Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

Rozdział szósty

Następnego ranka Harry obudził się zmarznięty i połamany. Ziewnął, mrużąc oczy przed słonecznym blaskiem, obrócił się i znalazł się nosem w nos z Draco.
Ugryzł się w język, błyskawicznie przeturlał się na drugi koniec koca i usiadł prosto.
- Malfoy! Obudź się! Spaliśmy tu całą noc!
Draco wymamrotał coś niewyraźnie i ukrył twarz w płaszczu Harry'ego. Leżał zwinięty na kocu, z mocno zaciśniętymi powiekami i włosami zakrywającymi twarz. Przedstawiał sobą całkowicie niedorzeczny widok.
- Malfoy!
Harry chwycił go za ramię i potrząsnął gwałtownie.
- Zostaw mnie w spokoju – wymruczał Draco zduszonym głosem.
- Wstawaj, Malfoy!
Draco uchylił powieki. Zaraz potem jego oczy otworzyły się bardzo szeroko.
- Potter, co... och! O nie. Och, powiedz mi proszę, że nie spałem na błoniach! Och, to takie strasznie plebejskie!
- Tak, to przerażające. Też mnie to martwi – powiedział Harry, przewracając oczami. – Znacznie osłabi to moją pozycję towarzyską. Przecież tam muszą umierać ze zdenerwowania!
- Nie w moim domu – odparł Draco stanowczo. – Pomyślą, że z kimś spałem. Uh, moje ubranie! Wygląda fatalnie! Potter, czy mówiłem ci ostatnio, jak bardzo cię nienawidzę?
Harry podniósł się i zaczął otrzepywać spodnie. Potem wyciągnął rękę, żeby pomóc Malfoyowi wstać.
Draco oparł się na łokciach i spojrzał na niego surowo.
- Gardzę tobą.
- Oczywiście, Malfoy.
Draco chwycił go za rękę, wstał i zaczął przypatrywać się, jak Harry składa koc. Oczywiście nie zaoferował pomocy.
- Możesz ponieść moją torbę – zaproponował rozkazującym tonem.
- Już lecę... – odparł Harry spokojnie.
Draco podniósł torbę.
- Nie cierpię cię. Brzydzę się tobą. Hmm...
- Gardzę to dobre słowo – podsunął mu Harry.
- Dzięki Potter. Gardzę tobą tak bardzo, że nie jesteś w stanie sobie tego wyobrazić.
- Och, daj spokój i chodź na śniadanie.

*

Harry musiał wspiąć się na wyżyny perswazji, zanim zdołał przekonać Draco, że powinni iść na śniadanie. Ślizgon wydawał się myśleć tylko o tym, żeby jak najszybciej dopaść szczotki do włosów i lusterka.
- Nie bądź próżny, Malfoy. Nie możesz opuścić następnego śniadania. Zbyt często nie pojawiasz się na posiłkach.
- Nie jesteś moją niańką Potter. Będę opuszczał tyle posiłków, ile zechcę.
- Poniosę ci torbę.
Milczenie.
- Jak daleko?
Kiedy Harry wchodził do Wielkiej Sali, niósł ze sobą torbę Malfoya i wszystkie inne rzeczy. Natychmiast po wejściu do Sali, Draco skierował się do stołu Slytherinu, opadł na krzesło i bardzo głośno zażądał kawy.
Tak na wszelki wypadek, gdyby jeszcze nie wszyscy zwrócili na nich uwagę.
Ron i Hermiona przywitali Harry'ego histerycznymi okrzykami ulgi i zaczęli mu czynić wyrzuty. Ron najwyraźniej był przekonany, że Harry spędził tę noc z dziewczyną. Hermiona nie powiedziała co myślała na temat nieobecności Harry'ego.
Oboje byli przerażeni, gdy dowiedzieli się prawdy.
- Na błoniach! Harry, to niebezpieczne...
- Z Malfoyem! Harry... bleee...
Harry spojrzał w kierunku stołu Ślizgonów, gdzie sytuacja wyglądała podobnie. Draco wtulił twarz w ramię Pansy, wyraźnie odmawiając odpowiedzi na jakiekolwiek pytania. Pansy spoglądała na jego głowę z niemal matczyną troską, a Blaise uspokajająco położył mu dłoń na ramieniu.
Hermiona dotknęła delikatnie ręki Harry'ego. Chłopak zamrugał i zaskoczony odwrócił się do niej.
- Nie będę ci robiła wykładów Harry. Wygląda na to, że jesteś zły i zmęczony. Ale naprawdę, powinieneś bardziej uważać.
- Przepraszam, nie chciałem was zmartwić... – odparł Harry. – I nie jestem zły!

*

W piątek Draco nie przyszedł nad jezioro.
Harry bardzo się zaniepokoił. Od poniedziałku Draco wydawał się rozumieć, że jeśli nie ma zamiaru przyjść na spotkanie, powinien o tym Harry'ego uprzedzić. Harry przejął się tym bardziej, że sam od tygodni przychodził nad jezioro każdego dnia.
I... niepokoiło go to, że tak bardzo się tym przejmował. Dlatego, że do cholery, chciał zobaczyć się z Draco - przyznanie się do tego było zupełnie w porządku.
Przecież byli przyjaciółmi. Powiedział to i teraz wiedział już, że to prawda.
Ale przecież Draco dał mu hasło do dormitoriów Slytherinu. I powiedział, że Harry może przychodzić, kiedy tylko zechce.
Harry był zniesmaczony, gdy zorientował się, że właśnie w tej chwili targuje się z samym sobą o przyjemność zobaczenia się z Draco.
Nie użyję hasła, ale mogę zapukać i zapytać, czy on tam jest. To nie będzie pogwałcenie prywatności. Jeśli nie robi nic ważnego, na pewno wyjdzie. Może nawet chce, żebym do niego przyszedł. Lubi wystawiać ludzi na próby. Lubi mnie wystawiać na próby.
Tak, pomyślał. Pójdę do dormitoriów Slytherinu.
Harry rozejrzał się i był bardzo zdumiony, bo właściwie znajdował się już przy wejściu do zamku.

*

Gdy tylko otworzyły się drzwi, Harry zorientował się, że w pokoju wspólnym Śligonów dzieje się coś niezwykłego. W pomieszczeniu panował ruch i hałas, a dziewczyna, która mu otworzyła, ubrana była w mocno wydekoltowaną szatę.
Harry skromnie odwrócił wzrok od jej wyeksponowanego biustu i zapytał, czy mógłby zobaczyć się z Malfoyem. Następnym dowodem na to, że dzieje się tu coś dziwnego był fakt, że dziewczyna zamrugała tylko i szybko odeszła w głąb pokoju.
Dlaczego miała takie rozszerzone źrenice? Ktoś powinien dokładniej przyjrzeć się tym Ślizgonom.
Blaise Zabini ma na sobie skórzane spodnie?
To po prostu niedopuszczalne!
Och, dobrze, idzie Draco.
Harry zamrugał.
Draco przytrzymał się ręką framugi i spojrzał pytająco na Harry'ego.
Ślizgon ubrany był w czarne dżinsy i dość obcisłą grafitową koszulkę. Jego włosy sprawiały wrażenie tak jedwabiście miękkich, jakby przez ostatnich parę godzin zajmował się tylko nimi.
- Um... – wykrztusił Harry. – Cześć.
- Cześć – odparł Draco trochę rozbawiony. – Byłeś w okolicy i wpadłeś prawda? Przysięgam, nie zamierzamy składać dziewicy w ofierze.
- Co tu się dzieje?
- Zwykłe wyjście do pubu. Wiesz, do Trzech Mioteł. Jak co miesiąc, idą wszyscy starsi Ślizgoni. Myślałem, że wiesz? – Draco był nieco zdziwiony.
- Nie...
- No trudno – Draco wzruszył ramionami. – Poprosiłbym, żebyś się do nas przyłączył, ale pamiętam jak fatalnie tańczysz. Poza tym, zjedliby cię żywcem.
- Och... tak. Baw się dobrze.
- To właśnie zamierzam robić. Na razie Potter.
- Eee... Do jutra.
Harry był bardzo rozczarowany, kiedy wychodził z lochów.

*

- A tak, sławetne ślizgońskie orgietki – powiedziała Hermiona wyniośle. – Pod płaszczykiem spotkań integracyjnych upijają się i obmacują.
Najwidoczniej wiedzieli o tym wszyscy, oprócz Harry'ego.
Typowe.
- No, Harry, nie przejmuj się tak – pocieszyła go Hermiona. – Zawsze możesz wykorzystać dzisiejszy wieczór na powtórkę do OWUTEMów.
Ron siedział przy stole ze znudzoną miną i przyglądał się jak Hermiona robi kolorowe tablice poglądowe, mające pomóc im przy nauce do egzaminów. Ginny zaglądała bratu przez ramię, z miną osoby, którą OWUTEMy czekają na szczęście dopiero za ponad rok.
Kiedy Hermiona nie patrzyła, Ron zwrócił się do Harry'ego i bezgłośnie poruszył ustami. „Uciekaj! Ratuj się!"
- O niczym innym nie marzę – powiedział ponuro Harry, a potem dodał ostrzej: – I wcale się nie przejmuję.
Hermiona wyglądała przez chwilę jakby chciała skomentować tę deklarację, ale w końcu zacisnęła usta i zachowała taktowne milczenie.
- To miłe, że dzisiaj z nami zostajesz – powiedziała Ginny stłumionym głosem, upuszczając przy tym pióro i czerwieniąc się okropnie.
- Dzięki, Ginny – powiedział Harry, trochę poruszony. Ginny zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Odsuń się przynajmniej trochę od ognia – nalegała Hermiona. - Siedzisz tam już kilka godzin. Usmażysz się.
- Moglibyśmy iść na boisko i zrobić kilka rundek – zaproponował Ron z nadzieją.
- Ron, masz zaległe zadanie z zielarstwa – przypomniała Hermiona, groźnie na niego patrząc. - Jeśli nie zaczniesz go pisać, przywiążę cię krawatem do krzesła.
- Bardzo perwersyjne, Granger. Kto by pomyślał, że masz takie preferencje.
Na dźwięk tego drwiącego głosu, głowa Harry'ego podskoczyła.
Draco opierał się swobodnie o ścianę obok otwartego wejścia do pokoju wspólnego Gryffindoru. Włosy Ślizgona były w lekkim nieładzie i miał trochę zarumienioną twarz. Nadal ubrany był w wyjściowe szaty. Przyglądał się obecnym ze zwykłym spokojem.
- Malfoy – powiedział Harry i zaskoczony stwierdził, że w jego głosie pobrzmiewa bardzo wyraźna radość.
Draco przechylił głowę i spojrzał na niego.
- Impreza była beznadziejna – wyjaśnił. – Nudziłem się. Przyszedłem zapytać, czy nadal masz ochotę coś robić.
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Pewnie... oczywiście. Już idę.

*

Draco zdecydowanie odmówił wyjścia na zewnątrz. Stwierdził, że nie jest odpowiednio ubrany.
- Mógłbym się przeziębić – powiedział, patrząc na Harry'ego z wyrzutem. – To cud, że nie umarłem po tej nocy spędzonej na błoniach. Wiesz, że jestem delikatny.
Harry przypomniał sobie jak ten „delikatny" chłopiec miotał w kolegów ciężkimi kulami, ale powstrzymał się od komentarza.
- Nie – zdecydował Draco. – Pójdziemy do mnie. O tej porze w dormitoriach nie będzie zbyt wielu Ślizgonów.
Gdy dotarli na miejsce, Harry był zszokowany.
- Ależ tu jest miło! Mówisz, że każdy prefekt Ślizgonów ma taki pokój?
Pokój naprawdę był przytulny. Urządzony oczywiście w kolorach ślizgońskiej zieleni. Znajdowało się w nim biurko, kominek i...
- Masz dwie szafy! To niesamowite!
Draco zmarszczył brwi.
- Wiem. Mówiłem Snape'owi, że nie powinien wymagać ode mnie, żebym zmieścił wszystko w dwóch. Powinienem mieć co najmniej trzy, ale czy mnie posłuchał? Ten człowiek ma serce z kamienia.
Harry opadł na fotel naprzeciwko Draco i spojrzał na chłopaka niedowierzająco.
- Nie potrzebujesz trzech szaf. Nikt tylu nie potrzebuje.
- A co ty możesz o tym wiedzieć? Ty odzieżowa katastrofo – skrzywił się Draco.
- Wiem coś na ten temat. Dzięki tobie nie potrzebuję nawet jednej szafy.
- Przestań przynudzać, Potter – Draco przeciągnął się. – Mówiłem ci przecież, że pójdziemy do Hogsmeade i powiem ci co masz kupić.
- Nie będziesz mi mówił co mam sobie kupić.
Draco wydął wargi.
- Jak sobie życzysz.
- Ale możemy jutro iść do Hogsmeade, jeśli chcesz – Harry starał się, aby jego głos brzmiał obojętnie.
Wyraz twarzy Draco stwardniał nagle. Chłopak nie wydawał się już tak rozluźniony.
- Nie mogę. Jutro muszę spotkać się z matką. Wiesz, próba integracji rodzinki – powiedział chłodno.
- Ach.
Harry przełknął ślinę, powstrzymując się przez zapytaniem Draco, czy wszystko w porządku. Ślizgon zapewne nie doceniłby takiej troski. Poza tym, Harry starał się stłumić uczucie rozczarowania.
I wtedy Draco, jak to było w jego zwyczaju, znowu go zaskoczył.
- Możesz iść z nami, jeśli chcesz – zaproponował zdawkowo.
Harry zawahał się. Przypomniał sobie kobietę o aroganckiej, wyniosłej minie, która w dodatku była wdową po Lucjuszu Malfoyu. Nie miał ochoty spotkać się znowu z Narcyzą Malfoy.
Ale z drugiej strony, nie miał nic innego do roboty... A wizja spędzenia dnia bez Draco, zdecydowanie mu się nie podobała.
- Dobrze – zgodził się niepewnie.
Przez twarz Draco przemknął cień uśmiechu. Chłopak rozparł się wygodnie w fotelu i zaproponował grę w karty.
W ten właśnie sposób Harry znalazł się w Hogsmeade, wlokąc się z zakłopotaniem za Draco, który szedł na spotkanie stojącej na placu kobiety.
Była niższa, niż Harry pamiętał.
- Witaj – zwrócił się do niej Draco. – Przyprowadziłem przyjaciela, o którym ci wspominałem.
Narcyza Malfoy spojrzała na Harry'ego i zamrugała.
- To Harry Potter – powiedziała martwym głosem.
- Jesteś bardzo spostrzegawcza - zauważył Draco spokojnie.
Narcyza uśmiechnęła się i wyciągnęła do zdumionego Harry'ego rękę.
- Czy to oznacza, że obejdzie się bez części czwartej, odcinka siódmego wykładu „Dlaczego tak nienawidzę tego drania, Pottera"? Co za szkoda. Uważam, że to pasjonujące.
Draco był chyba bardziej podobny do ojca. Narcyza miała ciemniejsze włosy, w kolorze złota, oczy w odcieniu chłodnego błękitu i lekko opaloną skórę.
Jednak posiadała te same, subtelne rysy twarzy, a gdy mówiła, mimika i tak charakterystyczny dla Draco uśmiech, sprawiały, że ich podobieństwo stawało się bardziej widoczne.
Harry szybko zorientował się, co Draco miał na myśli mówiąc o matce. Jej spojrzenie było zimne, a sposób, w jaki traktowała syna, łaskawy i pełen dystansu. Tak samo zwracała się do Harry'ego. A jednak...
- Bardzo mi miło – powiedział Harry, zastanawiając się czy tkwi w tym choć odrobina prawdy.
- Cała przyjemność po mojej stronie – odpowiedziała Narcyza sucho. – Wydaje się, że umiesz przynajmniej skonstruować poprawnie zdanie, w przeciwieństwie do tych biedaków, Vincenta i Gregory'ego.
- Matko!
Najwyraźniej był to ulubiony temat pani Malfoy.
- Draco nie najlepiej dobiera sobie przyjaciół – kontynuowała. – Oczywiście, w tym przypadku uczynił wyjątek. Ta Pansy patrzy na mnie jak matka, której syn przyprowadził do domu dziewczynę o podejrzanej reputacji, a ten Blaise próbuje uwieść przynajmniej jedno z nas.
Harry zaczął podejrzewać, że skłonność do szokujących wyznań jest w rodzinie Malfoyów dziedziczna.
- No, chłopcy – zakończyła. – Gdzie chcecie iść? Jestem do waszej dyspozycji.
Draco zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Harry na wszelki wypadek cofnął się trochę.
- Zobacz jak on wygląda. Nie możemy się z nim pokazać publicznie – oznajmił Draco.

*

Najbardziej ekskluzywnym sklepem tekstylnym w Hogsmeade, była „Szafa Szat". Była świetnie zaopatrzona i posiadała taki wybór towarów, żeby sprostać potrzebom nawet najbardziej wymagających czarodziejów. Harry zauważył, że gdy Malfoyowie weszli do środka, personel powitał ich spojrzeniami pełnymi obawy. Draco przyjął ten rodzaj zainteresowania obojętnie, tak jakby była to rzecz najnormalniejsza w świecie i absolutnie oczywista. Narcyza uśmiechnęła się lekko i przeszła w głąb sali.
Kiedy Draco zaczął przekopywać stosy ubrań i przy okazji narzekać głośno, Harry zaczął żałować, że nie ma przy sobie peleryny niewidki.
- Fatalne zaopatrzenie. Och nie, w tym wyglądałbyś jeszcze gorzej. Zabierzecie ode mnie to żółte paskudztwo i lepiej, żeby moje oczy nigdy więcej tego nie zobaczyły.
Narcyza posłała Harry'emu spokojny uśmiech wyrozumiałej gospodyni całego przybytku.
- Draco zawsze przywiązywał olbrzymią wagę do strojów. Bardzo mnie to martwiło, gdy był młodszy.
Harry starał się podtrzymać grzecznościową konwersację.
- Przestała się pani martwić, gdy zaczął na podwórku ciągnąć dziewczęta za warkocze?
Narcyza zamyśliła się na moment.
- Nie przypominam sobie, żeby Draco ciągnął dziewczęta za warkocze. Pamiętam za to, że bił dzieci do nieprzytomności wiaderkiem i łopatką. Nigdy nie rozwiązywał problemów za pomocą półśrodków.
- Byłem uroczym dzieckiem – wtrącił się Draco. – Wszyscy się mną zachwycali. Jaki grzeczny. Nad wiek rozwinięty. I śliczny oczywiście – popchnął w stronę Harry'ego stertę ubrań. – Na początek przymierz to.
- Każdy jego guwerner rezygnował po kilku tygodniach – wymruczała Narcyza tonem, jakby raczej mówiła o cudzym dziecku, a nie o tym, które sama urodziła. Wskazała Harry'emu przebieralnię. – Mówili, że jest apodyktycznym, małym potworem. W dodatku gryzł.
Harry z wahaniem wszedł do przebieralni. Po pierwsze, nie był przyzwyczajony do przymierzania ubrań w sklepie. A poza tym Draco wrzucał do przebieralni coraz to nowe sztuki odzieży. A to co wrzucał było...
- Malfoy, te dżinsy to nie mój rozmiar.
- Zaufaj mi Potter.
- W życiu!
- Potter, nie chcesz się podobać dziewczynom?
- Ja... co? – Harry zamilkł na moment. – Myślisz, że dzięki temu im się spodobam?
- Cóż, nie sądzę – odparł Draco szczerze. – Ale nie możemy przez cały czas wielosokować cię we mnie, więc to musi wystarczyć.
W końcu deszcz ubrań przestał spadać Harry'emu na głowę. Ucichły też obelgi, które Draco miotał pod adresem obsługi oraz jego narzekania na zaopatrzenie sklepu. Harry pozostał sam z problemem wciśnięcia się w te głupie ubrania.
- Potter, nie umiesz się nawet ubrać? – krzyknął Draco. – Pospiesz się, albo wejdę tam i ci pomogę.
Harry nie sądził, że człowiek może ubierać się tak szybko. Kiedy wyszedł, nie był przekonany czy ta cała sprawa z kupowaniem ubrań, była dobrym pomysłem.
- Bardzo ładnie – pochwaliła Narcyza.
Draco zmarszczył brwi.
- Niemal znośnie, Potter. Następne!
Zmusił Harry'ego do przymierzenia każdego ubrania, które mu wybrał. Potem, jakby dla ukoronowania całej tej poniżającej sytuacji, zmusił go, by wszystkie je kupił.

*

Słońce już zachodziło, kiedy Harry spacerował z Narcyzą po molo na jeziorze koło Hogsmeade. Harry był wykończony, niósł w rękach ciężkie pakunki i... czuł się szczęśliwy. Draco gdzieś zniknął.
- Przypuszczam, że ta dziwna przyjaźń zaczęła się od tego incydentu na Turnieju Trójmagicznym? – zapytała nagle Narcyza.
Także jeśli chodzi o takt, Draco nie mógłby się wyprzeć swojej matki.
- Eeee... Tak – odparł Harry.
- Nie zaczynaj go przesłuchiwać – zadrwił Draco pojawiając się nie widomo skąd. W ręce trzymał lizaka o smaku krwi.
- Skąd to masz? – spytał podejrzliwie Harry.
- Sprawdzałem coś.
- Co sprawdzałeś?
Draco uśmiechnął się promiennie.
- Co się stanie jak się zabierze dziecku lizaka.
- Draco!
- Malfoy!
- Uspokójcie się – powiedział Draco lekceważąco, machając ręką w stronę końca molo, gdzie stał kram ze słodyczami. – Powiedziałem to tylko, żeby uzyskać dramatyczny efekt. Hej, mam pomysł!
Draco obszedł ich i uśmiechając się oparł o barierkę.
- Powinniście się pobrać – zasugerował. – Moglibyście połączyć wysiłki, żeby wychować mnie na przyzwoitego człowieka. No Potter, jesteś w końcu bohaterem, lubisz beznadziejne zadania.
- Nie aż tak beznadziejne.
Narcyza i Draco roześmiali się.
- Chyba największy ciężar wychowywania ciebie spadł na skrzaty domowe – podsumowała Narcyza lekko.
Draco przestał się uśmiechać.
- Tak – przyznał chłodno. – Pamiętam.
Przelazł przez barierkę i usiłował wejść pod molo.
Narcyza przystanęła i zaczęła przyglądać się synowi. Harry dostrzegł, że w jej spojrzeniu czai się chłód.
- Nie byłam typem opiekuńczej matki – powiedziała. – Dzieci mnie nigdy nie interesowały.
Harry milczał, nie wiedząc co odpowiedzieć.
- A jeśli nawet, to zniechęcił mnie do tego Lucjusz. Nie chciał, żeby jego syn wyrósł na słabego człowieka – głos Narcyzy pozbawiony był jakichkolwiek emocji. – Właściwie wystarczyłoby, żeby Draco był podobny do któregoś z nas. Ale on był zawsze trochę za bardzo... żywiołowy. Zbyt emocjonalny. I nigdy nie potrafił dobrze ukryć swoich uczuć.
Harry osobiście uważał, że Draco był bardzo utalentowany w tym kierunku. Ale do tej pory pamiętał chłodny głos Lucjusza Malfoya, który mówił synowi, że niezbyt mądrze jest okazywać niechęć Harry'emu Potterowi. Draco nigdy nie wziął sobie tej rady do serca.
Harry zdał sobie też sprawę z różnicy w uśmiechu Narcyzy i Draco. W uśmiechu chłopaka zawsze czaił się cień ciepła, pasji, których nie posiadała jego matka.
Biorąc pod uwagę otoczenie, w jakim się wychował, Draco mógł wydawać się osobą bardzo afektywną.
- Lucjusz bardzo starał się z tym walczyć – rozważała Narcyza. – To oczywiście powodowało odwrotny skutek. Zapewne zauważyłeś, że Draco niechętnie poddaje się czyjeś woli.
Harry wymamrotał grzeczniejszą wersję stwierdzenia „To się rzuca w oczy".
- A teraz... Lucjusz nie żyje i oboje czujemy się opuszczeni, a Draco... cóż. Kochał go – stwierdziła. – A ja nadal pozwalam mu go kochać. Tak jest prościej.
Harry spojrzał na Draco.
- On panią kocha – rzekł impulsywnie. – Jestem o tym przekonany.
Skrzywiona mina Narcyzy przypomniała mu moment, gdy podobny wyraz twarzy widział u Draco.
- Biedny Harry – powiedziała kobieta cicho. – Zaniepokojona matka obarcza cię swoimi problemami. To raczej mało dla ciebie zabawne.
- Nie przeszkadza mi to – wymamrotał Harry.
- Zimno tu! – krzyknął Draco stojąc na poręczy. – Kiedy kolacja?
Ton jego głosu był władczy i rozkazujący. Harry do tej pory myślał, że Draco mówi w ten sposób, ponieważ zawsze dostawał to, czego chciał. Teraz zaczął się zastanawiać, czy udawanie nie liczącego się z niczyim zdaniem, rozpieszczonego dziecka, nie było jedynym sposobem na to, aby chłopak mógł wyegzekwować cokolwiek.
- A kiedy chcesz, Draco? – zapytał go matka.
- Natychmiast. – Draco przerwał na chwilę żeby się zastanowić. – I gorącą czekoladę.
Harry otrząsnął się z ponurych rozważań. Zastąpiło je to rozbawienie i niedowierzanie, które pojawiały się zawsze, gdy był w towarzystwie Draco.
Narcyza dotknęła ramienia Harry'ego.
- Cieszę się, że zaprzyjaźniłeś się z Draco – powiedziała. – Bardzo tego pragnął.
Harry spoglądał na chłopca, który odgarniał włosy tak, że rozwiewały się i same układały na wietrze. Stwierdził, że Draco odziedziczył budowę po matce – miał tak samo szczupłe nadgarstki, podobny układ twarzy i długą szyję.
Ujrzał także nieposkromioną ciekawość świata błyszczącą w oczach, w których odbijały się teraz srebrzyste refleksy jasnego nieba.
- Przepraszam? – zapytał Harry, trochę roztargniony. – Co pani mówiła?
- Nic takiego – odparła Narcyza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro