Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Królewna Śnieżka? Jednak książę.

Leżałam zastanawiając się nad znaczeniem jego słów, gdy je odgadłam wyjście z szoku trochę mi zajęło. W końcu pojawiła się złość. Zacisnęłam zęby.

-Zejdź mi z oczu!- Powiedziałam do niego chociaż pod powiekami szczypały mnie łzy.

-Przemyśl to jeszcze!- Powiedział Claude.

-Znikaj mi z oczu!- Ponowiłam żądanie. Claude westchnął i wyszedł z pokoju. Przytuliłam się do poduszki i nakrywszy kołdrą zaczęłam płakać. Kątem oka widziałam jak Claude zajrzał do pokoju, ale ruchem ręki go wygoniłam. Bez słowa wypełnił mój niemy rozkaz. Gdy już zmęczyłam się płaczem usnęłam.

*sen*

Siedziałam na tronie, a przy mnie stali rycerze w czarnych zbrojach. Zobaczyłam jak prowadzą Clauda zakutego w kajdanki w stroju Śnieżki.

Wstałam z otwartymi ustami i zeszłam niżej. Dotknęłam jego dłoni, a on się wzdrygnął.

-Rozkuć go.- Powiedziałam na co podleciał do mnie jakiś ciemny mężczyzna w stroju lokaja z kilkoma pergaminami w rękach.

-Królowo toż to zabójca pani ojca.- Powiedział.

-Co zrobiłeś?- Zwróciłam się do Clauda.

-Kochanie musiałem to zrobić dla nas.- Powiedział hardo i spuścił głowę. Odwróciłam się do lokaja.

-Zakradł się do komnaty Jego Wysokości i swoją pajęczyną poćwiartował go. Za coś takiego należy się śmierć.- Powiedział ciemny mężczyzna.

-Zrobiłem to dla nas i naszego maleństwa. Margarita zrób co musisz.- Powiedział Claude. Podeszłam do okna i się zamyśliłam.

-Zostawcie nas samych.- Powiedziałam i gdy wyszli podeszłam do niego.- Nie zamierzam cię stracić tak samo jak naszego maleństwa. Wyślę cię na zapomnienie poza pałac. Dasz sobie radę?- Spytałam z obawą, nie pewna już niczego.

-Oczywiście, że sobie poradzę. Wrócę do ciebie za rok. Uważaj na siebie i nasze maleństwo.- Powiedział przytulając mnie i kładąc ręce na mój brzuch pocałował mnie w usta. Wyszliśmy z sali tronowej na korytarz, gdzie czekali rycerze.

-Odprowadźcie go za bramę i uwolnijcie. Jeśli spróbujecie go gonić lub zabić skaże was na kare śmierci.- Powiedziałam i wróciłam do sali tronowej. Wypędzanie to coś poniżającego, ale nie ma innego wyjścia. Miesiące zlatywały mi na ogarnianiu całego królestwa. W końcu przyszło co do czego i urodził mi się syn o złotych oczach Clauda i moich brązowych włosach. Nazwałam go Matier. Gdy miał dwa tygodnie okazało się, że jest pajęczym demonem. Byłam przeszczęśliwa i przymykałam oko na wiele spraw. To było moją zgubą. Pewnego dnia, gdy byłam w ogrodzie zauważyłam pożar. Szybko tam pobiegłam, okazało się że to komnata z kołyską mojego syna. Wbiegłam, gdy pożar był już ugaszony, ale moje dziecko nie żyło. Strażnicy trzymali czarnego lokaja.

-Ty zdrajco!- Warknęłam wściekła.

-Nie miałem wyboru. To dziecko to była tykająca bomba. Trzeba było się go pozbyć.- Mówił. Nie słuchałam go. Podeszłam do niego i wyrwałam mu serce obracając je i jego całego w pył.

-Posprzątajcie tutaj.- Powiedziałam po czym wyszłam. Zła skierowałam się do sali tronowej. Gdy dowódca straży przyszedł ukląkł przede mną.

-Zbierz żołnierzy i zrównaj z ziemią wioskę upadłych. Zabierzcie jednak wszystkie młode kobiety. Mają być żywe! Czy to jasne?- Spytałam stojąc przed nim.

-Tak królowo.- Powiedział i wyszedł. Usiadłam na tronie i zamyśliłam się. Obok mnie stanęło dwóch rycerzy. Jeden był blondynem o niebieskich oczach, a drugi brunetem z przepaską na oku.

-Czego?- Spytałam. Pokłonili mi się i powiedzieli.

-Pani dowódca kazał przekazać, że już są. Czego oczekuje wasza wysokość by zrobić z kobietami?- Spytał brunet.

-Pozamykajcie w lochach i niech przyjdzie do mnie.- Powiedziałam, skłonili mi się i wyszli. Po chwili przyszedł dowódca straży. Brunet o czerwonych oczach.

-Chciała mnie królowa widzieć.- Powiedział.

-Jak się nazywasz?- Spytałam.

-Sebastian Michaeles, królowo.- Powiedział z pokłonem.

-Będziesz moją prawa ręką na każde skinienie. Czy to jasne? Będziesz mi wierny jak pies.- Powiedziałam stojąc nad nim.

-Od zawsze jestem ci wierny królowo. Król kupił mnie dla twej ochrony. Należę tylko do ciebie pani.- Powiedział będąc na klęczkach przede mną.

-Przyprowadź tu jedną.- Powiedziałam stojąc na środku sali. Wyszedł, a po chwili wrócił z wyrywającą się dziewczyną. Rzucił ją na kolana przede mną.

-Pokłoń się dziewczyno!- Huknął na nią.

-Nie przejmuj się nią. Kochanie powiedź jak ci na imię?- Pochyliłam się nad nią.

-Sara, pani.- Powiedziała podnosząc się.

-Nie bój się. Twój koszmar skończy się w tej sali.- Na początku łagodny ton zmienił się w złowieszczy. Poderwała się i chciała uciec, ale Sebastian ją mocno złapał. Podeszłam do dziewczyny i otworzyłam jej klatkę piersiowa. Ściskając jej serce odebrałam jej duszę i życie. Pozostał sam proch.

-Podejdź Sebastianie.- powiedziałam, a ten wykonał rozkaz.- Zjedź zanim się na kogoś rzucisz.- Podałam mu duszę. Zjadł ją, ale oczy nie przestały mu błyszczeć.

-Królowa jest olśniewająca. Mimo wszystko nie załamała się, ale czy nie brakuje królowej miłości? W końcu on został wygnany.- Powiedział przyglądając mi się.

-Co sugerujesz?- Spytałam. Stał blisko mnie, za blisko.

-Nic takiego wasza wysokość.- Powiedział. Prychnęłam po czym wyszłam z sali. Udałam się do swojej komnaty. Przebrałam się w brązowy gorset z czerwoną kokardką pod szyją, brązową spódniczkę z różowym ogonem, porwane brązowe rajstopki i rękawiczki z żółtą różą. Włosy spięłam w dwa kucyki i przypięłam spinkę z różami i czarnym materiałem. Wychyliłam się na korytarz i zobaczyłam strażnika.

-Zawołaj do mnie dowódzcę straży.-Powiedziałam i schowałam sie do środka. Zapukał ktoś do drzwi.- Wejść.- Wszedł Sebastian.

-Wołała mnie królowa.- Powiedział, a gdy na mnie spojrzał otworzył usta ze zdziwienia.

-Podobno brakuje mi miłości, co? Miałeś być moim wiernym psem, więc pokaż mi tą swoją wierność.- Powiedziałam podchodząc do niego.- Przypilnujesz drzwi przez cała noc i obudzisz mnie rano. Czy to jasne?- Spytałam uśmiechając się złośliwie. Skinął głową i wyszedł. Ha ha. On myślał, że naprawdę się zgodzę na coś tak haniebnego. Rozebrałam się do naga i poszłam spać pod kołdrą. Rano obudziły mnie pocałunki na plecach. Czułam czyjeś ręce na piersiach. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Sebastiana.- Przestań psie.- Powiedziałam. Podniósł się i uśmiechnął. Pocałował mnie w usta bym nie mogła nic powiedzieć. Dalej gładził moje piersi. Podałam się i oddałam pocałunek. Polizał moje wargi prosząc o dostęp. Nie myśląc pozwoliłam jego językowi na badanie. Zaczął schodzić niżej i zabrał sie za piersi. Wrócił do moich ust i szybko we mnie wszedł. Utrzymując szybkie tempo spuścił się we mnie. Wyszedł i zawisł nade mną.

-Hau, wasza wysokość.- Uśmiechnął się.

-Złaź i pomóż mi sie ubrać.- Powiedziałam. Przyniósł gorset. Klęcząc na łóżku złapałam go za szyję, a on w tym czasie go zasznurował. Założył mi majtki i rajstopy po czym pomógł mi z sukienką. Całość dopełniły buty na obcasie. Tak ubrana udałam się na śniadanie. Zjadłam mięso i udałam się z Sebastianem do komnaty.

-O co chodzi królowo?- Spytał.

-Zdejmij to ze mnie.- Powiedziałam. Ostrożnie zaczął rozpinać i ściągać sukienkę, a potem gorset. Wyrwałam się i założyłam stanik. Ubrałam strój do jazdy konnej i czarna pelerynę.

-Wasza wysokość?- Powiedział zaskoczony.

-Osiodłaj mi karego konia.- Powiedziałam i wyszłam na dziedziniec. Służący mijani po drodze kłaniali mi się w pas. Sebastian stał przy koniu.

-Nie powinna królowa sama nigdzie jechać.- Powiedział zmartwiony Sebastian.

-Dam sobie radę.- Powiedziałam i wyjechałam główną bramą. Pojechałam do lasu. Gdzieś tu powinien być Claude. Po drodze napotkałam wiele pajęczyn. Jechałam w głąb lasu. Nagle koń zobaczył ogromnego pająka i się spłoszył, zrzucając mnie w pajęczynę. Pająk przybliżył sie do mnie, a ja zauważyłam u niego złote oczy. Wcale nie wyglądał jakby chciał mnie zabić, więc to upewniło mnie w przekonaniu.

-Claude.- Powiedziałam, a on przybrał ludzką formę. Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.

-Widzę, że się nieźle zaplątałaś. Pomóc kochanie?- Powiedział stojąc na przeciwko mnie.

-Tak, proszę.- Powiedziałam. Jednym ruchem wyciągnął mnie z pajęczyny nie psując jej przy tym.

-Co tu robisz? Czyżbyś się za mną stęskniła?- Powiedział przyciągając mnie bliżej siebie.

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- Stwierdziłam przytulając się do niego. Pocałował mnie w głowę.

-Wróć do zamku.- Powiedział tuląc mnie do siebie.

-Bez ciebie nie chcę.- Zamyślił się nad moją wypowiedzią.

-Zróbmy tak. Ty zostaniesz tu przez chwilę, a ja zaraz wrócę.- Stwierdził i zniknął. W pewnym momencie zobaczyłam go na koniu. Wyciągnął do mnie rękę i posadził mnie przed sobą w siodle. Pojechaliśmy do mojego zamku, gdzie wbrew złemu Sebastianowi zamknęliśmy się w mojej komnacie.- Margarita kocham cię.- Powiedział. Pocałował mnie, a ja wtuliłam się w niego.

*koniec snu*

Mocniej przytuliłam sie do poduszki, która była dziwnie ciepła. Otworzyłam oko i zobaczyłam klatkę Clauda. Gwałtownie się podniosłam.

-Margarita przestań się tak kręcić.- Powiedział sennie Claude i przycisnął mnie do siebie.

-Która godzina?- Spytałam rozglądając się.

-Trzecia nad ranem. Idź spać.- Powiedział.

-Czy jest możliwość, że rzuciłeś na mnie tematyczny sen?- Spytałam się go.

-W twoim stanie to zbyt niebezpieczne. A co takiego ci się śniło?- Spytał patrząc mi w oczy.

-Nic szczególnego Śnieżko.- Powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Po chwili i on dołączył do mnie.

-Wiesz kochanie zastanawiam się jak by je nazwać i jakim demonem będzie.- Powiedział Claude.

-Pajęczym jak ty. Matier.- Powiedziałam.

-Skąd ta pewność, że nie będzie kruczym albo kocim jak ty? Albo, że to będzie dziewczynka?- Spytał całując mnie.

-Jakoś mam taką pewność. Słyszałeś kiedyś o demonach snu?- Spytałam.

-Podobno są w stanie wyśnić swoją przyszłość. Co się stało?- Odparł, a ja byłam zaszokowana.

-Więc Matier zostanie spalony żywcem? To nie może się sprawdzić.- Zaczęłam się trząść.

-Margarita uspokuj się i powiec o co chodzi.- Claudowi zaczął się udzielać mój niepokój.

-Miałam sen w którym ty zostałeś wygnany, a Matier, gdy miał dwa tygodnie został spalony żywcem. Miał takie same oczy jak ty. Gdy to się działo mnie przy was nie było.- Zaczęłam szlochać w klatkę piersiową Clauda.

-Spokojnie. To była wizja. Wystarczy, że będziemy razem i zadbamy by małemu nic się nie stało.- Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.

-Czyli zostaje Matier?- Spytałam.

-Tak. A teraz chodź już spać kochanie.- Powiedział. Mi zanim usnęłam trochę zajęło. Kręciłam się przez co w końcu Claude mnie do siebie przycisnął. Nie mając innego wyjścia położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchałam się w bicie jego serca. Zabawne, że śpi z głową schowaną pod poduszką. W końcu usnęłam przytulona do niego. Nawet wygodnie.


------------------------------------------------------------------------------

Jeszcze w tym miesiącu zamierzam wstawić rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro