" Własna inicjatywa"
Josephine wykrzycz TAK!
- Muszę tu poodkurzać. - odskakujemy od siebie jak poparzeni, a Viera staje jak wryta w drzwiach, mocno ściskając odkurzacz w dłoniach.
Szlag.
Naprawdę?
Najpierw cała masa karabinów, dziurawiąca ciało Nikolaia na wylot, a teraz Viera z odsysaczem kurzy i paprochów z dywanu...
Aj, Josie. Za długo myślisz. To tylko twoja wina, kretynko.
- Um, przepraszam. - wypowiada blondynka. - Może wrócę później.
- Nie, w porządku. - odpowiada Popow, poprawiając swoją marynarkę, a następnie spogląda na mnie. - Czas zająć się Roninem. Do zobaczenia. - powiedziawszy to, zostawia nas same.
Viera posyła mi przepraszająca spojrzenie, a ja mam ochotę pokazać jej środkowy palec.
Okej, wiem. To nie jest jej wina. Po prostu chciała posprzątać, ale przemawia przeze mnie spragnione bliskości ciało, więc czuję się usprawiedliwiona.
- Josie! - w pokoju pojawia się rozbawiona Katia, a swoje wejście oczywiście ukazuje, kopnięciem w drewniane drzwi. - Patrz co mam! - macha butelką wina. - Ukradłam jeszcze jedno! - uśmiecha się figlarnie. - To znaczy - zza pleców wyjmuje drugą dłoń z kolejną butelką wina, tym razem białego. - Do wyboru do koloru. - spogląda na Vierę. - O! Na nas trzy to dwie butelki to za mało. Skoczę po jeszcze jedną. Aj, braciszek mnie ukatrupi. - parska do siebie i znika, a ja wymieniam z Vierą spojrzenia, a następnie wybuchamy śmiechem.
Chyba polubię tą kobietę.
Nie masz innego wyjścia, Jo. W końcu to siostra Fedira, a jeśli zostaniesz jego żoną, to ty będziesz jej bratową, a warto mieć siostrę męża po swojej stronie. Cztery jajniki, to nie dwa.
Czekaj
Jaki mąż...Popow?
Marszczę brwi, ale nie ukrywam. Podoba mi się ta wizja.
Może czas, abym to ja przejęła inicjatywę? O tym mówił Siergiej? Jeśli chcę zdobyć Fedira, sama muszę o to zawalczyć?
Tak!
Z pewnością o to mu chodziło.
- Panienki! - powraca Katia. - Czas na relaks.
- Muszę posprzątać. - tłumaczy Viera, na co siostra rosyjskiego diabła, marszczy brwi, a następnie zabiera z jej rąk odkurzacz i odkłada go na korytarzu i zamyka drzwi na klucz.
- Ojej, ktoś ukradł ci odkurzacz. - uśmiecha się przebiegle. - trzeba z tego powodu się napić, prawda Josie?
- Zgadzam się.
- Ale pan Popow mnie skarci za niewykonanie swoich obowiązków.
- Pogrzebacza do tyłka ci nie wsadzi. - stwierdza Katia. - Więc nie masz się czego bać. Gorzej ze mną. Zarypałam mu dzisiaj cztery butelki najlepszego wina. Będę musiała schować się w schronie, czterysta metrów pod ziemią. Ale dla was moje kochane panie, jestem wstanie się tak poświęcić. Ale najpierw kupię sobie te śliczne szklane pantofelki od Coco Chanel. Aj niech siostrzyczki mi zazdroszczą.
- Ile masz sióstr? - pytam z zaciekawieniem.
- Cztery. - szczerzy zęby w uśmiechu. - I czterech braci. No w sumie już trzech.
- Nie wiedziałam, że Fedir ma aż tak liczną rodzinę. - stwierdzam z zaskoczeniem.
- Bo nigdy o nas nie mówi. - wzrusza ramiona. - Zresztą mało co mówi. Nawet się nie zwierza.
- Co prawda, to prawda.
- Ale pamiętaj. Nigdy nie zmuszaj go, by dał ci odpowiedź. Jeśli zechce, sam powie. Nienawidzi, gdy ktoś próbuje nim sterować.
- Wiem o tym. - uśmiecham się. - Ze mną jest tak samo.
- I wypijmy za to...
~***~
( Popow)
Zapach stęchlizny, moczu i potu unosi się w powietrzu, gdy schodzę do podziemnej piwnicy, gdzie znajduje się Ronin Marshall. Czas na maciupeńką zabawę
- Panie Popow. - jeden ze strażników kiwa na mnie głową. - Marshall odzyskał przytomność.
- Cudownie. - mijam go i wchodzę do celi, gdzie na ziemi, przykuty do ściany siedzi ojczym mojej kobiety. Swoją drogą, bardzo ponętnej i kuszącej kobiety, której ust nie było dane mi skosztować.
Nienawidzę czekać.
Zwłaszcza jeśli te usta proszą, bym ich skosztował.
Ale nie pocałuję jej, dopóki nie usłyszę zgody.
Szlag.
Zgotowałem sobie własne tortury.
- Gdzie ja jestem? - pyta Marshall.
- W Moskwie.
- Co ja tu robię?
- Odbywasz karę.
- Za co, kurwa? - kucam przed nim i chwytam go za włosy, mocno odrzucając jego głowę do tyłu.
- Moja kobieta przez ciebie cierpiała. - wypowiadam beznamiętnie. - Więc teraz ty będziesz cierpiał. Dzień po dniu. Miesiąc po miesiącu. Aż w końcu cię zabiję.
- Nie znam twojej kobiety, popaprańcu!
- Josephine Dryer. - mimika jego twarzy momentalnie się zmienia. Doskonale widzę moment, w którym zdaje sobie sprawę, że jest w gównie po pas, aczkolwiek jeśli posłucham rady siostry, nie będzie mógł oddać kału już do końca swoich dni.
- Jakim cudem ta mała kusicielka i lafirynda, znalazła się w twoich łapskach! Była taka mądra. Unikała niebezpieczeństw.
- Wciąż ich unika, Marshall. Myślisz, że jestem dla niej niebezpieczny?
- Z pewnością ją krzywdzisz!
- Z pewnością nie wepchnąłem w nią swojego fiuta, gdy tego nie chciała. - nachylam się nad nią. - Ona ma wolną wolę, a ty odebrałeś jej to, co kobieta ceni w sobie najbardziej.
- Nic jej nie odebrałem!
- Odebrałeś jej niewinność. Chciała ją zachować dla kogoś, kogo kocha. Ciebie nie kochała. Ciebie nie chciała. Zapłacisz za każde skrzywdzone dziecko. - odsuwam się od niego. - Dymitr! - wołam do jednego z moich ludzi od brudnej roboty. - Spraw by cierpiał. Pozbądź się jego fiuta w najbardziej bolesny sposób.
~***~
( Josephine)
Dasz radę, Jo! Nigdy nie wątpiłam w twoje siły. Zrób to, lecz jeśli coś pójdzie nie tak, to pamiętaj. Nie ja cię do tego namawiałam...Cholera przecież ja to ty, ty to ja! Skomplikowany masz proces myślowy...No ale zrób to. Zamknę oczy, nie podglądam.
Biorę głęboki oddech, spoglądam na swoją krótką piżamę w pingwiny...W sumie mam w szafie niezłe zoo, ale mniejsza z tym. Raz się żyje, carpe diem i inne motywacyjne epikurejskie gówna łączcie się.
Uwagę. Idę.
Otwieram drzwi, prowadzące do biura Fedira i nie rozglądam się dookoła, tylko z jasnym celem, przemierzam odległość, która dzieli mnie od Popowa.
- Josie? - pyta zaskoczony, lecz nie odpowiadam.
Bez zastanowienia złączam nasze usta, a dłonie prędko wplątuję w jego czarne włosy. - Cholera. - jęczy prosto w moje usta i przerywa nasz pocałunek, trwający niespełna kilka sekund. - Wyjść, kurwa! - krzyczy do kogoś za moimi plecami.
Ooł.
Josie, czy ty właśnie przerwałaś jakieś spotkanie?
Kurczaczki.
Ups.
Drzwi prędko się zamykają, a Popow spogląda na mnie, a następnie wpija się w moje wargi, jakby był ich spragniony. Nasze języki rozpoczynają wspólny namiętny taniec i ani mi się śni, by to przerwać.
Czarnooki chwyta mnie za uda, a następnie sadza na swoim biurku, przenosząc swoje usta na moją szyję.
O ja cię pierdykam!
Jakie to jest przyjemne.
Jo! Idź na całość!
Idź na całość!
Gwarantuję, że nie będę narzekać.
Popow wraca pocałunkami do moich ust, ponownie rozpoczynając żywiołową walkę o dominację, a jego dłonie niecierpliwie rozrywają delikatny materiał mojej piżamy.
Ah, jestem w raju...
_____
Hej misie ❤
To już ostatni na dziś ❤
Buziole❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro