Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11:08

Poprawiam muszkę na szyi i wyjmuję telefon z kieszeni. Robię zdjęcie i dodaję je na Snapa. Sprawdzam wiadomości od Li, ale nie ma żadnej. Mam nadzieję, że jeśli zejdę na dół, zostanę go tam lub za chwilę pojawi się u mnie. Wzdycham, spoglądając na zegarek. Wyciszam telefon i wkładam go do kieszeni. Ostatni raz spoglądam szybko na moje odbicie w lustrze- dość wysoki mulat o srebrnych włosach. Do jego ciała przylega czarny garnitur, a na szyi przypięta jest muszka. Na nogach ma założone lakierowane szpiczaste buty. Ah, przystojniak ze mnie.

Wychodzę z mieszania i zamykam go na klucz. Zchodzę na dół, gdzie czeka na mnie nieprzyjemna niespodzianka- Liam nie przyszedł. No cóż, trudno. Ale zawiodłem się na nim.

Otwieram swój samochód i wsiadam do niego. Jadę do domu mamy. Zatrzymuję się na podjeździe, wysiadam, zamykam pojazd i idę w kierunku budynku.

W środku panuje całkowite zamieszanie. Mama biega w sukni ślubnej, włócząc za sobą długaśny welon. Śmieję się, widząc jak Patrishia pędzi za nią zbierając biały, delikatny materiał, ciągnący się za moją rodzicielką przez pół pokoju. Opieram się o framugę i bawię sie kluczykami od swojego auta. Czuję czyjeś ręce na oczach i nic nie wiedzę. Uśmiecham się i odwracam swoje ciało o 180 stopni. Przytulam mocno Gigi i składam krótki przyjacielski pocałunek na jej ustach.

Gigi Hadid to córka Patrishi Hadid, przyjaciółki mojej mamy. G od zawsze spędzała w moim towarzystwie całe dnie. Siedzieliśmy z nią i Lou w moim domku na drzewie codziennie, aż do zmroku. Była dla mnie jak siostra lub bliska kuzynka, ale nie interesowały mnie jej kobiece walory, w końcu jestem gejem, co nie? A nawet jeśli bym nim nie był i tak byłaby dla mnie tylko przyjaciółką. Nie chciałbym z nią chodzić, to byłoby to dla mnie dziwne.

— Cześć, Pedale — mówi chichocząc.

— Pierdol się, okej? — mruczę lekko rozbawiony.

— Gdzie ten twój chłopak, o którym mi ostatnio opowiadałeś przez Skype?

— Nie ma go — wzdycham. — Nie pojawił się.

— Dupek jeden — warczy. — Mojego Zee się nie zostawia.

— G, spokojnie. Wiesz, że jest inwalidą, denerwuje się przed poznaniem moich rodziców.

***

Ceremonia ma rozpocząć się za jakieś 10 minut. Co 2 sekundy sprawdzam czy nie dostałem przypadkiem nowej wiadomości od Limonki.

Kiedy mam wejść do kościoła, słyszę krzyk. Potrząsam głową, myśląc, że mi się to wydaje. Jednak nie- ponownie to słyszę. Odwracam się i na widok osoby, która tam jest mam ochotę popłakać się ze szczęścia. Liam. Liam Payne właśnie 'biegnie'* o kulach w moim kierunku. Śmieję się lekko, szczęśliwy, że jednak przyszedł. Biegnę w kierunku dyszącego, spoconego chłopaka. Pomimo tych obecnych cech, wygląda najpiękniej na świecie. Przytulam go i zaciągam się jego zapachem. Śmierdzi potem połączonym z męskim perfumami.

— Przepraszam, Zee. Harry'emu zepsuło się samochód. Musiałem przyjechał autobusem. Potem myślałem już, że nie zdążę, ale i tak starałem się spieszyć...

— Rozumiem, Li — przerywam mu i tulę go do siebie ponownie. Razem ruszamy w kierunku kościoła. Sam osobiście nie jestem osobą wierzącą. Jestem agnostykiem**, ale to ślub mojej mamy, drugi. To znaczy, z moim ojcem byli nieślubną parą, a ja ich nie ślubnym dzieckiem. Tak wyszło, choć mama wszystkim mówi, że to jej 'były mąż'. Tylko najbliższa rodzina, w tym ja oczywiście i jej nowy partner, o tym wiedzą. Urodziłem się w mieście, gdzie dziecko bez ślubu to pogarda.

Siadam w pierwszej ławce, Liam niepewnie przysiada obok mnie. Uśmiecham się do niego pokrzepująco. Odpowiada tym samym. W tym samym momencie zdaję sobie sprawę, że miałem zaprowadzić mamę do ołtarza. Normalnie robi to ojciec panny młodej, ale mój dziadek mieszka w Meksyku i nie przyjechał. Swoją drogą, to trochę chamskie z jego strony- ominąć ślub córki.

Przepraszam Liama i szybko biegnę na dwór. Tam czeka moja mama w pięknej, białej sukni ślubnej, z długaśnym welonem, przypiętym do głowy, ciągnącym się po ziemi. Zahaczam ręką w miejscu łokcia o to samo miejsce na ręce mamy i ruszamy w kierunku wejścia do kościoła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro