♪𝚃𝚎𝚗♪
– Czemu mi nie powiedziałaś? – spytała z wyrzutem dziewczyna kilka minut później.
– Przepraszam.. po prostu nie wiedziałam jak zareagujesz, poza tym nie jestem zbyt ufna.. – zmartwiłam się, że będzie zła, czy że pomyśli że jej nie lubię ale ona po prostu mnie przytuliła.
– Tak mi przykro.. nie miałam pojęcia przez co przechodzisz. Musiało być ci bardzo ciężko. – powiedziała po chwili ciszy i usłyszałam jak pociągnęła nosem. Odsunęłam się od niej lekko i zobaczyłam jej twarz zalaną łzami.
– Semi, dlaczego płaczesz? – zmarszczyłam brwi, chwytając ją za ręce.
– Bo.. – pociągnęła nosem – nie miałam pojęcia przez co przechodzisz, jaka ze mnie przyjaciółka? – zrobiła smutną minę.
– Jak mogłaś wiedzieć? Nie powiedziałam ci. – sama zaczęłam płakać.
Kilka minut później obie skoczyłyśmy zalane gorzkimi łzami śmiejąc się z siebie.
– Yiren została wezwana do dyrektora. – oznajmiła, a ja zrobiłam wielkie oczy.
– Naprawdę? I dowiedziałaś się czegoś więcej? – uniosłam brwi w geście zdziwienia.
– Podobno została zawieszona na dwa tygodnie, więc będziesz miała spokój. – ucieszyła się.
– O jeden problem mniej.
– No tak, jak już mówimy o twoich dwóch pozostałych problemach.. Tae cię szukał, Chan za to cię pomścił. – ciekawe czego jeszcze się przydatnego dowiem.
– Pomścił? - dopytałam.
– Kupił sok specjalnie by go na nią wylać. Powinnaś mu podziękować, stała się pośmiewiskiem. – zaśmiała się cicho.
– Nie dobijaj mnie. – jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach.
– Przepraszam, ale tak czy siak kiedyś będziesz musiała z nimi pogadać. Nie odpuszczą ci. – poklepała mnie po plecach. – A Tae naprawdę się o ciebie martwił. Biegał po całej szkole, by cię znaleźć. Jeszcze bardziej się zmartwił jak się dowiedział, że podobno ktoś cię uderzył.
– Mówiłaś, że nie jest zbyt uczuciowy. – przypomniałam sobie jej słowa.
– Bo to prawda, ale z tobą to co innego. Sama chciałabym wiedzieć jak to działa. – spojrzała na telefon.
– Rosie.. ja będę się już zbierała. Obiecałam TaeYong'owi, że pójdziemy do kina. Nie gniewasz się? Poradzisz sobie beze mnie? – rozczuliła mnie jej troska.
– Spokojnie, oczywiście że sobie poradzę. Idź i baw się dobrze. – uśmiechnęłam się szeroko, tuląc dziewczynę na pożegnanie. Następnie obserwowałam jak wesoło biegnie, aż w końcu znika z mojego pola widzenia.
Udałam się w stronę parku, w którym byłam poprzedniej nocy. Może tam znajdę swoją bransoletkę, bynajmniej taką miałam nadzieję. Miała dla mnie ogromne znaczenie, była czymś więcej niż tylko kawałkiem sznurka i przywieszką w kształcie puzzla.
To była jedyna pamiątka po najważniejszej osobie w moim życiu, po moim jedynym przyjacielu.
Przeszukiwałam dokładnie trawę, okolice pod ławkami ale park był dość spory. Próbowałam odtworzyć w głowie moją trasę, było bardzo ciężko bo widok przysłaniały mi wtedy łzy i emocje same mnie prowadziły.
W końcu po kilkunastu minutach metodą prób i błędów wydawało mi się, że dotarłam do drzewa pod którym siedziałam. Przyjrzałam się bliżej korze i zobaczyłam malutkie kuleczki w kolorze bluzy, którą miałam tamtego dnia na sobie. Zgadza się, musiała się zahaczyć.
Rozejrzałam się wokół, ta okolica wydawała się być dziwnie znajoma.
Wróciłam wzrokiem na korę drzewa, podeszłam bliżej.
– Nie wierzę.. – wyszeptałam sama do siebie.
– V+R, Kiedy zatęsknisz spójrz w gwiazdy, a ja zrobię to samo.
♡ Throwback ♡
----------------
– Co robisz? - zapytała dziewczynka siadając na zielonej, gęsto rosnącej trawie.
– Zaraz zobaczysz. - chłopiec zaczął drążyć w korze, przez ostrą końcówkę cyrkla. Dziewczynka obserwowała jego ruchy martwiąc się o to by się nie zranił.
– Rosie, chodź zobacz. - zachęcił ją po kilku minutach.
Brunetka podeszła bliżej drzewa odczytując napis: V+R
– Kiedy zatęsknisz spójrz w gwiazdy, a ja zrobię to samo. – przeczytali na głos w tym samym czasie, chichocząc ze szczęścia.
Prawda jest taka, że rozumieli się jak nikt inny. Znali swoje słabości, lęki i wiedzieli co sprawia im radość. Oni byli dla siebie byli powodem wzajemnego uśmiechu.
----------------
Pojedyncze łzy mimowolnie opuściły moje powieki, powoli kreśląc drogę w dół moich zaróżowionych od wiatru policzków.
– Płaczesz? – usłyszałam za sobą.
Czy on mnie śledzi?
Otarłam łzy i się odwróciłam. Przede mną stał Taehyung, jego ciemne włosy były lekko rozwiane przez wiatr, koszula idealnie układająca się na jego szerokich ramionach odpięta z dwóch górnych guzików.
Stop
– Nie, skąd ci to przyszło do głowy? – zapytałam, śmiejąc się nerwowo.
– Masz mnie za głupka? – uniósł jedną brew.
– Co ty tutaj robisz? – spytałam pretensjonalnie, zmieniając temat.
– Spaceruje.
– Mhm, i ja niby mam w to uwierzyć? – parsknęłam śmiechem.
– A ty co tutaj robisz? – użył mojej taktyki.
– Szukam. – założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w niego podejrzliwie.
– Czego? – jego wzrok przeskanował dokładnie moją twarz, tak jakby próbował doszukać się jakiś emocji.
Szybko Rose, czas na Poker Face
– Niewa.. – w tym momencie wyjął z kieszeni moją bransoletkę.
– Tego? – uniósł brew, a gdy pokiwałam głową i podeszłam bliżej niego by zabrać moją własność uniósł rękę wyżej. Wysoko, za wysoko na moje możliwości.
– Oddawaj. – mruknęłam patrząc na niego złowrogo.
– Raczej liczyłem na jakieś poproszę. – patrzył na mnie z góry.
– A ja liczyłam na to, że się ode mnie odczepisz i widzisz oboje nie mamy tego czego chcemy. – powiedziałam zirytowana, podskakując by dosięgnąć mojej bransoletki.
– W porównaniu do ciebie nie wymagam niemożliwego. – powiedział cicho, a spojrzałam w jego ciemne oczy. Były takie głębokie, chciałam pozwolić się sobie w nich zatracić. W ostatniej chwili jednak odzyskałam zdrowy rozsądek i korzystając z chwili jego nieuwagi, podskoczyłam by odebrać swoją własność jednak on okazał się być szybszy i zabrał rękę za siebie przez co poleciałam na jego klatkę piersiową, a on na trawę. Wylądowałam na nim, czując pod sobą jego szalejące serce. Mocno biło w rytm mojego, wręcz synchronizując się z nim.
Uważnie się sobie przyglądaliśmy przez dłuższą chwilę. Nie umiałam tego wyjaśnić, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. W końcu obudziłam się i zabrałam od niego bransoletkę wstając i biegnąc w stronę wyjścia z parku zostawiając go w osłupieniu. Oddychałam głośno, czując jak moje policzki płoną.
Skąd on ją miał do cholery i co próbował tym osiągnąć?
Ophelia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro