chapter 51
— Mogę już iść? — burknął Jimin i włożył czarny golf starszego.
Czuł się niekomfortowo stojąc naprzeciw czarnowłosego, który trzymając w ręce kubek z gorącą herbatą dla Parka, zastanawiał się jak zacząć tą nieprzyjemną rozmowę, ponieważ każdy jej scenariusz kończył się płaczem Jimina i zdenerwowaniem Yoongiego.
Blondyn widząc, że starszy nieco się zawiesił przewrócił oczami.
Czas udawać obojętnego.
— Dobra, ja wychodzę. Nara — chwycił telefon z kanapy, z której wstał i skierował się do wyjścia.
— Proszę, nie.
Duża, szorstka dłoń chwyciła ramię Jimina, który czując ten przyjemny, ale równocześnie palący dotyk na swojej skórze wyszarpał się. Przeklną, jak zauważył, że w jego oczach zagościły łzy. Nienawidził tego, że w pobliżu Mina robił się nazbyt wrażliwy i w każdym momencie potrafił się popłakać.
— Zostań, j-ja... — Yoongi spróbował złapać kontakt wzrokowy z Parkiem, ale ten cały czas patrzył się wszędzie, tylko nie na Mina — Z-Zrobiłem śniadanie? Jesteś głodny? Nawet ugotowałem haejangguk! Nie będzie cię potem bolała głowa...
— Po prostu, kurwa, powiedz, że chcesz porozmawiać. Na to się mogę zgodzić, ale nie myśl, że zjem z tobą posiłek.
Serce Yoongiego dziwnie zabolało, ale próbował ukryć to pod fałszywym uśmiechem.
— Co chcesz? — Powiedział Jimin krzyżując ramiona i siadając na szarej kanapie, a Yoongi usiadł naprzeciw niego chowając twarz w dłoniach. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Przeprosić? Zapytać się, jak tam? Albo wspomnieć o sytuacji z wcześniejszego dnia?
— Przepraszam, j-ja... spierdoliłem po całości. Uwierz mi, ja naprawdę cię kochałem. Nie chciałem cię zranić, po prostu-
— Po prostu powiedz, że wolałeś kasę niż mnie — prychnął Jimin, który wcale nie zwrócił uwagi na to, że starszy użył czasu przeszłego przy słowie 'kochać'. A jego serce wcale nie zakuło.
Czarnowłosy przejechał ręką po włosach i próbował ułożyć sensowne zdanie, aby Jimin go chociaż w jakimś stopniu zrozumiał. Naprawdę miał nadzieję, że Park mu wybaczy, nie ważne czy teraz czy za kilka lat. Wstał z siedzenia i z nadmiaru buzujących w nim emocji zaczął chodzić po salonie.
— Nie, znaczy ja... Ja naprawdę potrzebowałem tych pieniędzy!
— To mnie nie obchodzi. Powiedz mi tylko, kto ci dał te pieniądze. Powiedz, kto mnie aż tak nienawidzi, że jest zdolny odebrać mi szczęście.
— N-Nie mogę, naprawdę, Jimin. Ważne jest tylko to, że — ucichł, gdy zobaczył, że Jimin wstaje z kanapy i zbiera się do wyjścia — Dobra... To był Namjoon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro