1 || Krok w stronę jutra
Potencjalne triggery: znęcanie się nad zwierzętami, gwałt, przemoc. Mała ilość bez szczególnie drastycznych opisów.
Amaranta żyła w najnudniejszym miejscu na świecie i od zawsze chciała się przeprowadzić. Nie, żeby miała dokąd, ale mogła sobie pomarzyć w trakcie odprawiania obrzędu utrzymania ognia. Gdy prawdziwie dorośnie, zostanie w końcu kimś wielkim. Temu komuś nikt nigdy więcej nie zakaże rozmów przy jedzeniu i zabawy z martwymi zwierzaczkami. A nawet jeśli, to wtedy będzie na tyle duża, żeby się postawić. Sama! Im! Ha!
Aż uśmiechnęła się do siebie, dokładając kolejną wiązkę chrustu do ogniska. Płomienie pochłonęły suche gałązki w ciągu kilku sekund, pozostawiając po nich jedynie szary pył, który wiatr niósł w zamglone oczy dziecka. Siedziała już wystarczająco długo, żeby podrażnić sobie nos ostrym zapachem ziół i palonych kadzideł. Ismena twierdziła, że cierpka, ociężająca zmysły woń pomagała w wejściu w stan medytacji.
Amara wiedziała lepiej, matki przełożone chciały ją zmusić do kichania, żeby potem się z niej śmiać! Pewnie czekały w krzakach, żeby wyskoczyć z nich i kazać jej iść Tam! Więcej nie da się oszukać nędznym kłamstwom i fałszywym radom. Ismena powiedziała też w końcu, że inicjacja nie boli, a dziewczynka do tej pory wolała nie zbliżać się do kamiennego kręgu. Na wszelki wypadek, jakby ktoś zdecydował, że dotknięcie jej raz przez rozżarzone pręta i namiestników wyznania, nie było wystarczającym dowodem silnej wiary. Stos usypanej kupy gruzu u podnóży świątyni nadal zdobiły ślady zaschniętej krwi zmieszanej z bielistą wydzieliną.
Tłumaczyli jej, że teraz jest już dorosła i ma prawo nieść wolę ognia. To podobno bardzo ważne zadanie, do którego trzeba się przyłożyć. Wybrano ją ze względu na odpowiednie prezyspozycje lub coś takiego. Amaranta znała wiele dziwnych słów, którymi lubiła się chwalić miejscowym dzieciakom, ale miewała problemy z rozmawianiem z namiestnikami. Zawsze mówili zbyt szybko, cicho i tonem nieznoszącym sprzeciwu. O ile dziewczyna mogła przeboleć dwie pierwsze rzeczy, to trzecia wywoływała w niej nagłą chęć buntu. Głównie dlatego, że brakowało jej kontekstu, a lubiła sobie wiedzieć. Co to znaczyło „mieć prezyspozycje"? Albo „dobrą figurę"? Amara znała wiele figur, nawet takich strasznych, geometrycznych, którymi matki przełożone straszyły ją w czasie lekcji cyfr.
Niby mogła się ich zapytać, ale wiedziała, że nie odpowiedzą. Albo zaczną się z niej śmiać. Powiedzieliby jej, że nie powinna mieszkać Tutaj, tylko Tam, a ona zaczęłaby siąpać nosem i udawać, że wcale nie chce płakać. Takich rzeczy się nie powinno mówić w końcu nikomu, bo tak się wygania niegrzeczne dzieci ze świątyni. Zostawia się je na granicy między dwoma światami i one zawsze się gubią na drodze bez ścieżek. Amara narzekała bardzo często na wiarę, w dodatku bardzo głośno, ale bała się jednak zostać sama. Tak całkiem, całkiem sama.
Pewnie nawet by za nią nie tęsknili! W końcu przed nią wzięli inną Amarantę, ale tamta do niczego się nie nadawała. Dziewczynka naburmuszyła się, żeby zaraz ryknąć złowrogo i zassać w ustach swój palec. Tak bardzo zatraciła się w myślach, że przy dorzucaniu drewna zamachnęła się zbyt mocno dłonią. Liznęły ją odrobinę krańce płomieni, ale większą przykrość zrobiła temperatura i strach niż ogień.
Amara wiedziała, że teoretycznie nie mogło jej się stać nic złego. Żyła w końcu w najnudniejszym miejscu na świecie i od zawsze chciała się przeprowadzić. Byłoby miło mieszkać w Kiedyś, przeszło jej przez myśl, ale zaraz zastanowiła się na tym bardziej.
Ludzie w Kiedyś byli głupi, bardzo głupi, ale za to młodzi. Często młodsi nawet od samej Amary, która nawet w Tutaj odstawała od wszystkich wiekiem. Ismena mówiła, że to przez zwierzęta z innego świata, których gatunek nie liczył się ze słowami. Cały czas podobno powtarzali, że „Kiedyś to byli młodzi i głupi" albo „To było kiedyś". Potem wszystkie rzeczy, których się wypierali na głos, faktycznie trafiały do tego Kiedyś. I nie były z tego zadowolone! Robiły się straszne! Wypaczone!
Z drugiej strony pojawiało się też „Kiedyś było lepiej", wtedy tamte przeniesione wspomnienia zaczynały ulegać degradacji. Przepuszczano je przez ręce tkaczy czasu, którzy łatali dziury w startym materiale nowymi, świeżymi i pięknymi nićmi. Brzydkie rzeczy piękniały pod ich dłońmi. Stawały się fałszywe i kłamliwe, ale nadal zachwycały urokiem przejezdnych.
Amara wiedziała o tym wszystkim, bo odrabiała swoje zadania domowe. Każdego dnia z rana wstawała, modliła się i szła do świątyni złożyć ofiarę, najczęściej ze znalezionego poprzedniego wieczora rannego ptaszka. Rannego po znalezieniu, nie przed. Dobijała go delikatnie igłami, żeby potem spalić na ołtarzu i przeprosić za to, za co kazała jej Ismena. Czasem musiała udawać, że przykro jej w imieniu języka, który podobno powinna myć w mydle. Niekiedy za ziewanie w trakcie słuchania kazania namiestnika, innym razem za pchnięcie do rzeki dziecka z wioski.
Zachichotała sama do siebie, obserwując jak ogień pochłania kolejne polano. Oceniła wzrokiem pozostały stos drewna, obliczając, ile jeszcze będzie musiała siedzieć przy kapliczce. Wiatr miotał drzewami, pchał popiół w kierunku jej białej sukienki, ale nie mogła odejść od ogniska. Bogini nie byłaby zadowolona, gdyby przestali utrzymywać wiarę.
Amaranta szczególnie lubiła odrabiać lekcje z prawdy, półprawdy i kłamstwa. Wracała wtedy ze świątyni do wioski, siadała przy rozłożystym dębie, opierając plecy o wystające z ziemi korzenie. Otwierała zeszyt zapisany brzydkim, koślawym pismem, choć bardzo starała się utrzymać wszystkie litery w poziomie. Dowiadywała się rzeczach, które zdarzyły się w Kiedyś, ale także o tym, jak wpływały one na Dzisiaj albo Jutro. Uczono ją jak rozpoznawać, że coś się stało, coś się nie stało i coś się mogło stać.
Dziewczynka pochodziła z Kiedyś, ale zaraz po urodzeniu trafiła do Wczoraj. Powiedziano jej, że to dlatego była taka ładna, bo już ją trochę zdążyli poprawić. Nie czuła się urażona cierpkimi komentarzami, mieli rację. Wyglądała przyjemnie, aczkolwiek mgliście, jak twoja koleżanka z klasy sprzed kilku lat. Wiesz, że spędziłeś z nią bardzo dużo czasu, prawdopodobnie może nawet ćwierć życia, ale nie możesz sobie przypomnieć, jak wyglądała.
Z Amarą było to samo. Czasem jasne, kręcone kosmyki wiązała w kitkę, żeby nie przeszkadzały przy poszukiwaniu gniazd ptaków wśród pól i lasów. Gdy czułeś się źle, przyprawiałeś jej czerwone, diabelskie rogi, które zahaczały nieraz o zbyt niskie gałęzie drzew. Kiedy stanowiła pierwszą miłość, uśmiechała się jak marzenie. Z tego wszystkiego rzeczywiste zostały tylko oczy bez żadnego koloru, bo włosy jeszcze mogłeś skojarzyć, ale oczy? Po latach? Daj spokój.
Ach, Kiedyś zdecydowanie nie nadawało się do zamieszkania. Powinna poszukać czegoś innego, żeby się wyrwać z tej rudery. W końcu Amaranta żyła w najnudniejszym miejscu na świecie i od zawsze chciała się przeprowadzić. Wczoraj stanowiło tak bardzo pustą krainę, że dziecko zaczęło się nudzić niedługo po swoim przybyciu. Nie lubiła stagnacji, ani nawet brania za pewnik. Chciała pytać i wiedzieć jeszcze więcej, wrodzona ciekawość pchała ją do przodu i zmuszała do zadawania kolejnych, niewygodnych uwag.
Matki przełożone nazywały ją inwantalną. Albo infantalną. Co prawda trudne słowa zawsze wychodziły najpierw od jakiegoś namiestnika, ale starsze kobiety szybko podłapywały nowe szpilki, które mogłyby wetknąć w jej pociąg do wiedzy. Nie rozumiała, jak można być na coś za młodym (ktoś się nad nią w końcu zlitował i jej wytłumaczył, co to znaczyło) w miejscu, w którym nie można się przecież zestarzeć. Oczywiście, we Wczoraj wszystko przemijało jak we wszystkich innych krainach, ale najczęściej zapominało dorosnąć. Po prostu znikało, gdy zwierzęta, mieszkające Tam, przestawały o nim myśleć.
Zresztą, kto by chciał dorastać, naburmuszyła się ponownie. Bycie dorosłym wcale nie przypadło dziecku do gustu. Wyglądało na to, że była za młoda, kiedy im pasowało i za stara, kiedy też im pasowało. Wolała krążyć po polach, szukając poukrywanych wśród roślin gniazd ptaków, niż chodzić dzień w dzień do kapliczki i dokładać drewna. I odwiedzać kamienny krąg, gdy zostanie do tego powołana. Aż przeszły ją dreszcze, zadrżała mimo ciepła pochodzącego z ogniska, do którego szybko dorzuciła kolejne patyki.
Nie, zdecydowanie nie może zostać we Wczoraj. Jeszcze by chcieli powtórzyć te dziwne rzeczy, których znaczenia nie rozumiała, bo wychodziły poza pojęcie znanych jej słów. Pamiętała za to wyraźnie, że skowyczała hardo, gdy przyciskano ją do nierównej powierzchni ołtarza. Ostre krawędzie kamienia przyczyniły się do poszarpania jej bioder, a Ismena patrzyła na nią pobłażliwie znad ramienia biorącego dziewczynę namiestnika.
Od tamtego momentu Amara częściej niż rzadziej szukała zwierząt do zabawy. Gdy skupiała się na igłach, uspokajała swoje bijące serce i przestawała mieć ochotę na wsadzenie ich samej sobie. Częściej poprzestawała na małych, nielotnych jeszcze ptaszkach, bo szukanie królików i saren zajmowało zdecydowanie zbyt dużo czasu przeznaczonego na ich oporządzenie.
Wraz z ostatnim dorzuconym drewnem przyszła do niej myśl. Tak ukradkiem zapukała do głowy i wprosiła się, zanim dostała pozwolenie na wejście. Jutro było okropnym pomysłem, okropnym! Znajdowało się na granicy, należało do niego dojść drogą bez ścieżek.
Przecież nie chciałaby skończyć ani Tutaj, ani Tam, prawda?
W Jutrze działo się tak wiele rzeczy, że na pewno by się nie znudziła. Nigdy! Zwierzęta z Drugiego Świata w końcu zawsze mówiły, według Ismeny, że "zrobią coś jutro". Chowano więc tam wszystkie najwybitniejsze plany, gdzie każdy osiągał sukces, dotrzymywał obietnic i robił to, co sobie wcześniej ustalił. W Jutrze ludzie uczyli się bardzo szybko, nie bali się zadawać pytań, mieli za to wiele dziwnych nawyków. Taka Amara na przykład była ładna, szczupła i chyża, a nie potrzebowała do tego ich codziennych ćwiczeń. Albo dziwnych diet złożonych z samej zieleniny.
To się nazywało plan treningowy, pomyślała, i jeszcze coś z samą oceną. Czego oceną? A potem ją dopadło, że plany na sukces są przecież głupie, bo te zwierzęta ostatecznie nie robiły tego, co wrzucili do Jutra. Ich puste obietnice zostawały we Wczoraj, a potem znikały i odradzały się w Kiedyś, jeżeli były szczególnie ważne.
Jutro też jej się już nie podobało. Zmarszczyła nos, obserwując, jak stopniowo wygasa żar w ognisku. Wiatr dął nadal. Amaranta żyła w najnudniejszym miejscu na świecie i od zawsze chciała się przeprowadzić. Nie, żeby miała dokąd, ale mogła sobie pomarzyć w trakcie odprawiania obrzędu utrzymania ognia. Gdy dorośnie, zostanie w końcu kimś wielkim. Tylko we Wczoraj się nie dorasta. W Kiedyś też nie za bardzo. Ze wszystkich krain Tutaj zostało już jej tylko Jutro.
No dobra, nie mogła być aż taka wybredna. Rozejrzała się wokoło i dla pewności sprawdziła wszystkie krzaki wokół kapliczki, czy na pewno nie chowa się w nich jakaś matka przełożona, gotowa zaprowadzić ją zaraz do świątyni. Albo gorzej, na połajankę do Ismeny, że znowu się ociąga, że nie walczy z lenistwem.
Amaranta wiedziała, że ma iść. Chodziło o to, żeby iść przed siebie, więc szła, szła i szła. Krok po kroku ciągnęła się w stronę Jutra. Zanim się zorientowała, że dawno zgubiła drogę pośród drzew, gwiazd i ciał martwych ptaków, na jej miejscu w świątyni była już nowa Amara.
Stara Amara była już dawno między Tutaj a Tam, nowa Amara była już tylko Tutaj.
Nowej Amarze powiedzą, że ma odpowiednie prezyspozycje, jest infantalna i że nie można przeskoczyć z Wczoraj do Jutra. Trzeba jeszcze przeżyć Dzisiaj, a to o wiele cięższe wyzwanie niż mogłoby się jej wydawać. Że z prawdą, półprawdą i kłamstwem należy się rozliczyć, żeby móc dorosnąć. Amara będzie chłonąć wiedzę jak gąbka, obrastać w wątpliwości i pytania, a oni nadal będą ją pchali w nieprzychylną, nieprzyjazną dziecku formę.
Nowa Amaranta żyła w najnudniejszym miejscu na świecie i od zawsze chciała się przeprowadzić.
xXx
Na ten moment jest już kilka rzeczy, które zmieniłabym w tekście. Na pewno dopracuję zakończenie, uderzyła mnie nachalność, z jaką wrzucam niepotrzebne morały i banialuki. Nie zgrywa mi się to z tonem historii, w jaki szłam w pierwszej części shota. Narracja miała ciągnąć się lekko, wypaczać nieco perspektywę, chyba pod koniec odpuściłam nieco presję akcji na rzecz zwolnienia tempa. Teraz widzę, że niepotrzebnie, mogłam uciąć wygaszanie ognia wcześniej i wrzucić resztę treści formie relatywnie bardziej przystępnej.
Cieszy mnie natomiast mocno postać samej Amary, bo się zżyłam z nią lekko i planuję jeszcze w przyszłości jakiegoś shocika o jej zgubieniu między Tutaj a Tam. Chciałam, żeby wyszła nieco dziecięcco, ale nie głupio, z luźnym przedstawieniem tego, jak chciała chłonąć wiedzę. Przy jej kreacji całkiem dobrze się też bawiłam.
Tekst zostanie dopracowany po zakończeniu 30-dniowej zabawy literackiej z WattpadBookworms, ale bardzo chętnie przyjmę wszelkie rady i opinie, co mogę poprawić, wyrzucić lub dookreślić w nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro