30. Ufasz mi?
Może zacinać, bo ponad 13k słów x
– Boże, zamierzacie spać cały dzień?!
Kolejny raz krzyknęłam na moje przyjaciółki, które leżały od tamtej pamiętnej nocy aż do teraz. Luknęłam na zegarek na swym lewym nadgarstku i wywróciłam oczami, gdy dostrzegłam dochodzącą jedenastą. Od ponad trzech godzin próbowałam je wyciągnąć z łóżka, już nie mówiąc o tym, jak za każdym razem, kiedy ściągałam z nich kołdrę, one mruczały głośno w poduszkę i nawet im nie przeszkadzało do cholery, że nie są niczym przykryte! Warknęłam kolejny raz, wyrzucając bezradnie ramiona w górę, po czym je opuściłam wzdłuż tułowia.
– Jak sobie chcecie! Trzeba było tyle wczoraj nie pić, by teraz nie móc podnieść się z łóżka! – one nawet nie drgnęły i dalej spały, chowając twarz w swoje poduszki. – Idę na śniadanie, a później wychodzę z chłopakami, mam nadzieję, że chociaż oni są żywi!
I nic więcej nie mówiąc, wzięłam swoją komórkę ze stoliczka nocnego obok mojego łóżka, a następnie wyszłam z naszego domku, z hukiem zamykając za sobą ciemne drewno. Moja twarz momentalnie zderzyła się z ciepłem, słońce zaczęło mnie delikatnie razić w oczy, lecz nie komentując tego, spojrzałam w prawo na drewniane ławki i podeszłam do nich. Sekundę później padłam na jedną z nich, by potem oprzeć się plecami o jej tył i z naburmuszoną miną, wyjrzeć przed siebie. W oddali dostrzegłam innych ludzi przebywających na tej posesji, którzy jedli wspólnie śniadanie przy stole, kolejni szykowali na plażę ze swoimi dziećmi, co wywołało mój uśmiech, a jeszcze inni siedzieli wspólnie i śmiali głośno. Mimowolnie burknęłam pod nosem sama do siebie, siedząc samotnie w cieniu, gdy nagle usłyszałam z prawej strony dochodzący męski głos.
– Zamierzasz tak siedzieć bezczynnie? – zapytał głośno, toteż odwróciłam głowę w jego stronę. Tuż obok przed domkiem chłopców dostrzegłam siedzącego bruneta, który z mnóstwem jedzenia wyłożonym na stole, zajadał się pysznym śniadaniem, popijając w białym kubku herbatę.
– A co mam zrobić, huh?! – odwarknęłam, dlatego chłopak odstawił kubek po wzięciu łyka, robiąc zdziwioną minę i uniósł delikatnie brwi, wzruszając jednocześnie ramionami. – Żadna z nich nie chce wstać z tego pieprzonego łóżka, nudzę się, a w dodatku w naszym domku jest gorąco i wszystko mnie wkurwia!
Ponownie opadłam plecami o tył ławki, a potem zmarszczyłam mocno czoło wraz z brwiami. Gdzieś w oddali usłyszałam jego prychnięcie wywołane zapewne moją postawą i po chwili kolejny raz się odezwał, tym razem, wkładając do buzi kawałek rogalika.
– Zjesz ze mną śniadanie? – spytał, co przyczyniło się do tego, że przeniosłam na niego swoje zaskoczone spojrzenie, w którym dostrzec można było także rozdrażnienie. – Właściwie już kończę, ale będę dobrym kolegą i dotrzymam ci towarzystwa. Może, jak coś zjesz to przestaniesz być taka nerwowa – dodał obojętnie, gdy ja przez chwilę się w niego wpatrywałam, a także w to calutkie jedzenie leżące na stole. Cholera, na sam widok zaczęło burczeć mi w brzuchu, dlatego złapałam się za niego dłońmi i zrobiłam smutną minę. Dłuższą chwilę zastanawiałam się nad tą propozycją, aż w końcu głośno odsapując, wstałam ze swojego miejsca i warknęłam pod nosem z zaciśniętymi pięściami kierując się do niego.
– Niech cię piorun trzaśnie, Pasquarelli – mruczałam sama do siebie. Gdy byłam już na niewielkim patio i zbliżałam się do ławki, w której chłopak siedział, on przesunął się w bok, abym mogła zająć miejsce. Po kilku chwilach zrobiłam to, a potem na powrót opadłam plecami, wpatrując się w to pyszne jedzenie na stole.
– Nie patrz się tak na to jedzenie, tylko się częstuj – oznajmił mi z wyrzutem, dlatego na niego spojrzałam z mordem w oczach, na co jedynie parsknął śmiechem.
Później wyprostowałam się i nachyliłam nad stołem, patrząc, co bym mogła przekąsić. Mój brzuch na samą myśl zaczął wydawać z siebie odgłosy, już nie mówiąc o tym, jaka wściekła się rano obudziłam i sama nie wiedziałam z jakiego powodu. Pokrótce dopadłam do świeżego, dość dużego rogalika, z którego widocznie wypływała czekolada.
– Okres ci się zbliża? – zapytał z wyczuwalną kpiną, toteż biorąc gryzą pysznego rogalika, spojrzałam na niego wzrokiem mrożącym krew w żyłach. Jego wargi ozdobił dość duży, a przede wszystkim szczery uśmiech, przez który moja złość się ustabilizowała. Nie wiedzieć czemu, zawsze gdy uśmiechał się w ten wyróżniający go sposób, serce mi miękło. O na Boga, ja naprawdę wpadłam.
– Problem w tym, że się spóźnia – powiedziałam z pełną buzią i oblizałam wargi od czekolady pod jego czujnym okiem. Luknęłam po sekundzie na niego oraz jego dość zdziwioną, lecz zarazem rozbawioną twarz, z której wyczytać mogłam naprawdę wiele emocji. Na przykład to, iż był w tym momencie zadowolony, w dobrym humorze i biła od niego przyjemna aura.
– Cóż – zaczął, wzruszając jednocześnie ramionami i chwycił w dłoń kubek herbaty. Również obrócił się minimalnie na ławce, aby siedzieć przodem do mnie, a drugą rękę zgiętą w łokciu ułożył na oparciu, upijając łyka napoju. – Twój ukochany wie?
Spojrzałam na niego jak na idiotę.
– I niby o czym, co? – rzuciłam do niego z wyrzutem, gdy przechylił głowę i wydął dolną wargę, znów wzruszając ramionami.
– Nie wiem, może zostanie tatusiem i warto by było go o tym poinformować – odparł obojętnie, a ja po kolejnym gryzie tego naprawdę przepysznego rogalika, wywróciłam oczami. Później przełknęłam ostatnią porcję, kiedy on odstawił pusty kubek z powrotem na stół i skupił swą uwagę tylko na mnie, wbijając we mnie swoje ciemne tęczówki, którymi bacznie obserwował, jak jem.
– Jesteś głupszy niż myślałam – burknęłam pod nosem i on zaśmiał się cicho, jednocześnie ukazując te swoje śliczne, białe ząbki.
– Po prostu realistą – poprawił mnie. Tuż po chwili wyciągnął dłoń w stronę mojej twarzy i pstryknął mnie finalnie w nos, a potem posłał mi słodki uśmiech, którego nie dało się nie kochać.
Co ty kretynko wygadujesz.
Przełknęłam kolejny raz rogalika, przymykając delikatnie powieki i pochylając głowę, a także wystawiając dłoń w jego kierunku. Chłopak ledwo powstrzymywał swój śmiech, aż w końcu zakrztusiłam się delikatnie, dlatego odkaszlnęłam mocno, a potem uniosłam na niego swój wściekły wzrok.
– Skąd wiesz, że to Maxi zostanie tatusiem, huh? – fuknęłam w jego stronę, krzyżując ramiona na piersi. Moja bluzka miała zbyt duży dekolt i gdy dokonałam tej czynności, mój biust nieco bardziej się uwidocznił, czym spowodowałam jego wzrok tam, gdzie go być nie powinno. Lecz pokrótce na nowo skrzyżowaliśmy swoje spojrzenie, tylko w odróżnieniu do mojego, jego było nieco weselsze oraz z garstką rozbawienia.
– Bo nie spaliśmy ze sobą od prawie trzech miesięcy, skarbie – odpadł dumnie z uśmiechem na twarzy i znów mnie pstryknął w nos, jednocześnie przybliżając do mnie bardziej.
Punkt dla ciebie, Pasquarelli.
– Dziwię się, że twój przyjaciel tyle wytrzymał w spodniach – kolejny raz prychnęłam pod nosem, odwracając się w stronę stołu i unikając jego irytującej osoby. W dodatku jego śmiech jeszcze bardziej podniósł mi ciśnienie, gdy kątem oka widziałam, jak szczerzy się niczym głupi sam do siebie. Ughh!
– A kto powiedział, że wytrzymał?
Auć.
– No tak – mruknęłam, gdy on niemal natychmiast spojrzał na mnie. – Maia – skonstatowałam i zaciskając mocno wargi w wąską linię, spojrzałam daleko przed siebie. On za to nijak tego skomentował, a później mnie olewając, odwrócił się w stronę stołu i chwycił w dłoń leżącego na talerzyku wafelka.
I nie wiedzieć czemu, gdzieś tam głęboko mnie ukłuło, zabolało, nie wiem, po prostu poczułam zazdrość? Chyba tak to się nazywało. Liczyłam się od początku tej chorej znajomości z faktem, iż nic nas więcej nie łączy prócz zwykłego uprawiania seksu bądź całowania więcej razy niż ze swoimi połówkami. Lecz czasami i tak miałam złudną nadzieję, że to się zmieni, a on będzie mój na wyłączność, jednak jak mogłam od niego tego wymagać skoro sama miałam chłopaka. W takich momentach plułam sobie w brodę, że nie zatrzymałam tego już dawno. Może gdybym odrzuciła go od siebie i do naszego pierwszego razu by nie doszło, nigdy nie poczułabym tego, co czuję w jego pobliżu. Bo szczerze to nie wiedziałam, co to takiego, lecz naprawdę musiało być to coś mocnego, zważywszy na to, iż zawsze, gdy był blisko mnie, myślałam o tym, aby się w niego wtulić i już nigdy nie puszczać, a każdą inną dziewczynę, która by tylko się do niego zbliżyła, zadźgałabym paznokciami, podczas gdy moje serce łomotało. Och, na Boga, nie oszukujmy się, byłam przeokropnie zazdrosna o osobę, z którą nawet nie byłam związana.
– Pamiętasz, gdy powiedziałeś mi, że cię od siebie odsuwam? – długo nie musiało minąć, aż zagaiłam ponownie do niego, a on jak na zawołanie na mnie spojrzał spod swoich ciemnych rzęs. Chłopak uśmiechnął się słabo, a później przytaknął głową z wafelkiem w buzi.
– Mhm – mruknął w odpowiedzi, gdy zagryzłam wargę. Jak zwykle jego postawa była cholernie luzacka, z jego twarzy biła zwyczajna obojętność, kiedy ja myślałam, że za moment obskubię wargę aż do krwi ze stresu.
Wzięłam głęboki wdech, a później luknęłam na niego krótko. On za to wbił we mnie swoje ciemne ślepia, którymi począł mnie taksować, każdy milimetr mojej twarzy, czułam, jak wwierca się w mą duszę. I choć siedział on zwyczajnie bez krzty emocji z malutkim, wesołym uśmiechem, tak nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo na mnie oddziaływał. Nic nie byłam w stanie zrobić niż zwiesić głowę, a później myśleć, jak powinnam to ująć w słowa, by mnie źle nie zrozumiał, aż w końcu otworzyłam usta.
– To nie tak, że cię odsuwam – rzekłam cicho z zawahaniem. Może byłam idiotką, zwierzając mu się ze swych uczuć, podczas gdy on nic sobie z tego nie robił i nie czuł tego, co ja, lecz to było silniejsze. I coś mi mówiło, że powinnam to z siebie wykrztusić.
– Więc jak? – zapytał zaciekawiony toteż wzięłam głęboki wdech ostatni raz.
– Po prostu czasami się boję, że gdy wszystko postawię na tę jedną osobę, stracę to, co mam do tej pory – odparłam. Mój głos nieco się zniżył, a ja sama zagryzłam wnętrze policzka, jednocześnie zaciskając dłonie w pięści. – Mam chłopaka i przyjaciół. To wszystko co mogłabym sobie wymarzyć, gdy tu przyjechałam.
Westchnęłam, gdy on w dalszym ciągu pochłaniał mnie wzrokiem.
Dasz radę.
– Wiem, że jesteś nietrwały w uczuciach, dlatego nie powinnam ryzykować wszystkim, wiedząc, iż nie czujesz tego samego. Na pewno nie do mnie.
Zagryzłam dolną wargę i po sekundzie przejechałam po niej koniuszkiem języka, by ją zwilżyć. Posmak krwi szybko rozprzestrzenił się po mym języku, dlatego przełknęłam ślinę, a później westchnęłam niesłyszalnie, gdy on milczał. Długie włosy opadły na moje czoło i zakryły moją twarz, która powoli zaczęła mnie piec od niewielkich rumieńców. Jedyne co docierało do mnie z zewnątrz to stłumione rozmowy innych ludzi przebywających na posesji, śpiew ptaków oraz ledwo słyszalne auta, które daleko przejeżdżały. Nie byłam w stanie myśleć o czymś innym, ni jeżeli o jego wypalającym moje wnętrze wzroku, którym nieprzerwanie mnie taksował i nawet nie zamierzał tego przerywać, gdy ja myślałam, że za moment spalę się ze stresu oraz niewielkiego wstydu. Po jaką cholerę zaczynałam ten temat, wiedząc, jakie on ma do tego wszystkiego podejście. Powinnam wiedzieć od początku, że jakakolwiek próba wywołania w nim uczucia jest przegrana już na starcie. A mimo wszystko i tak otworzyłam nieproszona usta, a teraz wyszło z tego, co wyszło.
– Nigdy ci nie mówię o swoich uczuciach, więc nie powinnaś wszystkiego od razu skreślać – dość zachrypnięty, a przede wszystkim słodki głos z nutką radości dotarł do moich uszu. Po zmarszczeniu brwi, uniosłam niepewnie głowę i z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy, okręciłam ją w jego stronę. Zdając sobie sprawę z tego jak tym razem znalazł się blisko mnie, a nasze twarze dzieliły zaledwie kilkadziesiąt centymetrów, przełknęłam ślinę, gdy moje serce łomotało z zawrotną prędkością.
– Ale też nie nastawiać – odparłam zgodnie z prawdą i wzruszyłam ramionami, kiedy on przechylił delikatnie głowę, a potem wydął dolną wargę.
– Dobrze... – mruknął cicho w odpowiedzi tym swoim ochrypniętym, a także niskim basem, którego mogłabym słuchać wiekami. Zdziwiona jego nagłym ruchem, jakim było chwycenie mojej prawej dłoni, zmarszczyłam brwi i na niego spojrzałam. – A gdy ci pokażę, że się mylisz?
– I niby jak, co? – odbiłam pałeczkę, lecz on tego nie skomentował. Tuż po moim prychnięciu z niedowierzania, brunet w dalszym ciągu trzymając moją dłoń, nakierował ją w stronę swojej klatki piersiowej. W lekkim zdziwieniu obserwowałam dokładnie, co chłopak zamierza, wiedząc, że w tym samym czasie się szeroko uśmiecha, podczas gdy ja rozszerzyłam oczy tuż po sekundzie. Moja dłoń, którą on trzymał i mocniej ściskał, przyległa do jego piersi po lewej stronie, a dokładnie do szaleńczo bijącego serca, które miałam wrażenie, iż za moment wyskoczy z jego klatki piersiowej.
Uśmiechnęłam się. To by znaczyło, że nie tylko jego obecność tak na mnie działa, a to wszystko ma swoją drugą stronę, o której nigdy nie wiedziałam i myślałam, że ona po prostu nie istnieje. Bo niby jak on miałby coś czuć? Przecież to było niemożliwe, miałam tak mnóstwo na to dowodów, a jednak w tym momencie pokazał mi, że się mylę. Że jego serce wali jak szalone, tak, jak moje. Że działam na niego w sposób, w jaki on działa na mnie. Identycznie.
– Teraz mi wierzysz? – zapytał, dlatego momentalnie przeniosłam na niego swoje skołowane spojrzenie. Widziałam w jego lśniących, a jednocześnie rozweselonych tęczówkach, w których dostrzec mogłam odbicie samej siebie to zadowolenie. W dodatku jego malutki, lecz szczery uśmiech, od którego moje nogi robiły się niczym z waty, a w brzuchu odbywała się huczna impreza pod postacią miliona motylków.
Zjechałam wzrokiem niżej wprost na jego rozciągnięte w uśmiechu wargi.
– Czy zgrzeszę, gdy powiem, że chcę cię pocałować i mieć tylko dla siebie? – palnęłam głupio, niczym zahipnotyzowana, wpatrując się w jego piękne, pełne usta. Po moich słowach chłopak się roześmiał cicho, kręcąc jednocześnie głową, a potem zagryzając dolną wargę, przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
– W takim razie oboje jesteśmy grzesznikami.
I szczerze, w tym momencie nie myślałam o tym, że w każdej chwili może wyjść z mojego albo z jego domku któryś z naszych przyjaciół, bo nie liczyło się nic innego niż jego rozchylone delikatnie wargi, które zbliżały się w mą stronę. Nawet nie protestując, a samemu będąc spragnionym pocałunku, gwałtownie przysunęłam głowę do niego i złączyłam nasze wygłodniałe usta. Po raz pierwszy to ja przejęłam inicjatywę, co znacząco mu się spodobało, ponieważ wydobył z siebie ciche zadowalające mruknięcie, a potem kolejny raz zachłannie go pocałowałam, jednocześnie wplątując niekontrolowanie dłoń w jego loczki z tyłu głowy. Tym sposobem przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej, dlatego nie mógł już przerwać za nic tego połączenia, bo to wszystko zależało teraz tylko i wyłącznie ode mnie. Jednak w momencie, gdy chciałam otrzeć o siebie nasze języki, on przerwał pocałunek, zaciskając mocno wargi, przez co zmarszczyłam brwi i sama odsunęłam się od niego.
– Nie chcesz się ze mną całować? – spytałam, zanim pomyślałam i spojrzałam na niego ze smutkiem w oczach, na co uśmiechnął się cwano.
– Chcę, ale nie tutaj – zaczął tajemniczo z szelmowskim uśmiechem na swych pełnych wargach, a później zagryzł dolną, po chwili przejeżdżając po niej językiem. Ja za to zrobiłam głupawą minę, patrząc na niego niezrozumiale, ale również z ledwością powstrzymując swój uśmiech cisnący się na usta.
– Więc gdzie? – zapytałam ponownie, czego nie skomentował. Później nic nie mówiąc, odsunął się ode mnie, a następnie powstał na równe nogi i chwycił za mą dłoń, pociągając w swą stronę. – Gdzie idziesz?
– Daje ci niecałe dziesięć minut – rzucił bez spoglądania na mnie, podczas gdy ja zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, marszcząc brwi.
– I niby na co, huh?! – warknęłam poirytowana, jednak on to olał. Uśmiechnął się półgębkiem, a potem przeniósł kroki do drewnianych drzwi od domku.
Ostatni raz luknął na mnie z uśmiechem na twarzy, kolejno znikając za drewnianą powłoką.
– No idiota! – wyrzuciłam rękoma w górę, by kolejno opadły wzdłuż tułowia.
Warcząc pod nosem oraz wyklinając tego chłopaka,
postanowiłam zrobić to, o co mnie poprosił. Wściekłym krokiem powędrowałam z powrotem do swojego domku, do którego po niedługiej chwili weszłam. Skierowałam kroki do naszej sypialni i gdy wtargnęłam do środka, moje oczy dostrzegły dwie nastolatki wylegujące się na łóżkach, z czego jedna z nich spała przytulona razem z moim bratem. Mimowolnie przewróciłam oczami, lecz nijak tego skomentowałam, dlatego po krótkiej chwili od razu przeniosłam kroki w kierunku dużej szafy. Otworzyłam odpowiednie drzwi i zerknęłam na moją półkę, po czym sięgnęłam białą bluzkę, a do tego sukienkę ogrodniczkę w kolorze czerni. Kolejno zamknęłam szafę i przeszłam do łazienki, aby się ubrać oraz ściągnąć z siebie aktualne rzeczy.
Przeszłam próg toalety i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Ściągnęłam pierw bluzkę na ramiączkach, a potem krótkie, dresowe spodenki. Pozostając w bieliźnie, momentalnie wcisnęłam na siebie koszulkę oraz sukienkę i odetchnęłam głęboko, zapinając ją z tyłu. Gdy tylko udało mi się ze wszystkim uporać, wykonałam szybki makijaż, związałam włosy w kucyka pośrodku głowy, a potem wróciłam do sypialni, rzuciłam ubrania na łóżko i zabierając telefon wraz z torebką, podeszłam na powrót do szafy. Wzięłam w dłoń białe tenisówki, zakładając je na stopy, a pokrótce wyszłam z domku, zamykając za sobą drzwi.
Momentalnie zderzyłam się z coraz ostrzejszymi promieniami słonecznymi, dlatego zrobiłam skrzywioną minę i wtedy usłyszałam cichy śmiech gdzieś w oddali. Przewiesiłam torebkę na ramieniu, po czym spojrzałam w prawą stronę, dostrzegając bruneta ubranego w długie, białe spodnie, poprzecierane gdzieniegdzie, do tego nieco luźną koszulkę w kolorze ciemnej szarości, która idealnie komponowała się z czarnymi okularami przeciwsłonecznymi spoczywającymi na jego nieco spiczasty nosku. Na stopach miał czarnego koloru niskie trampki, za to jego wargi rozciągały się w dużym uśmiechu i gdy moje policzki oblał delikatny rumieniec, ściągnął on okulary, spoglądając na mnie z błyskiem w oku.
– Gotowa, skarbie? – spytał radośnie, toteż przełykając niepewnie ślinę przytaknęłam głową, a potem zeszłam z niewielkiego patio, podchodząc do niego.
– Więc gdzie idziemy? – nagabnęłam, lecz on nie odpowiedział. Za to na jego wargach przebiegł cień uśmiechu, a potem chwycił mą dłoń, prowadząc w stronę wyjścia z posesji. – Co z resztą?
– Wszyscy śpią – zmarszczyłam prędko brwi, patrząc na niego, jak na idiotę, na co jęknął, wywracając oczami i podążając w wybranym przez niego kierunku. – Nie patrz tak na mnie, przecież cię nie kłamię.
Z tym bym polemizowała.
– W porządku, załóżmy, że ci wierzę – mruknęłam pod nosem. – Miałam tego przykład dzisiaj rano – dodałam nieco wkurzona.
On jedynie cicho się roześmiał i chwilę później znaleźliśmy się poza bramą ogrodzonego pola. Wyszliśmy na prostą, główną drogę i wtedy gdy powinien puścić moją dłoń, którą do tej pory cały czas trzymał, splótł niespodziewanie nasze palce razem, a potem wyciągnął komórkę z tylnej kieszeni swoich spodni, gdy ja ze zwieszoną głową, patrzyłam na nasze splecione dłonie. Moje serce biło jak szalone, za to brunet szedł z wlepionym wzrokiem w komórkę i jednocześnie zaciskał palce mocniej na wierzchu mej dłoni powodując widoczne rumieńce na mych piekących policzkach.
– Dobra, napisałem do Vicky, że będę wieczorem – usłyszałam z lewej strony niski, lekko zachrypnięty głos, toteż zagryzłam wargę, wciąż wpatrując się w nasze złączone dłonie. Nigdy nie chodziliśmy za rękę, a już na pewno nie w mieście przed wszystkimi ludźmi. Jak zwyczajna para. – Wyłącz komórkę.
Szybko na niego spojrzałam zdziwiona.
– Po co? – zapytałam momentalnie, marszcząc brwi. On jedynie wywrócił kolejny raz oczami, a potem pokręcił głową z widocznym uśmiechem.
– Bo spędzimy ten dzień razem we dwoje i nikt nie ma prawa nam w tym przeszkodzić – rzekł pewnie siebie, wyniosłym głosem, po czym luknął na mnie z góry tym swoim promiennym wzrokiem uśmiechnięty. A właściwie jego jeden kącik ust znajdował się w górze, co w jego wydaniu wyglądało naprawdę nieziemsko i mogłabym patrzeć na jego piękną twarz całymi wiekami.
– Okej, ale muszę zadzwonić najpierw do rodziców – westchnęłam, a po sekundzie rozplotłam niechętnie nasze dłonie, aby wyciągnąć komórkę z torebki. On za to mruknął pod nosem na znak zgody i przeczesał dłonią swoją bujną, lecz ułożoną idealnie fryzurę, po czym cicho odchrząknął, gdy ja wykręcałam numer do mamy.
Po kilku sygnałach, moja rodzicielka odebrała i tym sposobem zrobiłam ją na głośnomówiący, jednocześnie patrząc na nią w kamerce, którą włączyła. Momentalnie jej pomachałam, gdy ona uśmiechnęła się szeroko, robiąc coś w kuchni, skąd dobiegały jakieś dźwięki. Chłopak idący obok mnie mimowolnie uśmiechnął się półgębkiem, a potem skupił się na drodze, idąc w nieznanym mi kierunku. Mimo, że bywałam tu co miesiąc od czterech lat, nie znałam połowy miasta tak naprawdę.
– Cześć skarbie, co słychać? – jako pierwsza zagaiła, dlatego prędko rozpromieniałam. W tle usłyszałam tatę.
– Dzwonię do was, by powiedzieć, że jestem na mieście i wrócę wieczorem, więc nie martwcie się – powiedziałam od razu bez żadnego owijania w bawełnę. Patrzyłam, jak moja mama robi zdziwioną, lecz radosną minę, a potem uśmiecha się ciepło.
– Jest z tobą Julio? – zapytała, na co pokiwałam momentalnie głową.
– Nie.
– Och – westchnęła. – Znów coś nawywijał, czy to babskie wyjście? – dodała po dosłownie sekundzie, podczas gdy ja zacisnęłam wargi w wąską linię i uśmiechnęłam się głupio. Niemal od razu zmarszczyła swoje równe, ciemne brwi, patrząc na mnie spod ciemnych rzęs, a ja pokręciłam powoli głową, na co westchnęła. Cóż, chcąc nie chcąc, musiałam jej to powiedzieć.
– Wiesz, właściwie to wszyscy śpią, patrząc na to, jak wczoraj odrobinkę się zabawiliśmy – podniosłam rękę na wysokość kamerki i pokazałam palcami, jak mało. Tak, bardzo.
– Odrobinkę? – slyszałam w jej głosie kpinę oraz tą wyniosłość, którą często się posługiwała. Później jej jedna brew powędrowała w górę, gdy ja zagryzłam dolną wargę, a z boku usłyszałam ciche parsknięcie.
– Może i nie odrobinkę, ale trzymam się na nogach. Widzisz? – chciałam się wybronić, na co kobieta jedynie odetchnęła, a potem pokręciła głową, zaciskając wargi.
– Więc z kim jesteś?
Westchnęłam głośno.
– Z Ruggero.
I to nie tak, że moi rodzice go nie lubili, bo lubili, lecz nie w moim towarzystwie. A dlaczego? Bo doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że pomiędzy nami jest to coś, co widoczne było dość mocno. Do dziś pamiętam, jak oboje widzieli mnie przez okno całującą się właśnie z nim. Z brunetem, który od razu po kinie odprowadził mnie do domu, bo mój własny chłopak mnie zostawił samą, a Maia zmyła się od razu po seansie ze względu na swoją matkę. I to nie tak, że ja go prosiłam o pójście ze mną, bo zrobił to sam z własnej woli. Lecz pech chciał, iż moi rodzice akurat nas widzieli całujących się pod oknem, a kilka dni później przedstawiłam im mojego chłopaka- i to nie Ruggero, a Maxi'ego, na co byli w ciężkim szoku. Od tamtego momentu nie lubią, gdy spędzamy razem czas, bo boją się, że zranię nieświadomie chłopaka, który szczerze mnie kocha. Cóż, mamo, tato- za późno.
– Och – tylko to byłam w stanie usłyszeć z jej ładnych ust.
– Dzień dobry – i wtedy wtrącił się on radosnym głosem, toteż nie myśląc za dużo, okręciłam telefon w jego stronę, aby kamera mogła uchwycić jego osobę. Szeroko się uśmiechnął do wyświetlacza, co niepewnie odwzajemniła moja rodzicielka, a potem na powrót skierowałam komórkę w mym kierunku.
– Dzień dobry, Ruggero – odpowiedziała ciemnowłosa, a w jej basie bez problemu mogłam wyczuć tę niepewność pomieszaną z nieprzekonaniem. Luknęłam ukradkiem na chłopaka obok, który zacisnął wargi, a potem spojrzał pusto przed siebie. Och, jeszcze tego mi brakowało. – W porządku, więc idźcie i odezwij się, gdy wrócisz do domu – pokiwałam prędko głową.
– Jasne – posłałam jej nieśmiały uśmiech.
I w tym samym momencie z wyświetlacza komórki zniknęła rozmowa, a mnie przekierowało do ekranu głównego. Później przytrzymałam guziczek umieszczony po prawej stronie telefonu i tym sposobem się on wyłączył. Schowałam go z powrotem do torebki, a następnie spojrzałam na szatyna, wzdychając ciężko.
– Twoja mama chyba mnie nie lubi, co? – jego lekko rozbawiony głos powoli do mnie dotarł i gdy zakodowałam w głowie, co powiedział, spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Lubi cię, naprawdę – niemal natychmiast odparłam. – Ona... cóż, po prostu nie lubi, gdy spędzamy razem czas – westchnęłam głośno, zwieszając głowę.
– Dlaczego? – zapytał.
– Wiesz, ciężko było im przyswoić do głowy, że spotykam się z Maxi'm, a z tobą się całuję – powiedziałam, robiąc krzywą minę. On za to prędko zmarszczył brwi z kpiącym uśmiechem i spojrzał na mnie parskając śmiechem.
– Powiedziałaś im? – uniosłam głowę.
– Nie! – podniosłam głos znacząco, co go jeszcze mocniej zdziwiło, a zarazem rozbawiło. – Za kogo ty mnie masz, huh? – skrzyżowałam ramiona na piersi, gdy on nimi wzruszył z wydętą wargą.
– Nie wiem – odparł rozbawiony, a ja zamilkłam, wywracając oczami. W między czasie opuściłam ręce wzdłuż tułowia i odetchnęłam głęboko, aż poczułam coś, czego naprawdę się nie spodziewałam. Bowiem chwycił na powrót mą dłoń, splątując ją ze swoją i gdy przyjemne dreszcze przeszły po mym rdzeniu, spojrzałam pierw na nasze splecione ręce, a potem na niego. Wtedy się uśmiechnął półgębkiem, lukając na mnie. – W takim razie skąd wiedzą?
– Bo nas widzieli, jak odprowadzałeś mnie do domu po kinie. Pamiętasz? – zerknęłam na niego kątem oka, gdy on pokiwał głową z uśmiechem i ścisnął mocniej moją dłoń. Samoczynnie zrobiło mi się cieplej na sercu.
– Jakbym mógł zapomnieć – odrzekł pewnie, lecz z nutką radości, wywołując mój uśmiech. Co, jak co, ale to było naprawdę miłe, że pamiętał takie rzeczy. – Cóż, skoro nie lubią, gdy jesteśmy razem, to jak zniosą nasz ślub?
Co?
– Co? – palnęłam głupio, na co brunet wybuchnął cichym śmiechem, a później pokręcił głową. Mi za to nie było wcale do śmiechu, patrząc na to jak serce zaczęło obijać mi się o żebra, a oddech ugrzęzł gdzieś głęboko w gardle, podczas gdy on pozostawał wyluzowany i dalej podążał w jakimś kierunku. Kretyn.
– Przecież żartuję – odparł roześmiany. – Nie wiem,
czy byłbym w stanie z tobą wytrzymać, jak już z ledwością mi to przychodzi.
Popatrzył na mnie z zaciśniętymi wargami, próbując zahamować śmiech.
– Ha, ha, ha, bardzo śmieszne – zrobiłam krzywą minę, a potem mimowolnie wywróciłam oczami przez jego zachowanie. – Aleś ty dzisiaj jesteś dowciapny.
– Mam dobry humor, to źle? – uniósł jedną brew w górę, pytając z wyrzutem, po czym zatrzymał się w miejscu, gdy byliśmy na chodniku koło jednej z galerii handlowych. Kolejno nie rozplątując naszych dłoni, pociągnął mnie w swą stronę, a to spowodowało, że stanęłam naprzeciw niego w odległości kilku centymetrów i prawie wpadłam na jego klatkę piersiową. Niezwłocznie poczułam jego piękny, intensywny zapach perfum, dlatego przełknęłam ślinę i jedyne co w mej głowie aktualnie chodziło, to, to, aby wtulić się w jego tors oraz wsłuchiwać w jego bicie serca.
– To dobrze – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Cieszę się, że jesteś radosny – posłałam mu szeroki uśmiech, a on wbił we mnie iskrzące tęczówki, słodko przechylając głowę, co wyglądało tak cholernie uroczo, że nie mogłam się powstrzymać od ściśnięcia mocniej jego dłoni, które mieliśmy ze sobą dalej splecione. Mało brakowało, a podeszłabym bliżej i mocno objęła go ramionami wokół pasa.
– Wiesz co, czasem pod tą maską jędzy kryje się słodka, urocza Karol – powiedział z kpiną w swym niskim, ochrypniętym basie i zanim dotarł do mnie sens jego słów, poczułam, jak pstryka mnie palcem w nos. Kolejno nie byłam w stanie odczuć jego bliskości, bo od razu odsunął się ode mnie, a potem jak gdyby nigdy nic poszedł w stronę dużych, szklanych drzwi prowadzących do środka galerii handlowej. I wtedy do mnie dotarło, co powiedział.
– Ty świnio! – uniosłam głos, natychmiast odwracając się w jego kierunku. Chłopak także to poczynił, gdy był nieco dalej ode mnie, więc nie myśląc już za wiele, zaczęłam iść do niego szybkim krokiem, aż nagle rozpoczął ucieczkę i wbiegł do środka budynku.
Zaraz po nim i ja się tam znalazłam, dlatego kiedy tylko dostrzegłam, jak śmieje się niedaleko mnie, pośrodku ogromnego holu, podeszłam do niego. Zaczęłam obkładać go pięściami, on za to w dalszym ciągu nie przestawał wydobywać z siebie uroczego dźwięku, jakim był jego śmiech. Brunet chronił się łokciami przed moimi ciosami, lecz nic mu to nie dało, ponieważ dopadłam do jego pasa. Od razu zaczęłam wbijać paznokcie w jego żebra, jednocześnie łaskocząc, na co reagował głośnym śmiechem oraz zwijaniem się na wszystkie strony. Fakt, przykuwaliśmy uwagę mnóstwa ludzi, którzy przechodzili obok nas i patrzyli na nas albo z uśmiechem, albo ze zwyczajnym niesmakiem, lecz jakie to miało wtedy znaczenie, gdy zachowywaliśmy się jak dwoje, niewinnych dzieci, którzy chcieli się nieco rozerwać oraz podokuczać sobie nawzajem. Sama pokrótce wybuchłam śmiechem, widząc, jak chłopak jęczy z bólu przez wbijane przeze mnie paznokcie, bądź nie może złapać tchu, gdy go w śmiertelny sposób łaskotałam. I to, jak w tamtym momencie czułam się wspaniale, nie równało się z niczym innym na świecie, patrząc, jak świetnie spędzaliśmy czas razem, nie licząc się z konsekwencjami bądź zabójczymi spojrzeniami, kiedy pośrodku ogromnej galerii nasza dwójka zaczęła łaskotać siebie nawzajem. Jak dwoje niewinnych dzieci.
– Już! Wystarczy! Przestań! – w pewnej chwili skapitulował, toteż głośno się śmiejąc, zabrałam swoje dłonie. Chłopak zaczął łapać powietrze, jednocześnie pochylając się i opierając swoje dłonie na kolanach, gdy ja zarzuciłam ręce na klatce piersiowej. Na mojej twarzy błyskawicznie pojawiła się duma oraz wyniosłość, co nie umknęło jego uwadze, ponieważ spojrzał na mnie spod byka, mierząc przenikliwie wzrokiem. Pragnęłam znów wybuchnąć śmiechem.
– Przegrałeś, frajerze – wypomniałam mu, na co zareagował kpiącym prychnięciem. Już chciałam kolejny raz do niego podejść i rozpocząć walkę, lecz on zawył głośno, a potem wystawił dłonie w mą stronę w geście obronnym.
– Nie! Odpuść już! – niemal krzyknął, co skwitowałam prześmiewczym parsknięciem. Poprawiłam kucyka na środku mojej głowy i westchnęłam przeciągle, obserwując, jak szatyn poprawia koszulkę, która zdołała się pognieść przez nasze zabawy. Kolejny raz parsknęłam śmiechem, gdy on próbował ją odrobinę wyprostować. – Zobacz, co mi zrobiłaś, babajago – dłońmi przejeżdżał po szarym materiale, kiedy ja prychnęłam, patrząc na niego rozszerzonymi tęczówkami.
– Jak mnie nazwałeś? – spytałam ze słyszalnym wyrzutem. On za to tego nie skomentował, tylko warknął pod nosem, a potem bezradnie wypuścił koszulkę z rąk i zaciskając wargi, popatrzył na mnie.
– Jesteś mściwa – podsumował, toteż nie myśląc, wystawiłam w jego stronę język.
– A ty przegrałeś – przypomniałam mu. Dziewiętnastolatek migiem wykrzywił twarz w grymasie, przedrzeźniając mnie, dlatego odpowiedziałam mu tym samym. I znów staliśmy pośrodku ogromnego centrum handlowego, zachowując się jak zwyczajne dzieci.
– Miałem zabrać cię na zakupy, ale po tym jak się zachowujesz, chyba sobie odpuszczę – burknął pod nosem pół żartem, toteż wydobyłam z siebie prychnięcie, a potem zagryzłam mimowolnie wargę. To było... kochane.
– To w takim razie ja zabiorę cię na lody w ramach przeprosin – oznajmiłam i przysięgam, że w ułamku sekundy jego postawa diametralnie się zmieniła, a jego twarz wyrażała tylko jedno. Och, Boże, zawsze to samo.
– Zabierzesz mnie na lody? – zapytał flirciarsko, co skwitowałam głośnym wyciem i przyłożyłam sobie z otwartej dłoni prosto w czoło, gdy jego wargi ozdobił duży, dwuznaczny uśmiech.
– Och, matko, nie na takie, jakie masz na myśli – jęknęłam żałośnie, kręcąc z dezaprobatą głową. W tle usłyszałam jego melodyjny śmiech, który samoistnie wywołał mój uśmiech.
– Przecież wiem, że byś chciała – zainsynuował, poruszając brwiami i zagryzając dolną wargę. Wyszczerzył się jak głupiec, gdy widział, jak wywracam oczami z miną wyrażającą jedynie zażenowanie.
– Idziemy czy nie? – zapytałam i ciężko odetchnęłam, na co zareagował tylko śmiechem.
– Idziemy.
Brunet podszedł do mnie, a kiedy chciałam w końcu podążyć w stronę pierwszych sklepów, chłopak ponownie splótł nasze dłonie razem. I cholera, to było naprawdę urocze, kochane, bądź zwyczajnie dziwne, ponieważ ten chłopak jeśli chodzi o uczucia był naprawdę zwykłym głazem. Nie wiedzieć czemu, z każdym dniem zadziwiał mnie coraz bardziej, na przykład takimi o to gestami, które nie były czymś wielkim, ale ja dla takich bym zabiła. Nigdy wcześniej nie zachowywał się wobec mnie w ten sposób, a raczej w ten czuły sposób, dlatego moje zdziwienie osiągało zenitu, gdy zmieniał swoją postawę na czułego, słodkiego chłopaka. Kochałam to. Nawet jeśli nie było to coś nadzwyczajnego, tak dla mnie znaczyło tak wiele, że nie dało się tego wytłumaczyć. Bo on się przede mną otworzył, bez żadnego nacisku z mojej strony. Sam z siebie.
Dłuższą chwilę podążaliśmy do pobliskiej lodziarni, o której mówiłam przed sekundą. I najlepsze w tym wszystkim było to, że pomimo tego, iż milczeliśmy całą drogę i nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, tak ta cisza była przyjemna. Oboje mieliśmy szerokie uśmiechy na twarzy, których nawet nie byliśmy w stanie kontrolować zważywszy na to, jaka radość aktualnie nas obejmowała. Może to głupie, ale ja naprawdę ślepo wierzyłam, że to wszystko za moją sprawką. I cóż, może tak było, lecz ja nie potrafiłam tego do siebie przyswoić, patrząc na to, jakim on jest człowiekiem. Wolałam się okłamywać i nie robić sobie nadziei, aby potem się nie rozczarować. Przecież sam dziś powiedział, że mimo tego, iż nie spaliśmy ze sobą długi czas, nie oznacza, że nie robił tego z inną osobą. A dokładnie z Mai'ą. I ja wiem, iż to egoistyczne z mojej strony, ale chciałabym go mieć tylko dla siebie. Obudzić się rano, a potem dostać jakąś miłą wiadomość, informującą, że zaraz u mnie będzie, bądź czy się spotkamy. Fakt, wiele z tych rzeczy już miałam, ale była jedna, której nie mogłam zmienić, dopóki on nie podjąłby pierwszego kroku. Bo ja nie chciałam się nim dzielić z innymi. Chciałam, aby był mój i nikogo więcej.
Zaciągnęłam nosem, głośno wzdychając, bo przez te wszystkie cholerne myśli, mój humor uległ pogorszeniu. I to nie uszło uwadze brunetowi, który kurczowo trzymał moją dłoń, a po moim westchnięciu, ścisnął ją mocniej, gładząc kciukiem jej wierzch. W tym samym momencie znaleźliśmy się przed niewielką budką z lodami, dlatego zatrzymaliśmy się w miejscu, a on w jednej chwili znalazł się przede mną, w dalszym ciągu trzymając mnie za dłonie. Spojrzał na mnie z góry swoimi iskrzącymi tęczówki, gdy ja zadarłam głowę, aby móc spojrzeć w jego oczy. Uśmiechnął się słodko.
– Jakiego sobie życzysz? – zapytał miło, toteż zrobiłam zaskoczoną minę, a potem moje wargi rozciągnęły się w lekkim uśmiechu.
– To raczej ja powinnam się ciebie zapytać – odparłam, zanim przemyślałam dwa razy, co mówię. W okamgnieniu jego rozpromieniał, a na twarzy pojawił się szeroki, dwuznaczny oraz lekko rozmarzony uśmiech, który skwitowałam głośnym, żałosnym zawyciem. Momentalnie przyłożyłam sobie ponownie tego dnia z otwartej dłoni prosto w twarz.
– Wiesz, właściwie to...
– Nawet nie kończ – przerwałam mu, nim zdążył skończyć swój kolejny sprośny tekst. Cichy śmiech wydobył się z jego gardła, a potem kręcąc głową, podszedł do faceta w budce z lodami i złożył zamówienie. Także to poczyniłam, obserwując jak mężczyzna nakłada lody na wafelki.
– Taki ci odpowiada? – zadał mi pytanie tuż po tym, jak odebrał od pracownika jednego z lodów, a następnie mi go podał. Był on śmietankowy z polewą czekoladową i naprawdę ogromny. Bez zawahania odebrałam od niego wafelka, gdy on w skupieniu czekał na swojego z błąkającym się uśmiechem. Pokrótce odebrał od ciemnowłosego mężczyzny swojego loda.
– Kartą czy gotówką? – zapytał sprzedawca. Miałam zamiar się odezwać, lecz mnie wyprzedził.
– Kartą – odparł nastolatek, toteż natychmiast na niego spojrzałam ze zdziwieniem w oczach.
– Przecież to ja miałam ci postawić – burknęłam z wyrzutem, i cóż, jakoś tego nie przemyślałam, bo nawet ten cholerny mężczyzna spojrzał na mnie z niesmakiem, a stojący obok mnie Pasquarelli zaśmiał się pod nosem, znów kręcąc głową w niedowierzaniu.
Boże, czy może mnie ktoś usunąć z życia?
– Później to zrobisz, skarbie – wyszeptał, pochylając się nade mną i jednocześnie chowając kartę z powrotem do portfela. Zaraz spalę się ze wstydu!
Prychając pod nosem, odeszłam od budki z lodami, idąc na pobliską drewnianą ławkę. Obok niej były umieszczone dwa, małe drzewka w doniczkach, gdy po prawej stronie w oddali, znajdowała się duża fontanna ze zbiornikiem i pływającymi w nim rybkami. Dużo dzieci siedziało na ławkach, które były od razu przy fontannie i obserwowały, jak pływają, ciesząc się przeogromnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, siadając na ławeczce, kiedy nagle obok mnie miejsce zostało zajęte przez nastolatka. Spojrzałam na niego krótko, wywracając oczami na jego głupi uśmiech i oblizałam loda w wafelku.
– No nie dąsaj się już – szturchnął mnie delikatnie ramieniem, na co nie zareagowałam. – Przecież to ty rzucasz podtekstami.
Błyskawicznie moje niedowierzające spojrzenie powędrowało na jego osobę.
– Ja?! – podniosłam głos, a on przytaknął głową. – To ty zawsze myślisz tylko o jednym – fuknęłam pod nosem i odwróciłam głowę w drugą stronę, kolejny raz biorąc loda do buzi. Czułam jego wzrok. Ten pieprzony, pełen podtekstów wzrok, który wywiercał mi dziurę w twarzy. Już nie mówiąc o tym cholernym uśmieszku, który nie opuszczał jego wargi, a z każdą sekundą się nasilał. Niech cię szlag.
– Masz rację – przyznał, a później poczułam, jak przysuwa się bliżej mnie i kładzie jedną rękę za mną, opierając się na niej na ławce. – Myślę tylko o jednym i jesteś to ty – wyszeptał do mojego ucha.
Nawet nie wiedziałam, kiedy moje serce zaczęło bić, jak młotem, a brwi mimowolnie zmarszczyły, podczas gdy w gardle niespodziewanie pojawiła się gula. Chciałam ją przełknąć, lecz to mi się nie udało, więc nic nie mówiąc, polizałam swojego loda, a potem odwróciłam się całym ciałem w jego stronę. Wtedy dostrzegłam, jak bardzo blisko mnie siedział i patrzył w moje ślepia intensywnie, co znacząco mnie peszyło.
– Co? – wykrztusiłam z siebie i moja mina musiała wyglądać naprawdę dziwnie oraz śmiesznie, bo i on zagryzł wargę, by nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
– Widzisz, jak potrafię ci zmienić postawę w kilka sekund? – uniósł wysoko brew. Kolejno odsunął się na bezpieczniejszą odległość, gdy ja rozszerzyłam wargi, patrząc na niego z otwartymi szeroko oczami. Znów sobie ze mnie drwił!
– Przesadzasz! – uniosłam się, co skwitował cichym śmiechem i po sekundzie oblizał swojego loda.
Ja za to ze zmarszczoną twarzą wstałam z ławki i gdy miałam zamiar już odchodzić, w ostatniej chwili chwycił mą dłoń oraz pociągnął w swą stronę, przez co ponownie wylądowałam na poprzednim miejscu. Chłopak objął mnie ramieniem, niezwłocznie przybliżając swą twarz do mojej i gdy chciałam mu się wyszarpnąć, on się nade mną nachylił, a potem złożył na mych wargach soczystego buziaka, którego kompletnie się nie spodziewałam. Jak zahipnotyzowana siedziałam w jednej pozycji, próbując do siebie przyswoić, co się właśnie wydarzyło, i gdy w końcu udało mi się to zrobić, przymknęłam powieki, napawając się smakiem jego wspaniałych warg, które idealnie skomponowały się z lodami śmietankowymi. Po dłuższej chwili, kiedy wciąż jego usta przylegały do moich, chciałam pogłębić pocałunek, lecz on mi na to nie pozwolił, odsuwając głowę. Wtedy spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on uśmiechnął się szeroko i jak gdyby nigdy nic, posmakował ostatniego kęsa loda, aż dotarł do wafelka i ugryzł go.
– Znów to zrobiłeś – mruknęłam pod nosem, obserwując jak jego wargi układają się w radosnym uśmiechu.
– Trzeba sobie zasłużyć na buziaki – wtedy nie wytrzymałam.
– Masz rację, na loda tak samo.
I nawet nie patrząc na niego, znów wstałam z ławki, biorąc ostatniego gryza wafelka do buzi i odchodząc w akompaniamencie jego głośnego śmiechu. Ja naprawdę się w środku już gotowałam, wszystkie emocje wzięły nade mną górę, więc nawet nie byłam w stanie usłyszeć, jak chłopak śmiejąc się, do mnie podbiega i obejmuje ramieniem. Momentalnie je zrzuciłam z siebie, co zareagował kolejną dawką śmiechu, a po chwili ułożył rękę na moim biodrze i przyciągnął do siebie, na co pisnęłam oraz w jednej chwili znalazłam się przed nim. Bacznie mi się przyglądał z widocznym zapałem, w oczach posiadał malutkie iskierki radości, gdy jego wargi rozciągnięte były w uśmiechu, a niekiedy mogłam dostrzec, jak wyszczerza swoje białe ząbki. Zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, robiąc naburmuszoną minę.
– Przecież wiesz, że żartuję – oznajmił wesołym głosem, patrząc na mnie z góry. Prychnęłam pod nosem i odwróciłam głowę w drugą stronę, gdy on ułożył dłonie na moich przedramionach, abym znów nie mogła mu zwiać.
– A ja nie – fuknęłam, co podsumował parsknięciem śmiechem, nieprędko pojękując na moją postawę.
– Wolę, gdy wyznajesz mi uczucia i miękną ci kolana na mój widok – mruknął prosto w moje wargi, w momencie gdy się nade mną nachylił, toteż uniosłam na niego swoje spojrzenie. Luknęłam na niego z niesmakiem oraz nieprzekonaniem.
– Wcale nie – zaprzeczyłam w okamgnieniu, czując, że się czerwienię. Cholera jasna, czy naprawdę ktoś może mnie dzisiaj zabić albo ukryć głowę w piasku?!
– Awhh, rumienisz się – pstryknął mnie w nos zadowolony. – Czyli jednak to prawda – dodał dumny sam z siebie. Miałam wrażenie, że za moment z tych wszystkich emocji wyleci przez zamkniętą szybę bądź wyrzuci go w powietrze. Kretyn.
– Wiesz co, nie będę z tobą rozmawiać w ten sposób – wyjąkałam pod wpływem stresu i widocznego zakłopotania, dlatego, gdy zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, ominęłam go.
– No ej! – głośno się zaśmiał.
Później podążyłam w swoim kierunku, unikając krzyków pomieszanych ze śmiechem bruneta, który pokrótce do mnie dotarł. I w tamtej chwili dostrzegłam przed sobą baner, a bardziej reklamę najpiękniejszego miejsca na ziemi. Bo to był salon gier, na którego widok rozpromieniałam. W trybie natychmiastowym odwróciłam się w stronę chłopaka stojącego obok mnie, który ze zmarszczonymi brwiami oraz zdziwioną miną skanował moją twarz, równocześnie posyłając mi niezrozumiale spojrzenie. Rozszerzyłam wargi, wciągając gwałtownie powietrze i zakryłam dłonią buzię.
– Czy ty widzisz to, co ja? – zapytałam z zachwytem, obserwując, jak nastolatek jeszcze bardziej pozostawiony został przeze mnie w szoku oraz zdezorientowaniu.
– Co? – odparł. Słyszałam w jego głosie już poirytowanie, gdy tak stałam w bezruchu dobrą chwilę.
– Musimy w coś zagrać! – pisnęłam głośno, po czym nie patrząc na niego, a także nie czekając na jakąkolwiek jego reakcję, niemal wbiegłam do środka salonu gier.
Specyficzny zapach dla takich miejsc od razu przedostał się do mych nozdrzy, dlatego mocno się nim zaciągnęłam, a potem błądziłam wzrokiem po wszystkich tych pięknych oraz tak bardzo wciągających maszynach, przy których znajdowało się naprawdę mnóstwo ludzi. Sam salon był rzeczywiście duży. Ogromne wejście, w większości czarne ściany, na których odbłyskiwały się w kolorze czerwieni reflektory i niebieskie neony poumieszczane co kilka metrów. W pomieszczeniu panował hałas przez dźwięki, które wydawały z siebie wszystkie maszyny. Wiele dzieci cieszyło się ze zwycięstwa, kolejni nastolatkowie mierzyli się w jakiejś grze, podczas gdy jeden z pracowników panował nad zachowywanym tu porządkiem. Mimowolnie na mojego wargi wpłynął duży uśmiech, a miejsce obok mnie zajął Ruggero.
– Już wiem, w czym się zmierzymy, frajerze – odwróciłam się w jego stronę, posyłając mu pełne grozy, lecz także rozbawienia spojrzenie, na co jeden kącik jego ust drgnął, unosząc się w górę.
– I co takiego wybrałaś, jędzo, co? – wtedy
to ja zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, czując wyższość nad zaistniałą sytuacją. Byłam wręcz pewna, że wygrana należy już do mnie. Przecież nie mogłam przegrać w mej ulubionej grze, w którą grałam od siódmego roku życia. Nie w tym życiu.
– To – rzekłam, pokazując palcem na maszynę i wtedy nasz wzrok powędrował wprost na stojący automat.
Albowiem była to maszyna, w której dwoje ludzi musiało się ze sobą zmierzyć w taneczny sposób. Gdy tylko moneta wpadała do środka, muzyka wybrana przez zawodników rozchodziła się wokół, a tym samym rozpoczynał się pojedynek tancerzów. Na dużym ekranie pojawiały się poszczególne strzałki, w które gracze musieli nadepnąć stopą prosto w umieszczoną na dole planszę. Na obydwóch z nich znajdowały się cztery strzałki. Strzałka górna, prawa, dolna oraz lewa. I kiedy dałeś się ponieść tańcu, nic wokół już nie miało znaczenia, prócz tego, że miałeś wrażenie, iż błądzisz na jawie bądź głęboko w chmurach, patrząc na wszystko z góry. Twoje nogi samoczynnie wykonywały poszczególne ruchy, a ciało poruszało w rytm znanych piosenek dobiegających z głośników maszyny. Och, tak. Byłam w tym mistrzem od małego.
– Na pewno chcesz w to zagrać? – zapytał z kpiną, na co miałam ochotę jedynie parsknąć śmiechem, lecz uparcie trzymając się swojego zdania, pokiwałam energicznie głową. – W porządku, ale wiesz co?
– Hm?
– Najpierw się o coś załóżmy.
Spojrzałam na niego, poruszając brwiami.
– Co proponujesz? – zadarłam mocno głowę, gdy on zniwelował odległość między nami. W jednej chwili znalazł się naprzeciwko mnie, pochylając na moim ciałem.
– Jeśli wygram, zrobisz dla mnie ten długowyczekiwany striptiz – wyszeptał kokieteryjnie w moją twarz. Czułam jego gorący oddech na swej miękkiej skórze. Jak głośno i płytko oddychał, co utwierdziła mnie jego szybko poruszająca się klatka piersiowa.
– Co jeśli ja wygram?
Brązowowłosy odsunął się minimalnie, wzruszając
ramionami, po czym wydął dolną wargę.
– Wybór należy do ciebie – oznajmił.
Wówczas w mojej głowie pojawiła się bezdenna nicość, po prostu pustka. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, o co mogłabym go poprosić. O to samo jasne, że nie, przecież jak będę miała ochotę sama zedrę z niego ubrania i przejdziemy do rzeczy, więc nad tym musiałam intensywnie pomyśleć, bo taka sytuacja nie zdarzy się już więcej, a przynajmniej tak sądzę. Właściwie wszystko do tej pory posiadałam. Jedyne, co tak naprawdę potrzebowałam to jego obecność oraz wspólne spędzanie czasu, jak zwyczajni przyjaciele. I to dostałam. Westchnęłam ociężale, a potem zagryzłam wargę, układając dłonie na plecach. Niekiedy mnie naprawdę zaczynały boleć od zbyt długiego chodzenia bądź spędzania czasu aktywnie. Nie byłam jakoś zakochana w sporcie, był mi on obojętny, więc często łapały mnie bóle jakiejś części ciała. Cóż... mogłabym się przejść do jakiegoś masażysty lub... JUŻ WIEM!
– Zrobisz mi masaż – zadarłam wysoko głowę, wbijając w jego zdziwione ślepia swoje zielone tęczówki. Zmarszczył brwi, robiąc rozbawioną minę, a potem na jego wargi wkradł się flirciarski uśmiech.
– Całego ciała? – jedna brew powędrowała w górę, gdy on podszedł do mnie blisko i nachylił nad moją twarzą. Pokiwałam głową, także się uśmiechając w prowokujący sposób.
– Całego ciała – potwierdziłam.
– W takim razie, niech los pokaże, kto jest lepszy – powiedział i w tym samym momencie, wyciągnął rękę w mą stronę.
Bez chwili zawahania ścisnęłam jego dłoń, jednocześnie posyłając mu konfrontacyjny uśmiech, co poczynił również i on. Tak oto w ciszy mierzyliśmy się pełnym rozbawienia, ale także zawzięcia wzrokiem, aż nagle przerwaliśmy to połączenie i wówczas odwróciliśmy się w stronę maszyny. Zajęłam swoje miejsce, stąpając po strzałkach, kolejno opierając się o uchwyt za nami. Chłopak za to znalazł się przy automacie, wrzucając monety do środka maszyny, gdy nieoczekiwanie rozbrzmiała charakterystyczna muzyka. Z szerokim uśmiechem spojrzałam na ekran, który od razu się włączył. Brunet w między czasie zajął miejsce obok mnie i po chwili wybraliśmy pojedynek dla dwóch osób. Z zapałem patrzyłam na to wszystko, już nie mogąc się doczekać, aż wygram z tym pajacem, a moje nogi poczną poruszać się w rytm muzyki. Achhh, tak strasznie mi tego brakowało.
– Do jakiej piosenki zatańczymy? – wyrwał mnie z letargu jego głos, więc otrząsając się, luknęłam na niego, a potem na ekran.
– Emm... – mruknęłam pod nosem i momentalnie skupiłam swą uwagę na ekranie, gdzie była do wybrania muzyka. Jeździłam wzrokiem, szukałam, aż widząc jedną z moich ulubionych piosenek, pisnęłam i klasnęłam w dłonie. – I don't care!
– Och, naprawdę się tak nisko stawiasz? – wywrócił oczami, lecz na jego wargach widziałam cień uśmiechu. Momentalnie prychnęłam pod nosem roześmiana, a potem zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, gdy on zgodnie z mą prośbą, wybrał tę piosenkę.
– Jeszcze zobaczymy – rzuciłam, jako zachętę do dobrej rywalizacji i ustawiliśmy się na swoje miejsca, obserwując jak rozpoczęło się odliczanie do rozgrywki.
Pięć, cztery, trzy...
Spojrzeliśmy na siebie posyłając sobie uśmiech.
I wtedy z głośnika rozbrzmiały pierwsze wersy piosenki, toteż patrząc na ekran zgodnie z poleceniem, poruszaliśmy się po właściwych strzałkach. Znów poczułam tę radość, spokój, to zadowolenie z wykonywanej czynności, jaką był taniec. Z każdymi sekundami mój uśmiech się poszerzał, a gdy na niego co jakiś czas spoglądałam, dostrzegałam tą uciechę, satysfakcję, och, ten zachwyt, kiedy zaśmialiśmy się w tym samym momencie, a potem kontynuowaliśmy taniec. Lewa strzałka, prawa, środek i tył. I chcąc, bądź nie chcąc, musiałam mu z bólem serca przyznać, że był naprawdę dobry w tę popieprzoną gierkę. Jakby nie była mu ona obca, doskonale wiedział, co robić, a sposób w jaki się poruszał i wykonywał każdy swój ruch był godny podziwu. Precyzja, z jaką tańczył zmiotła mnie z planszy, dlatego zapatrzona w jego ruchy, straciłam pierwsze punkty, na co zaśmiał się głośno. Obrót, środek i zamiana miejscami. Uśmiechnęłam się, widząc, że go doganiam. Pochłonięta muzyką nawet nie byłam w stanie dostrzec tych niektórych ludzi zebranych koło nas, którzy z zafascynowaniem nas obserwowali. Ostatnia strzałka w prawo, dwa w lewo i środek.
Zakończyliśmy pierwszą rundę, zaprzestając tańcu, gdy muzyka ucichła, a na ekranie zaczęły pokazywać się wyniki. Oboje dość zmęczeni, spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem, a potem z powrotem na ekran, na którym widniały nasze imiona oraz dwie kolumny. Zaczęły biec w górę w równym tempie, aż moja zatrzymała się w pewnym momencie, gdy jego kolumna wyprzedziła minimalnie moją o jedenaście punktów. To niemo...
– Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł, by w to grać – jego dumny z siebie głos dotarł mozolnie do mych uszu, i gdy tylko zakomunikowałam w głowie, co się stało, rozszerzyłam wargi wraz z oczętami.
– Co?! – krzyknęłam, zaciskając dłonie w pięści. – Ty pajacu! Oszukiwałeś! – jego śmiech rozbrzmiał wokół nas.
– Jak mogłem oszukiwać, skarbie? – spojrzał na mnie z wydętą wargą i lekko zmarszczonymi brwiami. – Po prostu się przeliczyłaś, co do mnie.
– Kolejna runda – zarządziłam bez spoglądania na niego. Słyszałam, jak się śmieje, ale zgodnie z moim poleceniem, przeszedł do następnej rundy i tym samym ukazał się zbiór piosenek. – Twoja kolej.
– Hmm... Pomyślmy – przeglądał poszczególną muzykę. Wtedy zjechał w dół i kliknął piosenkę Shakiry „Chantaje". – Gotowa?
Nasze spojrzenia się skrzyżowały.
– Jak nigdy – odparłam, mrużąc oczy.
I kolejny raz tego dnia rozpoczęliśmy zaciętą walkę o wygraną. Nie miałam zamiaru przegrywać, ponieważ jego warunek przebijał wszystkie możliwe, a wcale nie spieszyło mi się do tego, aby się przed nim rozbierać i świecić gołym tyłkiem. Cóż, zakład, zakładem, rzecz jasna, że nie boję się wyznań, dlatego zgodziłabym się na każdą jego propozycję. Tym bardziej wiedząc, że wygram z nim. Trzy w prawo, potem środek i dwa razy obrót. Luknęłam na niego z błyskiem w oku, gdy on uśmiechnął się prowokująco i kontynuował swój taniec. Och, on naprawdę robił to idealnie, więc szykowały się naprawdę zacięte rundy, w których coś czuję, że zakończą się remisem. Do tyłu, zamiana miejscami i lewo. Posłaliśmy sobie uśmiech. Czułam, jakbym fruwała na wietrze, cholera, to było tak mocne uczucie, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Każda kolejna sekunda była czymś wielkim. Żadne z nas nie odpuszczało. Gnało do zwycięstwa, aż ujrzałoby metę pod nogami.
Piosenka się skończyła. Licznik się zatrzymał, a my odetchnęliśmy głęboko, opierając o metalowy uchwyt z tyłu. Z zaciekawieniem obserwowaliśmy, jak wypadła ta runda poprzez idący w górę pasek z wynikami. Szliśmy łeb w łeb, aż nagle moja kolumna wyprzedziła jego, tym samym oznaczając moje zwycięstwo.
– Wygrałam! – krzyknęłam, nie mogąc już więcej dusić tych emocji w sobie. Pisnęłam głośno, a potem odwracając się w jego stronę wystawiłam język, co skwitował śmiechem oraz pokręceniem głową.
– No widzisz, jesteś najlepsza – odparł roześmiany. Ja za to spojrzałam na niego z dumą i założyłam ręce na klatce piersiowej.
– Nie pogardzę kolejną rundą, aby cię zmiażdżyć – wysyczałam podekscytowana przez zęby, a potem nachyliłam się nad nim, uginając kolana i wbijając w niego palec wskazujący. Roześmiał się melodyjnie.
– Jeszcze się okaże, kto kogo zmiażdży, frajerze – zmrużył oczy, gdy jego twarz rozpromieniała, dlatego na wargi momentalnie wkradł mu się uśmiech.
Odsunęłam się od niego, tuż po naszym pojedynku na wzrok. Odwróciłam się w kierunku monitora, wybrałam opcję kolejnej rundy, przez co na wyświetlaczu pojawiły się kolejne piosenki i zaczęłam zjeżdżać w dół, mierząc wzrokiem każdą po kolei. I wtedy natrafiłam na kolejną z moich ulubionych, och, cóż to będzie za pojedynek.
– Just the way you are? – uniósł brew, dostrzegając, że wybrałam tę piosenkę. Pokiwałam energicznie głową, uśmiechając się zachęcająco, czego nie skomentował, a jedynie popatrzył na mnie z błyskiem w oku. Och, widzę, że nie tylko ja ją lubię.
I wtedy po raz trzeci z głośników rozbrzmiała muzyka, dlatego ostatni raz na siebie patrząc z zapałem w oczach, zaczęliśmy wystukiwać stopą rytm pierwszych sekund piosenki. Widziałam nadchodzące strzałki na dole ekranu i gdy dotarły do środka, rozpoczęliśmy zaciętą walkę. I naprawdę nie potrafię wyjaśnić tego, w jaki ja wspaniały sposób się czułam, tańcząc na zwykłej, głupiej maszynie dającej mi tyle szczęścia. A to wszystko było jeszcze piękniejsze, zważywszy na to,
iż znajdowaliśmy się tu razem, bawiliśmy się jak dwoje zwyczajnych dzieciaków, gdy wokół grała muzyka. I wtedy już nie wytrzymałam z powodu nadmiaru emocji, gdyż wszystko we mnie drżało oraz rozrywało na wszystkie strony, bo miałam ochotę krzyczeć. Dlatego dużo nie myśląc, zaczęłam śpiewać pierwsze wersy piosenki, które umieszczone były nieco wyżej.
– Yeaaah, I know, I know, when I compliment her she won't believe me – natychmiast wzrok bruneta powędrował na moją osobę, więc z radością na niego spojrzałam, gdy jego mina wyrażała zaskoczenie pomieszane z uciechą. Kontynuowałam dalej. – And it's so, it's so sad to think that she don't see what I see, but every time she asks me, „Do I look okay?" I say!
Spojrzeliśmy na siebie w tym samym momencie.
I gdyby ktoś mi do cholery powiedział, że będziemy w tej rundzie śpiewać, wyśmiałabym go. Tak po prostu, zaśmiałabym mu się prosto w twarz. Lecz to, co się wydarzyło, sprawiło, że niemal upadłam na podłogę, wsłuchując się w najpiękniejszy dotąd głos na ziemi. Bo on zaśpiewał. I to było coś najwspanialszego.
– When I see your face, there's not a thing that I would change, cause you're amazing, just the way you are – śpiewając te wersy, nieprzerwanie patrzył mi w oczy, jednocześnie skupiając się na grze, aby nie pozostać w tyle. Jednak jakie to miało do diabła znaczenie, gdy śpiewając tak piękną, a zarazem uczuciową piosenkę, patrzył mi prosto w ślepia? Żadne.
– And when you smile, the whole world stops and stares for a while – zaśpiewałam wysoko, aż przy ostatnich słowach zamilkłam, czekając na jego ruch.
– Cause girl you're amazing, just the way you are...
W ten sposób skończyliśmy ostatnią rundę. Moje serce waliło, jak młotem, czułam, że wewnątrz płonę żywcem z nadmiaru emocji, jakie kumulowały się we mnie. Na miłość boską, ten dzień był czymś najpiękniejszym dotąd na ziemi i przyrzekam, że lepszego nie mogłam sobie wymarzyć. W ciszy oderwaliśmy od siebie wzrok, skupiając go tym samym na ekranie, gdzie wyskoczyły wyniki. I gdy dwie kolumny gnały w górę, zagryzłam dolną wargę, lukając na niego dyskretnie, by nie mógł się zorientować. Jego twarz była idealna. Bez najmniejszej skazy. Po prostu perfekcyjna. I dlatego mogłam się wpatrywać w nią przez resztę życia.
– Ohohoh, remis mamy – dopiero jego głęboki, lekko ochrypnięty głos wybudził mnie z letargu, w jaki popadłam. Popatrzyłam na monitor zamglonym wzrokiem. Moje policzki mnie piekły.
– To co teraz? – zapytałam cicho, odchrząkując by pozbyć się chrypki i przełknęłam ślinę ze względu na osuszone gardło.
– Możemy pójść na kompromis – zaproponował, a po sekundzie zwrócił się w mą stronę. Uniosłam brew, zarzucając ręce na klatce piersiowej, jednocześnie dając mu znać, że ma kontynuować. – Skoro oboje wygraliśmy, to obojgu należy się nagroda, racja?
– Mów dalej – mruknęłam, mierząc go wzrokiem.
– Zrobię ci najlepszy pod słońcem masaż, gdy ty wykonasz dla mnie pokaz, o który w końcu prosiłem – zbliżył się do mnie. – Piszesz się na to? – zapytał i nachylił nad moją twarzą.
Zagryzłam wargę, rozmyślając nad tym. Cóż, pomysł nie jest głupi, ponieważ nie chciałoby mi się rozgrywać kolejnej rundy, z racji, że jestem i tak już zmęczona. Lecz gdyby się nad tym zastanowić, miałabym się przed nim rozbierać i wywijać tyłkiem na wszystkie strony, bo on tak chce? Przecież to chore, a ja się tylko ośmieszę! Nigdy czegoś takiego nie robiłam, co jeśli zrobię błąd, nie będę wystarczająca dla niego, nie spełnię jego oczekiwań i wyjdę na idiotkę przed nim? Och, Boże, czemu to wszystko musi być zawsze takie trudne.
– Nie wiem, Ruggero – odparłam cicho, zwieszając głowę i zagryzając wnętrze policzka. – Co jeśli się zawiedziesz, a ja wyjdę na kretynkę w twoich oczach?
Ten tylko jęknął przeciągle.
– Ile razy mam ci jeszcze powtórzyć, jaka jesteś piękna, wspaniała, niesamowicie seksowna i jak bardzo mi się podobasz, hm? – ostatnie słowa wymruczał wprost w moje wargi, toteż spaliłam buraka na twarzy, odwracając wzrok w drugą stronę, by nie móc patrzeć w jego przepełnione pożądaniem ślepia.
– Nie wiem – odparłam, zagryzając wargę. Chłopak jęknął w odpowiedzi mi do ucha.
– Nie zawiedziesz mnie.
Uniosłam głowę, a później spojrzałam w jego lśniące tęczówki. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, co odwzajemnił w mgnieniu oka i podszedł jeszcze bliżej, układając dłonie na mych biodrach. Sposób, w jaki zacisnął palce na nich wywołał moje natychmiastowe ciarki, dlatego przełknęłam ślinę. Nastolatek przysunął głowę do mojej, a wtedy nasze usta się znowu złączyły. I nie był to jakiś długi oraz namiętny pocałunek, bo był on coś na wzór krótkiego buziaka, jednak nieważne jaki on by był, zawsze by mnie uszczęśliwił.
– Jesteś najpiękniejsza.
Te kilka słów sprawiło, że znów miałam wrażenie, jakby świat się zatrzymał. Och, na miłość boską, nawet nie potrafię opisać tego, jak się poczułam w tym momencie. Dwa słowa, a potrafiące wywołać palpitację serca. Rozszerzyłam mocno ślepia, wpatrując się intensywnie w jego pociemnione tęczówki. Nie chcę myśleć do cholery, jak musiałam głupio wyglądać z oczami wyglądającymi, niczym monety, rozszerzonymi wargami oraz tak głośno bijącym sercem, że jestem wręcz pewna, iż był w stanie usłyszeć ten łomot. Przełknęłam ślinę, by nawilżyć gardło oraz pozbyć się upierdliwej guli, już nie wspominając o moich policzkach piekących żywym ogniem.
– Nie mów mi takich rzeczy – wymruczałam cicho, spuszczając głowę.
– Ale to prawda – odparł, po czym pstryknął mnie w nos. Następnie owiał mnie chłód, tuż po tym, kiedy odsunął się nieco i chwycił mą dłoń, splątując nasze palce ze sobą. Matko, nie rób takich rzeczy. – A teraz chodź, bo czeka nas jeszcze wiele rzeczy do odwiedzenia.
Zmarszczyłam brwi, unosząc natychmiast głowę i patrząc na nią z zaciekawieniem, gdy prowadził nas do wyjścia.
– Gdzie tym razem? – spytałam. – Poza tym, nie mówiłeś mi, że śpiewasz – dodałam po sekundzie, czym skupiłam jego uwagę na sobie. Uśmiechnął się półgębkiem, kręcąc ledwo widocznie głową, po czym wyszliśmy na główną drogę galerii, idąc w jej głąb.
– Bo nie śpiewam – odparł bez zawahania, na co spojrzałam na niego, jak na głupka, wywracając oczami.
– Masz najpiękniejszy głos, jaki dano mi było usłyszeć – fuknęłam na niego.
– To prawda, jest całkiem ładny, ale nie śpiewam – wzruszył ramionami. – To nie dla mnie.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, przewracając jednocześnie oczami, kiedy na moich wargach zawitał malutki uśmieszek. Nijak tego komentując, w ciszy kierowaliśmy się w nieznanym mi kierunku. Każde z nas pogrążyło się we własnych myślach, jedyne bodźce, które do mnie dochodziły to hałas poprzez dużą ilość ludzi i ich rozmowy. Zacisnęłam mocniej palce na wierzchu jego dłoni, jednocześnie zagryzając wargę. Przyrzekam, że spędzanie czasu z tym człowiekiem było i jest czymś najwspanialszym na świecie. Potrafił mi urozmaicić dzień, tak, abym ani w jednej sekundzie przy jego boku się nie nudziła. Bo z nim było inaczej, niż z Maxi'm. Z Espindolą wiele razy leżeliśmy po prostu na łóżku, oboje nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Oglądaliśmy jakiś film lub spaliśmy. I tyle. Za to z nim czułam się wesoła, spełniona oraz pełna radości, jakbym była w błogostanie.
– Gdzie idziemy? – z lekką chrypką to ja pierwsza przerwałam ciszę, dlatego spojrzał na mnie z góry, uśmiechając się.
– Do kina – odparł zadowolony, po czym spojrzał przed siebie, kiedy ja wytrzeszczyłam oczy.
– Jak to do kina?
– No normalnie. Na film – wzruszył ramionami, na co wywróciłam oczami.
– Na jaki? – zapytałam. I przysięgam, że w momencie kiedy ponownie nasz wzrok się skrzyżował, jego oczy błysnęły na milisekundę. Pojawiły się w nich ogniki, a potem zniknęły. Tak po prostu.
– Zobaczysz.
***
Niecałe dwie godziny później wyszliśmy z sali kinowej wraz z innymi ludźmi, śmiejąc się i wspominając poszczególne sceny. Film był naprawdę świetny i w życiu bym nie powiedziała, że będę się tak wspaniale bawić, jak dziś. Pełen podziw dla producentów i dla tego cwanego bruneta, któremu nigdy z ust nie schodził upierdliwy uśmieszek, że zabrał mnie na tak dobrą komedię. Cóż, nie spodziewałam się tego.
– Nie! Nie przypominaj mi tego nawet! – jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi w akompaniamencie jego wspaniałego śmiechu. Chłopak sam zawył żałośnie, próbując wydobyć z siebie jakieś słowa, lecz nic prócz jego sapania się nie doczekałam.
– A pamiętasz jak...
– Ruggero, starczy! – krzyknęłam i mocno szturchnęłam go w ramię, co skwitował kolejnym napadem śmiechu oraz jęknięciem spowodowanym z bólu brzuch od ciągłego śmiania się.
W jednej chwili znaleźliśmy się poza kinem. Z uśmiechem na twarzy spojrzałam na nieco uspokojonego chłopaka, który przecierał oczy wierzchem dłoni, a potem przeniósł wzrok na mnie. Dawno nie byłam tak spełniona, jak teraz, obserwując osobę będącą dla mnie tym wszystkim. Jego uśmiech, kojący uszy głos wraz z zaraźliwym śmiechem, oczy koloru gorzkiej czekolady, och, zabiłabym, aby mieć taki widok już przez resztę chwil, a on pozostałby mój. Bo jego szczęście było moim. I chyba dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, gdy patrząc na niego radosnego, nic innego wokół mnie się nie liczyło, a ja odczuwałam to szarżujące stado motylków w brzuchu, łomoczące serce obijające się o żebra i ta satysfakcja. Satysfakcja, że to ja mogę być przy nim w chwilach jego radości, jego szczęścia oraz błogostanu. Nawet jeśli on nie czuł tego samego, tak ja, byłam spełniona.
– Czemu tak na mnie patrzysz? – dopiero jego głęboki bas wybudził mnie z letargu. Mój uśmiech stał się nieco nieśmiały, co nie umknęło jego uwadze, a kiedy moje policzki zaczęły mnie piec, on uśmiechnął się uroczo.
– Lubię, gdy się śmiejesz – odparłam cicho, zagryzając dolną wargę. – Wtedy sama jestem szczęśliwa – dodałam, nim pomyślałam. Jego wzrok zmienił się na poważniejszy i posłał mi nieco zaskoczone spojrzenie. Ugryzłam się w język. – To znaczy... wiesz, chodziło mi o to, że...
Jęknęłam żałośnie, chowając twarz w dłoniach, gdy jego cichy chichot trafił do mych uszu.
– Och, matko, ale jestem kretynką – odparłam, kręcąc głową. On tego nie skomentował. Za to podszedł do mnie bliżej i objął mocno ramieniem, przyciągając do siebie. I wtedy spaliłam buraka, czując, jak zażenowanie mną zawłada.
– To słodkie, że się przede mną otwierasz – mruknął słodkim głosem i po sekundzie ucałował czubek mej głowy. Moje serce zaczęło obijać się o żebra, gdy na mojej twarzy pojawił się malutki uśmiech spowodowany tym gestem.
– Szkoda, że ty nie jesteś taki wylewny – burknęłam pod nosem, na co się zaśmiał niemal niesłyszalnie. Było to zwykłe wypuszczenie powietrza z uśmiechem na twarzy.
– Nie powinniśmy mówić o wszystkich swoich uczuciach – jego delikatny, ochrypnięty głos powoli do mnie docierał. Uniosłam głowę, patrząc na niego.
– Dlaczego?
– Bo osoby, którym zdradzasz swoje uczucia, mogą wykorzystać je przeciwko tobie – wzruszył ramionami.
I cóż, nigdy o tym w ten sposób nie myślałam, bo raczej zawsze próbowałam dążyć do tego, aby osoby, na którym mi bardzo zależało o tym po prostu wiedziały. By nie czuły się odrzucone, ani zaniedbane przeze mnie. Od dziecka uczono mnie, aby nie bać się mówić to, co się czuje, więc i tak robiłam. Lecz jego słowa także były mądre. Mogę mu mówić o tym, jak się czuję za każdym razem, gdy jesteśmy razem, a on podświadomie może to wykorzystywać w jakimś celu. Lecz po co i w jakim? Nie, on nie byłby do tego zdolny. Wie, że darzę go uczuciem i zawsze przy nim będę bez względu na wszystko.
Nawet najbliższe osoby przy dobrej okazji mogą nam wbić sztylet prosto w serce. I nikt nie będzie się tego spodziewał.
Wstrząsnęłam głową, próbując usunąć te myśli.
– Gdzie idziemy teraz? – zapytałam po niedługiej chwili, przez co na mnie ponownie zerknął.
– Sądząc po tym, jak mało ludzi już siedzi w knajpach, to jest szesnasta bądź siedemnasta, oboje jesteśmy głodni, więęęc... Zabieram cię na jedzenie – uśmiechnął się szeroko, a potem przyspieszył kroku, gdy ja kodowałam w głowie, co powiedział. Czekajcie, chwila, moment do cholery... CO.
– Słucham? – wykrztusiłam oszołomiona, marszcząc w zmieszaniu brwi oraz rozdziawiając niekontrolowanie usta. Chłopak także nie pozostał mi dłużny. Z niemałym zaskoczeniem na mnie spojrzał, posyłając mi zmartwione spojrzenie, a potem zatrzymując przy jednej restauracji. Byliśmy na samym jednego z wielu końców ogromnej galerii, w punkcie, gdzie znajdowały się najróżniejsze oraz zaludnione knajpy, bufety, bądź budki z jedzeniem, a także restauracje, przed którą właśnie staliśmy. Brunet zwrócił się w mą stronę z wymalowaną konsternacją, gdy ja rozejrzałam się szybko wzrokiem wokół.
– O co ci chodzi? – spytał ogłupiały. Niemal natychmiast wbiłam w niego swoje potępiające spojrzenie oraz pełne rezygnacji, zważywszy na to, co robił od jakiś pięciu godzin. Cholera, to wyszło za daleko.
– O to, że to nie ty zabierasz mnie na jedzenie, a idziemy tam we dwoje, rozumiesz prawda? – wymachiwałam rękoma, robiąc jednocześnie śmieszne znaki z palców, co nie umknęło jego uwadze. Tuż po sekundzie popatrzył na mnie, jak na idiotkę, marszcząc swoje idealne, równe brwi.
– Właśnie nie do końca – odparł ze zrezygnowaniem, kiedy warknęłam przez zaciśnięte zęby.
– Nie będziesz znów mi niczego stawiać! – fuknęłam do niego. – Mam własne pieniądze, nie musisz za mnie płacić, czuję się głupio z tym.
On za to wywrócił oczami, marszcząc nos i wykrzywiając wargi w grymasie. Później odszedł ode mnie, ruszając w kierunku restauracji, co mnie jeszcze mocniej rozdrażniło.
– Ruggero! – prawie, że pisnęłam z irytacji, jednak to go nie zatrzymało. Patrzyłam na jego ładne, wyrzeźbione plecy odziane ciemnoszarą koszulką, a także ten pieruńsko zgrabny tyłek, którego pewnie niejedna kobieta mu zazdrościła. Ughh! Również i ja przyspieszyłem kroku, aby mu dorównać. – Słyszysz co mówię! – burknęłam.
W sekundę przekroczyliśmy próg lokalu, toteż zamilkłam, zaciskając mocno wargi i warcząc przez zaciśnięte zęby. Słyszał to. Słyszał doskonale, lecz nie wysilił się, aby skomentować moje rozdrażnienie, a ułożył swoje pełne usta w kpiącym uśmiechu, rozglądając się wokół za wolnym miejscem. Pokrótce ja też to zrobiłam. I gdyby nie fakt, że było tu dość sporo ludzi, dużo par oraz romantyczny nastrój, a te wszystkie osoby nie wpatrywałyby się w nas w dziwaczny sposób, nie podeszłabym bliżej niego i nie chwyciła jego dłoni, splątując naszych palców razem.
– Przed chwilą na mnie krzyczałaś, a teraz się do mnie przytulasz? – usłyszałam cichy szept przy głowie, toteż uniosłam ją, aby spojrzeć w jego ciemne oczy i poszukać w nich uspokojenia. Zwykłego zrelaksowania. I cóż, znalazłam, gdy tylko dodał do tego szczyptę soli, jaką był jego słodki uśmiech. – Chodź.
Ścisnął mocniej moją dłoń i nie czekając na moją reakcję, zaczął nas prowadzić w stronę wolnego stoliku. Szliśmy przez całe bistro. Niekiedy ludzie spojrzeli na nas, co mnie nie powiem, ale po prostu peszyło, patrząc na to, jaką jestem niektórymi momentami wstydliwą osobą. Jednak on się nie zatrzymał i nie robiło to na nim żadnego wrażenia, co utwierdził mnie jego pewny siebie krok. Ani razu się nie zawahał, prowadząc nas do stołu, a gdy znaleźliśmy się przy nim, usiedliśmy na niewielkiej wielkości kanapach naprzeciw siebie. Oparłam się o nią, ściągając torebkę, a następnie kładąc ją obok siebie. Długo nie musieliśmy czekać na kelnera, który pokrótce do nas podszedł i podał z przyjaznym uśmiechem na twarzy menu. Otworzyliśmy je w tym samym czasie, uprzednio dziękując.
– Wiesz już, na co masz ochotę? – jego spokojny i opanowany bas powoli do mnie docierał. Uniosłam swoje zaciekawione spojrzenie znad karty, i wtedy ujrzałam jego ciemne z ognikami tęczówki, którymi mnie zawzięcie mierzył. Wzięłam głęboki wdech.
– Jeszcze nie – zacisnęłam spierzchnięte wargi w wąską linie, po czym przejechałam po nich koniuszkiem języka, przykuwając jego uwagę. Cień uśmiechu przebiegł po jego delikatnej twarzy. – A ty?
– Tak – odparł pewnie siebie. – Cóż, jeśli nie zdecydujesz się na nic, jestem w stanie pomóc ci z tą decyzją – uniósł tajemniczo brew, równocześnie uśmiechając się, a raczej jeden kącik jego kształtnych warg powędrował w górę. Z zaciekawieniem przymknęłam swoją kartę dań, skupiając na nim swoją uwagę, a także zagryzając wargę z powodu cisnącego się na moje usta uśmiechu.
– I w jaki sposób? – zadałam pytanie i w skupieniu obserwowałam, jak chłopak pochyla się delikatnie w mą stronę, a następnie wbija we mnie enigmatyczne spojrzenie. Och, gdyby rozdawali nagrody za swój urok osobisty oraz uwodzenie płci pięknej, medal powędrowałby do tego chłopaka.
– Ufasz mi? – przechylił minimalnie głowę w bok, po czym uśmiechnął cwano, gdy myślałam, że za momencik wypluje z siebie wnętrzności z nadmiaru tych wszystkich kumulujących się we mnie emocji. Zagryzłam wargę, patrząc mu głęboko w oczy i przytaknęłam z czułością głową. Wówczas on w jednej sekundzie wyprostował się, a kolejno wezwał dłonią kelnera, uśmiechając się szeroko do niego, jakby conajmniej się znali, dlatego wytrzeszczyłam delikatnie oczy. I cóż... tak było.
– Ciao bello! – w milisekundzie znalazł się przy naszym stoliku wysoki, szczupły oraz przystojny brunet, który podszedł do Pasquarelli'ego i rozłożył ręce do uścisku. Chłopak, który do tej pory siedział wygodnie na kanapie, powstał na równe nogi, a później razem ze swoim przyjacielem, jak zgaduję, przytulili się krótko. Wszystko obserwowałam z rumieńcami na twarzy.
– Dobrze cię widzieć, Marcello – odrzekł wesoło i uśmiechnął szczerze do niego. Nieznany mi mężczyzna wyglądający na takiego po dwudziestce, miał na sobie strój kelnera, a dokładniej białą koszulę, podwiniętą do łokci, czarne rurki, które naprawdę dobrze na nim leżały, małą, tego samego koloru muszkę przy szyi oraz co najważniejsze kamizelkę. Kreacja naprawdę podkreślała jego bardzo ładną budowę ciała.
– Co cię tu sprowadza? – zapytał wciąż rozpromieniony. Niektórzy ludzie umiejscawiali w naszej trójce swoje pytające, wesołe, bądź po prostu obojętne lub zniesmaczone spojrzenia, gdy ja siedziałam ze spuszczoną głowa oraz wzrokiem ulokowanym w swoich dłoniach. Bawiłam się palcami, zagryzałam co jakiś czas wargę, po czym przejeżdżałam po niej koniuszkiem języka, niekiedy przełykając ślinę. To było niezręczne, a już zwłaszcza, gdy byłam tu po prostu zbędna w tym oto momencie.
– Przyjechałem na wakacje – odparł z cisnącym się uśmiechem, po czym wzruszył ramionami, gdy jego przyjaciel położył mu dłoń na ramię i zrobił głupkowatą minę. – A skoro już tu jestem, nie mógłbym cię nie odwiedzić.
– Aj, jak zawsze w dobrym humorze – uderzył go delikatnie z otwartej dłoni prosto w klatkę piersiową, na co Ruggero się zaśmiał, a później znów utonęli w swoich ramionach na krótką chwilę. Boże, na jaką cholerę ja tu przychodziłam...
To było miłe uczucie patrzeć na takiego bezdusznego chłopaka, który przybierał swoją prawdziwą twarz w towarzystwie swych przyjaciół, a przynajmniej tak mi się zdawało, że się przyjaźnią. Brunet był szczęśliwy. Nawet jeśli by zaprzeczył, tak był szczęśliwy przy tym chłopaku i ja to doskonale widziałam. Głupi by to zauważył.
I gdy tylko oderwali się od siebie, co dostrzegłam kątem oka, wzrok przystojnego, wysokiego szatyna powędrował na mnie. Nie wiedzieć czemu, moje policzki oblał jeszcze większy rumieniec, gdy dwoje naprawdę cholernie przystojnych chłopaków stało nade mną oraz wpatrywało z zaciekawieniem. Przełknęłam głośno ślinę, tym samym nawilżając osuszone gardło. Nerwowo bawiłam się dłońmi, co jakiś czas zagryzając wnętrze policzka. Pieruńsko peszył mnie ich wzrok, gdy jeden z nich bezwstydnie wpatrywał się we mnie z tym cwanym, kpiącym uśmiechem, którego zawsze chciałam mu zedrzeć z twarzy, bo niegdyś był tak irytujący, że miało się ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy! Drugi zaś założył ręce na piersi i kątem oka dostrzegłam, jak przechyla głowa, a potem się uśmiecha. Tyle, że jego uśmiech był dość miły, zaciekawiony, lecz odrobinkę... podejrzliwy? To określenie chyba idealnie pasowało. I nie wiem, ile tak stali bezruchu, posyłając sobie nawzajem głupie spojrzenia, gdy ja myślałam, że zapadnę się zaraz pod ziemię, miałam ochotę schować głowę w piasek albo popaść w sen zimowy z całej tej żenady. Wstydziłam się gościa, którego nawet nie znałam i nie miałam prawa ukazywać przed nim swej nieśmiałości. Więc dlaczego tak zrobiłam?
– A ta śliczna pani, to kto? – wtedy jego głęboki, z nutką tajemniczości oraz lekka chrypką głos do mnie dotarł. Mozolnie uniosłam głowę, napotykając się z jego spojrzeniem. Wówczas mogłam przyjrzeć się bliżej jego twarzy i przeskanować jej każdy milimetr. Chłopak miał ciemne, proste włosy, delikatnie postawione do góry, lecz także zaczesane do tyłu. Delikatne rysy twarzy, ładne, kształtne usta w odcieni różu, mały, kilkudniowy zarost okalał jego piękną twarz, kiedy jego jasne, podchodzące pod błękit oczy skanowały moją osobę.
– To Karol – przedstawił mnie, także zarzucając ręce na klatce piersiowej i mierząc przenikliwym wzrokiem. – Moja przyjaciółka.
Moja przyjaciółka.
Moja przyjaciółka.
– Tak, to prawda – odrzekłam i posłałam zmierzającemu chłopakowi w mą stronę mały uśmiech. – Miło cię poznać – wystawiłam dłoń, którą ścisnął delikatnie, jakby była ona conajmniej najcenniejszą oraz najdrobniejszą rzeczą na świecie, a on nie chciałby by jej zniszczyć. I gdy moje policzki już bardziej nie mogły być purpurowe, ciemnowłosy przybliżył twarz do mej dłoni i złożył na jej wierzchu niemalże niemożliwy do odczucia pocałunek. To było zwyczajne muśnięcie. Zwykłe spotkanie się jego ładnych warg z moją miękką skórą. Lecz jakie były tego skutki? Och, na Boga, myślałam, że spłonę żywcem.
– Marcello – uśmiechnął się zalotnie, lukając na mnie spod swych ciemnych rzęs. Tuż po chwili wrócił na swoje wcześniejsze miejsce obok przyjaciela, po czym Pasquarelli usiadł na kanapie naprzeciw mnie, opierając się o nią i przerzucając ramię na jej oparcie. – Już wiecie na co macie ochotę? – zadał pytanie, na które chciałam odpowiedzieć, lecz nie było mi to dane.
– Właściwie to...
– Penne al ragu di pollo e peperoni due volte, per dessert al tiramisu e una bottiglia di vino rosso Chianti – patrzyłam niczym zahipnotyzowana, jak biegle używa języka włoskiego, swojego ojczystego języka, podczas gdy ja siedziałam nieruchomo, próbując wykrztusić z siebie chociaż jedno słowo. Chłopak za to uśmiechnął się figlarnie do stojącego nad nami kelnera, który odwzajemnił jego gest, po czym jego wargi się rozchyliły.
– Spero che il tuo amica abbia la maggiore età – mężczyzna poruszył brwiami w zabawny, lecz także w ten dwuznaczny sposób, gdy ja nie miałam zielonego pojęcia o czym rozmawiają! Siedziałam, jedynie przenosząc wzrok z jednego, to na drugiego z wytrzeszczonymi oczami. Siedzący naprzeciw mnie dziewiętnastolatek, zaśmiał się, kręcąc delikatnie głową. Popatrzyłam na niego, padając plecami na oparcie kanapy i zarzuciłam ręce na klatce piersiowej, jednocześnie posyłając mu powiewające grozą spojrzenie.
– Andiamo, Marcello – ukazał rządek białych ząbków. – Questa ragazza mi è stata affidata – błękitnooki luknął pierw na mnie, kolejno wbijając swoje roześmiane spojrzenie w swojego przyjaciela. Przysięgam, że ten moment był tak cholernie niezręczny, iż miałam ochotę zapaść się pod ziemię!
– Non mi fiderei di te.
– Idź już, Marcello – zmarszczył brwi, po czym rzucił mu spojrzenie wyrażające chęć mordu, lecz również rozbawienie, które zawładnęło stojącym nad naszym stolikiem brunetem.
– W porządku, postaram się, abyście dostali swoje dania jak najszybciej – pokręcił głową i odszedł.
Z niemałą ulgą odetchnęłam, że ten teatrzyk w końcu dobiegł końca i mogłam wreszcie porozmawiać z szatynem na spokojnie. Wypuszczając ze świstem powietrze z ust, ulokowałam wzrok w brązowookim, który oparł się o tył skórzanej kanapy i przerzucił na niej jedno swoje ramię. Wgapiał się w cały lokal, ludzi tu przebywających, nieraz zatrzymywał wzrok na drzwiach wejściowych, lecz przez cały ten czas jego oczy ani razu nie napotkały się z moimi. Dlatego marszcząc delikatnie brwi, wyprostowałam się, po czym oparłam się łokciami o drewniany stolik, patrząc na jego piękną twarz.
– Skąd się znacie? – zagaiłam, czym zwróciłam jego uwagę. Jedna brew powędrowała w górę, gdy jego wargi ozdobił kpiący uśmieszek.
– A co cię tak to interesuje? – kącik jego ust drgnął, a swoje prowokujące mnie za każdym razem spojrzenie ulokował w moich tęczówkach. Co to za głupie pytanie?
– Tylko się zapytałam, frajerze – odburknęłam, po czym opadłam z powrotem na kanapę i zarzuciłam ręce na klatce piersiowej. Moje oczy nieco się zwęziły, a brwi delikatnie zmarszczyły w zirytowaniu.
– Poznaliśmy się rok temu – rzekł, toteż zerknęłam na niego. – Miałem wyścig w Miami. Byłem tu tylko niecały tydzień, a zwiedziłem całe miasto i znam każdy jego zakamarek – prychnęłam pod nosem, kiedy jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu.
– Jaki skromny – mruknęłam, co skwitował cichym śmiechem oraz pokręceniem głową. Ja także się uśmiechnęłam.
– Któregoś dnia przyszedłem do galerii, nawet nie pamiętam po co – pochylił się nad stolikiem, opierając o niego łokciami. – Porozglądałem się wokół, połaziłem tu i tam, aż dojrzałem tę restaurację – wzruszył beznamiętnie ramionami, podczas gdy ja odepchnęłam się od kanapy, a następnie pochyliłam nad stolikiem w ten sam sposób, co on.
– Czyli to włoska restauracja – słowa same uciekły spomiędzy moich warg. On tylko pokiwał głową, cicho mrucząc na potwierdzenie, po czym uśmiechnął się słabo.
– W dodatku pracują tu Włosi – dodał z dumą. – I jednym z nich jest Marcello, z którym się zaprzyjaźniłem. To tyle.
Zakończył z emanującą obojętnością, gdy ja analizowałam w głowie po kolei fakty.
– Czyli byłeś tu rok temu – powtórzyłam jego słowa, na co mruknął w odpowiedzi. – Miałeś tu wyścig. W Miami – rzuciłam mu pytające spojrzenie, które nieco go rozdrażniło, bo wywrócił oczami i oparł o skórzaną kanapę.
– Właśnie to powiedziałem.
– I... – zagryzłam wnętrze policzka, zwieszając głowę ze wstydu. To zły pomysł. – Wygrałeś? – zapytałam głupio, nieco ściszając swój głos.
Dobrze, to bez wątpienia był zły pomysł, powinnam wiedzieć, że nie lubi on o tym rozmawiać, przecież ma z tym złe doświadczenia, a ja jeszcze wypytuję go o takie rzeczy. Chłopak w milisekundzie utkwił swoim intensywnym spojrzeniem we mnie, w mojej różowawej twarzy, która poczęła mnie piec z zażenowania oraz goszczących na niej wypiekach. Nie chciałam wiedzieć, co teraz czuje. Tym bardziej, gdy czułam to wypalającego we mnie duszę spojrzenie, którym taksował mnie dłuższą chwilę. Siedzieliśmy w ciszy, każdy pogrążony we własnych myślach. Może i nie zadałam wcale strasznego pytania, ale mogło go to urazić. I jak widać, uraziło, bo nie odzywał się aż do czasu. Do czasu, gdy usłyszałam ten mrożący krew w żyłach głos.
– Wygrałem.
Jedno słowo. Tylko jedno wystarczyło, aby atmosfera między nami zrobiła się napięta, a tlen, którym oddychałam stał się dziwnie gęściejszy. Dlatego czując jak moje serce obija się o żebra, uniosłam niepewnie głowę, wciąż się bojąc tego konsekwencji. Niekontrolowanie zaczęłam bawić się palcami u dłoni. I kiedy wreszcie moje pełne obawy tęczówki skrzyżowały się z tymi elektryzującymi, ciemnymi ślepiami, po mym rdzeniu przeszedł dreszcz. Zwyczajne ciarki. Dlatego przełknęłam ślinę, aby pozbyć się guli w gardle i wydobyć z siebie jedno słowo. Ważne słowo.
– P-przepraszam – mój głos był prawie szeptem, lecz w dalszym ciągu dudnił mi w uszach i roznosił się echem, jakby był najgorszym krzykiem w ciemnym pomieszczeniu. – Nie powinnam była pytać, to twoje osobiste...
– W porządku – przerwał mi twardo, lecz nieco już łagodniejszym głosem, co mnie delikatnie uspokoiło.
Zagryzłam wargę i na powrót odwróciłam wzrok.
– Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć, prawda? – zapytałam, na co delikatnie zmrużył oczy, po czym lewy kącik jego ust drgnął.
– Wiem – odparł łagodniejszym tonem, na co odetchnęłam głęboko. Szatyn w skupieniu skanował milimetry mojej całkiem ładnej twarzy, co nieco mnie peszyło, jednak nie na tym się teraz skupiałam. Bo jedyne co zrobiłam to kolejny raz wróciłam ślepiami do jego ciemnych oczu, w których dostrzegłam delikatnie iskierki. Wtedy on westchnął. – Znam już datę wyścigu.
I naprawdę nie tego się spodziewałam, dlatego ponownie poczułam napływ stresu. Moje ręce niekontrolowanie zaczęły się pocić, kiedy spokojne serce znowu zaczęło walić, jak młotem, a ja sama się zdenerwowałam jego słowami. Nie rozmawialiśmy o tym od dwóch tygodni. Nic mi nie mówił, a ja sama nie chciałam naciskać, więc żadne z nas nie podejmowało się tej rozmowy i siedzieliśmy cicho. I akurat w takim momencie on postanowił zakłócić mój chwilowy spokój. Czasem niewiedza była po prostu lepsza od świadomości tego, kiedy nadejdzie najgorsze. W ciężkiej oraz nieprzyjemnej ciszy mierzyliśmy się niezidentyfikowanymi spojrzeniami. Mimo, że jego twarz wyrażała zwyczajną obojętność, wyglądała jak oaza spokoju, nie było na niej żadnej nawet najmniejszej emocji, to wiedziałam, że wewnątrz to przeżywa, jak ja. Tylko, że różnica między nami była taka, iż ja bez skrupułów potrafiłam pokazać, jak tym wszystkim się stresuje oraz w jaki sposób to na mnie wpływa, więc nawet nie wiedziałam kiedy chłopak pochylił się nad stolikiem, opierając o niego łokciami, ponieważ byłam otumaniona. Dopiero po chwili ułożyłam swoje drobne dłonie na jego, co go nieco zdziwiło, lecz nie skomentował tego.
– Co to za dzień? – zapytałam i bez problemu w moim głosie można było usłyszeć strach, tą obawę oraz troskę. On tylko przełknął ślinę, próbując zachować spokój.
– Początek września – odparł, gdy ja mocniej ścisnęłam jego dłonie, głośno oddychając.
– Ruggero, martwię się, ok? – spojrzałam smutno w jego puste oczęta. – Nie chcę, by ci się coś stało. Czy to naprawdę konieczne?
– Rozmawialiśmy już na ten temat, racja? – uniósł jedną brew w górę, spoglądając na mnie spod swoich ciemnych rzęs. – To jedyny sposób, więc jeśli chcesz mnie wesprzeć, to zaakceptuj moją decyzję – dodał, na co zacisnęłam mocno zęby i kiedy chciałam się odezwać, aby wykrzyczeć mu prosto w twarzy, co na ten temat myślę oraz jak bardzo się o niego martwię, obok naszego stolika pojawił się kelner.
– Wasze dania – zapach ciepłego jedzenia dotarł do mych nozdrzy, na co momentalnie zaburczało mi w brzuchu. Razem wzięliśmy dłonie ze stołu, gdy mężczyzna ułożył dwa talerze z głównym daniem, obok na malutkim talerzyku kawałek jakiegoś ciasta i największe zdziwienie, jakie mnie dopadło to butelka czerwonego wina oraz dwa kieliszki. Posłałam chłopakowi pytające spojrzenie, lecz tego nie skomentował. – Buon appetito.
Uśmiechnęłam się do bruneta w podziękowaniu, gdy Marcello odszedł z uśmiechem.
– Wino? – spytałam zaskoczona, unosząc brew. – Coś świętujemy?
Jego oczy zabłysnęły na ułamek sekundy. Potem wargi ozdobił szeroki, lecz nieco dziwny dla mnie uśmiech, gdy nagle chwycił w dłoń swój kieliszek i uniósł go, jednocześnie dając mi znak, abym ja także to zrobiła. I sekundę później w wielkim szoku to zrobiłam.
– Nasz wspólnie spędzony dzień, a także przyszłą wygraną w wyścigu.
I stuknęliśmy się delikatnie kieliszkami, nie poruszając tego tematu do końca dnia.
Lecz wtedy żadne z nas nie wiedziało, czy on wygra. To pozostawało pod znakiem zapytania do dnia konkurencji. Dnia, w którym miał wziąć udział w rywalizacji, która wzbudzała we mnie za każdym razem negatywne emocje.
Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się wcześniej, całuję x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro