Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Jestem w wielkim szoku. Nie spodziewałam się tego wszystkiego. Odwracam wzrok od mężczyzny i niepewnie biorę do ręki arkusz papieru.

Posłuszeństwo to sprawa bezdyskusyjna. To ja rozkazuję. Ty robisz to wręcz z przyjemnością, zawsze. Będę chciał brać cie na wszystkie sposoby. Krepowanie, lanie, bicie pejczami. Akceptujesz to? Więc przejdźmy dalej. Kajdanki pomagają mi w unieruchomieniu.​ Liny także. Lubię mieć kontrolę. Jesteś na to gotowa? Chciałbym pieścić cię nie tylko palcami. Może spróbujemy zabaw z mechanicznym wibratorem? Chcę urozmaicić twoje życie seksualne. Seks analny też może być całkiem przyjemny. Ufasz mi? Mogę korzystać też gryźć twoją skórę, zostawiając malinki. Szczypać drażniąc piersi. Zapowiada się przyjemnie. Ból może być rozkoszą. Jesteś gotowa?

Mrużę oczy. Czytam to w efekcie cztery razy. Za każdym coraz uważniej. Sama nie wiem co mam o tym myśleć, ale moja kobiecość nie ma takiego problemu. Czuję jak moje majtki nasiąkają.
Wydaje mi się, że stracę rozum.
Coś głęboko wewnątrz mnie, nie mogę się poddać.
Przygotował te wiadomość zupełnie dla mnie. Gdy to czytam mam wrażenie, jakby to mówił. Ale on milczy jedynie obserwując moją reakcje.
Odkładam kartkę unikając jego wzroku. Gubię się i kompletnie nie wiem co robić.
Ten romans i tak jest problemowy. Ale czy ja umiem to przerwać? Wiercę się na fotelu. W głowie mi się kręci od tego wszystkiego, czego się dowiedziałam. Nie było tam nic o tym jak mam się do niego zwracać. Więc może to zniknie. Chociaż nie wiem. Ciągle mnie upomina. Niby nie muszę mówić Panie, a tato mnie podnieca.
Cholernie. To się wydaje takie sprośne, seksowne. Zagryzam mocno wargę prostując się nerwowo. Ręka świerzbi mnie żeby sobie ulżyć.
- Dalej chętna? - pyta, biorąc mój kieliszek. - Czy nie chcesz tego ciągnąć? Powiedz. Zrozumiem, kochanie.
- Możesz to schować - mówię dalej pogrążona w myślach.
Wzrusza ramionami zabierając mi dokument. Pije moje wino, kiedy ja zastanawiam się nad decyzją.
- Myślę, że... - nie mam odwagi na niego spojrzeć - ...że to powinien być wyjazd jedynie służbowy.
- To nie ma znaczenia. Czy służbowy czy nie. Zapewne i tak taki nie będzie. Chyba, że powiesz "wracamy do starego układu" - wyjaśnia.
Kiwam głową i powoli wstaje.
- Muszę do łazienki.
- Siadaj - warczy. - Póki tego nie powiedziałaś, ja za ciebie decyduję.
- Idę tylko do łazienki.
Wstaje i łapie mnie za nadgarstek. Pociąga w swoją stronę. Ląduję na jego torsie.
- Czemu jesteś taka nie posłuszna, laleczko?
- To ty jesteś apodyktyczny. Co złego jest w pójściu do łazienki kilka metrów dalej.
- To, że zacznę pozwalać ci na swobodę, kiedy w końcu się dostosujesz - wyjaśnia.
- Chcesz na mnie wymusić te słowa siłą? - pytam przez zaciśnięte zęby.
- Nie. Niechęć mnie nie interesuje - wywraca oczami. Bierze głęboki oddech i poluźnia uścisk.
- Umiesz oddzielić życie osobiste od pracy? - pytam spokojniej.
- Jak zauważyłaś w pracy idzie mi to całkiem dobrze. Ale zabieram cię w te delegację z dwóch ważnych powodów. Z tęsknoty za tobą i z tego, że jesteś moją prawą ręką. Idź. Jak się zdecydujesz to daj znać - wymija mnie i wchodzi do małego pomieszczenia.
- Grunt to umiejętność rozmowy - wzdycham.
Kieruję się do łazienki tak jak zamierzałam.
Jednak mój humor ulotnił się bardzo szybko i nawet odczuwana potrzeba odeszła. Ta kłótnia. To właśnie podziało anulująco.
Podejmuję decyzję. Muszę z tym skończyć. Zdradziłam, ale więcej tego nie zrobię. To definitywny koniec. Tak. Na pewno tak. Musimy wrócić do normalności. Do rzeczywistości.
Do końca lotu nie mam jednak okazji powiedzieć o tym brunetowi, gdyż widzę go dopiero wysiadając z samolotu.
Idziemy do samochodu. Lśniące granatowe Maserati z kierowcą. Czeka na nas tuż przy wyjściu. Tyle co drzwi się za nami zamykając a na zewnątrz robi się urwanie chmury. Ściana deszczu.
Myślałam, że to New York jest takie deszczowe. A jednak Seattle również zaskakuje. Zegarek wskazuje szóstą wieczorem. Robi się coraz ciemniej. Patrzę przez okno. Wiem, że Damien kieruje swój wzrok ku mnie. Nie jestem jednak w stanie podjąć teraz rozmowy na temat z samolotu.
Nie wiem dlaczego. Po prostu nie umiem. Nie umiem dobrać słów. Czuję się głodna. W czasie lotu nie jadłam. Może na miejscu coś zamówimy. Damien łapie moją dłoń, leżącą na moim kolanie.
Zaciskam ją jednak w pięść i dyskretnie wyślizguje z jego uścisku.
- O co jesteś zła, skarbie? - pochyla się i szepcze do mojego ucha. - To jestem ja. Znasz mnie przecież.
- Nie jestem tego tak do końca pewna -
Odwracam głowę w jego stronę. Patrzy mi w oczy.
- To ja. Nie zrobię ci umyślnej krzywdy. Nie jestem masochistą - odpowiada.
- To jest bardzo złe - mówię krótko.
- Nie - prostuje się odsuwając ode mnie. - To nie jest złe. Jeśli ty potrafisz to robić, myślę że on również. Natan nigdy nie był święty i ja o tym wiem bardzo dobrze, lepiej niż ty.
- Nie masz prawa tak o nim i w ogóle mówić - chcę mi się płakać.
Łapie moją twarz w dłonie.

- Proszę - szepcze do mnie - Proszę Avi. Chcę oto zawalczyć, o nas, o ciebie. Pierwszy raz od czasów Layli chcę zawalczyć o kobietę. Było ci źle? Skrzywdziłem cię kiedyś? - jego głos staje się cichszy. Przepełniony udręką i drżący.
- Layli? - wychwytuję.
- Tak - zamyka oczy i zaciska zęby. To chyba dla niego strasznie trudny temat.
- Nie chcesz powiedzieć mi nic więcej? - sugeruję spokojnie.
Chciałabym z nim tak normalnie porozmawiać. Ale nie wiem czy akurat ten temat jest odpowiedni.

- A co chcesz wiedzieć? - prycha - Gdyby mnie zdradziła, w porządku. Jeśli by kochała, wybaczyłbym. Ale ona odeszła.
- Odeszła w sensie? - patrzę na niego.
Nie chcę powiedzieć tego na głos.
- Nie. Nie umarła. Po prostu spakowała rzeczy, kiedy byłem w pracy i bez powodu odeszła, zostawiając mnie i Natana samych sobie.
- Przykro mi - robi mi się go mega szkoda.
Wzrusza ramionami. Natan nawet adoptowany nie mógł mieć matki.
- Jedziemy teraz do hotelu? - zmieniam temat. Nie chce go takiego widzieć.
Nie wiem, którego Damiena bardziej wolę. Szary i ponury? Stanowczy i rezolutny? Trudny wybór. Trudny oraz ciężki.
- Tak - odpowiada cicho, zaciskając pięść. Już na mnie nawet nie patrzy.
Wiem, że lepiej żebym do końca podróży już się nie odzywała. Miejsce gdzie mamy rezerwacje ma pięć gwiazdek i robi ogromne wrażenie.
To ogromny hotel. Złote lśniące litery nad wejściem tworzą napis Magnum. Kierowca imieniem Leon wnosi nasze bagaże.
Ja czekam stojąc na środku ogromnego holu podczas gdy Damien nas melduje. Nie mogę napatrzeć się na to wszystko wokół. Bordowe kanapy, kremowe ściany i bogaty wystrój. Nie chcę nawet myśleć ile ubędzie z jego platynowej karty. Zaplatam na palec kosmyk włosów. Ludzie tutaj są bardzo eleganccy.
Moja chabrowa sukienka i złote balerinki nijak się do tego mają. Nagle zaczynam czuć się głupio. Chcę jak najszybciej udać się do pokoju. Dobrze, że nikt nie zwraca na mnie uwagi. Damien podchodzi i wskazuje na windę. Kiwam jedynie głową i od razu ruszam w tamtym kierunku. Metalowe drzwi zamykają się za nami i dopiero wtedy wypuszczam powietrze z płuc.
Jesteśmy sami. Nikt na mnie nie patrzy. Nie ocenia.
Cisza jest dla mnie ciężka i bardzo niezręczna. Ja się boję odezwać, a Damien wyjątkowo milczy. Jak na złość. Marszczę w rękach materiał sukienki. Winda jedzie nieznośne wolno.
Dlaczego mamy pokój na samej górze? Cholera. Zamykam na chwilę oczy i zagryzam wargę. Wczoraj w windzie było bardziej gorąco. Tak było tak bardzo nieodpowiednio. Ganie się szybko. To jest dla mnie takie trudne, zdążyłam się chyba uzależnić.
Nie powinnam. Wiem przecież. Nie czas na wyrzuty. Stało się. Byłam w łóżku z teściem. Z szefem.Teraz muszę to porzucić i pilnować swoje ciało, ale także i myśli.
Winda zatrzymuje się w ogromny apartamencie. Jest tu wszystko. Salon, mała kuchnia. Są też dwie sypialnie z łazienkami. Leon przynosi bagaże i znika. Damien podaje mi kod który uruchomi windę. Później otwiera podwójne drzwi od jednego z pokoi i wchodzi do niego zamykając za sobą wielkie drzwi.
Jest mi przykro z powodu jego zachowania i źle się z tym czuję, ale nie mogę mu się dziwić. Ma prawo nie chcieć mnie widzieć.
Siadam na beżowej kanapie i zdejmuję buty. Wiem, że daje mi czas do myślenia, ale nie odezwie się słowem? Mój wzrok pada na zegar znajdujący się nad elektrycznym kominkiem. Dosyć późno. Pewnie już dzisiaj zostaniemy tutaj.
Żadnych spotkań. Może odpocznę. Rozglądam się i szukam telefonu. Jestem głodna. Muszę zjeść.
Z telefonem w dłoni staje pod drzwiami od sypialni mężczyzny i delikatnie pukam.
Nie słysząc odpowiedzi, upieram się i wchodzę. Śpi na łóżku nie przejmując się koszulą i spodniami. To słodki widok. Wygląda jak mały chłopiec zmęczony dniem w szkole. Na palcach podchodzę do łóżka, biorę koc i delikatnie przykrywam Damiena.
Początkowo miałam zamiar zrobić mu awanturę, za to że zachowuje się jak dzieciak i nie odzywa. Ale jednak się myliłam. Gaszę lampkę na szafce stojącej przy niskim, dwuosobowym łóżku.
Delikatnie całuję go w policzek i wychodzę zamykając drzwi. Do pokoju zamawiam sobie sałatkę i kilka kanapek gdyby mój szef jednak się obudził.
Wyciągam z torebki komórkę, kiedy jem. Zatrzymuję widelec w ustach i wystukuję wiadomość do Natana.

" Jesteśmy już na miejscu. Hotel jest nieziemski. Dbaj o siebie. Kocham Cię i tęsknię. "

Biorę głęboki oddech i wysyłam. Nie powinnam była tu przyjeżdżać z Damienem. Wiem, że to moja praca, ale za bardzo daje się ponosić. Przecież nie mogę tak wszystkiego zniszczyć. Przede mną leży czarna teczka. Właśnie ta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro