Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14:29

Wyrzuty sumienia i kac moralny stają się moimi najbliższymi przyjaciółmi prawie każdego poranka, uporczywie przypominając, że skontaktowanie się z diabłem w celu zapewnienia sobie najwygodniejszej miejsca w piekle, jest pomysłem klasyfikującym się jako; genialny i słuszny.

Marszczę brwi, gdy mój umysł wydaje się być całkowicie cichy i spokojny tego poranka. Nie czuję się źle z faktem, że Domen Prevc, maskotka i słodka buźka słoweńskich skoków, spędził całą nocą w moim hotelowym pokoju, a schludna pościel nadal pachniała jego niebotycznie drogimi perfumami. Może dlatego, że odpychał mnie na stosowną odległość pół metra i nie pozwolił sobie na jakikolwiek dotyk, co jakiś czas perfidnie przyklejając łapska do każdej części mojego ciała, by później fukać z irytacją, gdy przekroczyłem niewidziany próg pięćdziesięciu centymetrów?

Nie zamierzałem i nie musiałem nikomu tłumaczyć, co dziewiętnastolatek przez całą noc robił na drugim pietrze, a nie na trzecim, gdzie znajdowali się wszyscy jego kadrowi przyjaciele. Bo kto uwierzyłby, gdybym z ręką na sercu przyznał, że zwyczajnie spał? Zasnął koło północy, zwijając się w kłębek na skraju łóżka, trochę pomruczał przez sen, ślinił się jak Forfang na widok bułek cynamonowych i raz czy dwa uderzył mnie ręką. A później zniknął, choć jestem pewien, że przed wyjściem zapalił mentolowego papierosa, by doprowadzić mnie do szału już z samego ranka.

Więc to całkiem oczywiście, że zapach mięty jest pierwszym co dociera do moich nozdrzy po przebudzeniu. Gdy poruszam niespokojnie nosem, woń ta zmienia się w słodki aromat róż.

Róże?

Podnoszę się do siadu, by stwierdzić, że jedynym dźwiękiem odbijającym się od białych ścian jest woda lejąca się pod prysznicem. Gdy odgłos ten cichnie, a subtelne kroki rozprzestrzeniają się po pokoju, dochodzę do wniosku, że karą boską za moje grzechy są nie tylko słabe skoki i Domen Prevc, ale także te c u d o w n e odwiedziny.

— Anja, skarbie, co ty tu robisz? — Gdy blondynka okryta puchowym ręcznikiem przystaje w progu, zmuszam się do nieszczerego uśmiechu, od którego bolą mnie policzki. Powinnaś być w Norwegii i karmić mojego kota, chcę dodać, ale porzucam ten pomysł, gdy wskakuje na łóżko, bezczelnie wypijając się w moje usta.

— Niespodzianka! — Wolałbym ciasto czekoladowe, albo przynajmniej lampkę dobrego wina.

— Jesteś niemożliwa, kochanie — silę się na słodki głos i melodyjny śmiech, żeby potraktowała to jako komplement, który tak naprawdę koło komplementu nie stał nawet przez trzy minuty.

O czternastej dwadzieścia dziewięć zapach róż drażni mój nos bardziej niż przeszywająca mój umysł mięta, a papieros, które zapalam, gdy Anja wychodzi na zakupy jest mentolowy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro