Rozdział 12. WHAT THE HELL???
UWAGA!
Spoilery pochodzą z:
# Harry Potter
# Jak wytresować smoka, część 1 i 2
# Strażnicy Marzeń
# Naruto/ Naruto Shipppuuden
# Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy + Olimpijscy Herosi
# X-Men
# Batman
OSTRZEŻENIE: przekleństwa, krew, przemoc
#########################################
Pojawili się tuż przed bramą Hogwartu, by nie wzbudzać podejrzeń i mindfuck'ów w stylu "Przecież w Historii Hogwartu mówili, że nie wolno się teleportować na terenie szkoły!" Stamtąd z buta powlekli się do głównego wyjścia, gdzie czekał na nich komitet powitalny w składzie Dumbel, McGonagall i Snape. Wszyscy spojrzeli po sobie, zmęczeni po podróży i nawałem danych do przeróbki. Ledwo stali, zasypiając na stojąco, a ci jeszcze będą ich przesłuchiwać albo robić wielkie halo.
Czemu świat ich nienawidził?
Weszli na schody. Jak tylko znaleźli się w zasięgu głosu dyrektora, ten zaczął przedstawienie.
- Harry! Mój chłopcze! Nic ci nie jest?...
-"James: Niiiic... Tylko porwał mnie facet mający więcej genów z wężem, zastosował do ciemnego rytuału, zabrał magię, po czym uratowali mnie przyjaciele tylko po to, by wysłuchiwać paplania starego pryka! Huff... Hufff..."
- "Vesy: Łoooo... Wolvie? Żyjesz?"
- "James: ..... Teraz tak."
- ...Voldemort nic ci nie zrobił? Tak się wszyscy martwiliśmy. Mam nadzieję, że zdążyłem. Wysłałem ich najszybciej jak mogłem.
- "Night: Bastardo."
- "Percy: Sami się wysłaliśmy. Boskim GiPieSem"
- "Harry: Przedstawienie pora zacząć"
- "Vesy: Show must go ONNNNNNNNN!"
- "Night: Ves!"
- "Vesy: Sorka Nighty, ale czuję się dzisiaj jak true czarny charakter!!! Muahahahahaha!!!"
- "Night: Geny ojca się oddzywają..."
- "Jack: Dziewczyny, weźcie się ogarnijcie,,,"
- "Night: Nie ogarne się!"
- "Harry: Co ja z wami mam..."
- "Percy: Jajko!"
- "Harry: Dobra, czas na show!"
- Nic mi nie jest, dyrektorze. Oberwałem tylko paroma Cruciatusami. Voldemort chciał, bym się do niego przyłączył, byśmy razem rządzili Wielką Brytanią a może i całym światem. Ale ja nigdy nie przejdę na Ciemną Stronę. - oznajmił Harry, teatralnie udając nieistniejący ból.
- "Vesy: Uuuu.... Brakuje tylko *Jestem Jedi, jak mój ojciec przede mną*"
Profesor Dumbledore uśmiechnął się opiekuńczo, w duchu tańcząc taniec zwycięstwa.
- Mój chłopcze, jestem z ciebie taki dumny. Nie dałeś się Voldemortowi, to odwaga godna prawdziwego Gryfona. Wszystko z tobą w porządku? Może powinieneś pójść do Skrzydła Szpitalnego?
- Nie, dziękuję dyrektorze. Night wyleczyła większość moich obrażeń i kazała iść do łóżka.
Blackheart wystąpiła do przodu i położyła Harry'emu ręce na ramionach. Wymowny gest w połączeniu ze Spojrzeniem Śmierci wersja 2.0 na dobre uciszył wszelkie podejrzenia. No bo co mogli wywinąć niewinni uczniowie wracający z misji ratunkowej dla przyjaciela?
Na dodatek podczas marszu od bramy do drzwi wszyscy wrócili do swoich zamaskowanych postaci, zaś Naruto poleciał z nieprzytomnym Sasuke do Pokoju Życzeń, żeby nie wzbudzał podejrzeń.
Bez dalszych ceregieli ruszyli do Wieży Gryffindoru, po drodze natykając się na Dianę, Clarka i Bruce'a, zasuwających do lochów. Harry chciał oddać Batsonowi kostium, ale ten odmówił, stwierdzając, że "młody" ma go zatrzymać dla bezpieczeństwa.
Następnego dnia Harry z przyjaciółmi byli przygotowani na powódź plotek a propos incydentu Halloweenowego.
Co dziwne, gdy weszli do WS uczniowie plotkowali zawzięcie, ale paczka przyjaciół była praktycznie niewidzialna. Szybko zajęli miejsca przy stole Gryffindoru.
- Nie powinni nas obskakiwać 'ttebayo? No wiecie, z pytaniami. - mruknął Naruto znad szóstej miski ramenu. Night rozmyślała nad kawą, wdychając przez nos opary kofeiny. Jack dał nura w kakao, zaś James bez zapału grzebał w talerzu.
- Ciekawe co się tutaj stało? - spytał głośno wilczur. Pytanie usłyszała siedząca niedaleko najmłodsza latorośl Weasleyów. Podbiegła do nich w podskokach.
- To wy nie wiecie? - zapiszczała z gwiazdkami w oczach - Wczoraj zaatakowali nas śmierciożercy z Bellatrix Lestrenge! Chcieli nas pozabijać, ale profesor Dumbledore sam jeden rozgromił ich wszystkich! A potem wkroczył Zakon Feniksa i była wielka bitwa, ale śmierciożercy uciekli, tchórze jedne! Harry!!! - i uwiesiła się na biednym nastolatku.
- "Harry: Ratunku, zaraza! Zdejmijcie to ze mnie!"
- "Night: (wali głową w stół) Nie mówcie, że Dumbel pozmieniał wszystkim uczniom wspomnienia..."
- "Percy: Dobra, nie mówię."
- "Night: $#$
- "Harry: Help! Duszę się!!
Za Harrym z cienia wyszedł Bruce. Ginny wydała dźwięk, jakby ktoś nadepnął myszy na ogon i uciekła aż się za nią kurzyło. Do ich stołu dosiedli się jeszcze Clark i Diana, która bezskutecznie próbowała namówić tego pierwszego na pójście w parze na Bal Bożonarodzeniowy.
- Na litość, Diana! Boże Narodzenie jest za dwa miesiące...
- TYLKO dwa miesiące! A ja mam jeszcze multum rzeczy do zrobienia! O Hero! Jakie ja kolczyki założę do tych nowych srebrnych szpilek!?
Clark posłał im błagalne spojrzenie. Przekaz odebrał Percy.
- Eeem... Diana? Ty wiesz, że Bruce zaprosił nas do siebie do domu na Święta?
Diana zatrzymała się, jakby ktoś włączył przycisk STOP.
- Czemu mi nikt nie powiedział?
- Bo nie zostałaś zaproszona.
Na słowa Bruce'a panna Wonder poczuła się, jakby ktoś zrzucił jej na głowę fortepian. (Zza Czwartej Ściany Nieuchwytna chichocze)
W tym czasie Vesy zdążyła pozbierać wszystkich i wypchnąć z Wielkiej Sali, krzycząc coś o spóźnieniu się na Rasoznastwo.
Na lekcji omawiali zwyczaje elfów z Nibylandii. Oczywiście zaraz nawiązała się gorąca dyskusja na temat "Czy Dzwoneczek naprawdę istnieje?"
Malfoy wrzasnął tyle razy, że nie wierzy we wróżki, że mógłby spokojnie powybijać pół Przystani Elfów. Na to Jack się naburmuszył i zmienił blondwłosego kurdupla (bo okazało się, że od pierwszego roku w Hogwarcie Draco niewiele urósł do góry) w sopel lodu. Trzeba było ściągać profesor McGonagall, by go odmroziła. Jack dostał minus sto punktów, które zaraz odrobił. Miłosierny profesor Kenobi zapytał go o ulubiony rodzaj wróżki. Frost oczywiście wybrał zimowe, i przez pół lekcji buźka mu się nie zamykała.
Dzięki temu nie zadano im pracy domowej, a gdy zadzwonił dzwonek profesor poprosił ich o chwilę uwagi.
- Chciałem wam tylko przekazać, że od jutra nie będzie mnie parę dni. Przez ten czas będzie to wolna godzina. Mam nadzieję, że dobrze wykorzystacie ten czas, bo gdy wrócę to zrobimy mały sprawdzian. Przecież z czegoś muszę wystawić wam ocenę końcową. To tyle. Niech Moc będzie z wami.
Ostatnie zdanie było czymś, co zastępowało "Dzień dobry" i "Do widzenia" profesorowi Kenobiemu.
Po tym wybyli na podwójną Obronę z prof. Rascal, gdzie (standard) profesorka traktowała Harry'ego jak pięcioletnie dziecko z autyzmem, lub, co gorsza, z Downem. Potter był w jej obecności dziwnie spięty i rozkojarzony, ale ratowała go siedząca z nim Diana.
Po dwudziestu minutach Vesy nie wytrzymała, założyła słuchawki i na całe gardło zaczęła się drzeć. W jej mniemaniu śpiewała piosenkę "What the Hell" autorstwa Avril Lavigne. Rascal to chyba porządnie wk*rwiło, bo próbując przekrzyczeć:
- WHOOOOOOOOOOOOOOO!!!... WHAT THE HELL!!!?
starała się wlepić zielonowłosej szlaban. Ta chwyciła kartkę z informacją o szlabanie i tańcząc breakdance'a udała się do drzwi.
Przez pięć minut panowała cisza.
Po których Vesy się wróciła.
- CO ZNOWU?!!!! - profesorka zmieniła kolor na czerwony szybciej niż światła na rogu ulicy.
- A co, jeśli nastąpił katastrofalny zbieg wypadkowy? - spytała córka Jokera chowając się do połowy za drzwiami.
- Jaki znowu zbieg wypadkowy?
- No, ten, ciemno tak na tym korytarzu, więc wyciągnęłam z torby pochodnię.... Chcąc ją zapalić zapałką tak jakby... przypadkiem podjarałam ten pergamin. Nie moja wina, że był łatwopalny!
Powiedziała, wyciągając rozpadający się w popiół, zwęglony kawałek pergaminu.
- WON MI STĄD!!!
- Seriously? Mogę zwiać z lekcji? *gwiazdki w oczach*
- NIE CHCĘ CIĘ TU WIĘCEJ WIDZIEĆ!!!
Vesy pogrzebała palcem w uchu.
- Może sobie pani krzyczeć ile wlezie. Mnie to nie rusza. Jeden ojciec krzyczy głośniej od pani, a drugi patrzy się gorzej.
Nauczycielkę zamurowało.
- T-to ty masz dwóch ojców???
- Jeden ma zaburzenia płciowe, więc na jedno wychodzi. Politycznie poprawna nazwa: rodzina dysfunkcyjna.
Na słowa Vesy zatkało całą klasę. Rok temu nikt by nie podejrzewał, że lekko świrnięty transfer z Instytutu Magii Salem może być córką dwójki mężczyzn.
Wyjątkiem od powszechnego zamurowania była Night, która ze słuchawkami na uszach bujałą się na krześle. Nagle wstała, trzaskając nogami od krzesła w podłogę i budząc wszystkich z transu.
- Pani profesor, lata tu jakieś Wi-Fi czasem?!
Rascal miała minę, jakby kazali jej zabić Batmana.
- Co proszę, cukiereczku?
Blackheart zrobiła minę a'la wkurzony nastolatek bez dostępu do Neta. Wiecie, jak ona wygląda.
- No litości, dajcie chociaż Mesa sprawdzić!
- Albo zdjęcie na SnapChata wysłać - zawtórował jej Percy
Psorka prawie wyskakiwała ze skóry, a ty nagle usłyszała, jak ktoś żuje gumę.
Vesy rzuciła się w kierunku Frosta, siedzącego w ostatniej ławce przy oknie.
- Jack! Masz gumę WinterFresh i się nie podzieliłeś?!
Cyrk przerwał odgłos dzwonka.
#####################################
Podoba się ten nagłówek? Skrócić jeszcze? Wydłużyć?
Wena wciąż na wakacjach. Posiłkuję się notatkami.
Ta historia ma prawie cztery zeszyty 60 kartkowe, ale napisałam już koniec.
Niech fani nie płaczą, gdyż planuję kontynuację. Trochę w innym stylu i klimatach, ale będzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro