Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

v.

W Boże Narodzenie Austria nalega, żeby wybrać się do kościoła, i Erzsébet zgadza się po krótkim tylko wahaniu, czy aby na pewno jest w stanie się wystarczająco elegancko ubrać. Dłużąca się msza przerywana głośnym grzmieniem kolęd zdaje się im obojgu godnym uczczeniem ponownego spotkania. Mimo że nie ma już z nimi dworu ani żadnej asysty, mimo że sukienka Węgier nie jest najpiękniejsza ze wszystkich...

A już po zapadnięciu zmroku wracają do domu wśród cichej nocy, świętej nocy, co podkreśla Roderich swoim miękkim, cichym śpiewem.

- Dokładnie sto czterdzieści lat temu mieliśmy w domu pierwszą choinkę – przypomina sobie Erzsébet na widok drzewka, które stoi tam już przecież od trzech długich dni.

- Bardzo dawno. Chcesz jutro odwiedzić uchodźców?

- Chcę. Bardzo się cieszę, że mi to proponujesz, bo... - Węgry rozgląda się jakby w poszukiwaniu natchnienia do skończenia zdania – ...bo teraz ty będziesz się musiał nimi zaopiekować, dobrze? Może na krótko, postaram się najlepiej jak mogę.

- Tak długo, jak będzie taka potrzeba – zapewnia ją Austria spokojnie. I obejmuje ją łagodnie w świątecznym, pachnącym goździkami uścisku. Kobieta na moment się rozluźnia, a potem wysuwa się w jego ramion.

- Roderich? Dlaczego to dla mnie robisz?

- Słucham?

Erzsébet stoi teraz wyprostowana, oczy wbija w szklane ozdoby na jasnozielonych gałęziach. Nie odwraca się, ale mówi bardzo szybko:

- Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry? Przecież... nic mi nie jesteś winien. Sama narobiłam sobie kłopotów, a ty mi pomagasz. Dlaczego?

Austria opiera się o fortepian, który wczoraj po raz pierwszy od miesięcy zagrał tak słodko i radośnie, i rozważa w ciszy własnego sumienia dwie możliwe odpowiedzi:

Pierwsza – bo to ja odebrałem twoją wiadomość. Bo przyniesiono mi twoje wołanie o pomoc, nadawane w październiku z jakiejś redakcji, z radia, nie wiem skąd, i nic z tym nie zrobiłem, nie odpowiedziałem. Nie wierzyłem, że mogę ci pomóc, pewnie zresztą w żaden sposób nie mogłem, i przegrałaś, i upadłaś, i cierpisz. A ty napisałaś do mnie, kiedy potrzebowałaś pomocy, zaufałaś mi tak, jak zawsze chciałem, żebyś zaufała, i w tamtej chwili zawiodłem nas oboje.

Ale ta odpowiedź uwolniłaby wzbierające już w odbiciu szklanej bombki łzy, zatem mężczyzna wybiera drugą, prostszą, ściskając przy tym w kieszeni wygnieciony już telegram od nowego węgierskiego rządu.

- W końcu byłaś – jesteś – moją żoną.

I łez nie ma.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro