𝐁𝐀𝐑𝐊𝐓𝐓𝐈𝐍𝐒𝐎𝐍
LOLA SOLBERG uwielbiała swoje norweskie miasteczko, w którym mieszkała od zawsze. Miłowała całym sercem rozległe pastwiska, które przez większą część roku były pokryte śniegiem, te które uwielbiała pokonywać w czasie spacerów ze swoim psem Cullenem.
Norweżka uważała, że na Ziemi jest tylko jedno piękniejsze miejsce – Londyn i to tylko dlatego, że było to miasto jej wywierzonego idola, autorytetu, osoby – jej zdaniem idealnej, perfekcyjnej pod każdym względem – Roberta Pattinsona. Solberg od miesięcy odkładała pieniądze na nadchodzący comic com, który miał odbyć się w Londynie i na którym to miała pojawić się jakaś gwiazda "Zmierzchu", liczyła całą sobą, że właśnie Rob będzie tą osobistościom.
— Lola! — krzyknął Eliot — młodszy brat dziewczyny w jej stronę kiedy ona parzyła sobie kawę — Chodź zakwaterować tego gościa, wygląda jak twój kartonowy wampir!
— Eliot mówiłam ci, żebyś poprostu powiedział, że chcesz iść na papierosa, zamiast powtarzać osiem razy ten sam 'dowcip' — oznajmiła przewracając oczami, wchodząc do recepcji górskiego schroniska, które jej rodzina prowadziła od lat. Ten niewielki hotel, w którym schraniali się turyści, a czasem ludzie, których los nie szczęścił był jej domem. Brunetka trzymała w jednej dłoni gorącą kawę zaś w drugiej magazyn, na którego okładce pozował jej wywierzony Robert Pattinson.
Dziewczyna miała na punkcie aktora nie małą opsesję, już od czasów "Harry'ego Pottera", to przez niego pokochała serię "Zmierzch" i zaczytywała się w ksiązkach sagi każdego wieczora od kiedy je posiadała.
Podeszła do lady recepcji wciąż nie spoglądając na gościa, którego miała obsłużyć, jej nieodpowiedzialny, leniwy i g ł u p i brat już dawno opuścił pomieszczenie. Odstawiła kawę na blat, rozłożyła magazyn, spojrzała w komputer na spis gości i w końcu przeniosła wzrok na delikwenta, którego miała zakwaterować.
Kobieta zaczęła myśleć, że ma zwidy, pomachała ręką przed swoją twarzą, by je przegonić, ale kiedy zjawa nie zniknęła, jej serce zaczęło przyśpieszać, a oddychanie stawało się nagło coraz trudniejszą czynnością
Eliot tym razem nie żartował przed norweżką stał Robert Thomas Pattinson z delikatnym uśmiechem, lekko spjęty spoglądał na nią spod czarnych przeciwsłonecznych okularów, które wyglądały zupełnie jak te, które Edward nosił w pierwszej filmowej części sagi.
— H-h-hau hauu! — zaszczekała w jego stronę. Chciała powiedzieć hei albo ohoi! pozatym w swojej głowie ukladała setki scenariuszy na temat tego jak ma wygladąć ich spotkanie, ale wszystkie uleciały z jej pustego łba, gdy zobaczyła go stojącego w zimowej puchowej kurtce, z małą walizką, snowboardem i czarnymi przeciwslonwcznymi okularami na nosie.
— Hau Hauu! — odszczekał w jej stronę widząc całą zarumienioną dziewczynę, on pomyślał, że to może rodzaj norweskiego przywitania.
Lola spojrzała na niego zdezorientowana i zaczęła nerwowo chichotać, zaś brunet nie wiedział o co jej chodzi.
— Pokój czwarty, zaprowadzę cię. — oznajmiła przerywając ten niepokojący, nerowowy chichot, swoją łamaną angielszczyzną z udawanym brytyjskim akcentem, który ćwiczyła, oglądając wywiady z aktorem. Podniosła się i gestem ręki nakazała by za nią podążał, dziękowała w duchu, że jej głupi brat żartował tylko w języku ojczystym bo inaczej by wylądował na dnie rzeki jaką jest Otra.
Otworzyła drewniane drzwi, i zaprosiła Roberta gestem ręki.
— Jakbyś czegoś potrzebował — zaczęła, gapiąc się na swoje grube skarpety — przejsciówki lub byłby jakiś problem z pokojem to przyjdź do recepcji, albo do któregoś z pokojów na drugim piętrze. — podrapała się po głowie, zastanawiając się czy o wszystkim powiedziała temu turyście — Te duże drzwi koło recepcji prowadzą do jadalni i kuchni, posiłki są o ósmej i osiemnastej. — oznajmiła i zanim zdążył coś powiedzieć to pobiegła do pokoju by opłakiwać swoją głupotę, przytulając się do swojego bernardyna Cullena.
Chociaż dlaczego to robiła skoro odszczekał?
⌜𓃔⌟
Solberg siedziała w swoim pokoju pod czerwonym kocem, przytulała Cullena, chciała sięgnąć po pierwszą część sagi i skupić uwagę na czymś innym niż Pattinson urzędujący piętro niżej, ale porzuciła ten pomysł.
Poczuła dym tytoniowy co znaczyło, że jej brat pewnie znów pali na balkonie – dziewczyna nie lubiła zapachu papierosów, a gdy raz próbowała palić to omal nie wyzionęła ducha, ale stwierdziła, że to jest to co teraz potrzebuje. Pogłaskała psa, chwyciła koc i okryła się nim szczelnie, po czym ruszyła w stronę pokoju brata.
— Hei Lola! Jak tam twój romans z londyńczykiem, wybierasz już czcionke do zaproszeń na ślub?— zapytał Eliot, gdy jego siostra przekroczyła jego balkonowe drzwi.
— Po pierwsze przestań palić na balkonie, bo potem wszędzie śmierdzi, a po drugie szkoda gadać tylko się skompromitowałam. — wyrzuciła, zezłoszczona w stronę brata, biorąc przy tym jednego papierosa z paczki leżącej na oszronionym stoliku. Lola nie pochwalała palenia, uważała, że to okropny nałóg, który tylko niszczy zdrowie i czyści konta bankowe, ale była tak rozemocjonowana, że uważała zapalenie za jedyną opcję na poprawę i ustabilizowanie nastroju — A to wszystko twoja wina. — dodała, wyciągając zapalniczkę z kieszeni brata.
— Musiało być grubo skoro z wrażenia chcesz palić. — stwierdził nonszalandzko, niezbyt przejmując się słowami siostry, ona naprawdę lubiła dramatyzować.
— Jak na niego spojrzałam i zrozumiałam, że to on chciałam się przywitać mówiąc hei albo ohoi — zaczęła odpalając papierocha — myślałam też o tym by wykorzystać jakis ze scenariuszy, które stworzyłam w mojej głowie — zaciągnęła się pierwszy raz, kaszląc przy tym niemiłosiernie, ale zaczynała się czuć lepiej — zamiast tego zaszczekałam.
— Czekaj — zaczął lekko zdezorientowany, starając się nie zaśmiać — naszczekałaś na wampira?
— To nie jest zabawne. — oznajmiła, przewracając oczami, zaciągnęła się ponownie i oddała papierosa bratu — tyle jej wystarczyło. Kłujący, śmierdzący dym wypełnił jej płuca. Poczuła się tak okropnie, że miała ochotę wyciąć je tasakiem, którego jej mama używała do przyrządzania dań mięsnych.
⌜𓃔⌟
Robert chciał zapytać kogoś którędy powinien się udać by trafić na wyciąg narciarski, ale nikt nie chciał mu odpowiedzieć gdy zaczynał rozmowę od szczekania, postanowił, więc znaleźć dziewczyne, która pierwsza na niego zaszczekała i jej zapytać, ale miał wrażenie, że go unika.
Lola oczywiście, unikała swojego wywierzonego Roberta Pattinsona jak mogła, nie chciała się przed nim jeszcze bardziej skompromitować, ale gdy trzeciego dnia jego pobytu mama kazała jej zanieść mu przejściówkę, bo o nią poprosił nie mogła odmówić.
Zapukała w drewniane drzwi, a po chwili aktor je otworzył.
— Hauu Hauu! — wyszczekał uradowany w jej stronę, a ona nie miała pojęcia co się dzieje — To wasze narodowe powitanie, prawda? — zapytał, widząc zdezorientowaną minę brunetki, która podawała mu przejsciówkę.
— Co? — zapytała, ale wtedy wszystko stało się dla niej jasne jak to, że Edward powinien skończyć z Jacobem — Nie no co ty, poprostu jestem głupia i gdy cię zobaczyłam to się zestresowałam bo mam na twoim punkcie fioła i wszystko co wymyśliłam co powinno się zdarzyć podczas naszego pierwszego spotkania wyleciało z mojej głowy, byłeś tylko ty i mój pies Cullen, więc na ciebie zaszczekałam. — wyrzuciła, zażenowana na jednym wdechu.
— Żartujesz sobie ze mnie? — zażartował również bardzo zażenowany i pomyślał o tym jak szczekał na wszystkich ludzi na ulicy — Byłem pewien, że się tak witacie, więc szczekałem na każdego kogo spotkałem. — Pattinson chciał zaszlochać ze wstydu jaki czuł, ale jakoś udało mu się powstrzymać.
— Bardzo przepraszam, naprawdę. — oznajmiła skruszona, starając się nie zaśmiać — Jeśli chcesz mogę ci za to pokazać nasze puchate krówki. — zaproponowała, przypominając sobie o tym jak na jednym z blogów czytała, że są to ulubione zwierzęta mężczyzny.
— OKEJ! — krzyknął podekscytowany, chwycił swoją kurtkę i ruszył razem z dziewczyną do zagrody, znajdującej się za budynkiem.
Na białym śniegu pasły się cztery brązowobiałe krówki.
— Oto Edward, Isabella, Alice i Esme. — oznajmiła, trochę bardzo zawstydzona, czuła, że jej policzki zaczynają robić się czerwone, ale liczyła na to, że nie będzie tego widać, bo przez mróz każdy robi się czerwony.
— Chce zdjęcie z Edwardem. Mogę do nich podejść? — zapytał, szukając w kieszeni kurtki aparatu, jako odpowiedź uzyskał jedynie kiwnięcie głową, więc podał kobiecie aparat i podszedł do największej i oczywiście najpiękniejszej krowy. Uśmiechnął się i zaczął ją głaskać.
Lola zrobiła Robertowi jakieś osiemdziesiąt zdjęć, zanim chłopak wrócił do niej, ówcześnie przechodząc przez płotek.
— Dziękuje to było super. — stwierdził wskazując na krówki, zabierając swój telefon od dziewczyny — i, że powiedziałaś, że wcale nie witacie się szczekaniem. — podrapał się po karku — Tak w ogóle to jestem Robert.
— Och — zarumieniła się jeszcze bardziej, o ile było to możliwe — ja jestem Lola. — przedstawiła się i uścisnęła dłonie z brunetem.
— Hmmm — Pattinson zawachał się — więc Lola pokazałabyś mi jutro gdzie jest stok narciarski?
— Oczywiście. — odpowiedziała uśmiechnięta.
Przez chwilę poprostu się do siebie uśmiechali, ale po chwili Lola wskazała na swój rodzinny budynek, na znak tego, że musi wracać, bo ma obowiązki do wykonania, a Robert tylko pokiwał głową i zaszczekał na pożegnanie.
A tym razem to ona odszczekała.
Witam was serdecznie kochani! (w pierwszym tworze od czasów yyyy zamierzchłych. Zainspirował mnie tweet, którego mogliście zobaczyć we wstępie.
Oczywiście z dedykacją dla wlwomen
Mam nadzieję, że wam się spodobało!<33
*wywierzył/a – słowo użyte przez mojego małego kuzyna w ramach reakcji na prezenty świąteczne i stwierdziłam, że pasuje idealnie
buziaczki, pozdrawiam serdecznie
Darunia
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro