Dzień czwarty
+ 18!
14 kwietnia 1912 - 1 dzień do katastrofy.
Zayn zachował się jak prawdziwy dżentelmen, nie wykorzystał mojej nagości. Nie dotknął mnie po tym jak skończyliśmy się całować. Usiadł naprzeciwko mnie, płynnie poruszając ołówkiem po karce, zerkał na mnie co chwila, nanosząc poprawki w swoim rysunku. Co jakiś czas sprawdzał czy nie było mi zimno, ale jak mogłoby być skoro sama jego obecność rozgrzewała mnie do czerwoności. Miałem ochotę zerwać się z miejsca, błagając go, żeby mnie posiadł, żeby się ze mną kochał. Chciałem poczuć te miłość, której tak potrzebowałem.
Była już noc, czwarty dzień naszego rejsu.
- Najpiękniejszy – mruknął, przyglądając się mojemu ciału.
Uśmiechnąłem się zawstydzony.
Nie byłem przyzwyczajony do takiego traktowania. Moja matka dopilnowała tego, żebym zawsze czuł się niepotrzebny i brzydki. Nigdy nie powiedziała mi miłego słowa, gdy Zayn zasypywał mnie nimi co chwila. I wiedziałem, że to nie puste słowa. Widziałem jak na mnie patrzył i przy nim czułem się piękny. Jego brązowe oczy świeciły skanując moje ciało, by zaraz skupić się na szkicowniku.
- Co chciałbyś zwiedzić jako pierwsze? - zapytał, nadal rysując.
- Chciałbym zwiedzić Irlandię, urodziłem się tam, ale kilka miesięcy później rodzice przeprowadzili się do Londynu.
- Brzmi dobrze – uśmiechnął się. - Później pojedziemy do Francji, przejedziemy się kolejką górską – powiedział, odkładając ołówek. - Skończyłem.
Podszedł do mnie, podając mi swoją koszule.
Jęknąłem czując jego intensywny zapach, pocałował mnie krótko.
Odebrałem od niego szkicownik, a moje oczy od razu się zaszkliły.
Wyglądałem tak pięknie i niewinnie.
Moje spojrzenie było pełne życia, a policzki zarumienione. Moje wargi były odrobinę spuchnięte, przez wcześniejszy pocałunek, a moje ciało wyglądało tak smukło i erotycznie.
- Tak mnie widzisz? - zapytałem, łapiąc jego dłoń.
- Skarbie, tak wyglądasz. Widzisz jaki jesteś piękny?
- Nie jestem. Mam odstający brzuch i duży nos – powiedziałem, jeżdżąc palcem po obrazku. - Moja matka zawsze dbała o to, żebym o tym wiedział.
- Pieprzyć twoją matkę. Jesteś idealny. Skarbie, jesteś za chudy, nie za gruby. Twój nos jest idealny, cały jesteś. Proszę, wierz mi. Wierz osobie, której na tobie zależy, a nie ten starej babie.
- Szukam Zayna Malika! - usłyszeliśmy głos ochroniarza Lee. - Nie chowajcie go!
- Kurwa – zaklną.
- Zayn, komu ukradłeś ten naszyjnik? Czy to był... Och Boże! - zakryłem usta dłonią. - Podwędziłeś go Lee? - zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
- Kochanie, mam nadzieje, że umiesz biegać, bo musimy się na chwilę schować – zachichotał, mimo powagi sytuacji. - Ubierz spodnie!
Jego dobry humor był zaraźliwy i ja też zacząłem się śmiać. Nie zważając na konsekwencje. Szybko wciągnąłem na siebie spodnie, zanim we dwójkę wybiegliśmy z jego kajuty. Słyszeliśmy kroki ochroniarza, gdy biegliśmy labiryntem korytarzy.
- Wiesz gdzie nas zabierasz? - wydyszałem.
Moja kondycja pozostawiała sobie wiele do życzenia.
- To tu! - krzyknął ucieszony, ciągnąc mnie za drzwi.
Gorące powietrze ładowni uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Na chwilę odebrało mi to dech, ale Zayn wepchnął mnie do jednego z wielu samochodów. Położył się na mnie, przykładając swój długi palec do moich warg, uciszając mnie.
- Gdzie on pobiegł?! - usłyszałem zdenerwowany głos Lee. - Pieprzony złodziej!
Drzwi ładowni zamknęły się z hukiem, ale nie poruszyliśmy się jeszcze przez jakiś czas.
I nagle dotarło do mnie w jakiej intymnej sytuacji się znaleźliśmy.
Para osiadła na szybkie samochodu, a nasze oddechy przyśpieszyły.
Ciężar jego ciała działał na mnie upajająco i kiedy jego oczy otworzyły się szeroko, wiedziałem, że on też to zrozumiał. Nachylił się nade mną powoli, przenosząc swój ciężar na łokcie.
Uniosłem się, wpół siadając i pokierowałem jego dłoń na swój tors.
Dyszeliśmy sobie w usta, zanim nasze języki spotkały się w namiętnym tańcu. Jego ręce błądziły na przodzie mojej koszuli, powoli rozpinając guzik po guziku. Jęknąłem czując jak jego erekcja otarła się o moją.
- Chcę cię – oddychałem głośno – proszę.
Ponownie mnie pocałował, zsuwając koszule z moich ramion. Jego pocałunki przeniosły się na mój polik, brodę by w końcu zaatakować moją szyje. Byliśmy spoceni zanim pozbyliśmy się ubrań, nasze rozgrzane ciała ocierały się o siebie w gorączce.
Sunął dłonią po moim udzie, obcałowując mój tors, uniosłem pupę ułatwiając mu ściągnięcie mojej blizny, by zaraz to samo zrobić z jego.
- Chryste, Zayn – jęknąłem, gdy jego język drażnił moje sutki. - Zrób coś – uniosłem biodra.
- Napluj – powiedział, podkładając swoją dłoń.
- Co? - zapytałem zdezorientowany, czując kolejną falę rozkoszy, gdy tylko się o mnie otarł.
- Napluj – powtórzył.
Byłem zawstydzony swoim zachowaniem, gdy jego otwarta dłoń pokryła się moją śliną, nie na długo jednak. Chwycił mojego członka, rozprowadzając ją po całej jego długości, a moje plecy wygięły się w łuk.
Pierwszy raz ktoś dotykał mnie w taki sposób.
- Taki seksowny – wymruczał, poruszając ręką szybciej. - Taki gorący dla mnie.
- Więcej – jęknąłem.
- Possij kochanie -szepnął, wsuwając mi dwa palce do ust.
Oblizałem je dokładnie, wypuczając je, gdy tylko jego wargi dotknęły mojego penisa. Zassał główkę, trącając ją gorącym językiem. Poruszał głową w stałym rytmie, liżąc i zasysając w odpowiednich momentach - niespodziewanie doszedłem. Jęczałem zdecydowanie za głośno, przytrzymywał moje uda, gdy nieświadomie nimi ruszałem. Przełknął wszystko, ponownie mnie całując. Jego język był słony, czułem swój smak, ale nie przeszkadzało mi to dopóki mnie dotykał.
- Smakujesz tak dobrze kochanie – westchnął, gdy niezdarnie próbowałem zaspokoić go ręką. - Taki dobry dla mnie.
- Kochaj się ze mną - błagałem.
- Jesteś pewny?
- Tak! Kurwa, tak!
Zachichotał słysząc przekleństwo, ale spoważniał szybko, gdy ponownie zassałem jego palce. Przełknął głośno.
Zastąpił palce swoim językiem i skierował je na moje wejście. Drażnił je kolistymi ruchami, dopóki nie wsunął się go we mnie, zaledwie do połowy. Zaszlochałem cicho.
Jego pocałunki rozpraszały uczucie dyskomfortu i niedługo później, posuwał mnie dwoma palcami. A ja praktycznie krzyczałem z przyjemności. Wysunął je ze mnie na co jęknąłem zawiedziony, ale widząc go, jak napluł na swoją dłoń i szybkimi ruchami się masturbował, ponownie poczułem gorąco.
-Niall, jeśli nie jesteś pewny, to ...
- Proszę Zayn, wejdź we mnie, błagam - sapałem, przyciągając go do siebie.
- Gdyby - oddychał głośno - kurwa, gdyby bolało za bardzo, każ mi przerwać - powiedział, nachylając się nade mną ponownie.
Główka jego penisa kilka razy poruszyła się po mojej dziurce, rozprowadzając po niej ślinę, zanim wsunął się we mnie do połowy.
- Kochanie, nie płacz, kurwa. Wiedziałem! - był na siebie zły.
- Zaynie - jęknąłem - kochaj się ze mną, jest mi tak dobrze.
Jego dłoń wsunęła się między nasze spocone ciała, ponownie tego wieczoru łapiąc mojego penisa u podstawy. Jego usta, w połączeniu z uściskiem na mojej męskości i uczucie wypełnienia, sprawiło, że płakałem z przyjemności. Nie obchodziło mnie to, że ktoś mógł nas usłyszeć czy przyłapać. Nie kiedy najwspanialszy mężczyzna na świecie i ja staliśmy się jednością.
Zayn wysuwał się z mojego wnętrza, by zaraz wbić się do samego końca, zataczał kółka swoimi biodrami, szukając odpowiedniego kąta swoich pchnięć. Moje ciało przeszedł prąd, gdy natrafił na moją prostatę, a z ust wydobył się krzyk.
- Tam Zayn, tam!
- Jesteś taki ciasny Niall, taki idealny dla mojego kutasa - powiedział, zacisnąłem się na nim, słysząc te wulgarne słowa. - Zaraz dojdę kochanie, okej? - pokiwałem głową nie mogąc wydusić z siebie słowa.
Zharmonizował ruchy swojej ręki, do rytmu jego pchnięć.
-J-ja och, z-zaraz - czułem orgazm wzbierający się w moim podbrzuszu.
- Dojdź dla mnie kochanie - wydyszał.
Wygiąłem się w łuk, dochodząc na swój brzuch i brodę. Zayn poruszał się jeszcze chwilę, zanim wypełnił mnie swoim nasieniem, pompując chwilę doganiając swój orgazm.
- Kocham Cię Niall - powiedział, leżąc na mnie całym ciałem.
Pisnąłem głośno czując ból, gdy się ze mnie wysunął.
- Też cię kocham - szepnąłem, całując go delikatnie.
Coś zatrzęsło statkiem.
- Co to było? - zapytałem zdezorientowany. - Czułeś to?
-Tak - odpowiedział, marszcząc brwi. Był zmartwiony. - Chodźmy to sprawdzić, mam złe przeczucia.
Gdy tylko opuściliśmy ładownie, Zayn został ode mnie odepchnięty.
-Panie Malik, został Pan oskarżony o kradzież serca oceanu należącego do pana Lee Adamsa, czy to prawda?
Na nasze nieszczęście oficer zauważył wisior na mojej szyi.
Nie musieliśmy nawet odpowiadać.
- Oficerze Jack, proszę o areszt dla tego złodzieja! - krzyknął Lee. - Napastował też mojego przyszłego męża!
- Wszyscy oficerowie na mostek! - krzyknął ktoś z góry.
- Zapnijcie go, niech trochę pocierpi w nocy. Ukarzemy cię dopiero w Nowym Jorku - powiedział Oficer i wraz z dwoma innymi, zawlekli go do jakiegoś pomieszczenia.
Statkiem ponownie zatrząsnęło.
Zabrali go ode mnie. Nie mogłem nic zrobić, gdy Simon mnie trzymał.
Płakałem i krzyczałem, ale wtedy poczułem uderzenie w tył mojej głowy i nastała ciemność.
________________________________
Został dzień piąty i epilog. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro