Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. 💔

Chyba jeszcze nigdy nie biegł tak szybko.

Trzydzieści minut drogi przeistoczyło się w piętnaście, gdy skręcił w dobrze znany mu skrót.

Opuścił głowę i poprawił czapkę, by jej daszek dokładniej osłaniał mu twarz. Nie chciał, by ktoś go rozpoznał; wystarczy, że jego kumpel z zespołu zrobił z siebie pośmiewisko i dostarczył wszystkim powodów do plotek.

Zatrzymał się przed klubem, gdy jego telefon dał o sobie znać.

Nieznany [02:36]
Idź na parking.

Szybko zapisał numer Satoru i ruszył na tyły budynku. Naprawdę ulżyło mu, że nie będzie musiał wchodzić do środka i szukać dwójki chłopaków w tłumie obcych.

Na parkingu stało tylko kilkanaście samochodów, między którymi szedł blondyn, rozglądając się dookoła.
Nagle z ciemności wyłoniła się postać długowłosego Japończyka. Toru od razu rozpoznał w nim Satoru.

- Dzięki, że przyjechałeś - powiedział na wstępie, a gitarzysta tylko kiwnął głową, martwiąc się o Takahiro i chcąc jak najszybciej go zobaczyć.

Ciemnowłosy zaprowadził go w odległy kąt parkingu, gdzie panowały nieprzeniknione ciemności.

- Nie chciałem, by ktoś zobaczył go w takim stanie - wyjaśnił chłopak.

- Obawiam się, że już za późno - odpowiedział blondyn, kucając obok ciemnej sylwetki przyjaciela, siedzącego na krawężniku i kiwającego się na boki.

Włączył latarkę w telefonie i poświecił jej światłem w twarz Takahiro. Ten tylko mruknął coś pod nosem i odwrócił gwałtownie głowę, o mały włos unikając przywalenia czołem w ścianę budynku.

Dwudziestodziewięciolatek miał ochotę sprzedać mu porządny opierdol, jednak podejrzewał, że żadne z jego słów nie dotarłoby do świadomości przyjaciela.

- Dzięki, że się nim zaopiekowałeś - zwrócił się do Satoru. - Nie wiem, co strzeliło mu do głowy... - skłamał.

Tak naprawdę wiedział, dlaczego wokalista sięgnął po alkohol. Nie powinien się za to obwiniać, jednak uporczywe poczucie winy nie chciało go opuścić.

- W porządku. Swoją drogą nie powinienem dopuścić do tego, żeby się tak schlał...

- To nie twoja wina. Masz jego kurtkę?

- Nie miał przy sobie żadnej kurtki...

Co za kretyn - pomyślał. Noc była chłodna, nawet bardzo, zaledwie kilka stopni powyżej zera.

On chyba naprawdę chce mnie wpędzić w poczucie winy. Zresztą, nie dziwię mu się...

Bez wahania zdjął z siebie bluzę i otulił nią przyjaciela, który na szczęście nie protestował. Spał sobie w najlepsze, chociaż na pewno było mu niewygodnie.

Toru podniósł chłopaka na nogi. Był kompletnie bezwładny w jego ramionach, ale lepsze to, niż gdyby miał się opierać.

- Jeszcze raz wielkie dzięki. - Spojrzał na Satoru i narzucił kaptur na głowę Takahiro.

- Dacie sobie radę?

- Tak. Nie martw się. Do zobaczenia.

- Na razie.

Ruszył powoli przez parking, podtrzymując Takahiro, który zdołał się obudzić. Jednak zamroczony alkoholem, nie potrafił zorientować się w sytuacji.
I bardzo dobrze - pomyślał blondyn. Miał nadzieję bez większych problemów odwieźć go do mieszkania i wpakować do łóżka.

Ich wspólne mieszkanie - Toru podejrzewał, że to właśnie tam zatrzymał się Taka - mieściło się w budynku na drugim końcu miasta, dlatego znalezienie wolnej taksówki było w tym przypadku koniecznością.
W pobliżu klubu stało ich pełno, więc już po chwili oboje jechali przez zatłoczone - mimo późnej pory - centrum.

Piętnaście minut później młodszy o kilka miesięcy chłopak wnosił starszego na czwarte piętro, ponieważ w budynku nie było windy.
To nie stanowiło dla nich problemu, podobnie jak samo mieszkanie - niewielkie, trochę zaniedbane, dopóki nie przeprowadzili małego remontu. Sami pomalowali ściany w prawie wszystkich pokojach. To była ich pierwsza przepełniona szczęściem chwila w nowym lokum, które stanowiło dla nich swego rodzaju azyl.

Dysząc z wysiłku, postawił przyjaciela na nogi tuż przed drzwiami do mieszkania. Ten, w nagłym przypływie siły, uwiesił mu się na szyi i nie chciał puścić. Toru nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie to, że musiał otworzyć zamknięte na klucz drzwi.
Z przytulonym do jego ciała czarnowłosym, zaczął przeszukiwać kieszenie jego spodni, by odnaleźć wspomnianą wcześniej rzecz.
Przez chwilę bał się, że przyjaciel zgubił klucz, aż nagle natrafił palcami na znajomy kształt w tylnej lewej kieszeni jego jeansów.

Sprawnie otworzył drzwi i weszli do mieszkania.

Kiedy blondyn ułożył Takahiro w łóżku - odetchnął.

Był zmęczony, zarwał noc, jednak dla wokalisty zrobiłby wszystko, nawet teraz, gdy nie byli już razem.

Zdjął z niego ubranie, by wygodniej mu się spało, i troskliwie okrył kołdrą.
Zawisł nad nim i odgarnął z czoła kosmyki czarnych włosów.

- Przepraszam cię... - mruknął, przesuwając palcami po jego rozpalonym policzku. - Gdybym wiedział, że tak to się skończy, to nigdy bym cię nie zostawił.

Taka spał głębokim snem, oddychając spokojnie i miarowo. Rano z pewnością nie będzie niczego pamiętać.

Toru bał się, jak przyjaciel zareaguje na jego obecność w mieszkaniu. Bo miał zamiar zostać; nie mógł go zostawić i pozwolić, by nazajutrz obudził się sam, nawet jeśli będzie wyzywał blondyna od najgorszych.

Złożył na jego czole czuły pocałunek i wyszedł z pokoju. Stwierdził, że będzie lepiej, jeśli położy się na kanapie.

Zaświecił światło w dużym pokoju i przeżył szok - w salonie panował straszny bałagan.
Zresztą, czego innego mógł się spodziewać? Ktoś, kto właśnie rozstał się ze swoją drugą połówką, raczej nie myśli o sprzątaniu.

Westchnął cicho i zabrał się za porządki. Wyrzucił puste butelki i opakowania, naczynia zaniósł do kuchni i pozmywał. Umył zabrudzony stolik i uchylił okno, by wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego powietrza.

Podczas zamiatania podłogi znalazł roztrzaskany telefon. Podniósł go ostrożnie, a w wyobraźni zobaczył Takahiro, który ciska nim z impetem o ścianę.
Prędko wyrzucił nienadajacy się już do użytku smartfon, próbując nie myśleć o tym, w jaką furię musiał wpaść wokalista.

W końcu usiadł i okrył się kocem. Gruby materiał, pachnący perfumami, których używał Takahiro, przywołał w pamięci blondyna wspomnienie.

Wsuwam dłoń pod materiał koszulki i błądzę palcami po rozgrzanej skórze czarnowłosego.
Uwielbiam go głaskać w ten sposób - powoli, leniwie.
Jakbym miał na to całą wieczność.

Unosi głowę z mojego ramienia i posyła mi najpiękniejszy na świecie uśmiech. Od razu go odwzajemniam, a sekundę później nasze usta łączą się w delikatnym pocałunku.

- Kocham cię - mruczy jak kotek, a ja jeszcze raz przywieram do jego warg, tym razem mocniej i na dłużej.

Koc zsuwa się z jego ramion, gdy zajmuje miejsce na moich kolanach. Odrzucam materiał na podłogę, nie przerywając namiętnych pocałunków z udziałem naszych języków.

To ostatnia noc, przed kilkutygodniową trasą koncertową, kiedy nie musimy udawać, że łączy nas tylko i wyłącznie przyjaźń.

Dlaczego ta chwila nie może trwać wiecznie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro