głupie hormony!

Kilka godzin później Zayn grzecznie podziękował za gościnę, odmawiając przyjęcia pieniędzy od moich rodziców. Szepnął mi na ucho, żebyśmy spotkali się przy zegarze i wyszedł. Wykręciłem się z dalszego poczęstunku bólem głowy i miałem wrażenie, że moja matka odetchnęła z ulgą kiedy zniknąłem.

Nie widziałem go na korytarzu, w zasadzie nikogo na nim nie widziałem. 

Pisnąłem zaskoczony, gdy jego ramiona owinęły się w okół mojej talii, a plecy zderzyły się ze ścianą. Pocałował mnie o wiele gwałtowniej niż kilka godzin temu, unosząc mnie, moje nogi skrzyżowały się na jego plecach.

- Hej – przywitał się ze mną po raz trzeci tego dnia – idziemy na potańcówkę.

Zayn zaprowadził mnie na sam dół, już od progu słychać było Irlandzką muzykę, śmiechy i głośne rozmowy.

To tak bardzo różniło się od świata w którym żyłem.

Kolacje zjadane były przy cichych rozmowach o interesach.

Nikt nie krzyczał, nikt się nie śmiał.

Nigdy nie słuchaliśmy muzyki.

Zayn przytulił do siebie jakąś pulchną kobietę, mówiąc coś o gnieździe żmij, ale nie za bardzo wiedziałem o co chodziło.

 -Nialler? - usłyszałem zdziwiony krzyk Louisa.

- Loueh?! Hazza?! Co wy tu robicie? - zapytałem zaskoczony.

To było ostatnie miejsce,w którym bym się ich spodziewał.

- Bawimy się! Harry zgodził się za mnie wyjść - powiedział podekscytowany. 

- Gratulacje - uścisnąłem ich obu. 

- Wybaczcie państwo, ale ten Pan musi ze mną zatańczyć. 

I tak zrobiłem. 

Roztrzepałem moje włosy. 

Ściągnąłem moje buty. 

Tańczyłem na stole. 

Śmiałem się.

Całowałem Zayna.

Zayn całował mnie.

Wszyscy byli tacy uprzejmi. 

Wszyscy byli wolni.

I tacy szczęśliwy. 

I będąc wśród nich, mając u mego boku Zayna i moich dwóch przyjaciół, czułem się na chwilę wolny. 

Czułem się piekielnie zmęczony, kiedy nad ranem maszerowaliśmy do mojej kajuty. Moje nogi spuchły od tańców, a brzuch dale bolał po obfitym późnym posiłku. 

Zayn jednak nie poprowadził mnie na piętro pierwszej klasy, ale na pokład. Powietrze było rześkie w porównaniu z tym, którego nawdychałem się przez noc. 

- Zamknij oczy – polecił, gdy odwrócił mnie tyłem. 

Posłusznie to zrobiłem, nie próbując nawet podglądać.  

Nagle zatrzymał się w miejscu, każąc mi podnieść nogi i umieścić je na barierce. Przycisnął moje plecy do swojego torsu, rozkładając moje ramiona.

- Otwórz oczy Niall - szepnął.

Och. 

Czułem się jakbym latał. 

Wszystko dookoła mnie było takie piękne, wiatr smagał moje zarumienione policzki. 

- Ja latam Zayn, ja latam!

- Pozwól mi pokazać Ci miłość – powiedział wprost do mojego ucha. - Pozwól mi pokazać Ci, że życie jest piękne.

- Ale ja cię nie znam – odpowiedziałem. - J-ja ...

- Nie pożałujesz – nalegał. - Pokaże Ci kolory, których wcześniej nie widziałeś, dam ci dotyk, którego wcześniej nie czułeś, dam ci wolność.

- Dobrze – szepnąłem. - Pokaż mi - odchylił moją głowę umożliwiając sobie tym, aby złączyć nasze usta w długim, mokrym pocałunku. 

Chciałem tej wolności. 

Chciałem być wolny z nim. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro