𝐫𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟓, 𝐩𝐢𝐰𝐨𝐧𝐢𝐞 𝐬𝐤𝐫𝐚𝐩𝐢𝐚𝐧𝐞 ł𝐳𝐚𝐦𝐢
♤ ♡ ◇ ♧
♤ ♡ ◇ ♧
Beathy siedziała w swoim pokoju, myśląc o tym, co się stało.
Chociaż mecz pomiędzy Akademią Królewską, a Akademią Shines odbył się tydzień temu, wciąż wspominała tamten dzień.
Użyła dwa razy zakazanej techniki. Zdołali by wygrać, gdyby nie ta biało-włosa dziewczyna, która czuła się jak główna bohaterka na boisku. Jednak w głowie ciągle słyszała jej słowa.
❞Mogłaś zginąć!❝
Czy była to prawda? Tego mogła się jedynie domyślać. Chociaż dziadek mówił jej o ryzyku wykonania tej techniki, jednak ona zawsze lubiła ryzyko. Nie chciała odpuścić. Musiała udowodnić Jude'owi, że jest potrzebna w drużynie, że to drużyna potrzebuje jej. Więc chcąc, nie chcąc mężczyzna musiał nauczyć jej Królewskiego Pingwina. A teraz nie mogła przez to chodzić...
- Panienko Beathany? Panicz Sharp przyszedł, wpuścić go? - zawołała pokojówka zza jej drzwi, pukając jednocześnie.
Nastolatka była zaskoczona. Co on tu robi? Nie idzie dzisiaj do szkoły? Nastolatka miała zwolnienie od lekarza, więc nie musiała martwić się nauką, zresztą jej dziadek już wszystko załatwił, dlatego po co miała przejmować się szkołą.
Już chciała krzyknąć, aby go wpuściła, ale po chwili dopadły ją wątpliwości. Nie chciała, żeby Jude widział ją w tym stanie, przecież chłopak najprawdopodobniej spodziewał się tego, jak mógłby ją zastać. Ale z drugiej strony... miała nieodpartą chęć wygadania się komuś.
- Powiedz, że mnie nie ma! - odkrzyknęła po chwili wahania i ostrożnie podsunęła się do okna, jednocześnie starając się wyjrzeć zza firanek na drogę. Widziała jak chłopak szybko wyszedł z posiadłości i starannie zamknął za sobą furtkę. Następnie pędem pobiegł uliczką w kierunku szkoły.
Czarnowłosa westchnęła. Wciąż miała do niego żal za wypowiedziane przez niego słowa, ale kiedy przypomniała sobie jak pomógł jej wyjść ze stadionu...
Nie wiedziała co ma teraz myśleć. Sięgnęła po szkicownik, aby przelać swoją frustrację na papier, kiedy to z różowego IPhone'a odezwała się piosenka, obwieszczająca połączenie przychodzące. Dziewczyna odszukała wzrokiem telefon i spojrzała na ekran. Dzwonił nie kto inny, jak Jude.
Beathy westchnęła i odłożyła urządzenie na szafkę. Po kilku chwilach smartfon przestał wibrować i nastolatka mogła spokojnie zacząć szkicować nowy rysunek, pogrążając się w myślach na kolejne kilka godzin.
♕
- Joe! Rusz się, bo się spóźnimy! - David czekał na przyjaciela przed domem już od dziesięciu minut, krzycząc co chwilę, jakby tym miał w jakiś sposób przyspieszyć kolegę. Niebieskowłosy spojrzał w niebo, a światło odbiło się od jego tęczówek. Ciemne chmury zawisły nad miastem i wyglądało na to, że nie miały zamiaru odejść.
- Już idę! - krzyknął w odpowiedzi i wręcz wyskoczył z pokoju.
Szybko założył buty, wybiegając z domu, aby z piruetem niczym tancerz uderzyć ręką w róg ściany.
❞Nosz kur-!❝ - skrzywił się, łapiąc się za zabandażowane przedramie.
- Idziesz, King?! - David był już tak zdenerwowany, że zastanawiał się czy samemu po prostu nie iść. Czekał na niego kilkanaście metrów dalej, a Joe widział jak kolega marszczy brwi.
- Wiesz, która jest do cholery godzina?! - wydarł się, machając ręką w jego stronę.
- Wiem... - mruknął niemrawo bramkarz i razem popędzili przed siebie, nie tracąc już więcej czasu.
Na szczęście do szkoły nie było daleko. Po pięciu minutach dotarli do Akademii i niczym huragan wpadli do środka.
- Co mamy pierwsze?! - zawołał w pośpiechu niebieskooki, poprawiając torbę, która opadała mu z ramienia.
- Matme, z Cyklopem... - mruknął David, dysząc cicho.
- Kur...
- Język, King! - usłyszeli czyjś krzyk. Jednocześnie zatrzymali się i odwrócili, aby spojrzeć kim była krzycząca za nimi osoba.
- Hej, ludzie! - zawołał Jude, mijając ich w biegu, nie poświęcając im nawet jednej sekundy dłużej. - Ruszcie dupy! Chyba nie chcecie sie spóźnić?!
- Ej! - przyjaciele pobiegli za kapitanem. Dogonili go dopiero po kilku zakrętach.
Wtem ujrzeli jak ich kapitan zatrzymuje się i wyciąga rękę w bok, odgradzając im drogę. Dzięki temu uniknęli zderzenia z drzwiami na korytarz.
Zostały im jeszcze schody i dotrą do klasy. Jednak w trakcie chwilowego postoju, usłyszeli czyjeś głosy.
- Widziała pani Sharp'a, King'a i Samford'a? - to był głos Dark'a.
Przyjaciele nie śmieli się nawet ruszyć. O co może chodzić? Przecież nic ostatnio nie zrobili. Stali tak więc w bezruchu, wstrzymując oddech, a w głowach im szumiało od długiego biegu przez szkołę.
- Nie, panie Dark - odparła zlęknionym głosem kobieta.
Młodzieńcy stali bez ruchu, wsłuchując się w głosy tuż nad ich głowami. Sharp widział kawałek obuwia trenera i wysokie szpilki nauczycielki. Zawodnicy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że gdyby mężczyzna teraz popatrzył w dół, na pewno by ich zauważył.
- Jeżeli ich pani zobaczy, proszę ich do mnie natychmiast przysłać - rzekł mężczyzna, a jego głos nie brzmiał głośniej od szeptu, jednakże był dobrze słyszalny.
- Tak jest, proszę pana - odparła szatynka, kiwając szybko głową. Dłonie delikatnie jej drżały, trzymając niewielką torebkę.
- Doskonale - uśmiechnął się Dark i odwrócił. - Może pani już iść - dodał, a nauczycielka od razu poszła do klasy, bez żadnego zawahania. Widać było ulgę malującą się na jej twarzy, gdy zamykała drzwi od klasy.
- Możecie już wyjść, panowie.
Głos ich trenera sprawił, że dreszcz przeszedł im po plecach. Otworzyli szerzej oczy, patrząc po sobie, jednak zaraz weszli na piętro i stanęli przed mężczyzną.
❞Skąd wiedział, że tam jesteśmy?❝ - zastanawiał się Jude, patrząc na postać swojego trenera i mentora.
- Robimy wymianę szkolną. Wybrałem was abyście reprezentowali Akademię Królewską. - powiedział tylko mężczyzna, a z jego twarzy nie można było odczytać żadnych emocji.
- Do jakiej szkoły w takim razie zostaliśmy przydzieleni? - zainteresował się Sharp.
- Do Akademii Shines.
♕
- No nie wierzę! - June spojrzała na kuzynke. - Jadę na wymianę szkolną i to zaraz przed matematyką?! No chyba lepiej nie moglam trafić. - Białowłosa lubiła jeździć na wymiany do innych szkół. Nawet okej jest pozwiedzać i przy okazji nie być na lekcjach. Szczególnie jeśli chodziło o matematykę.
- No, masz fajnie. Jadą z tobą jeszcze dwie dziewczyny. Więc życzę miłego dnia... - odpowiedziała nieco niemaro towarzysząca jej krewna i poprawiła włosy, opadające jej na oczy.
Zawodniczka spojrzała na dziewczynę. Wiedziała, że Rona od zawsze chciała jechać na wymianę, ale dyrektorka zawsze wybierała kogoś innego. June zmarszczyła lekko brwi, jednak zaraz się rozchmurzyła.
- Wiesz co? Jedź za mnie. Trochę za słabo się czuję, żeby gdziekolwiek jechać z tą nogą. - rzekła w końcu, lekko szturchając ją w ramię.
- Mówisz serio? - granatowowłosa podniosła głowę w górę, patrząc na kuzynke z błyszczącymi oczami. Od razu entuzjazm zawitał na jej twarzy.
- Serio-serio - zaśmiała się w odpowiedzi białowłosa, wykazując szczerość intencji.
- Dzięki! Jesteś najlepsza! - krzyknęła i przytuliła kuzynke.
- Ej! Bo jeszcze mnie uszkodzisz! - ponownie się zaśmiała.
- No to pa, widzimy się po południu! - powiedziała Rona i pobiegła do miejsca spotkania, chcąc zająć lepsze miejsce do siedzenia.
- Tylko nic sobie nie zrób! - krzyknęła za nią i westchnęła.
❞A może iść dzisiaj na wagary? Zresztą jeden dzień w tą czy w tamtą...?❝ - przemknęło jej przez myśl, kiedy skierowała kroki w stronę sali, gdzie mieli pierwszą lekcję. Zostanie w szkole nie brzmiało zachęcająco, kiedy jej koleżanki odpoczywały po meczu w domu.
Ona sama po wypadku wciąż lekko kulała na prawą nogę. Nie mogła również się przemęczać, czyli granie w piłkę na razie nie było możliwe, co tylko bardziej dołowało.
- June! - nastolatka odwróciła się i zobaczyła jak w jej stronę biegnie Melody. Dziewczyna wyglądają bardzo przejęta jak na powrót do szkoły.
- Ayo! - zawołała, czekając aż do niej dołączy.
- Nie uwierzysz... Jak ci powiem... Co... Się... Stało...! - mówiła, próbując złapać oddech. Złapała za przedramie June, jakby miała ją zaraz gdzieś pociągnąć, co niezbyt spodobało się nastolatce.
- Spokojnie, Melody. Powiedz wszystko od początku - June była zaintrygowana słowami kolezanki, próbując delikatnie wysunąć rękę z jej uścisku, co niezbyt jej wyszło.
- Albo najlepiej sama zobacz! - to mówiąc, pociągnęła June za sobą.
♕
Trzej uczniowie z Akademii Królewskiej stali przed bramą, prowadzącą do szkoły, z którą ostatnio rozegrali mecz.
Od rana było pochmurno, więc na tle ciemnych chmur, wyglądali dość upiornie. Szczególnie Jude i jego czerwona peleryna, która lekko powiewała na wietrze.
Uczniowie Akademii zebrali się w dość sporym tłumie, zastanawiając się co oni tu robią. Jednakże nikt nie ośmielił się podejść do nieznajomych, w końcu nie jedna plotka krążyła o nich w Akademii Shines.
- Patrz! - Melody pokazała koleżance niespodziewanych gości, kiedy wreszcie tam jakoś dobiegły.
- O cholera... - mruknęła June, wychodząc na podwórko szkolne.
Czego oni chcą? Nie mają dzisiaj lekcji, czy jak... A zresztą, oby tylko nie wzięli ze sobą Caleb'a...
- To się powoli zaczyna robić wkurzające. Nie rozumiem czy oni przychodzą, bo tak im się chce, czy rozrywki szukają... - prychnęła, kręcąc głową i zeszła ze schodów.
Melody dołączyła do przyjaciółki i razem szły w stronę niespodziewanych przybyszy. Uczniowie widząc June, natychmiast rozstąpili się, robiąc jej przejście, a dziewczyna stanęła na przeciwko chłopaków.
W tym samym momencie słychać było grzmot i wszyscy popatrzyli w niebo. Chwilę później zerwał się wiatr, który zapowiadał opady deszczu w krótkim czasie.
- Czego tu szukacie? - odezwała się June, która od razu była kiepsko nastawiona do całej trójki.
- Jesteśmy tu na wymianie szkolnej - odparł chłopak w goglach, a jego głos sprawił, że pozostali uczniowie poczuli dreszcz.
♕
David szturchnął Joe'go i dyskretnie pokazał mu dziewczyny, które wyszły ze szkoły i ruszyły w ich stronę. Wszyscy czuli się trochę jak w jakimś filmie, kiedy większość uczniów Akademii wyszła im na spotkanie, szeptając między sobą.
- Czego tu szukacie? - odezwała się June, stając na przeciwko nich. Widać było, że nie ukrywała swojej niechęci.
- Jesteśmy tu na wymianie szkolnej - odparł jej Jude.
Mówił prawdę. Ale widać było, że dziewczyna nie jest przekonana. Na jej twarzy pojawił się grymas.
- Jeżeli tak... To chodźcie, nie chcecie chyba zmoknąć - mruknęła, po krótkiej naradzie z przyjaciółką i gestem, nakazała im się zbliżyć.
Młodzieńcy poszli za białowłosą i jej koleżanką. Inni uczniowie pobiegli na lekcję, a reszta weszła do szkoły, obawiając się burzy.
Gdy stanęli w progu, drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Caleb.
- Jeszcze tylko jego brakowało... - mruknęła June.
- Musisz lepiej pilnować swojej rodziny - odparł jej, uśmiechając się złośliwie.
- Co ty pieprzysz?! - warknęła - Jak nie jesteś na wymianie, to wypad, zanim się wkurzę - powiedziała, starając się sprawiać wrażenie, jakby kompletnie nie obchodziła jej jego obecność, co nie wyszło jej najlepiej, ponieważ widać było malujące się emocje na jej twarzy.
- Już idę - zaśmiał się i powoli zszedł ze schodów.
- Idziecie?
Chłopcy weszli do środka. Dziewczyna westchnęła cicho, starając się zrozumieć przez chwilę co Caleb mógłby mieć na myśli, ale w jej głowie było za dużo myśli, aby dodać dwa do dwóch.
❞Normalnie kopnął mnie zaszczyt❝ - pomyślała i spojrzała na uczniów Akademii Królewskiej.
- Więc razem z Melody pokażemy wam szkołę - powiedziała, a czerwonowłosa stanęła obok niej, kiwając lekko głową.
- Dobra - Jude wzruszył ramionami. Jakoś nie za bardzo obchodziło go zwiedzanie zakurzonych sal, ale jako, że musiał tutaj być, to nie mógł przecież się nie zgodzić.
Jedyne co chciał zobaczyć, to boisko. Najlepiej teraz, zanim ta cała June zacznie opowiadać jakieś nudne historyjki.
- June!
- No co znowu? - jęknęła dziewczyna i odwróciła się. - Co jest, Charlie? - dodała, widząc kolejną koleżankę.
- Stało się coś strasznego! - krzyknęła, podbiegając do nich, a cała grupka od razu się zainteresowała.
- Co jest? - zapytał Joseph, marszcząc brwi. Blondynka spojrzała na niego krzywo, jakby nie pojmując czemu ten w ogóle tutaj jest, ale zaraz popatrzyła na June.
- Rona miała wypadek...
✖✖✖
- Ale jak to?! - June była zszokowana. Przecież jeszcze dziesięć minut temu spokojnie rozmawiała z kuzynką. Cała grupka wydawała się jakby wstrzymała oddech.
- Kiedy wraz z nauczycielem historii wyjechali, jakiś kierowca uderzył w auto, a następnie uciekł. Rona jest w ciężkim stanie! - Charlie była równie przerażona, co ona, gestykulując przy tym nerwowo.
Na jej słowa King drgnął. Wczoraj po treningu Caleb mówił mu o jakimś wypadku, ale nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Uważał, że chłopak albo żartuję, albo po prostu bredzi. Dopiero teraz dotarło do niego, jakim był idiotą, że nie zwrócił na to większej uwagi.
❞Musisz lepiej pilnować swojej rodziny❝
Gdzie ona słyszała już te słowa?
Caleb. On na pewno maczał w tym palce.
June z wściekłością w oczach odwróciła się i wybiegła ze szkoły, a raczej próbowała, ale jej noga odmawiała jej posłuszeństwa, więc dosłownie prawie skakała na jednej tylko nodze.
- June! Gdzie idziesz?! - krzyknęła za nią Melody.
❞Ona biegnie do Caleb'a!❝ - skojarzył fakty Jude, który już wcześniej podejrzewał pojawienie się Caleb'a na terenie Akademii za nieprzypadkowe.
- Ruszcie się, chłopaki! - warknął i pobiegł za nastolatką. Przyjaciele spojrzeli po sobie i natychmiast ruszyli za kapitanem. Charlie patrzyła za nimi, dopóki nie wybiegli z budynku.
- Możemy im zaufać? - szepnęła cicho do siostry.
- Musimy...
♕
- Taki był twój plan?! - John stał przed biurkiem dyrektorki szkoły. Był roztrzęsiony tym co usłyszał.
- Chciałaś ją poświęcić, aby złapać Dark'a?! Ale i tak ci się to nie udało! Znowu. Najpierw Louis i Margaret. Teraz Rona. A kto będzie potem? June? Ty zdajesz sobie sprawę z tego kim ona jest?!
Przez całą wypowiedź mężczyzny, kobieta patrzyła na niego fioletowymi oczami z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zastanów się nad tym, Jennifer! - zawołał i wybiegł z pomieszczenia, nie mogąc siedzieć już dłużej na swoim miejscu. Musiał zacząć działać.
Shines obróciła się w fotelu i wzięła do ręki telefon.
- Tak panie Dark. Wszystko idzie zgodnie z planem.
♕
June stanęła na schodach i rozejrzała się dookoła. Jeżeli dorwie go w swoje ręce, to chyba go rozszarpie...
W końcu zauważyła poszukiwanego chłopaka, który jakby nigdy nic szedł w stronę bramy.
Dziewczyna zerwała się i ruszyła za nim. Nie zważała na ból w kostce, na to było już o wiele za późno. Emocje wzięły górę nad rozsądkiem.
- Caleb! - krzyknęła.
Brązowowłosy natychmiast się odwrócił.
Nie spodziewał się ciosu jaki potem nastąpił.
Zatoczył się do tyłu i złapał za bolący policzek, czując palące uczucia, jakie go dotknęło.
- Co ty, kurna robisz?! - spojrzał na dziewczynę, która szykowała się do ponownego ataku. Jednak ktoś ją powstrzymał. Jak na niską dziewczynę pokazała dziwną wręcz siłę, której nikt do końca się nie spodziewał.
- Zejdź mi z drogi! - June spróbowała odepchnąć Joe'go, który zagrodził jej drogę do przeciwnika.
- Nie, dopóki się nie uspokoisz - odparł, nic sobie nie robiąc z jej gróźb. Dziewczyna z bezsilności raz po raz, uderzała chłopaka w klatkę piersiową, zagryzając przy tym dolną wargę aż do krwi. Z oczu popłynęły jej łzy, które nie chciały przestać.
❞To moja wina! Gdybym jej nie puściła to ja bym była w szpitalu, a nie ona!❝
- To nie twoja wina - powiedział King i June zorientowała się, że wypowiedziała to na głos. Nastolatka oddychała ciężko, czując nagłe zmęczenie.
- Już wszystko w porządku? - spytał z troską Joe, kiedy przestała go bić. Chciał ją przytulić, ale dziewczyna odskoczyła od niego niczym oparzona, o mało się przy tym nie przewracając, jednak asekurował ją David.
- Nie! Nie jest w porządku! - krzyknęła, gwałtownie gestykulując ręką.
- Rona jest w szpitalu i to wszystko jego wina! - popatrzyła na Caleb'a z nienawiścią. - Wy i ta wasza żałosna Akademia, która z jakiegoś powodu ma do nas problem!
- Nic na mnie nie masz, słońce - mruknął w odpowiedzi, krzywiąc się Powoli na jego policzku pojawiał się siniak.
- Daruj sobie - David wypowiedział te słowa z wyraźnym ostrzeżeniem w głosie, przewracając oczami. - Powiedz mi Jude, dlaczego go chronimy?
- Wiesz, sam już nie wiem... - mruknął Sharp i poprawił pelerynę, wzdychając cicho. W oddali zabrzmiał kolejny grzmot, widać było, że deszcz może spaść lada chwila, co sprawiło, że cała grupka nerwowo drgnęła, patrząc po sobie.
- A jeżeli chcesz wiedzieć, skarbie, to ktoś jeszcze, oprócz mnie wiedział o tym wypadku... Prawda, Joseph...? - kolejne słowa Caleb'a sprawiły, że spojrzenia zgromadzonych skierowały się na Joe'go, stawiając sprawę jeszcze poważniej.
Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści, a jej oczy zabłysnęły niczym dwa ogniki.
- To prawda?! - krzyknęła, nie mogąc uwierzyć, że bramkarz mógł dać się wciągnąć w gierki tego całego Dark'a.
- June, to nie tak, jak myślisz... - zaczął, robiąc krok w jej stronę, wyraźnie szukając odpowiednich słów.
- To nie tak jak myślę?! Czy ty jesteś normalny?! Widziałeś co chciał zrobić Dark, a teraz okazuje się, że jesteś po jego stronie?! - krzyknęła, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
- Ale June ja... Ja myślałem, że on żartuję albo bredzi, przecież wiesz, że wcale nie jestem po jego stronie! - próbował się bronić, podnosząc ręce w gęście obronnym.
- Tak, tłumacz się, tłumacz. Tylko winni się tłumaczą... - mruknął Caleb, starając się brzmieć naturalnie i drwiąco, a jego głowa delikatnie przechyliła się w bok.
- A ty się już nie odzywaj! Bo ci jeszcze raz przyłożę! - skrzyczała go białowłosa i chłopak się skrzywił, mrucząc coś pod nosem o babach.
- A ty! - zwróciła się do Joe'go - Nigdy więcej nie chcę widzieć twojej zdradzieckiej twarzy!
Z rozczarowaniem w oczach, odwróciła się i ruszyła przed siebie, wyglądając jakby kostka już jej nie bolała.
- June! Gdzie idziesz? - zawołał za nią Joe, wyglądając na zmieszanego.
- Tam gdzie ciebie nie ma! - odkrzyknęła. I tyle ją widzieli, a burza była coraz bliżej.
- To sobie nagrabiliście. Obaj - powiedział Jude, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Silny wiatr zaczął rozwiewać jego pelerynę.
- Ale przyznaj się, to twoja sprawka, Caleb? - dodał Samford, marszcząc brwi.
- To przez trenera. Ja miałem tylko przekazać informację... - odparł niemrawo, ponownie się krzywiąc. Schował ręce do kieszeni spodni, a widać było, że dziewczyna wyprowadziła go z równowagi. Wyglądał teraz jak normalny chłopak, a nie narzędzie w rękach Dark'a.
Po jego słowach zapadła cisza, którą przerwał kolejny grzmot.
- To co teraz? Nie możemy tak tutaj zostać, zaraz się rozpada na dobre. - mruknął David, patrząc w niebo.
- Musimy za nią iść - westchnął w końcu Jude - Nie chcę by przez niektórych z nas, coś sobie zrobiła...
- Racja - poparł go David, kiwając głową.
- Ja też pójdę... - Joe czuł się odpowiedzialny za nastałą sytuację, dlatego miał nieodpartą chęć naprawy błędu.
- Lepiej nie. Już i tak dużo zrobiłeś - słowa David'a podziałały na niego jak kubeł zimnej wody.
- Idź do domu Joe - poradził Jude, kładąc mu rękę na ramieniu. - Poinformujemy cię co i jak.
Niebieskooki westchnął i ze zwieszoną głową, ruszył w stronę domu, nic już nie mówiąc.
- David. Idź, poszukaj June, a ja pójdę za nim - powiedział Jude i kiedy Joe zniknął w bramie, bez chwili wahania ruszył za nim.
- A co ja mam robić? - zawołał Caleb, gdy David szedł w stronę bramy.
- Ty już się tutaj nie pokazuj. - odparł mu i poszedł w ślad za białowłosą dziewczyną.
♕
June stała przed drzwiami do sali szpitalnej, w której miała być jej kuzynka. Wciąż się wahała. Czekała już od dziesięciu minut, starając się uspokoić oddech i myśli. Tyle się dzisiaj zdarzyło, a ona nadal nie była pewna co ma zamiar z tym zrobić.
- Rona White - przeczytała napis na drzwiach, a jej usta delikatnie się rozchyliły.
❞Dlaczego?❝ - jedno pytanie, a tyle niewyjaśnionych spraw.
Dlaczego Rona tu jest? Dlaczego ktoś próbuję ją zabić? Dlaczego? Co ona takiego zrobiła i kim tak naprawdę jest?
Nastolatka wzięła głęboki wdech i złapała za klamkę. Powoli otworzyła drzwi, mając nadzieję, że nie będą skrzypieć. Stojąc w progu, zobaczyła swoją kuzynke, która leżała na łóżku. Podpięta była do urządzeń, które nieustannie pracowały, monitorując jej stan zdrowia.
- Rona... - June była przerażona stanem krewnej.
Granatowe włosy w nieładzie opadły na poduszkę. Na twarzy widać było liczne plastry i siniaki. Chociaż nakryta była białym prześcieradłem, June widziała bandaże, którymi była opatrzona.
- Przepraszam! - Dolna warga nastolatki zadrżała. Schowała twarz w dłoniach i wybiegła ze szpitala. Burza trwała w najlepsze. Wiatr rozwiewać jej białe włosy, a smugi deszczu mieszały się ze łzami.
Nie wiedziała co ma robić, a czuła się coraz słabiej. Nogi miała jak z waty, ból w kostce zaczął znowu się odzywać. Czerwone od zimna policzki wyraźnie odznaczały się do jej bladej cery.
- Cholera jasna... - mruknęła do siebie, zaciskając zęby. Kolejny grzmot zagłuszył jej myśli, a ona sama popatrzyła w niebo, jakby domagając się sprawiedliwości od niebios.
- June! Tu jesteś! - czyj to był głos? Nie do końca wiedziała, jednak brzmiał on zupełnie inaczej od odgłosów burzy.
- Dziewczyno, wiesz jak się martwiłem? - Ktoś do niej podbiegł i od razu położył dłonie na ramionach.
- Jezu, cała drżysz! - zawołał ktoś i od razu przyciągnął ją do siebie. Wtedy June opuściła wzrok, a jej oczom ukazał się David.
- Dave - mruknęła smutno, a na jej twarzy pojawił się markotny uśmiech.
- Już spokojnie, wszystko będzie dobrze. To nie twoja wina... Niczyja wina, tylko Dark'a. - odpowiedział jej, próbując jakoś ją uspokoić i szybko zastanowić się co ma zrobić.
- Ale Joe... - nastolatka pociągnęła nosem, a jej brwi lekko zmarszczyły się na wspomnienie bramkarza Królewskich.
- Wybacz mu, on naprawdę nie wiedział o tym wypadku, znasz go... - odparł szybko, próbując delikatnie lecz stanowczo pociągnąć ją w stronę chodnika.
- Naprawdę nie wiedział? - szepnęła zachrypniętym głosem, a jej oczy były nieco zaćmione, jakby za mgłą.
- Nie, naprawdę. A teraz chodź ze mną. Musimy odprowadzić cię do domu, bo zamarzniesz! - Samford już zaczynał mieć jakiś początek tego, co musiał zrobić. Dziewczyna była zimna jak lód. Nie mógł jej tu zostawić, w ogóle nie wchodziło to w rachube.. Było coraz chłodniej, a burza nie wyglądała jakby miała szybko przejść.
Chłopak zdjął bluzę, po czym szybko zarzucił ją June na ramiona.
- A tobie nie będzie zimno? - zapytała, kiedy poczuła ciepło na skórze i jego perfumy.
- Mną się nie martw. Najważniejsze, żebyś ty była zdrowa - odparł, kiedy ruszyli w stronę domu, na tyle, ile pozwalały im aktualne warunki.
Dlaczego po nią przyszedł? Dlaczego znów go spotyka? Dlaczego? - Jedno pytanie, a tyle niewyjaśnionych spraw...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro